Gazeta Wyborcza – Początki i okolice


Penetrując archiwalne zasoby różnych luźnych tekstów i recenzji książkowych, by wykorzy­stać je w niniejszej broszurze, natknąłem się na korespondencję e-mailową z 2003 r .z dziennika­rzem-publicystą Remuszko i notatki odnoszące się do jego sporu z Gazetą Wy­borczą. Stanisław Remuszko to jeden z ideowych działaczy pierwszej "Solidarności". Przez Adama Michnika wciągnię­ty do pracy przy tworzeniu Gazety Wyborczej, już po roku czasu rozczarował się do metod działania i linii politycznej, jaką realizował redaktor naczelny na ła­mach gazety.
W 1999 r. zdecydował się napisać i wydać własnym nakładem książkę p.t. Gazeta Wybor­cza – Początki i okolice, w której przedstawił swą bardzo krytyczną opinię i żale, oraz potwierdzają­ce je dokumenty, o powstaniu i początkach tej gazety, jaka rychło stała się największym medium opi­niotwórczym w III Rzeczypospolitej. Mimo braku w GW i wielu innych, liczących się, mediach jakiej­kolwiek wzmianki o ukazaniu się tej książki, jej nakład 10 tys. egzem­plarzy sprzedany został w kilka miesięcy.

Remuszko Stanisław
Autor książki Gazeta Wyborcza – początki i okolice urodził się 30.01.1948 r., studio­wał astronomię (bez powodzenia), a w 1972 r. ukończył studia mat.fiz. Przez 5 lat był dzien­nikarzem czasopisma ZORZA. potem Słowa Powszechnego. Po stanie wojennym wyrzuco­ny z pracy za list otwarty (tzw. List Trzydziestu) i 1,5 roku bezrobotny. W latach 1983-89 pra­cował jako kustosz w GUS, publikując równocześnie swe artykuły w „podziemnej” prasie opozycyjnej pod różnymi pseudo­nimami. Wiosną 1989 r. Adam Michnik zaangażował go do pracy w GW, z której zwolnił się w poło­wie 1960 r., rozczarowany linią polityczną.
Remuszko założył wtedy Biuro Badania Opinii Społecznej SONDA, a jako „wolny strzelec” publikował uzyskane opinie w gazetach Czas Krakowski, Kurier Polski, Tygodnik Solidarność, Nowe Państwo. Polityczną poprawność uważał za zabobon, nigdy nie kłamał, miał dwa zawały serca, udar mózgu, nadwagę. Żona Agnieszka pracowała jako programist­ka komputerowa. Posiadali dwoje dzie­ci, a ich łączne zarobki z trudem starczały na utrzy­manie rodziny. Remuszko stale interesował się polityką, historia powszechną, nowinkami technicznymi.

Pierwsze rozczarowania
Remuszko przy każdej okazji deklarował, że za jedną z najważniejszych wartości demokracji uważa wolność słowa. Między innymi miałaby ona polegać na obowiązku publi­kowania przez media bez żadnej cenzury, zgłaszanych przez obywateli poglądów, nawet, je­śli są one krytyczne wobec po­lityki i postępowania aktualnych władz państwowych, czy ja­kichkolwiek innych. Tymczasem od po­czątków swej redaktorskiej pracy w GW, Remuszko doświadczył wielu przypadków odrzucenia, przekazanych do redakcji artykułów, z reguły bez jakiegokolwiek uzasadnienia. Oburzało go to i było powodem pierwszych rozczarowań do działalności i intencji zwłaszcza redaktora naczelnego Adama Michnika, którego wielbił i podziwiał do 1990 r.. Lecz szybko zniechęcił się do swego pryncypała z powodu jego postę­powania i działalności jako naczelnego redaktora Gazety.
Oczywiście Remuszko, w swej świadomości zakładał, że napisane przez niego po­stulaty, opinie i prezentowane poglądy są absolutnie prawidłowe, słuszne, sprawiedliwe i pa­triotyczne, mają­ce na celu tylko dobro społeczeństwa polskiego i III Rzeczypospolitej, w peł­ni niepodległej od 1989 roku. Jako starszy wiekiem od autora, a równocześnie jako pragma­tyk, hołdujący rzeczywistym fak­tom i dokonaniom, a nie mitom i emocjom, chciałem sam z szerszej perspektywy ocenić zalety tych odrzuconych do kosza tekstów. Remuszko zamie­ścił ich kilka w książce pod stosownymi tytułami.
Czynnik pozaekonomiczny. W notatce pod tym tytułem, Remuszko wyliczył, że w styczniu 1982 r. wysłano na bruk 340 tys. ludzi, na 400 tys., zwolnionych ogółem, wg da­nych GUS-u. Redak­cja odmówiła publikacji tej notatki, za co potem uskarżał się jej autor. Mylił się on jednakże w swych „obliczeniach”. Najwidoczniej zapomniał, ze w grudniu upły­wał termin realizowanego postulatu, zgło­szonego przez NSZZ Solidarność, o możliwości przejścia na wcześniejszą emeryturę, przy spełnie­niu określonych warunków. W moim biu­rze projektowym, liczącym ok. 250 zatrudnionych, skorzysta­ło z tej możliwości kilkanaście osób. Faktycznie byli to prawie wyłącznie członkowie, w tym kilku działaczy, Solidarności, ale oni traktowali pracę jako przymus i zniewolenie komunistyczne i mocno zabiegali o te wcześniejsze (dobre) emerytury. Pamiętam też krążący dowcip, że dzieci w przed­szkolu za­pytane kim chciałyby zostać po dorośnięciu, odpowiadały, że emerytami. Taka wówczas, po półtora roku festiwali strajkowych, panowała atmosfera społecznej degradacji etosu pracy.
