W 1999 r. zdecydował się napisać i wydać własnym nakładem książkę p.t. Gazeta Wyborcza – Początki i okolice, w której przedstawił swą bardzo krytyczną opinię i żale, oraz potwierdzające je dokumenty, o powstaniu i początkach tej gazety, jaka rychło stała się największym medium opiniotwórczym w III Rzeczypospolitej. Mimo braku w GW i wielu innych, liczących się, mediach jakiejkolwiek wzmianki o ukazaniu się tej książki, jej nakład 10 tys. egzemplarzy sprzedany został w kilka miesięcy.
Remuszko Stanisław
Autor książki Gazeta Wyborcza – początki i okolice urodził się 30.01.1948 r., studiował astronomię (bez powodzenia), a w 1972 r. ukończył studia mat.fiz. Przez 5 lat był dziennikarzem czasopisma ZORZA. potem Słowa Powszechnego. Po stanie wojennym wyrzucony z pracy za list otwarty (tzw. List Trzydziestu) i 1,5 roku bezrobotny. W latach 1983-89 pracował jako kustosz w GUS, publikując równocześnie swe artykuły w „podziemnej” prasie opozycyjnej pod różnymi pseudonimami. Wiosną 1989 r. Adam Michnik zaangażował go do pracy w GW, z której zwolnił się w połowie 1960 r., rozczarowany linią polityczną.
Remuszko założył wtedy Biuro Badania Opinii Społecznej SONDA, a jako „wolny strzelec” publikował uzyskane opinie w gazetach Czas Krakowski, Kurier Polski, Tygodnik Solidarność, Nowe Państwo. Polityczną poprawność uważał za zabobon, nigdy nie kłamał, miał dwa zawały serca, udar mózgu, nadwagę. Żona Agnieszka pracowała jako programistka komputerowa. Posiadali dwoje dzieci, a ich łączne zarobki z trudem starczały na utrzymanie rodziny. Remuszko stale interesował się polityką, historia powszechną, nowinkami technicznymi.
Pierwsze rozczarowania
Remuszko przy każdej okazji deklarował, że za jedną z najważniejszych wartości demokracji uważa wolność słowa. Między innymi miałaby ona polegać na obowiązku publikowania przez media bez żadnej cenzury, zgłaszanych przez obywateli poglądów, nawet, jeśli są one krytyczne wobec polityki i postępowania aktualnych władz państwowych, czy jakichkolwiek innych. Tymczasem od początków swej redaktorskiej pracy w GW, Remuszko doświadczył wielu przypadków odrzucenia, przekazanych do redakcji artykułów, z reguły bez jakiegokolwiek uzasadnienia. Oburzało go to i było powodem pierwszych rozczarowań do działalności i intencji zwłaszcza redaktora naczelnego Adama Michnika, którego wielbił i podziwiał do 1990 r.. Lecz szybko zniechęcił się do swego pryncypała z powodu jego postępowania i działalności jako naczelnego redaktora Gazety.
Oczywiście Remuszko, w swej świadomości zakładał, że napisane przez niego postulaty, opinie i prezentowane poglądy są absolutnie prawidłowe, słuszne, sprawiedliwe i patriotyczne, mające na celu tylko dobro społeczeństwa polskiego i III Rzeczypospolitej, w pełni niepodległej od 1989 roku. Jako starszy wiekiem od autora, a równocześnie jako pragmatyk, hołdujący rzeczywistym faktom i dokonaniom, a nie mitom i emocjom, chciałem sam z szerszej perspektywy ocenić zalety tych odrzuconych do kosza tekstów. Remuszko zamieścił ich kilka w książce pod stosownymi tytułami.
Czynnik pozaekonomiczny. W notatce pod tym tytułem, Remuszko wyliczył, że w styczniu 1982 r. wysłano na bruk 340 tys. ludzi, na 400 tys., zwolnionych ogółem, wg danych GUS-u. Redakcja odmówiła publikacji tej notatki, za co potem uskarżał się jej autor. Mylił się on jednakże w swych „obliczeniach”. Najwidoczniej zapomniał, ze w grudniu upływał termin realizowanego postulatu, zgłoszonego przez NSZZ Solidarność, o możliwości przejścia na wcześniejszą emeryturę, przy spełnieniu określonych warunków. W moim biurze projektowym, liczącym ok. 250 zatrudnionych, skorzystało z tej możliwości kilkanaście osób. Faktycznie byli to prawie wyłącznie członkowie, w tym kilku działaczy, Solidarności, ale oni traktowali pracę jako przymus i zniewolenie komunistyczne i mocno zabiegali o te wcześniejsze (dobre) emerytury. Pamiętam też krążący dowcip,
że dzieci w przedszkolu zapytane kim chciałyby zostać po dorośnięciu, odpowiadały, że emerytami. Taka wówczas, po półtora roku festiwali strajkowych, panowała atmosfera społecznej degradacji etosu pracy.
Zróbmy to jak najprędzej. W dniu 31 maja 1989 r. Remuszko przekazał do publikacji w redakcji GW swój artykuł-apel o powołaniu w Polsce specjalnego Trybunału dla osądzenia zbrodni stalinowskich z lat 1945-1955. Miałby on przeprowadzić śledztwa, przesłuchać świadków, przebadać archiwalia, zgromadzić dowody, przy czym w trakcie procesów oskarżeni mieli mieć zagwarantowane prawa obrony, zgodnie z europejską tradycją prawną, w tym prawa przedawnienia.
