Szkoły-tysiąclatki na Tysiąclecie w Nowej Hucie


Było to chyba we wrześniu 1958 r., gdy sekretarka przyniosła mi Gazetę Krakowską(?) z du­żym artykułem, przedstawiającym tragiczne zagęszczenie, zwłaszcza najmłodszych klas szkół pod­stawowych w Nowej Hucie. Nauka prowadzona była w nich na dwie, a nawet trzy zmiany, a re­daktor artykułu postulował zorganizowanie dowozu części dzieci autobusami do szkół krakowskich, mniej przeciążonych. Przejąłem się tą medialną krytyką, zwłaszcza, że z racji swego stanowiska w Dyrek­cji Budowy Osiedli Robotniczych Miasta Krakowa, byłem odpowiedzialny za przygotowanie i realiza­cję nowych inwestycji osiedlowych w Krakowie. Przy czym przyczyna zaistniałej kryzysowej sytuacji była prosta i jednoznaczna. Mianowicie urbanistów, planują­cych i projektujących nowe osiedla w Polsce, obowiązywał Normatyw Projekto­wania Miast i Osiedli, opracowany przez Komitet Urbanistyki i Architektury w oparciu m.in. o staty­styczne dane przedwo­jennego przyrostu naturalnego. Tymczasem w czasie lat 50-tych. coroczne przyrosty naturalne lud­ności w Polsce Ludowej wynosiły po pół miliona mieszkańców netto. Zaś w Nowej Hucie pa­dały pod tym względem rekordy absolutne. Prawa cyklu: "młodzi + praca + mieszka­nie = dzieci" funkcjonowały tu niezawodnie. Tak więc przez szkoły podstawowe dzielnicy w latach 1959-70 prze­chodziła "nawałnica" dzieci, urodzonych już w NH. Nie starczało dla nich izb szkolnych, realizowa­nych według statystycznych wskaźników urbanistycznych.

Pierwsza 1000-latka w Nowej Hucie
Po rzeczonym artykule władze Krakowa i DBOR KM podjęły decyzję o szybkiej budowie 1-2 dodatkowych pozaplanowych szkół na „starych” osiedlach w Nowej Hucie. Już nie pamiętam dokład­nie, ale musiałem zwrócić się do Działu Planowania z poleceniem odszukania możliwej lokalizacji dla nowych inwestycji. Po wizjach lokalnych ustalono możliwość budowy szkół przy ul. Bulwarowej i na Placu Teatralnym na os. C1. W kwietniu 1959 r. przestałem pracować w DBOR KM, zatrudniając się w Biurze Projektowym na stanowisku projektanta architek­tury, więc nie znane mi były dalsze losy tych nowych inwestycji szkolnych. W każdym bądź razie musiały być przeprowadzone badania geologiczne gruntu, pomiar geo­dezyjny, uściślenie programu użytkowego szkoły, uzgodnienia zasilania w media instalacyjne, opra­cowanie dokumentacji projektowej przez Miastoprojekt-Kraków, wreszcie zlecenie i zawarcie umowy na realizację inwestycji z generalnym wykonawcą robót, którym było Przedsiębiorstwo Budownictwa Miejskiego w Nowej Hucie. Dodatkowa, pozaplanowa 18-izbowa szkoła podstawowa, projek­towana na Placu Teatralnym w Nowej Hucie miała być, staraniem władz Krakowa i DBOR KM, jedną z pierw­szych szkół tysiąclatek w kraju, finansowaną w ramach, świeżo utworzonego, Społecz­nego Fundu­szu Budowy 1000 Szkół na Tysiąclecie Państwa Polskiego,
Opracowując projekty inwestycyjne dla Nowej Huty, utrzymywałem kontakt z DBOR KM1, jaka znaj­dowała się na os. C-1 bl. 8 (po podziale na jednostki dzielnicowe). Udałem się tam w celach służbowych też 27 kwietnia 1960 r. w godzinach południowych. W jej sąsiedztwie na osiedlu C-1, zwłaszcza na ulicy przed budynkiem Dzielnicowej Rady Narodowej, zauważyłem kordon milicji i spo­re zbiegowisko ludzi. Jak się szybko dowiedziałem, to okoliczni mieszkańcy protestowali przeciwko rozpoczęciu wykopów pod budowę nowej szkoły podstawowej na placu obok Teatru Ludowego, jaka właśnie miała rozładować nadmierne obciążenie istniejących szkół na sąsiednich osiedlach.
Mianowicie w 1957 r. ustawiony został na środku placu duży drewniany krzyż, gdyż Kuria Kra­kowska upatrzyła ten teren na budowę nowego kościoła. Krzyż ten został wykopany, a następnie ustawiony przez kierownictwo robót na poboczu drogi, co jeszcze bardziej rozsierdziło protestują­cych. Spalili więc kilka kiosków gazetowych "Ruchu" oraz wybili szyby w nieodle­głym budynku Rady Dzielnicowej i w sklepach na osiedlu. Nastąpiła wówczas zdecydowana, ostra interwencja oddziałów milicyjnych, ściągniętych z całego Krakowa, Oświęcimia i Tarnowa. Doszło do bójek, spalenia kilku samochodów milicyjnych, aresztowano kilkaset osób, użyte zostały gazy łza­wiące i broń palna. W wyniku starć, zwłaszcza wieczornych, obrażenia odniosło bodaj 90 milicjantów i nieokreślona, ale zapewne większa liczba protestujących i przypadkowych mieszkańców.
Ostatecznie krzyż stoi obecnie przy krawężniku drogi i wisi na nim tabliczka, upamiętniająca tamte wydarzenia, zwane „Obroną krzyża”, z kwietnia 1960 roku. Zaś szkoła wybudowana została w ciągu roku, jako pierwsza Tysiąclatka w Krakwie i należy niewątpliwie do najbardziej funkcjonalnych szkół w Nowej Hucie. Wyróżnia się m.in. nowatorskim powiązaniem szatni przyklasowych z izbami lekcyjny­mi. Na wolnej części placu, w latach 90-tych, wybudowany też został średniej wielkości ko­ściół im. Najświętszego Serca Pana Jezusa.