Zróbmy to jak najprędzej. W dniu 31 maja 1989 r. Remuszko przekazał do publika­cji w re­dakcji GW swój artykuł-apel o powołaniu w Polsce specjalnego Trybunału dla osą­dzenia zbrodni sta­linowskich z lat 1945-1955. Miałby on przeprowadzić śledztwa, przesłu­chać świadków, przebadać archiwalia, zgromadzić dowody, przy czym w trakcie procesów oskarżeni mieli mieć zagwarantowa­ne prawa obrony, zgodnie z europejską tradycją prawną, w tym prawa przedawnienia.
W swym apelu nie wzmiankuje o tym, że od ostatnich lat II wojny światowej rozgry­wała się na polskich ziemiach wojna domowa, gdyż zbrojna opozycja podjęła walki party­zanckie ze struktura­mi powstającej Polski Ludowej. W walkach tych zginęło więcej funkcjo­nariuszy MO, UB, żołnierzy WP, członków powstających władz lokalnych, geodetów, parce­lantów, ludności cywilnej, Białorusi­nów i Żydów, niż partyzantów opozycyjnych organizacji WiN, NSZ, powołujących się z reguły na AK (zlikwido­wanej w styczniu 1945 r. przez Komendanta AK gen. Okulickiego), UPA itd.
Przy czym organizacje podziemne miały charakter rozbójniczy, ich członkowie doko­nywali rabunków, podpaleń, gwałtów i zabójstw w sposób podstępny i okrutny, często przy­padkowy. Zaś wyroki skazujące pojmanych przez organy państwowe zapadały po rozpra­wach sądowych, kilkakrot­nie ogłaszane były amnestie, obejmujące nawet mających najwyż­sze wyroki. Więc może ten Trybu­nał powinien sądzić obie skonfliktowane strony? Ostatecz­nie utworzony został IPN, przyjęto, że „zbrodnie komunistyczne” się nie przedawniają, a ak­tualny prezydent państwa chce lustrować i są­dzić także dzieci i wnuków „stalinowskich sę­dziów-oprawców” sprzed dziesięcioleci.
Adwokaci i lekarze. W dniu 5.11.1989 r. Remuszko złożył w redakcji GW tekst pole­miczny w sprawie etyki zawodowej adwokatów w PRL Stwierdzał w nim, że tak jak lekarze mają obowiązek leczenia wrogów politycznych, podobnie adwokaci bez zastrzeżeń powinni podejmować się obrony prawnej w sądach politycznych przeciwników. Tymczasem w okre­sie stanu wojennego tylko bardo nieliczni adwokaci zdecydowali się bronić internowanych działaczy Solidarności. Podał kilka przykła­dów, że spotkały ich za to urzędowe represje. Tak czy siak winę za ten stan rzeczy ponoszą rządzą­cy w PRL.
Otóż akurat w latach 1979-80 sprawowałem funkcję społecznego ławnika, biorąc udział w kilkunastu posiedzeniach w sprawach cywilno-karnych. Z reguły w procesach tych poszczególni oby­watele występowali o odszkodowania finansowe ze strony Skarbu Pań­stwa za poniesione straty lub krzywdy, doznane w wyniku działalności organów państwo­wych, lub różnych wypadków. Na przykład mamusia dochodziła od Skarbu Państwa pokrycia dodatkowych kosztów prywat­nego leczenia kilkunastoletniej córki, poparzonej w wyniku wybuchu gazu w jej miesz­kaniu. Odszko­dowanie za dokonane zniszczenia w kuchni, w której nastąpił wybuch, zostały ju wcześniej wypłaco­ne. W pozwie chodziło o rekompensatę za dodatkowe, poza szpitalne prywatne leczenie córki, która doznała oparzeń twarzy i ręki. Składały się na nią opłaty za codzien­nie angażowaną pielęgniarkę i jej dojazdy taksówką, wyjazd z Krakowa dwóch osób, również tak­sówką, do najlepszego specjalisty w Warszawie, prywatne koszty tegoż specjali­sty, oraz dolarowe leki ze Stanów Zjednoczonych. Wyjątkowo, na tej rozprawie, opiekuńcza matka częściej od adwoka­ta zabierała głos, opisując, ze łzami w oczach, swą tragiczną sy­tuację i stan psychiczny swej córki. Córka siedziała na sali, lecz ją samą nikt o nic nie pytał. Ja starałem się wypatrzyć te straszliwe opa­rzenia na jej twarzy, ale nic nie zauważyłem, być może ze względu na upływ lat, a może zastosowa­ne leczenie było niezwykle skuteczne.
Te procesy miały pewne wspólne cechy. Zawsze powodowie mieli swych prywatnych adwokatów, którzy zabierali głos w ich imieniu, zachowując się z reguły bardzo pewnie, wprost bez­czelnie. Gdy w poszczególnych sprawach odbywało się kilka rozpraw, to zwykle adwokaci rozsze­rzali roszczenia i zgłaszali co raz to nowe okoliczności. Ale najistotniejsze było to, że skarżący pre­zentowali się jako biedne, nieszczęsne ofiary, pokrzywdzone i mal­tretowane przez bezwzględną biu­rokrację, milicję, przedsiębiorstwa państwowe itd. I były te pozwy z reguły przyjmowane przez sąd jako dogmaty, nie wymagające dowodów.