W swym apelu nie wzmiankuje o tym, że od ostatnich lat II wojny światowej rozgrywała się na polskich ziemiach wojna domowa, gdyż zbrojna opozycja podjęła walki partyzanckie ze strukturami powstającej Polski Ludowej. W walkach tych zginęło więcej funkcjonariuszy MO, UB, żołnierzy WP, członków powstających władz lokalnych, geodetów, parcelantów, ludności cywilnej, Białorusinów i Żydów, niż partyzantów opozycyjnych organizacji WiN, NSZ, powołujących się z reguły na AK (zlikwidowanej w styczniu 1945 r. przez Komendanta AK gen. Okulickiego), UPA itd.
Przy czym organizacje podziemne miały charakter rozbójniczy, ich członkowie dokonywali rabunków, podpaleń, gwałtów i zabójstw w sposób podstępny i okrutny, często przypadkowy. Zaś wyroki skazujące pojmanych przez organy państwowe zapadały po rozprawach sądowych, kilkakrotnie ogłaszane były amnestie, obejmujące nawet mających najwyższe wyroki. Więc może ten Trybunał powinien sądzić obie skonfliktowane strony? Ostatecznie utworzony został IPN, przyjęto, że „zbrodnie komunistyczne” się nie przedawniają, a aktualny prezydent państwa chce lustrować i sądzić także dzieci i wnuków „stalinowskich sędziów-oprawców” sprzed dziesięcioleci.
Adwokaci i lekarze. W dniu 5.11.1989 r. Remuszko złożył w redakcji GW tekst polemiczny w sprawie etyki zawodowej adwokatów w PRL Stwierdzał w nim, że tak jak lekarze mają obowiązek leczenia wrogów politycznych, podobnie adwokaci bez zastrzeżeń powinni podejmować się obrony prawnej w sądach politycznych przeciwników. Tymczasem w okresie stanu wojennego tylko bardo nieliczni adwokaci zdecydowali się bronić internowanych działaczy Solidarności. Podał kilka przykładów, że spotkały ich za to urzędowe represje. Tak czy siak winę za ten stan rzeczy ponoszą rządzący w PRL.
Otóż akurat w latach 1979-80 sprawowałem funkcję społecznego ławnika, biorąc udział w kilkunastu posiedzeniach w sprawach cywilno-karnych. Z reguły w procesach tych poszczególni obywatele występowali o odszkodowania finansowe ze strony Skarbu Państwa za poniesione straty lub krzywdy, doznane w wyniku działalności organów państwowych, lub różnych wypadków.
Na przykład mamusia dochodziła od Skarbu Państwa pokrycia dodatkowych kosztów prywatnego leczenia kilkunastoletniej córki, poparzonej w wyniku wybuchu gazu w jej mieszkaniu. Odszkodowanie za dokonane zniszczenia w kuchni, w której nastąpił wybuch, zostały ju wcześniej wypłacone. W pozwie chodziło o rekompensatę za dodatkowe, poza szpitalne prywatne leczenie córki, która doznała oparzeń twarzy i ręki. Składały się na nią opłaty za codziennie angażowaną pielęgniarkę i jej dojazdy taksówką, wyjazd z Krakowa dwóch osób, również taksówką, do najlepszego specjalisty w Warszawie, prywatne koszty tegoż specjalisty, oraz dolarowe leki ze Stanów Zjednoczonych. Wyjątkowo, na tej rozprawie, opiekuńcza matka częściej od adwokata zabierała głos, opisując, ze łzami w oczach, swą tragiczną sytuację i stan psychiczny swej córki.
Córka siedziała na sali, lecz ją samą nikt o nic nie pytał. Ja starałem się wypatrzyć te straszliwe oparzenia na jej twarzy, ale nic nie zauważyłem, być może ze względu na upływ lat, a może zastosowane leczenie było niezwykle skuteczne.
Te procesy miały pewne wspólne cechy. Zawsze powodowie mieli swych prywatnych adwokatów, którzy zabierali głos w ich imieniu, zachowując się z reguły bardzo pewnie, wprost bezczelnie. Gdy w poszczególnych sprawach odbywało się kilka rozpraw, to zwykle adwokaci rozszerzali roszczenia i zgłaszali co raz to nowe okoliczności. Ale najistotniejsze było to, że skarżący prezentowali się jako biedne, nieszczęsne ofiary, pokrzywdzone i maltretowane przez bezwzględną biurokrację, milicję, przedsiębiorstwa państwowe itd. I były te pozwy z reguły przyjmowane przez sąd jako dogmaty, nie wymagające dowodów.
Źle to wróżyło dla stanu i trwałości państwa, gdy sądy a priori działały przeciwko interesowi państwa. Lecz było to w tamtym okresie czasu odbiciem stanów emocjonalnych i nastrojów społecznych, kształtowanych w coraz większym stopniu antypaństwowo. A tymczasem, przynajmniej te moje kilkanaście rozpraw, w jakich brałem udział w charakterze „bezwolnego” ławnika, były wszystkie jedynie prostym, łatwo czytelnym, sposobem na wyłudzanie przez różnych cwaniaczków i pieniaczy jak największych pieniędzy z państwowej kasy.
