MONIKA ŚLADEWSKA
Prawda historyczna i polityka

Wiedza o historii ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego, jego ideologii i programie politycznym w polskim społeczeństwie jest znikoma.  W efekcie  szermując sloganem „krzywdy ukraińskiej” łatwo jest narzucić  neobanderowską propagandę, udowodnić tezę o „drugiej wojnie polsko-ukraińskiej”, „polskich odwetach” i „wzajemnych winach”.

Z uwagi na tragiczne doświadczenia ludności polskiej  podczas I i II wojny światowej problemu ukraińskiego nacjonalizmu nie można lekceważyć  gdyż ma on żywotne znaczenie dla Polski, tym większe, że na Ukrainie demony przeszłości odżyły, są w strukturach władzy pań­stwowej i terenowej, nadal kierują się zbrodniczą ideologią opartą na doktrynie. D. Doncowa i dążą do zrealizowania celu strategicznego zapisanego w dokumentach Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) w 1929 r. Cel ten sprowadza się do zbudowania soborowego państwa ukraińskiego na wszystkich ziemiach ukraińskich do których należy tzw. „Zakierzonia”. Szerzący się kult OUN-UPA i SS Galizien oraz otwarta propaganda faszyzmu stanowi zagrożenie dla pokoju w tej części Europy i polskich mieszkańców pogranicza.
Zagrożeń ze strony ukraińskiego nacjonalizmu nie dostrzegły władze II RP, pielęgnowano pamięć poległych w obronie Lwowa ale ukrywano przed społeczeństwem zbrodnie o ludobójczym charakterze, dokonane na Polakach  i polskich jeńcach w latach 1918-1919 przez bojówki  Ukraińskiej Halickiej Armii i ukraińskie szowinistyczne elementy w Małopolsce Wschodniej. Uważano, że z Ukraińcami, którzy znaleźli się w granicach Państwa Polskiego należy dogadywać się i nie wypominać im czynów zbrodni­czych.  W związku z ratyfikacją traktatu wersalskiego premier Ignacy Paderewski przemawiając w Sejmie powiedział: „Powinniśmy wymazać z pamięci wszystkie urazy i krzywdy, powinniśmy zapomnieć o przeżytych bólach i doznanych cierpieniach, powinniśmy zapomnieć bośmy Polacy i chrześcijanie”. Po­wołano Komisję do spraw zbrodni dokonanych przez galicyjskich Ukraińców ale jej prace  z upływem lat słabły, nieliczni Ukraińcy, którym winę udowodniono w wyniku amnestii wyszli na wolność.
Polska tolerancja, wręcz naiwność powodowała, że ukraiński ruch nacjonalistyczny, skrajnie wrogi w stosunku do „obcych” jaki z inspiracji Austriaków  w końcu XIX w. rodził się w Galicji, krystalizował się w II RP. W zorganizowanej formie działał nielegalnie, ale czołowy ideolog  D. Doncow mógł wydać pracę pt „Nacjonalizm” i redagować dwutygodnik  „Zahrawa” wywierający duży wpływ na postawy młodych nacjonalistów. Ukraińcy  w II RP posiadali pełne prawa obywatelskie, bez ograniczeń działały partie legalne, organizacje gospodarcze i oświatowe, aktywiści OUN mogli opuszczać kraj i wracać mogli z pomocą greckokatolickich duchownych w Małopolsce Wschodniej organizować uroczystości religijne często za­mieniając je w manifestacje polityczne.
Obiektem zainteresowania policji byli komuniści i członkowie OUN odpowiedzialni za terroryzm i zabójstwa polskich polityków, także Ukraińców współpracujących z władzami. Przykładem liberalnej postawy polskich władz było niewykonanie zasądzonych wyroków śmierci za mordy skrytobójcze w tym na Stepanie Banderze. Program OUN, przygotowywane powsta­nie i współpraca z Niemcami nie stanowiły tajemnicy dla organów polskiego wywiadu, a jednak władze nie ostrzegały Polaków przed śmiertelnym zagrożeniem ze strony ukraińskich nacjonalistów.  Politycy II RP uznali ten ruch za mniejsze zło, bardziej obawiali się szerzenia idei komunizmu, antykomunistyczna obsesja  została przeniesiona na emigrację.