Źle to wróżyło dla stanu i trwałości państwa, gdy sądy a priori działały przeciwko inte­resowi państwa. Lecz było to w tamtym okresie czasu odbiciem stanów emocjonalnych i na­strojów społecz­nych, kształtowanych w coraz większym stopniu antypaństwowo. A tymcza­sem, przynajmniej te moje kilkanaście rozpraw, w jakich brałem udział w charakterze „bez­wolnego” ławnika, były wszyst­kie jedynie prostym, łatwo czytelnym, sposobem na wyłudza­nie przez różnych cwaniaczków i pienia­czy jak największych pieniędzy z państwowej kasy.
Dla mnie dodatkowo, jako historyka (z zamiłowania), te postawy antypaństwowe były widomym świadectwem nawrotu nastrojów społecznych szlachty I Rzeczypospolitej, dla któ­rej wła­sne królestwo i król były największym wrogiem ich wolności. Szczególnie dotyczyło to obu Wettynów i Stanisława Poniatowskiego, którego rządy szlachta ostatecznie zniszczyła, najpierw w Konfederacji Barskiej w przymierzu z Turcją i Francją, potem w Konfederacji Tar­gowickiej przy pomocy Caratu. W XIX-wieku patriotyczna szlachta walczyła już sama o nie­podległość w powstaniach przeciwko zabor­com. Wszystko wskazywało na to że zegar histo­rii cofnął czas Polakom i w 1980 roku nowe pokole­nie zerwało się do kolejnej walki o naro­dową wolność i niepodległość. Wśród walczących znalazł się także Stanisław Remuszko.
Co dalej? Taki tytuł miał jeden z kolejnych artykułów Remuszki, odrzucony przez redakcję GW 9 lutego 1990 r. Dotyczył bieżącej oceny realizacji ustaleń Porozumień Okrą­głego Stołu i przed­stawiał propozycje przyśpieszenia przekształceń ustrojowych, dokonywa­nych w Polsce. Strona rzą­dowa wzorowo realizowała przyjęte ustalenia, w tym lojalnie dzia­łali generałowie Jaruzelski, Kisz­czak i Sawicki, odpolityczniając wojsko i służby bezpieczeń­stwa. Natomiast część strony opozycyj­nego ruchu związkowego „Solidarność” od początku kwestionowała porozumienia Okrągłego Stołu. W ogóle ujawniły się wielkie rozbieżności i różnice poglądów w zakresie dalszej ewolucji politycznej państwa. Ruch dotąd jednolity, za­czął się rozpadać na liczne partie polityczne. Powstało ich ponad 150 (formalnie zarejestro­wanych),
po czym zajęły się przede wszystkim wzajemną rywalizacją oraz walką o uznanie i władzę. Remuszko uważał ten stan rzeczy jako przywracanie normalności w życiu społecz­nym i proponował w związku z tym przeprowadzenie nowych wyborów parlamentarnych już na wiosnę 1991 r. oraz jak najszybsze opracowanie i przyjęcie nowej konstytucji ustrojowej.
Natomiast nie było w tekście Co dalej? najmniejszej nawet wzmianki w sprawach gospodarc­zych. Mimo, że od początku roku realizowany był radykalny plan przekształcenia i dosto­sowania struktur gospodarczych, dotąd kierowanych centralnie przez państwo, do wa­runków wolnej gospodarki rynkowej. Ten plan zwany Planem Balcerowicza, ministra finan­sów w rządzie T. Mazo­wieckiego, opracowany był w oparciu o dezyderaty neoliberalnego ekonomisty J. Sachsa z Chicago, a opublikowany w październiku 1989 r. Polegał głównie na prywatyzacji, wyprzedaży kapitałowi za­granicznemu, bądź likwidacji państwowych zakładów przemysłowych. Faktycznie ta dwuletnia reali­zacja Planu Balcerowicza spowodowała likwi­dację inflacji pieniężnej, poprzez znaczne obniżenie produkcji przemysłowej i wprowadzenie milionowego bezrobocia w Polsce.

Drugie rozczarowanie.
Już w pierwszym roku swej działalności Gazeta Wyborcza wyrosła na największy dziennik w Polsce. Podobnie rozrosła się Spółka Wydawnicza Agora, która patronowała i prowadziła finanse Gazety. Obie powstały przez przejęcie wybranych, nowoczesnych pań­stwowych zakładów poligra­ficznych, głównie Trybuny Ludu, wraz z ich majątkiem, wyposa­żeniem i personelem. W maju 1990 r. kierownictwo GW zdecydowało o sprywatyzowaniu Gazety jako spółki akcyjnej i o uwłaszczeniu jej majątku pomiędzy jej 19 wybranych człon­ków, przez przydzielenie im po 5% akcji spółki. Wydano w tej sprawie skrótową wewnętrzną informację, zaś Remuszko zwrócił się o szczegółowe dane o dzia­łalności finansowej GW. Interesował się dokonywanymi operacjami finansowymi, kredytami, dotacja­mi, dotyczącymi GW i miał wątpliwości co do ich rzetelności i uczciwości.