Dla mnie dodatkowo, jako historyka (z zamiłowania), te postawy antypaństwowe były widomym świadectwem nawrotu nastrojów społecznych szlachty I Rzeczypospolitej, dla której własne królestwo i król były największym wrogiem ich wolności. Szczególnie dotyczyło to obu Wettynów i Stanisława Poniatowskiego, którego rządy szlachta ostatecznie zniszczyła, najpierw w Konfederacji Barskiej w przymierzu z Turcją i Francją, potem w Konfederacji Targowickiej przy pomocy Caratu. W XIX-wieku patriotyczna szlachta walczyła już sama o niepodległość w powstaniach przeciwko zaborcom. Wszystko wskazywało na to że zegar historii cofnął czas Polakom i w 1980 roku nowe pokolenie zerwało się do kolejnej walki o narodową wolność i niepodległość. Wśród walczących znalazł się także Stanisław Remuszko.
Co dalej? Taki tytuł miał jeden z kolejnych artykułów Remuszki, odrzucony przez redakcję GW 9 lutego 1990 r. Dotyczył bieżącej oceny realizacji ustaleń Porozumień Okrągłego Stołu i przedstawiał propozycje przyśpieszenia przekształceń ustrojowych, dokonywanych w Polsce. Strona rządowa wzorowo realizowała przyjęte ustalenia, w tym lojalnie działali generałowie Jaruzelski, Kiszczak i Sawicki, odpolityczniając wojsko i służby bezpieczeństwa. Natomiast część strony opozycyjnego ruchu związkowego „Solidarność” od początku kwestionowała porozumienia Okrągłego Stołu. W ogóle ujawniły się wielkie rozbieżności i różnice poglądów w zakresie dalszej ewolucji politycznej państwa. Ruch dotąd jednolity, zaczął się rozpadać na liczne partie polityczne. Powstało ich ponad 150 (formalnie zarejestrowanych),
po czym zajęły się przede wszystkim wzajemną rywalizacją oraz walką o uznanie i władzę. Remuszko uważał ten stan rzeczy jako przywracanie normalności w życiu społecznym i proponował w związku z tym przeprowadzenie nowych wyborów parlamentarnych już na wiosnę 1991 r. oraz jak najszybsze opracowanie i przyjęcie nowej konstytucji ustrojowej.
Natomiast nie było w tekście Co dalej? najmniejszej nawet wzmianki w sprawach gospodarczych. Mimo, że od początku roku realizowany był radykalny plan przekształcenia i dostosowania struktur gospodarczych, dotąd kierowanych centralnie przez państwo, do warunków wolnej gospodarki rynkowej. Ten plan zwany Planem Balcerowicza, ministra finansów w rządzie T. Mazowieckiego, opracowany był w oparciu o dezyderaty neoliberalnego ekonomisty J. Sachsa z Chicago, a opublikowany w październiku 1989 r. Polegał głównie na prywatyzacji, wyprzedaży kapitałowi zagranicznemu, bądź likwidacji państwowych zakładów przemysłowych. Faktycznie ta dwuletnia realizacja Planu Balcerowicza spowodowała likwidację inflacji pieniężnej, poprzez znaczne obniżenie produkcji przemysłowej i wprowadzenie milionowego bezrobocia w Polsce.
Drugie rozczarowanie.
Już w pierwszym roku swej działalności Gazeta Wyborcza wyrosła na największy dziennik w Polsce. Podobnie rozrosła się Spółka Wydawnicza Agora, która patronowała i prowadziła finanse Gazety. Obie powstały przez przejęcie wybranych, nowoczesnych państwowych zakładów poligraficznych, głównie Trybuny Ludu, wraz z ich majątkiem, wyposażeniem i personelem. W maju 1990 r. kierownictwo GW zdecydowało o sprywatyzowaniu Gazety jako spółki akcyjnej i o uwłaszczeniu jej majątku pomiędzy jej 19 wybranych członków, przez przydzielenie im po 5% akcji spółki. Wydano w tej sprawie skrótową wewnętrzną informację, zaś Remuszko zwrócił się o szczegółowe dane o działalności finansowej GW. Interesował się dokonywanymi operacjami finansowymi, kredytami, dotacjami, dotyczącymi GW i miał wątpliwości co do ich rzetelności i uczciwości.
Jego pytania w tych kwestiach były jednakże całkowicie ignorowane. Również jako przewodniczący Koła Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich przy Gazecie, zwracał się kilkakrotnie do Dyrekcji GW o podwyżki płac dla szeregowych pracowników, wobec panującej wysokiej inflacji cenowej. Na przykład w pierwszej połowie 1990 r. ceny środków żywności wzrosły w kraju o 160%. Lecz te jego starania były też całkowicie bezskuteczne.