Nieracjonalne, odbiegające od rzeczywistości myślenie polskich polityków w czasie II wojny świa­towej, brak elementarnej wiedzy o programie ukraińskich nacjonalistów już oficjalnie współpracujących z Niemcami kosztowało życie 200 tyś. Polaków. Wielu można było uratować gdyby władze konspiracyjne odpowiednie działania  podjęły wcześniej. Delegat Rządu na Wołyń Kazimierz Banach łudził się, sądził, że z Ukraińcami jako  obywatelami Polski należy rozmawiać, rozmowy zakończyły się okrutną śmiercią polskich delegatów w dniu 10 lipca 1943 r. W końcu lipca 1943 r. K. Banach wydał odezwę do „Obywateli Rzeczypospolitej”, wezwał do organizowania się, zakazał wstępowania do policji niemieckiej i ogłosił, że „współdziałanie z bolszewikami jest takim samym przestępstwem jak współdziałanie z Niemcami”. W tym czasie na północnym Wołyniu wielu Polaków wstępowało do mieszanych partyzanckich od­działów radzieckich. W tamtym terenie była to jedyna siła, która ratowała życie Polaków a później zbroj­nie wsparła kilka polskich ośrodków obronnych.  Dowództwo Okręgu AK Wołyń dopiero po przejściu naj­większej fali mordów masowych dokonanych przez tzw. UPA podjęło decyzję o utworzeniu  9 lotnych oddziałów partyzanckich AK, bazy samoobrony, do których te oddziały zostały skierowane przetrwały do nadejścia frontu wschodniego.
Po zakończeniu II wojny światowej problem banderyzmu do rozwiązania otrzymała Polska Ludo­wa.  Inwazja bojówek UPA  na południowo-wschodnie tereny powojennej Polski stanowiła wielkie zagro­żenie dla ludności polskiej i granic państwa. Dramat ludności cywilnej trwał do 1947 r. Wojskowa opera­cja „Wisła” przywróciła  spokój, jej zasadność  mimo wysiłków ukraińskiej nacjonalistycznej diaspory nie poddała w wątpliwość  Organizacji Narodów Zjednoczonych. Z kręgu przesiedlonych Ukraińców wywo­dzi się wielu sterników ukraińskiego nacjonalizmu aktywnie działających w III RP.
W Polsce Ludowej czczono pamięć  poległych w walkach z rebeliantami żołnierzy WP i funkcjona­riuszy odpowiedzialnych za bezpieczeństwo powojennego państwa.  Z politycznych względów zbrodnia wołyńsko-małopolska dokonana przez OUN-UPA była wyciszana ale nie zakłamywana. Po 1956 r. na ten temat ukazało się wiele publikacji, pierwszą książkę jaką kupiłam były „Leśne Ognie” Grzegorza Fedorowskiego lekarza skierowanego na Wołyń w celu organizowania szpitala polowego 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK,  kilkakrotnie wznawiane były „Czerwone Noce” H. Cybulskiego o obronie Przebra­ża, „Łuny w Bieszczadach”  były lekturą szkolną. W 1981 r. ukazała się książka  Michała Fijałki „27 Wo­łyńska Dywizja AK” z inicjatywy autora w czerwcu 1981 r. w PAN zorganizowano sesję naukową  poświeconą historii tej Dywizji. Powstał film „Ogniomistrz Kaleń” w reżyserii Ewy i Czesława Petelskich.  Filmowy Kaleń to żołnierz WP – Paweł Sudnik, 18 marca 1946 r. kilka sotni upowskich napadło na strażnicę  WOP w Jasielu, część żołnierzy w obronie poległa, a 34 i 2 milicjantów dostało się do niewoli, po torturach byli rozstrzeliwani. Sudnik zbiegł, został ranny – przeżył.  W PRL nie prowadzono badań naukowych nad ukraińskim ruchem nacjonalistycznym typu faszystowskiego, uznano, że problem został rozwiązany i to było kolejne złudzenie.  W tym czasie ukraińscy kolaboranci Hitlera pełnili ważną rolę w amerykańskiej machinie propagandowej, opracowywali własną wersję historii przyjętą za prawdziwą przez J. Giedroycia. Cały zespół mitów o „bohaterstwie” tzw. UPA jej rzekomych walkach z Niemcami i Sowietami  został przetransferowany do Polski w przełomowym roku 1989.
Polacy o rodowodzie kresowym i znawcy problemu po transformacji ustrojowej zostali zaskoczeni tak dużym wpływem na życie polityczne spadkobierców tradycji OUN-UPA  i ich protektorów, oczekiwali na potępienie sprawców ludobójstwa, otrzymali poprawnie polityczny bełkot o „winach wzajemnych”, „wojnie bratobójczej” i „trzeciej sile”. Nikt już nie bronił honoru polskich żołnierzy i godności Narodu Polskiego. W 2004 r. prezydenci L. Wałęsa i A. Kwaśniewski na Majdanie wiecowali razem  banderowcami i ukraińskimi esesmanami, a w lipcu 2016 r. obaj podpisali skandaliczny list otwarty do Ukraińców de facto do neobanderowców, w którym prosili o wybaczenie krzywd zadanych braciom Ukraińcom polskimi rękoma.  Kolejni prezydenci III RP uprawiali ekwilibrystykę historyczną. Nie było sprzeciwu prezydenta Komorowskiego gdy 9 kwietnia 2015 r. tuż po jego wystąpieniu  Rada Najwyższa Ukrainy  otworzyła drogę do faszyzacji państwa, przyjmując ustawę uznającą członków OUN-UPA za bojowników o niepod­ległość Ukrainy. Za taką naiwność polityków ginęła kresowa ludność polska.