Jego pytania w tych kwe­stiach były jednakże całkowicie ignorowane. Również jako przewod­niczący Koła Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich przy Gazecie, zwracał się kilkakrotnie do Dyrek­cji GW o podwyżki płac dla szeregowych pracowników, wobec panującej wysokiej inflacji cenowej. Na przykład w pierwszej po­łowie 1990 r. ceny środków żywności wzrosły w kraju o 160%. Lecz te jego starania były też całkowi­cie bezskuteczne. Suma tych rozczarowań i niepowodzeń w pracy redaktorskiej spowodowała, że rozgoryczon­y Remuszko 15 sierpnia 1990 r. złożył w Dyrekcji GW propozycję rozwiązania sto­sunku pracy na zasadzie wzajemnego porozumienia. W liście pożegnalnym do koleżanek i kolegów w GW w pierwszym akapicie zwrócił uwagę na zalety i chwalił rozwój Gazety. Lecz w drugim skrytykował moralno-polityczne wady pisma, a w kolejnych odpowiedzialnością za te wady obarczył ścisłe kie­rownictwo GW, szczególnie naczelnego redaktora Adama Michni­ka, którego nie uważał już za swe­go przyjaciela. Po odejściu z Gazety Remuszko prowadził założone przez siebie Biuro Badania Opi­nii Społecznej i jako „wolny strzelec” pisywał do licznych innych czasopism.
W 1991 r. odbyły się przyśpieszone wybory parlamentarne. Do Sejmu weszło prawie 30 par­tii, przy tym 10 spośród nich zdobyło 90% miejsc poselskich. Dzięki „wojnie na górze” Wałęsa zbu­rzył groźbę monopolu władzy „Solidarności”, sterowanej wówczas przez Gerem­ka, Michnika, Mazo­wieckiego, oraz basujących im tzw. elitom intelektualnym. Według Re­muszki był to po prostu kolejny etap budowy demokratycznego społeczeństwa. Oficjalne, otwarte ścieranie się różnorakich poglą­dów i interesów jest bowiem przejawem normalnego rozwoju demokracji w państwie.
W sierpniu 1991 r. w Życiu Warszawy ukazał się wywiad Jacka Maziarskiego, w któ­rym on stwierdził, że Gazeta Wyborcza powstała z pieniędzy (zagranicznych), przeznaczo­nych dla całej opozycji „Solidarność” w Polsce. Kierownictwo spółki akcyjnej Agora, wydają­cej Gazetę, poczuło się dotknięte tym stwierdzeniem i pozwało Maziarskiego do sądu. Ostatecznie przegrał on proces, a sąd nakazał mu przeproszenie Gazety, gdyż nie potrafił udokumentować swych zarzutów. Proces wzbudził spore zainteresowanie w kraju.

Koncern medialny AGORA i jego kierownictwo.
Koncern. Założycielami wydawniczej spółki akcyjnej Agora byli Andrzej Wajda, Zbi­gniew Bujak i Aleksander Paszyński. Razem wyłożyli po 50 tys. zł (starych), czyli początko­wy kapitał zakła­dowy spółki wyniósł 150 tys zł. = 15 zł po wymianie waluty. Pierwsze większe pieniądze Agora otrzymała ze Stowarzyszenia Solidarności Fran­cusko-Polskiej, które przekazało ok. 400 tys. dolarów, głównie na sfinansowanie maszyn drukarskich oraz wsparcie rozruchu gazety. Maszyn nie udało się nigdy złożyć, ale Agora mogła wziąć pod nie kredyty z X oddziału Banku PKO BP w lipcu 1989 r. W 1990 r. Kongres Polonii Amerykańskiej przekazał "Gazecie" 55 tys. dolarów od National Endowment for De­mocracy na pokrycie podstawowych wydat­ków technicznych dziennika. W tym samym cza­sie 20 tys. funtów trafiło z brytyjskiego know-how na modernizację systemu komputerowego. A w połowie 1993 r. firma dostała duży kredyt - 8 mln dola­rów - z Europejskiego Banku Od­budowy i Rozwoju.
Agora SA. od 1999 r. jest notowana na giełdach w Warszawie i Londynie. Akcje Ago­ry otrzy­mało około 1,6 tys. pracowników. Jednak 96 spośród nich, będących kluczowymi pracownikami fir­my, posiada pakiety znacznie wyższe niż pozostali (oni też zdecydowali o takim właśnie rozdziale akcji). Osoby te w większości były związane z GW od początku jej istnienia. W tym ponad dwadzie­ścia osób stało się współwłaścicielami Gazety jeszcze w 1990 roku. W 1998 r. zgodzili się oni na to, aby dodatkowe 75 osób zostało współwłaścicie­lami spółki. 96 kluczowym pracownikom przypadło w udziale od kilku tysięcy do ponad 1,7 mln akcji - w sumie ponad 19 mln akcji o wartości prawie 2 mld zł. Najwięcej otrzymały cztery osoby: Helena Łu­czywo (wiceprezes Agory), Piotr Niemczycki (wiceprezes Agory), Wanda Rapaczyński (prezes Ago­ry), Juliusz Rawicz (wicenaczelny "Gazety"). Niewiele mniej niż mi­lion akcji otrzymali również: Sewe­ryn Blumsztajn (kieruje lokalnymi dodatkami), Ernest Skal­ski (komentator "Gazety") i Piotr Pacewicz (wicenaczelny "Gazety"). Rekordzistą jest Piotr Niemczycki którego 2 mln. akcji warte jest dziś ok. 125 mln. zł. Żeby nie było wątpliwości - wszyscy oni są pochodzenia semickiego. Swoją dolę (naj­większą) otrzymał też Adam Mich­nik, ale akcji nie podjął i czekały na niego w sejfie, aż do zakończe­nia pracy w GW, o czym napomknął ostatnio przy okazji zeznań w "Rywingate".