Suma tych rozczarowań i niepowodzeń w pracy redaktorskiej spowodowała, że rozgoryczony Remuszko 15 sierpnia 1990 r. złożył w Dyrekcji GW propozycję rozwiązania stosunku pracy na zasadzie wzajemnego porozumienia. W liście pożegnalnym do koleżanek i kolegów w GW w pierwszym akapicie zwrócił uwagę na zalety i chwalił rozwój Gazety. Lecz w drugim skrytykował moralno-polityczne wady pisma, a w kolejnych odpowiedzialnością za te wady obarczył ścisłe kierownictwo GW, szczególnie naczelnego redaktora Adama Michnika, którego nie uważał już za swego przyjaciela. Po odejściu z Gazety Remuszko prowadził założone przez siebie Biuro Badania Opinii Społecznej i jako „wolny strzelec” pisywał do licznych innych czasopism.
W 1991 r. odbyły się przyśpieszone wybory parlamentarne. Do Sejmu weszło prawie 30 partii, przy tym 10 spośród nich zdobyło 90% miejsc poselskich. Dzięki „wojnie na górze” Wałęsa zburzył groźbę monopolu władzy „Solidarności”, sterowanej wówczas przez Geremka, Michnika, Mazowieckiego, oraz basujących im tzw. elitom intelektualnym. Według Remuszki był to po prostu kolejny etap budowy demokratycznego społeczeństwa. Oficjalne, otwarte ścieranie się różnorakich poglądów i interesów jest bowiem przejawem normalnego rozwoju demokracji w państwie.
W sierpniu 1991 r. w Życiu Warszawy ukazał się wywiad Jacka Maziarskiego, w którym on stwierdził, że Gazeta Wyborcza powstała z pieniędzy (zagranicznych), przeznaczonych dla całej opozycji „Solidarność” w Polsce. Kierownictwo spółki akcyjnej Agora, wydającej Gazetę, poczuło się dotknięte tym stwierdzeniem i pozwało Maziarskiego do sądu. Ostatecznie przegrał on proces, a sąd nakazał mu przeproszenie Gazety, gdyż nie potrafił udokumentować swych zarzutów. Proces wzbudził spore zainteresowanie w kraju.
Koncern medialny AGORA i jego kierownictwo.
Koncern. Założycielami wydawniczej spółki akcyjnej Agora byli Andrzej Wajda, Zbigniew Bujak i Aleksander Paszyński. Razem wyłożyli po 50 tys. zł (starych), czyli początkowy kapitał zakładowy spółki wyniósł 150 tys zł. = 15 zł po wymianie waluty.
Pierwsze większe pieniądze Agora otrzymała ze Stowarzyszenia Solidarności Francusko-Polskiej, które przekazało ok. 400 tys. dolarów, głównie na sfinansowanie maszyn drukarskich oraz wsparcie rozruchu gazety. Maszyn nie udało się nigdy złożyć, ale Agora mogła wziąć pod nie kredyty z X oddziału Banku PKO BP w lipcu 1989 r. W 1990 r. Kongres Polonii Amerykańskiej przekazał "Gazecie" 55 tys. dolarów od National Endowment for Democracy na pokrycie podstawowych wydatków technicznych dziennika. W tym samym czasie 20 tys. funtów trafiło z brytyjskiego know-how na modernizację systemu komputerowego. A w połowie 1993 r. firma dostała duży kredyt - 8 mln dolarów - z Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju.
Agora SA. od 1999 r. jest notowana na giełdach w Warszawie i Londynie. Akcje Agory otrzymało około 1,6 tys. pracowników. Jednak 96 spośród nich, będących kluczowymi pracownikami firmy, posiada pakiety znacznie wyższe niż pozostali (oni też zdecydowali o takim właśnie rozdziale akcji). Osoby te w większości były związane z GW od początku jej istnienia. W tym ponad dwadzieścia osób stało się współwłaścicielami Gazety jeszcze w 1990 roku. W 1998 r. zgodzili się oni na to, aby dodatkowe 75 osób zostało współwłaścicielami spółki.
96 kluczowym pracownikom przypadło w udziale od kilku tysięcy do ponad 1,7 mln akcji - w sumie ponad 19 mln akcji o wartości prawie 2 mld zł. Najwięcej otrzymały cztery osoby: Helena Łuczywo (wiceprezes Agory), Piotr Niemczycki (wiceprezes Agory), Wanda Rapaczyński (prezes Agory), Juliusz Rawicz (wicenaczelny "Gazety"). Niewiele mniej niż milion akcji otrzymali również: Seweryn Blumsztajn (kieruje lokalnymi dodatkami), Ernest Skalski (komentator "Gazety") i Piotr Pacewicz (wicenaczelny "Gazety"). Rekordzistą jest Piotr Niemczycki którego 2 mln. akcji warte jest dziś ok. 125 mln. zł. Żeby nie było wątpliwości - wszyscy oni są pochodzenia semickiego. Swoją dolę (największą) otrzymał też Adam Michnik, ale akcji nie podjął i czekały na niego w sejfie, aż do zakończenia pracy w GW, o czym napomknął ostatnio przy okazji zeznań w "Rywingate".
Kto to jest Piotr Niemczycki? Jakoś dziwnie nigdzie nie mogłem znaleźć pełnego jego biogramu. Urodził się w 1959 roku. Ukończył studia na Wydziale Filozofii Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. W latach 80. współtworzył sieć druku i kolportażu "Tygodnika Mazowsze". W latach 80. P. Niemczycki przebywał też kilka lat w USA, gdzie ukończył wyższe studia, podobnie zresztą jak Helena Łuczywo i Wanda Rapaczyński.
