OSKAR KOWALEWSKI
Upadek LOTU

Prywatyzacja Polskich Linii Lotniczych LOT coraz bardziej przypomina słynną już "sprzedaż" stoczni przez ministra skarbu państwa Aleksandra Grada. Od kilku miesięcy Ministerstwo Skarbu Państwa utrzymuje, że istnieją inwestorzy, którzy są zainteresowani zakupem LOT-u. Ministerstwo nie chce natomiast podać ich nazwy, ani też żaden z zagranicznych przewoźników dotychczas nie wyraził publicznie zainteresowania zakupem LOT-u. Stąd też uzasadniona jest obawa, że LOT nie­długo podzieli losy polskich stoczni.

Wnuczka kupiła matkę
W przeciwieństwie do stoczni, przewoźnika na razie ratują wybory parlamentarne, gdyż upa­dłość LOT-u nie przysporzyłaby dużej popularności obecnej władzy. Tak więc można przyjąć, że wy­bory parlamentarne są główną przyczyną, dla której Skarb Państwa zdecydował się teraz na obej­ście przepisów unijnych o pomocy państwowej i dofinansował po cichu LOT kwotą 200 ml zł. Zgod­nie z informacjami prasowymi, w tym celu spółka-córka LOT-u, która zajmuje się m.in. dowożeniem bagaży, utworzyła kolejną spółkę-wnuczkę LOT-u. Wnuczka następnie otrzymała od Skarbu Pań­stwa ponad 200 mln zł, za które kupiła od LOT-u swoją matkę. W ten sposób płynność przewoźnika została po raz kolejny uratowana, gdyż nie był to pierwszy raz, gdy Skarb Państwa wspomagał spół­kę pieniędzmi podatników.
Warto przypomnieć, że w 2001 r. Skarb Państwa zdecydował się na podwyższenie kapitału w Locie, w którym był wtedy inwestorem Swissair. Szwajcarski przewoźnik nabył 37,6 proc. akcji LO­T-u, co kosztowało ich około 550 mln zł w 1999 r. Kilka miesięcy później Swissair zmuszony był nieste­ty ogłosić upadłość, co było wynikiem jego nadmiernej ekspansji i równoczesnego załamania się ryn­ku lotniczego, w następstwie ataków terrorystycznych. Z tych powodów Skarb Państwa zdecydo­wał się na dokapitalizowanie LOT-u akcjami trzech spółek giełdowych: Pekao S.A., KGHM i Impe­xmetal o wartości około 400 mln zł. W transakcji tej udziału nie brał jednak Swissair wobec kłopotów finansowych i w związku z tym udział Skarbu Państwa wzrósł w Locie do 67,96 proc., a Swissair spadł do 25,1 proc.
Wtedy też Skarb Państwa obiecał, że szybko znajdzie nowego inwestora, który nabędzie udziały w Locie od upadających Szwajcarów. Miały miesiące, a żaden inwestor nie był zainteresowa­ny nabyciem udziałów w Locie. Stąd w 2009 r. Skarb Państwa i Towarzystwo Finansowe Silesia na­było udziały od szwajcarskiego syndyka masy upadłościowej Swissair za blisko 12 mln euro. Ozna­cza to, że wtedy syndyk i Skarb Państwa wycenił wartość całego LOT-u na ok. 225 mln zł. Kwota ta jest niedużo większa niż obecne dofinansowanie ze strony Skarbu Państwa, które zostało dokonane przez spółki zależne. Skąd zatem taka niska wartość i tak małe zainteresowanie LOT-em ze strony inwestorów?

Zmarnowane pieniądze
Niska wartość spółki wynika z faktu, że oprócz marki, LOT dziś prawie nic nie posiada. Do LOT-u nie należą ani samoloty, bo są leasingowane, ani nawet budynek na Okęciu, który w celu po­prawienia bilansu sprzedany został spółce EuroLOT. Natomiast akcje, które przewoźnik otrzymał od Skarbu Państwa, zostały również dawno sprzedane. Co prawda zarobił on na ich sprzedaży, ale z ok. 500-700 mln zł, nie zostało dziś nic w spółce. Nie ma także śladu po pieniądzach ze sprzedaży przez LOT udziałów w budynku LIM (Hotel Mariott) za 400 mln złotych w 2007 r. Nie ma także na kontach środków ze sprzedaży przez LOT udziałów w spółkach zależnych LOT Services lub LOT Catering, jak i wielu innych firm, w których LOT był właścicielem.
Sumując wszystkie transakcje sprzedaży spółek i udziałów przez LOT, a było ich prawdopo­dobnie o wiele więcej, można ostrożnie obliczyć, że w ciągu ostatni lat spółka miała około 1 mld zł dodatkowych dochodów. Co zatem stało się z tym pieniędzmi? Większość środków niestety zmarno­wał zarząd spółki, który bardzo często się zmieniał. W latach 2005-2011 spółka miała 11 prezesów i p.o. prezesów, z których każdy miał inną wizję dla LOT-u, co wiązało się z kosztami, nie wspomina­jąc o odprawach dla poprzednich członków zarządu. W 2008 r. wyszło ponadto na jaw, że zarząd LOT-u stracił około 300-400 mln zł na opcjach paliwowych, a wyniku tego strata przewoźnika wyno­siła pod koniec roku ponad 500 mln zł. Rada nadzorcza, która została osobiście wybrana przez obecnego ministra skarbu, została po ujawnieniu afery odwołana wraz z zarządem. Większych kon­sekwencji, w tym w ministerstwie, jednak nie było z tego powodu, co może dziwić ze względu na wielkość strat poniesionych przez spółkę i negatywnych opinii audytora oraz NIK-u.

Dobra bajka
Nie powinno zatem też dziwić, że spółka wygenerowała stratę wysokości 52 mln w 2010 r. (168 mln w 2009 r.), a zadłużenie spółki na koniec roku wynosiło 1590 mln zł. Stąd Skarb Państwa był zmuszony zainwestować ponownie w spółkę 200 mln zł, przy czym wartość LOT-u, a także spółki jest prawdopodobnie dziś dużo niższa niż kwota w nią zainwestowana. Nie należy też oczekiwać, że ktoś nabędzie LOT, gdyż spółka nie ma obecnie prawie nic do zaoferowania oprócz długów. Więk­szość linii lotniczych, w tym Lufthansa, od dłuższego czasu sygnalizowała, iż nie jest zainteresowa­na nabyciem LOT-u.
O braku zainteresowania świadczy również fakt, że nikt nie był zainteresowany nabyciem spółki zależnej Centralwings, która ostatecznie została zamknięta przez LOT, a również tam byli po­dobno inwestorzy gotowi ją nabyć. Wejście LOT-u na giełdę należy zaś traktować wyłącznie jako do­brą bajkę. Nawet jeśli zostanie wynajęty Goldman Sachs, żaden z racjonalnie myślących inwestorów nie kupi akcji spółki, która od lat generuje tylko straty. Stąd też należy przyjąć, że jest tylko kwestią czasu, gdy LOT podzieli los polskich stoczni, co może się wydarzyć nawet po jesiennych wyborach parlamentarnych. Oprócz tego nie wiadomo jeszcze, czy Komisja Europejska nie zdecyduje się wsz­cząć przeciw Polsce postępowania w związku z działaniami Ministerstwa Skarbu Państwa. Stąd może się jeszcze okazać, że obecne ratowanie przewoźnika będzie w przyszłości bardzo kosztowa­ne dla podatników.

2010 r.

Powrót do poprzedniej strony