Kto to jest Piotr Niemczycki? Jakoś dziwnie nigdzie nie mogłem znaleźć pełnego jego bio­gramu. Urodził się w 1959 roku. Ukończył studia na Wydziale Filozofii Akademii Teo­logii Katolickiej w Warszawie. W latach 80. współtworzył sieć druku i kolportażu "Tygodnika Mazowsze". W latach 80. P. Niemczycki przebywał też kilka lat w USA, gdzie ukończył wyż­sze studia, podobnie zresztą jak Helena Łuczywo i Wanda Rapaczyński. W 1989 r. był jednym z założycieli Gazety Wyborczej. Jest wiceprezesem zarządu Agory, dy­rektorem generalnym wydawnictwa oraz członkiem zarządu Agory Holding (głów­nego udziałowcy Agory), obok Wandy Rapaczyński (prezesowa), Heleny Łuczywo i Adama Michnika. Wszyscy oni mają podobne rodowody dysydenckie. Jest członkiem zarządu Inter­national Press Institute, Kawale­rem Europejskiej Konfraterni Kawalerów Gutenberga, oraz honorowym członkiem International Who is Who of Professional for the Year 2000. We wrześniu 2001 roku minister kultury wręczył Piotrowi Niemczyckiemu odznakę Zasłużony Działacz Kultury. Z WPROST wiadomo, że na liście 100 najbo­gatszych ludzi w Polsce Piotr Niemczycki jest na 77 pozycji, z majątkiem ocenianym na 125 mln. zł., jest właścicielem pra­wie 2 mln akcji Agory, typu A, dających właścicielom prawo głosowania, czyli wpływ na dzia­łalność firmy.
Kto jest Wanda Rapaczyński? Ma 55 lat. Jest prezesem zarządu Agory, naj­większej polskiej spółki medialnej, wydawcy m.in. Gazety Wyborczej. Według Wall Street Journal Europe, jest jedną z trzydziestu najbardziej wpływowych kobiet Europy. Magazyn "Fortune" umieścił ją na 26. miejscu w rankingu najbardziej wpływowych kobiet biznesu poza Stanami Zjednoczonymi, a tygo­dnik BusinessWeek zakwalifikował ją do grona 50 Stars of Europe (gwiazd Europy). Wanda Rapa­czyńska ma ponad 1,4 mln akcji Agory. Z ty­godnika WPROST wiadomo, że na liście 100 najbogat­szych ludzi w Polsce Wanda Rapa­czyńska znajduje się na 93 pozycji, z majątkiem ocenianym na 88 mln. zł.
W 1968 r. wyjechała do USA, tam ukończyła studia. Potem pracowała w Citibank. Wróciła w 1987 r. (?), wraz ze swą szkolną koleżanką H. Łuczywo zakładała "Gazetę Wy­borczą", po czym zo­stała prezesem zarządu spółki nadzorczej Agora.
Kto to jest Helena Łuczywo? Urodziła się w 1946 r. Jej ojciec Ferdynand Chaber pocho­dził z bogatej rodziny handlarzy winem, okres wojny spędził w ZSRR, po powrocie w 1945 r. praco­wał na eksponowanym stanowisku w aparacie propagandy PPR. Natomiast matka Dorota Guter wy­wodziła się z rodziny drobnych kupców warszawskich. Helena ukoń­czyła Wydział Ekonomii Politycz­nej oraz studiowała anglistykę na Uniwersytecie Warszaw­skim. Po uzyskaniu dyplomu UW pracowa­ła w banku. Swą polityczną dysydencką działalność rozpoczęła w 1968 r, biorąc udział w marco­wych de­monstracjach studenckich na UW, kierowanych przez młodych, ambitnych studen­tów i kontestują­cych intelektualistów. Spora część z nich była również pochodzenia żydow­skiego, w tym wielu dzieci prominentnych działaczy państwowych i partyjnych. To wówczas Helena poznała Ada­ma Michnika, Henryka Szlajfera, Jacka Kuronia, Karola Modzelewskie­go, Seweryna Blumsztajna. W 1976 r. z inspiracji przywódcy opozycji Jacka Kuronia została aktywną członkinią KOR, w 1977 roku współzałożyła i do 1981 r. redagowała pismo "Robotnik", które wywarło istotny wpływ na powstanie ruchu "Solidarność". W 1981 r. była redaktorem naczelnym agencji prasowej "Solidar­ność" i pracowała dla Daily Telegraph. Po grudniu 1981 r. ukrywała się, redagując Tygodnik Mazow­sze, największe pismo podziemnej "Solidarności". W 1986 r. wyjechała na rok do USA jako "stypen­dystka pokoju" w Radcliffe College Bunting Institute. W 1989 roku otrzymała nagrodę Harvard Uni­versity Niemann Foundation Lyons Award for Conscience and Integrity in Journalism, a w 1986 - Radcliffe's Bunting Institute Peace Fell­woship. W roku 1999 została wyróżniona Knight International Press Fellowship Award.