W 1989 r. był jednym z założycieli Gazety Wyborczej. Jest wiceprezesem zarządu Agory, dyrektorem generalnym wydawnictwa oraz członkiem zarządu Agory Holding (głównego udziałowcy Agory), obok Wandy Rapaczyński (prezesowa), Heleny Łuczywo i Adama Michnika. Wszyscy oni mają podobne rodowody dysydenckie. Jest członkiem zarządu International Press Institute, Kawalerem Europejskiej Konfraterni Kawalerów Gutenberga, oraz honorowym członkiem International Who is Who of Professional for the Year 2000. We wrześniu 2001 roku minister kultury wręczył Piotrowi Niemczyckiemu odznakę Zasłużony Działacz Kultury. Z WPROST wiadomo, że na liście 100 najbogatszych ludzi w Polsce Piotr Niemczycki jest na 77 pozycji, z majątkiem ocenianym na 125 mln. zł., jest właścicielem prawie 2 mln akcji Agory, typu A, dających właścicielom prawo głosowania, czyli wpływ na działalność firmy.
Kto jest Wanda Rapaczyński? Ma 55 lat. Jest prezesem zarządu Agory, największej polskiej spółki medialnej, wydawcy m.in. Gazety Wyborczej. Według Wall Street Journal Europe, jest jedną z trzydziestu najbardziej wpływowych kobiet Europy. Magazyn "Fortune" umieścił ją na 26. miejscu w rankingu najbardziej wpływowych kobiet biznesu poza Stanami Zjednoczonymi, a tygodnik BusinessWeek zakwalifikował ją do grona 50 Stars of Europe (gwiazd Europy). Wanda Rapaczyńska ma ponad 1,4 mln akcji Agory. Z tygodnika WPROST wiadomo, że na liście 100 najbogatszych ludzi w Polsce Wanda Rapaczyńska znajduje się na 93 pozycji, z majątkiem ocenianym na 88 mln. zł.
W 1968 r. wyjechała do USA, tam ukończyła studia. Potem pracowała w Citibank. Wróciła w 1987 r. (?), wraz ze swą szkolną koleżanką H. Łuczywo zakładała "Gazetę Wyborczą", po czym została prezesem zarządu spółki nadzorczej Agora.
Kto to jest Helena Łuczywo? Urodziła się w 1946 r. Jej ojciec Ferdynand Chaber pochodził z bogatej rodziny handlarzy winem, okres wojny spędził w ZSRR, po powrocie w 1945 r. pracował na eksponowanym stanowisku w aparacie propagandy PPR. Natomiast matka Dorota Guter wywodziła się z rodziny drobnych kupców warszawskich. Helena ukończyła Wydział Ekonomii Politycznej oraz studiowała anglistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Po uzyskaniu dyplomu UW pracowała w banku.
Swą polityczną dysydencką działalność rozpoczęła w 1968 r, biorąc udział w marcowych demonstracjach studenckich na UW, kierowanych przez młodych, ambitnych studentów i kontestujących intelektualistów. Spora część z nich była również pochodzenia żydowskiego, w tym wielu dzieci prominentnych działaczy państwowych i partyjnych. To wówczas Helena poznała Adama Michnika, Henryka Szlajfera, Jacka Kuronia, Karola Modzelewskiego, Seweryna Blumsztajna.
W 1976 r. z inspiracji przywódcy opozycji Jacka Kuronia została aktywną członkinią KOR, w 1977 roku współzałożyła i do 1981 r. redagowała pismo "Robotnik", które wywarło istotny wpływ na powstanie ruchu "Solidarność". W 1981 r. była redaktorem naczelnym agencji prasowej "Solidarność" i pracowała dla Daily Telegraph. Po grudniu 1981 r. ukrywała się, redagując Tygodnik Mazowsze, największe pismo podziemnej "Solidarności". W 1986 r. wyjechała na rok do USA jako "stypendystka pokoju" w Radcliffe College Bunting Institute. W 1989 roku otrzymała nagrodę Harvard University Niemann Foundation Lyons Award for Conscience and Integrity in Journalism, a w 1986 - Radcliffe's Bunting Institute Peace Fellwoship. W roku 1999 została wyróżniona Knight International Press Fellowship Award.
W roku 1989 uczestniczyła ze strony opozycyjnej w obradach rady ds. mediów Okrągłego Stołu i zakładała "Gazetę Wyborczą", w której została zastępcą redaktora naczelnego i wiceprezesem zarządu spółki nadzorczej Agora, gdzie podlegają jej piony: redakcji, nieruchomości oraz internet. Z tygodnika WPROST wiadomo, że na liście 100 najbogatszych ludzi w Polsce Helena Łuczywo znajduje się na 94 pozycji, dysponując akcjami Agory typu A (dającymi prawo głosu o działalności firmy), ocenianymi na 85 mln. zł. Zajmuje więc na tej liście miejsce tuż po swej szkolnej koleżance Wandzie Rapaczyński (88 mln zł.) i 17 miejsce dalej niż drugi v-prezes Agory Piotr Niemczycki (125 mln.zł).