Dobrze zorganizowane neobanderowskie lobby w Polsce blokowało starania Kresowian o godne uczczenie pamięci ofiar OUN-UPA, wystarczyło, że M, Wojciechowski w GW napisał „W tym roku napię­cie w relacjach polsko-ukraińskich może się zwiększyć , chyba, że prezydent Kaczyński wykaże inicjatywę i wyraźnie zaznaczy czy popiera pojednanie czy konfrontacje” . Szantaż okazał się skuteczny prezydent Kaczyński nie wziął udziału w obchodach 65 rocznicy apogeum zbrodni  wołyńskiej. Ewenemen­tem w III RP jest fakt, że instytucje naukowe wyręczyły osoby nie będące historykami i udokumentowały zbrodnię wołyńskomałopolską. Bez wsparcia państwa powstał film „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego, ukazały się opracowania naukowe kilku polskich historyków. Po 1989r. z wolności w większym stopniu korzystały i nadal korzystają obrońcy ukraińskiego nacjonalizmu. Dezinformowaniem społeczeństwa zajęła się Gazeta Wyborcza, nagłośniła porażający slogan „UPA to cześć i duma Ukrainy”. Czołowy propagandysta M. Czech pisał brednie pod tytułem „ Jak Moskwa rozpętała piekło na Wołyniu” i głosił, że Sejm X kadencji nie przyjął uchwały potępiającej „akcję Wisła” bo przeszkodzili polscy generałowie.
Dyspozycyjni historycy rozpoczęli pisanie książek odpowiadających założeniom nowej polityki. Pracowitym historykiem jest pan Grzegorz Motyka, zręcznie broni tego czego obronić się nie da. Po opracowaniu od początku do końca, zafałszowanych „Tek Edukacyjnych”, napisał książkę „Wołyń 43”. Jest pewien postęp w stosunku do twórczości  z lat 90-tych, wówczas pisał, że za wymordowanie czeskiego Malina odpowiadają Polacy w tej  książce zgodnie z prawdą, że Niemcy, zapomniał dodać, że z policja ukraińską.  W dalszym ciągu dla prof. Motyki Małopolska Wschodnia jest Galicją, a mordercy bezbronnych „partyzantką ukraińską”.  Pomysłowo zestawiony w książce materiał źródłowy powoduje mętlik w głowach niezorientowanych w sprawie czytelników,  jest wiele faktów historycznych i jeszcze więcej niedomówień i tak na str.207 w nawiązaniu do seminariów pod błędnym tytułem „Polska-Ukraina: trudne pytania”, na których z korzyścią dla strony unowsko-banderowskiej uzgodniono historie, prof. Motyka pozytywnie przedstawia organizatorów – żołnierzy 27 Wołyńskiej Dywizji AK prof. W. Filara oraz A. Żupańskiego i pisze: „Największymi krytykami seminarium okazali się członkowie organizacji kresowych wywodzący się ze środowisk kombatanckich o zgoła innej tradycji. Przykładowo Szczepan Sie­kierka i Edward Prus byli członkami sowieckiej formacji pomocniczej tzw.  Istrebitielnych Batalionów”.  Pan profesor pominął fakt, że do JB dowództwo AK kierowało młodocianych żołnierzy nie podlegających mobilizacji do Wojska Polskiego, w IB legalnie mogli otrzymać broń i po przesunięciu się frontu wschodniego na zachód bronić resztek żywiołu polskiego przed napadami band UPA.  Tym żołnierzom w III RP odebrano uprawnienia kombatanckie, wyrokiem Sądu Najwyższego zostały im przywrócone. Prof. Prus miał wówczas 13 lat w IB nie był, jest to kłamstwo. Panu Motyce najwyraźniej nie odpowiada „inna tradycja”, Sz. Siekierka udokumentował zbrodnie OUN-UPA w Małopolsce Wschodniej, a prof. Prus w 42 pracach popularno-naukowych przedstawił prawdziwe oblicze ukraińskiego nacjonalizmu.

Powrót do poprzedniej strony