W roku 1989 uczestniczyła ze strony opozycyjnej w obradach rady ds. mediów Okrą­głego Stołu i zakładała "Gazetę Wyborczą", w której została zastępcą redaktora naczelnego i wicepreze­sem zarządu spółki nadzorczej Agora, gdzie podlegają jej piony: redakcji, nieru­chomości oraz inter­net. Z tygodnika WPROST wiadomo, że na liście 100 najbogatszych lu­dzi w Polsce Helena Łuczywo znajduje się na 94 pozycji, dysponując akcjami Agory typu A (dającymi prawo głosu o działalności firmy), ocenianymi na 85 mln. zł. Zajmuje więc na tej li­ście miejsce tuż po swej szkolnej koleżance Wandzie Rapaczyński (88 mln zł.) i 17 miejsce dalej niż drugi v-prezes Agory Piotr Niemczycki (125 mln.zł).

Lata 1992 – 1999
Kolejne rozdziały książki – kroniki, tytułowane latami 1992 do 1999, są skromne objętościow­o, obejmują po kilka listów otwartych bądź do redakcji GW, względnie artykuły kry­tyczne wobec niektórych aspektów działalności kierownictwa Gazety Wyborczej. Większość z nich jest au­torstwa samego Stanisława Remuszki, ale także Zbigniewa Herberta, Jacka Żakowskiego, Macieja Iłowieckiego, Stefana Bratkowskiego. Wszystkie opatrzone dodatko­wo szerokimi komentarzami, za­rzucały Gazecie Wyborczej manipulacje finansowo-uwłasz­czeniowe, tendencyjne przekłamania hi­storii i bieżących wydarzeń oraz przemilczanie nie­wygodnych dla GW faktów i wypowiedzi.
Między innymi Remuszko oskarżał GW także o hipokryzję i kierowanie się moralno­ścią Ka­lego. W tym ceku podaje szereg przykładów tyczących lustracji pracowników pu­blicznych. Gazeta gorąco broniła swą redaktorkę Ewę Milewicz przed zarzutem donoszenia niemieckiej Stasi (Minister­stwo Bezpieczeństwa NRD) o nastrojach w Polsce, natomiast ani słowem nie wsparła opozycyjnego literata w PRL, Andrzeja Szczypiorskiego, oskarżanego o bycie agentem w SB. Z kolei sam Re­muszko pisał do Aleksandry Jakubowskiej, rzeczniczki prasowej Rady Ministrów, że premier Józef Oleksy winien podać się do dymisji, wobec zna­jomości agenta rosyjskiego Ałganowa, mieszkającego w pobliżu. Taki absolutnie „sprawiedli­wy” i bezkompromisowy był autor książki.
W ogóle Remuszko był uczulony na sprawy lustracji ludzi opozycji w PRL, współpra­cujących z SB, gdyż sam przez rok, w okresie dojścia Gomułki do władzy, był na usługach SB, informując o nastrojach w środowisku studenckim. Otrzymał za to kilka razy, na zachę­tę, po kilkaset złotych. Póź­niej zaangażował się w działalności NSZZ „Solidarność” w 1981 r., a zwłaszcza w 1989 r. Gdy jednak zaczęto już w latach III RP coraz bardziej domagać się lu­stracji osób publicznych, zrozumiał, ze nie ma szans na karierę polityczną i wycofał się z wszelkich funkcji politycznych. Przyjął te samoograni­czenia z pokorą i zrozumieniem,.choć dziwił się dlaczego miałby odpowiadać za swój niewielki błąd mło­dzieńczy, popełniony 35 lat wcześniej, z którego zresztą nie zdawał sobie ongiś sprawy. Gdyby po­pełnił wtedy na przy­kład morderstwo, objęty byłby już amnestią.

Dodatki
Pierwsze wydanie książki kończą kilkunastostronicowe Dodatki, obejmujące różne listy otwarte, apele , artykuły , głównie autorstwa Stanisława Remuszki z lat 1988 do 2000 r. Rozpoczyna je opublikowany w „Przeglądzie Katolickim” z dnia 21 lutego 1988 r. list otwarty do władz PRL. Re­muszko przedstawia w nim konieczność dokonania zdecydowanych re­form w PRL, polegających na umożliwieniu polskiemu społeczeństwu na swobodne oddolne organizowanie się w inicjatywne gru­py i organizacje, działające dla dobra publicznego, przy zagwarantowaniu pełnej wolności wypowie­dzi i publikacji, bez cenzury i ograniczeń urzędni­czych. Apel został sygnowany przez 30 znanych osobistości, głównie nauki i kultury, z eko­nomistą Leszkiem Balcerowiczem na czele. Ten list-apel jest dumą Remuszki, choć przy­znaje, że został on zmarginalizowany i przemilczany przez GW, jako napisany przez niewła­ściwego człowieka o dwa lata za wcześnie l bez uzgodnienia z górą opozycji.
Podobny los spotkał propozycję Remuszki, dotyczącą zasad zgłaszania kandydatów w naj­bliższych wyborach do sejmu. Również ta propozycja została podpisane przez 100 znanych osobi­stości, co zajęło Remuszce, działającemu w pojedynkę, aż 5 miesięcy 1988 r. O oświadczeniu tym informowały agencje zagraniczne prasy, tv i Radio Wolna Europa, ale w kraju zostało praktycz­nie przemilczane. W październiku 1992 r. Remuszko opublikował w niszowym czasopiśmie „Nowy Świat” ar­tykuł, w którym rozważał dlaczego on, i inni redaktorzy, walczyli z komuną. Otóż komuniści, otacza­jąc szczególna troską kulturę, zwłaszcza prasę radio i telewizję, starali się zdobyć władzę nad du­szami Polaków i regulować życiem społecznym, które nie powinno podlegać niczyjemu monopolowi i dominacji. Czynili to w sposób niegodziwy i niemoralny za pomocą cenzury, zakazu wolnej konku­rencji i represji karnych.