Lata 1992 – 1999
Kolejne rozdziały książki – kroniki, tytułowane latami 1992 do 1999, są skromne objętościowo, obejmują po kilka listów otwartych bądź do redakcji GW, względnie artykuły krytyczne wobec niektórych aspektów działalności kierownictwa Gazety Wyborczej. Większość z nich jest autorstwa samego Stanisława Remuszki, ale także Zbigniewa Herberta, Jacka Żakowskiego, Macieja Iłowieckiego, Stefana Bratkowskiego. Wszystkie opatrzone dodatkowo szerokimi komentarzami, zarzucały Gazecie Wyborczej manipulacje finansowo-uwłaszczeniowe, tendencyjne przekłamania historii i bieżących wydarzeń oraz przemilczanie niewygodnych dla GW faktów i wypowiedzi.
Między innymi Remuszko oskarżał GW także o hipokryzję i kierowanie się moralnością Kalego. W tym ceku podaje szereg przykładów tyczących lustracji pracowników publicznych. Gazeta gorąco broniła swą redaktorkę Ewę Milewicz przed zarzutem donoszenia niemieckiej Stasi (Ministerstwo Bezpieczeństwa NRD) o nastrojach w Polsce, natomiast ani słowem nie wsparła opozycyjnego literata w PRL, Andrzeja Szczypiorskiego, oskarżanego o bycie agentem w SB. Z kolei sam Remuszko pisał do Aleksandry Jakubowskiej, rzeczniczki prasowej Rady Ministrów, że premier Józef Oleksy winien podać się do dymisji, wobec znajomości agenta rosyjskiego Ałganowa, mieszkającego w pobliżu. Taki absolutnie „sprawiedliwy” i bezkompromisowy był autor książki.
W ogóle Remuszko był uczulony na sprawy lustracji ludzi opozycji w PRL, współpracujących z SB, gdyż sam przez rok, w okresie dojścia Gomułki do władzy, był na usługach SB, informując o nastrojach w środowisku studenckim. Otrzymał za to kilka razy, na zachętę, po kilkaset złotych. Później zaangażował się w działalności NSZZ „Solidarność” w 1981 r., a zwłaszcza w 1989 r. Gdy jednak zaczęto już w latach III RP coraz bardziej domagać się lustracji osób publicznych, zrozumiał, ze nie ma szans na karierę polityczną i wycofał się z wszelkich funkcji politycznych. Przyjął te samoograniczenia z pokorą i zrozumieniem,.choć dziwił się dlaczego miałby odpowiadać za swój niewielki błąd młodzieńczy, popełniony 35 lat wcześniej, z którego zresztą nie zdawał sobie ongiś sprawy. Gdyby popełnił wtedy na przykład morderstwo, objęty byłby już amnestią.
Dodatki
Pierwsze wydanie książki kończą kilkunastostronicowe Dodatki, obejmujące różne listy otwarte, apele , artykuły , głównie autorstwa Stanisława Remuszki z lat 1988 do 2000 r. Rozpoczyna je opublikowany w „Przeglądzie Katolickim” z dnia 21 lutego 1988 r. list otwarty do władz PRL. Remuszko przedstawia w nim konieczność dokonania zdecydowanych reform w PRL, polegających na umożliwieniu polskiemu społeczeństwu na swobodne oddolne organizowanie się w inicjatywne grupy i organizacje, działające dla dobra publicznego, przy zagwarantowaniu pełnej wolności wypowiedzi i publikacji, bez cenzury i ograniczeń urzędniczych. Apel został sygnowany przez 30 znanych osobistości, głównie nauki i kultury, z ekonomistą Leszkiem Balcerowiczem na czele. Ten list-apel jest dumą Remuszki, choć przyznaje, że został on zmarginalizowany i przemilczany przez GW, jako napisany przez niewłaściwego człowieka o dwa lata za wcześnie l bez uzgodnienia z górą opozycji.
Podobny los spotkał propozycję Remuszki, dotyczącą zasad zgłaszania kandydatów w najbliższych wyborach do sejmu. Również ta propozycja została podpisane przez 100 znanych osobistości, co zajęło Remuszce, działającemu w pojedynkę, aż 5 miesięcy 1988 r. O oświadczeniu tym informowały agencje zagraniczne prasy, tv i Radio Wolna Europa, ale w kraju zostało praktycznie przemilczane.
W październiku 1992 r. Remuszko opublikował w niszowym czasopiśmie „Nowy Świat” artykuł, w którym rozważał dlaczego on, i inni redaktorzy, walczyli z komuną. Otóż komuniści, otaczając szczególna troską kulturę, zwłaszcza prasę radio i telewizję, starali się zdobyć władzę nad duszami Polaków i regulować życiem społecznym, które nie powinno podlegać niczyjemu monopolowi i dominacji. Czynili to w sposób niegodziwy i niemoralny za pomocą cenzury, zakazu wolnej konkurencji i represji karnych.
Gdy w wyborach parlamentarnych w czerwcu 1991 r. runęła komuna, zwycięska opozycja solidarnościowa nie miała konkretnej wizji polityczno-gospodarczej kraju, jednakże panowało ogólne przekonanie, ze najszybsze zmiany na lepsze nastąpią w dziedzinie publikatorów – czyli pluralizm, równość szans oraz wolny rynek przekonań, idei i poglądów. Tak się nie stało. Najpierw Gazeta Wyborcza, która decyzją Okrągłego Stołu miała służyć całej ówczesnej opozycji, rychło zawłaszczona została przez jedną grupę polityczną. Następnie Komisja Likwidacyjna RSW rozdzieliła niemal wszystkie istniejące czasopisma wg własnych niejasnych kryteriów. Zaś parlament przez 3 lata uchylał się przed uchwaleniem ustawy, która umożliwiłaby konkurencję między radiostacjami i telewizjami.
Komuniści czyli gorsi.
Artykuł napisany został w grudniu 1994 r. Autor rozpoczyna go od definicji komunizmu, który według niego był ustrojem polityczno-społecznym, narzuconym Polsce siłą przez ościenne mocarstwo, źle zapisane w historii Polski. Przetrwał prawie 50 lat, nie mając demokratycznej legitymizacji społeczeństwa, cechowało go istnienie monopolu władzy. stosującej fizyczny przymus wobec politycznych oponentów.
Natomiast komunistami byli członkowie rządzącej monopartii, w okresie Gierka było ich około 2,5 miliona. Różnili się od pozostałych członków społeczeństwa polskiego tym, że byli od nich gorsi moralnie. Dla udowodnienia tej tezy, Remuszko wymyślił teoretyczno-filozoficzne Obywatelskie Wielosito Etyczne, tzw. Durszlak Remuszki. Proponował przepuszczenie przez niego odpowiednio dobrane dwie jednakowo duże grupy komunistów i pozostałych obywateli. Na 5 stronach autor pomysłu opisuje i zamieszcza szkice Durszlaku, składającego się z Przetaków Moralnych, wielkiej Kadzi Polskiej, kompletu 5 różnej wielkości Czerpaków oraz Wagi Szalkowej.
Najważniejszą rolę w urządzeniu pełnią Przetaki Moralne: odcedzające niepodległość, demokrację, wolność, patriotyzm, zabijanie, kłamstwo, kradzież i obłudę. Charakterystyczne, że w Durszlaku Remuszki brak przetaków do odcedzania pracowitości, obowiązkowości, odpowiedzialności, sprawiedliwości, tolerancyjności, wykształcenia itp. Waga służy do porównania wyników przesiewu obu badanych grup: komunistów i pozostałych obywateli.
.
Dodatki do drugiego wydania.
Znów kilka artykułów Remuszki, niekoniecznie opublikowanych.
Po roku. W ciągu dziesięciu lat swego istnienia Gazeta Wyborcza wyrosła na najpopularniejsze i najbardziej opiniotwórcze pismo w Polsce. Zaś wejście spółki Agora na giełdę ujawniło potęgę finansową tego medialnego koncernu, mieszczącego się w pierwszej pięćdziesiątce przedsiębiorstw krajowych. Wydanie więc pierwszej książki – studium o Gazety zresztą nagle i bez zapowiedzi, powinno normalnie wzbudzić sensację i zainteresowanie środowisk intelektualnych, związanych z mediami, a zwłaszcza samej Gazety Wyborczej.
Remuszko sam napisał i zestawił swą książkę na komputerze,i wydrukował ją na domowej drukarce laserowej na arkuszach foliowych. Druk ofsetowy na papierze, złożenie książek, ich oprawa i sklejenie dokonane zostało w drukarni kolegi Remuszki. Na początku grudnia 1999 r. gotowe były pierwsze setki książek. Zwiózł je do mieszkania i w pierwszym rzędzie rozesłał po kilka-kilkanaście egzemplarzy do instytucji i znajomych za granicą. Równocześnie rozesłał zaproszenia na promocyjną konferencję w dniu 19 grudnia.
Na konferencję przybyło kilkadziesiąt osób, głównie przyjaciół Remuszki, ale tylko siedmiu dziennikarzy. PAP wydała potem krótki komunikat o zebtaniu i książce, lecz przedrukowały go tylko kilka pomniejszych czasopism. Można więc powiedzieć, że wokół książki zapadła głuche cisza. Remuszko tę zmowę milczenia tłumaczy strachem przed potęgą „Wyborczej.
Po świętach Remuszko zdecydował się na płatne ogłoszenia o ukazaniu się książki i jej sprzedaż ruszyła, nadspodziewanie dobrze. Sam z żoną, synem i wynajętym pracownikiem zajęli się jej kolportażem. Kolejne tysięczne dodruki rozchodziły się praktycznie do księgarń i były sprzedawane w ciągu kilku-kilkunastu dni. Do lutego wydrukowanych i rozprowadzonych zostało 10 tysięcy jej egzemplarzy i Remuszko, zmęczony intensywnym kolportażem swego dzieła, zrezygnował z kolejnych dodruków. Uzyskany dochód ze sprzedaży książki, w wysokości 50 tysięcy złotych pozwolił mu na spłatę długów i pewne inwestycje domowe. Pod względem finansowym trud napisania, wydania i kolportażu pierwszej książki o początkach Gazety Wyborczej opłacił się.