Gdy w wyborach parlamentarnych w czerwcu 1991 r. runęła komuna, zwycięska opozycja solidarnościowa nie miała konkretnej wizji polityczno-gospodarczej kraju, jednakże panowało ogólne przekonanie, ze najszybsze zmiany na lepsze nastąpią w dziedzinie publi­katorów – czyli pluralizm, równość szans oraz wolny rynek przekonań, idei i poglądów. Tak się nie stało. Najpierw Gazeta Wy­borcza, która decyzją Okrągłego Stołu miała służyć całej ówczesnej opozycji, rychło zawłaszczona została przez jedną grupę polityczną. Następnie Komisja Likwidacyjna RSW rozdzieliła niemal wszystkie istniejące czasopisma wg własnych niejasnych kryteriów. Zaś parlament przez 3 lata uchy­lał się przed uchwaleniem ustawy, któ­ra umożliwiłaby konkurencję między radiostacjami i telewizjami.

Komuniści czyli gorsi.
Artykuł napisany został w grudniu 1994 r. Autor rozpoczyna go od definicji komuni­zmu, który według niego był ustrojem polityczno-społecznym, narzuconym Polsce siłą przez ościenne mocar­stwo, źle zapisane w historii Polski. Przetrwał prawie 50 lat, nie mając de­mokratycznej legitymizacji społeczeństwa, cechowało go istnienie monopolu władzy. stosu­jącej fizyczny przymus wobec poli­tycznych oponentów.
Natomiast komunistami byli członkowie rządzącej monopartii, w okresie Gierka było ich około 2,5 miliona. Różnili się od pozostałych członków społeczeństwa polskiego tym, że byli od nich gorsi moralnie. Dla udowodnienia tej tezy, Remuszko wymyślił teoretyczno-filo­zoficzne Obywatelskie Wie­losito Etyczne, tzw. Durszlak Remuszki. Proponował przepusz­czenie przez niego odpowiednio do­brane dwie jednakowo duże grupy komunistów i pozo­stałych obywateli. Na 5 stronach autor pomysłu opisuje i zamieszcza szkice Durszlaku, skła­dającego się z Przetaków Moralnych, wielkiej Kadzi Pol­skiej, kompletu 5 różnej wielkości Czerpaków oraz Wagi Szalkowej. Najważniejszą rolę w urządzeniu pełnią Przetaki Moralne: odcedzające niepodle­głość, demo­krację, wolność, patriotyzm, zabijanie, kłamstwo, kradzież i obłudę. Charaktery­styczne, że w Dursz­laku Remuszki brak przetaków do odcedzania pracowitości, obowiązko­wości, odpowiedzialności, sprawiedliwości, tolerancyjności, wykształcenia itp. Waga służy do porównania wyników przesiewu obu badanych grup: komunistów i pozostałych obywateli.

. Dodatki do drugiego wydania.
Znów kilka artykułów Remuszki, niekoniecznie opublikowanych.
Po roku. W ciągu dziesięciu lat swego istnienia Gazeta Wyborcza wyrosła na najpopular­niejsze i najbardziej opiniotwórcze pismo w Polsce. Zaś wejście spółki Agora na giełdę ujawniło po­tęgę finansową tego medialnego koncernu, mieszczącego się w pierwszej pięćdziesiątce przedsię­biorstw krajowych. Wydanie więc pierwszej książki – studium o Gazety zresztą nagle i bez zapowie­dzi, powinno normalnie wzbudzić sensację i zainteresowanie środowisk intelektualnych, związanych z mediami, a zwłaszcza samej Gazety Wyborczej.
Remuszko sam napisał i zestawił swą książkę na komputerze,i wydrukował ją na domowej drukarce laserowej na arkuszach foliowych. Druk ofsetowy na papierze, złożenie książek, ich opra­wa i sklejenie dokonane zostało w drukarni kolegi Remuszki. Na początku grudnia 1999 r. gotowe były pierwsze setki książek. Zwiózł je do mieszkania i w pierwszym rzędzie rozesłał po kilka-kilkana­ście egzemplarzy do instytucji i znajomych za granicą. Równocześnie rozesłał zaproszenia na pro­mocyjną konferencję w dniu 19 grudnia.
Na konferencję przybyło kilkadziesiąt osób, głównie przyjaciół Remuszki, ale tylko siedmiu dziennikarzy. PAP wydała potem krótki komunikat o zebtaniu i książce, lecz przedrukowały go tylko kilka pomniejszych czasopism. Można więc powiedzieć, że wokół książki zapadła głuche cisza. Re­muszko tę zmowę milczenia tłumaczy strachem przed potęgą „Wyborczej.
Po świętach Remuszko zdecydował się na płatne ogłoszenia o ukazaniu się książki i jej sprzedaż ruszyła, nadspodziewanie dobrze. Sam z żoną, synem i wynajętym pracownikiem zajęli się jej kolportażem. Kolejne tysięczne dodruki rozchodziły się praktycznie do księgarń i były sprzedawa­ne w ciągu kilku-kilkunastu dni. Do lutego wydrukowanych i rozprowadzonych zostało 10 tysięcy jej egzemplarzy i Remuszko, zmęczony intensywnym kolportażem swego dzieła, zrezygnował z kolejnych dodruków. Uzyskany dochód ze sprzedaży książki, w wysokości 50 tysięcy złotych pozwolił mu na spłatę długów i pewne inwestycje domowe. Pod względem finansowym trud napisania, wydania i kolportażu pierwszej książki o początkach Gazety Wyborczej opłacił się.