Ale równocześnie potwierdziły się jego zarzuty nieuczciwego zdobycia przez kierownictwo Gazety realnego majątku i realnej władzy w III RP. Spodziewał się bowiem, ze ratując swój honor, Gazeta, i Michnik w szczególności, oprotestują jego zarzuty, pozwą może nawet do sądu. A tymczasem przez cały rok od ukazania się książki, nikt nigdy nigdzie w żaden sposób nie próbował nawet polemizować z przedstawionymi w książce Remuszki faktami i twierdzeniami.
Nowe zagrożenia. W artykule, opublikowanym przy okazji Kongresu Kultury Polskoiej w 2000 r. Remuszko ubolewa nad brakiem w polskich mediach pluralizmu i zawodowej rzetelności o jakie walczył w PRL. Uzasadnia swe zarzuty kilkoma przykładami z ostatniego roku. Za najważniejszy uważa swą książkę, którą wydał, a której równocześnie nie było. W styczniu 2000 r. była najlepiej sprzedającą się książką w Polsce, a równocześnie w ogóle nie zaistniała w polskich mediach, które nie zamieściły o niej najmniejszej nawet wzmianki.
Podaje jeszcze przykłady znikających taśm magnetofonowych podczas wyborów prezydenckich i sporu wokół Wyższej Szkoły Dziennikarskiej im. Wańkowicza, który Rzeczpospolita przedstawiła absolutnie jednostronnie, odmawiając nawet zamieszczenia sprostowania itd. Autor książki ogłasza więć, że 10 lat po upadku PRL, cenzura nadal żyje, zmieniła tylko swą postać. Stała się środowiskowa, dyktowana przez główne media, a przez pomniejsze powielana ze strachu przed nimi.
W dziennikarstwie polskim to głównie Gazeta Wyborcza, i w mniejszym stopniu Rzeczpospolita, skupiają ludzi jednej tylko opcji ideowo-politycznej, globalnej, o różowej, czyli jedynie słusznej kolorystyce. Nie pozostawiających miejsca na swych łamach na prezentowanie innych punktów widzenia, sporów dotyczących obyczajów, różnych rozwiązań ustrojowych, czy najnowszej historii i tradycji. Co najgorsze, media w III RP, uzyskawszy wyjątkowo wysokie znaczenie i wpływy, stały się realnie czwartą władzą w państwie i próbują wkraczać w kompetencje innych władz: wykonawczej, ustawodawczej i sądowniczej. Tymczasem w demokratycznym państwie prasa, radio i telewizja winny pełnić tylko rolę informacji, kontroli i opiniotwórczą. Bo ludzie tych branż nie pochodzą z demokratycznych wyborów, a za swą działalność nie ponoszą praktycznie żadnej prawnej, czy politycznej odpowiedzialności.
By uzdrowić tę sytuację Remuszko przedstawia cztery propozycje zmian istniejących, lub utworzenia nowych odpowiednich instytucji. Po pierwsze członkowie Rady Etyki Mediów winni być wybierani przez ogół dziennikarzy, a nie przez pracodawców. Po drugie powinno powstać Centrum Monitoringu Rzetelności Prasy na kształt swoistej „księgi zażaleń” dla czytelników i samych dziennikarzy. Po trzecie należałoby wprowadzić ustawy antytrustowe, ograniczające wielkość rynku odbiorców dla jednego koncernu. Po czwarte wskazane byłoby utworzenie Internetowej Gazety Dziennikarskiej, w której bez cenzury, mógłby zabierać głos każdy obywatel, zatroskany stanem polskich mediów. Tyle w książce.
Książka Gazeta Wyborcza Remuszki traktuje ostatecznie tylko o problemach mediów, o ich trzech odmianach: państwowej w Polsce Ludowej, jaką Remuszko zwalczał, pluralistycznej i niezależnej według idealnego obrazu, ukształtowanego w myślach Remuszki, oraz ostatecznie wywalczonych przez opozycję solidarnościową realnych mediów, kierowanych w sposób nieetyczny i nieuczciwy finansowo. Gdyby Remuszko był choćby w 1% materialistą, to napomknął by zapewne także o gospodarce, produkcji, zatrudnieniu i innych aspektach życia społecznego, mających większy wpływ na zmiany ustrojowe. Lecz o tym w książce ani słowa.
Media w PRL ocenił zdecydowanie negatywnie, bo państwowe i stosujące cenzurę prewencyjną. Negatywnie, z wielkim rozczarowaniem, ocenia też media w III RP, zwłaszcza Gazetę Wyborczą, szczególnie jej redaktora naczelnego Adama Michnika, którego uwielbiał, potem znienawidził, za monopol władzy wąskiej kliki kierowniczej, manipulacje informacyjne, zachłanność finansową i obłudę. Natomiast własne przemyślenia, artykuły, dezyderaty uważa oczywiście za absolutnie słuszne, obiektywne i sprawiedliwe.
Można więc zaryzykować stwierdzenie, że Stanisław Remuszko przez kilka lat był jakby polskim Don Kichotem, walczącym z wiatrakami medialnymi – jako bardzo naiwny (sam się tak wielokrotnie określał) i wielce romantyczny utopista.
15.07.2003 r.