Ale równocześnie potwierdziły się jego zarzuty nieuczciwego zdobycia przez kierownictwo Gazety realnego majątku i realnej władzy w III RP. Spodziewał się bowiem, ze ratując swój honor, Gazeta, i Michnik w szczególności, oprotestują jego zarzuty, pozwą może nawet do sądu. A tymcza­sem przez cały rok od ukazania się książki, nikt nigdy nigdzie w żaden sposób nie próbował nawet polemizować z przedstawionymi w książce Remuszki faktami i twierdzeniami.

Nowe zagrożenia. W artykule, opublikowanym przy okazji Kongresu Kultury Polskoiej w 2000 r. Remuszko ubolewa nad brakiem w polskich mediach pluralizmu i zawodowej rzetelności o jakie walczył w PRL. Uzasadnia swe zarzuty kilkoma przykładami z ostatniego roku. Za najważniej­szy uważa swą książ­kę, którą wydał, a której równocześnie nie było. W styczniu 2000 r. była najle­piej sprzedającą się książką w Polsce, a równocześnie w ogóle nie zaistniała w polskich mediach, które nie zamieściły o niej najmniejszej nawet wzmianki.
Podaje jeszcze przykłady znikających taśm magnetofonowych podczas wyborów prezydenc­kich i sporu wokół Wyższej Szkoły Dziennikarskiej im. Wańkowicza, który Rzeczpospolita przedsta­wiła absolutnie jednostronnie, odmawiając nawet zamieszczenia sprostowania itd. Autor książki ogłasza więć, że 10 lat po upadku PRL, cenzura nadal żyje, zmieniła tylko swą postać. Stała się śro­dowiskowa, dyktowana przez główne media, a przez pomniejsze powielana ze strachu przed nimi.
W dziennikarstwie polskim to głównie Gazeta Wyborcza, i w mniejszym stopniu Rzeczpo­spolita, skupiają ludzi jednej tylko opcji ideowo-politycznej, globalnej, o różowej, czyli jedynie słusz­nej kolorystyce. Nie pozostawiających miejsca na swych łamach na prezentowanie innych punktów widzenia, sporów dotyczących obyczajów, różnych rozwiązań ustrojowych, czy najnowszej historii i tradycji. Co najgorsze, media w III RP, uzyskawszy wyjątkowo wysokie znaczenie i wpływy, stały się realnie czwartą władzą w państwie i próbują wkraczać w kompetencje innych władz: wykonawczej, ustawodawczej i sądowniczej. Tymczasem w demokratycznym państwie prasa, radio i telewizja win­ny pełnić tylko rolę informacji, kontroli i opiniotwórczą. Bo ludzie tych branż nie pochodzą z demokra­tycznych wyborów, a za swą działalność nie ponoszą praktycznie żadnej prawnej, czy politycznej od­powiedzialności.
By uzdrowić tę sytuację Remuszko przedstawia cztery propozycje zmian istniejących, lub utworzenia nowych odpowiednich instytucji. Po pierwsze członkowie Rady Etyki Mediów winni być wybierani przez ogół dziennikarzy, a nie przez pracodawców. Po drugie powinno powstać Centrum Monitoringu Rzetelności Prasy na kształt swoistej „księgi zażaleń” dla czytelników i samych dzienni­karzy. Po trzecie należałoby wprowadzić ustawy antytrustowe, ograniczające wielkość rynku odbior­ców dla jednego koncernu. Po czwarte wskazane byłoby utworzenie Internetowej Gazety Dzienni­karskiej, w której bez cenzury, mógłby zabierać głos każdy obywatel, zatroskany stanem polskich mediów. Tyle w książce.

Książka Gazeta Wyborcza Remuszki traktuje ostatecznie tylko o problemach mediów, o ich trzech odmianach: państwowej w Polsce Ludowej, jaką Remuszko zwalczał, pluralistycznej i nieza­leżnej według idealnego obrazu, ukształtowanego w myślach Remuszki, oraz ostatecznie wywalczo­nych przez opozycję solidarnościową realnych mediów, kierowanych w sposób nieetyczny i nieuczci­wy finansowo. Gdyby Remuszko był choćby w 1% materialistą, to napomknął by zapewne także o gospodarce, produkcji, zatrudnieniu i innych aspektach życia społecznego, mających większy wpływ na zmiany ustrojowe. Lecz o tym w książce ani słowa.
Media w PRL ocenił zdecydowanie negatywnie, bo państwowe i stosujące cenzurę prewen­cyjną. Negatywnie, z wielkim rozczarowaniem, ocenia też media w III RP, zwłaszcza Gazetę Wybor­czą, szczególnie jej redaktora naczelnego Adama Michnika, którego uwielbiał, potem znienawidził, za monopol władzy wąskiej kliki kierowniczej, manipulacje informacyjne, zachłanność finansową i obłudę. Natomiast własne przemyślenia, artykuły, dezyderaty uważa oczywiście za absolutnie słusz­ne, obiektywne i sprawiedliwe.
Można więc zaryzykować stwierdzenie, że Stanisław Remuszko przez kilka lat był jakby pol­skim Don Kichotem, walczącym z wiatrakami medialnymi – jako bardzo naiwny (sam się tak wielo­krotnie określał) i wielce romantyczny utopista.

15.07.2003 r.

Powrót do poprzedniej strony