Prefabrykacja szkół w Nowej Hucie
W pierwszych latach sześćdziesiątych co rocznie planowano w Krakowie budowę 5-6 du­żych szkół podstawowych. Przewidywano początkowo, że podobnie jak dotąd, realizowane one będą wszystkie w technologiach tradycyjnych, przy zastosowaniu cegły ceramicznej. Ale w tym okre­sie już prawie całe budownictwo mieszkaniowe na nowych osiedlach projektowane było w technolo­giach uprzemysłowionych, głównie w technologii wielkoblokowej, z zastosowaniem wielkogabaryto­wych prefabrykatów betonowych.
Generalny wykonawca w Krakowie to jest Kombinat Budownictwa Mieszkaniowego - Nowa Huta nie zatrudniał już wtedy wielkich rzesz murarzy, to też zaproponowano naszemu biuru projekto­wanie nowych szkół również w technologii wielkoblokowej. Nie można było jednakże w tym celu wy­korzystać prefabrykatów typu "Żerań", jakie stosowano w Krakowie w budownictwie mieszkaniowym, choćby z uwagi na inne wysokości kondygnacji, wielkości otworów okiennych itp.
W związku z tym KBM NH zlecił nam, to jest do Krakowskiego Biura Projektów Budownictwa Ogólnego analizę zastosowania w Krakowie tzw. technologii typu "Wierzbno", po raz pierwszy zasto­sowanej do budowy szkół właśnie na osiedlu Wierzbno w Warszawie. Zlecenie było kompleksowe i dotyczyło: oceny walorów użytkowych i ekonomicznych zastosowanych projektów, sporządzenia harmonogramu budowy szkół oraz bilansów prefabrykatów celem organizacji odpowiedniego poligo­nu produkcyjnego. Dla pierwszych szkół przedsiębiorstwo deklarowało nawet gotowość ewentualneg­o dowozu prefabrykatów z Warszawy lub Łodzi.
Zlecenie skierowane było imiennie do mnie, gdyż, pracując w DBOR KM, zajmowałem się m.in. wdrażaniem nowych technologii budownictwa uprzemysłowionego. Przede wszystkim pojechał­em do Łodzi, gdzie uruchomiono już poligon typu "Wierzbno" i realizowano pierwszą szkołę podstawową w tej technologii. Oglądnąłem budowę szkoły, poligon, zrobiłem serię zdjęć, zapozna­łem się z dokumentacją projektową, katalogami prefabrykatów, kosztorysami. Zajęło mi to niespełna dwa dni, więc przy okazji zwiedziłem jeszcze miasto, którego nie widziałem od około 6 lat. Przespa­cerowałem się ul. Piotrkowską, a następnie odszukałem w Miastoprojekcie-Łódź swego kolegę ze studiów wrocławskich Aleksandra Zwierkę, o którym wiedziałem, że jest jednym z głównych projek­tantów nowych osiedli łódzkich. Pokazał mi on swe najnowsze imponujące obiekty i kilka zespołów osiedlowych w Śródmieściu.
Po powrocie do Krakowa przedstawiłem swą bardzo pozytywną, a szeroko udokumentowa­na ocenę technologii "Wierzbno", zamówiłem katalogi prefabrykatów w Biurze Projektów Typowych w Warszawie i zabrałem się do adaptacji projektów technicznych samych szkół. Polegała ona na po­większeniu szkoły z 16 na 18 izb lekcyjnych, uzupełnieniu rysunków detali, opracowaniu wersji w od­biciu zwierciadlanym oraz zagospodarowaniu działek szkolnych. Pierwsze me projekty obejmowały po dwie szkoły na osiedlach G i H w Bieńczycach. W sumie ja sam w ciągu trzech lat zaprojektowa­łem w Nowej Hucie i Krakowie jedenaście 18 izbowych szkół podstawowych w tej technologii.
Natomiast KBM-NH uruchomił w krótkim czasie poligon prefabrykatów "Wierzbno", obejmu­jących pełny ich asortyment na ściany, stropy, klatki schodowe i dachy. Poligon pracował potem na dwie zmiany, zaś montaż stanu surowego trzykondygnacjowego budynku szkolnego trwał jedynie około pół roku, zaś realizacja całego budynku jeden rok. Duża satysfakcja.

Seria szkół na 1000-lecie
W 1963 roku rozpoczęto w Krakowie realizację programu przyspieszonej budowy szkół pod­stawowych i średnich. Było to głównie konsekwencją wielkiego wyżu przyrostu naturalnego i przyję­cia w lipcu 1961 r. przez Sejm ustawy o wprowadzeniu w Polsce 8-klasowych szkół podstawowych, przy równoczesnym przedłużeniu obowiązkowej nauki o jeden rok. W ich wyniku zaistniała potrzeba poważnej rozbudowy sieci szkół w kraju, co zawarte zostało w popularnym i nośnym haśle: "Tysiąc szkół na 1000-lecie". Już wcześniej w 1958 r. utworzony został Społeczny Fundusz Budowy Szkół Tysiąclecia, zresztą na wzór, istniejącego w pierwszych 10 latach PRL, Funduszu Odbudowy Stolicy.
W Krakowie wdrożenie programu polegało na tym, że oprócz bieżącej realizacji obiektów szkolnych na nowych osiedlach mieszkaniowych, wprowadzono do planów inwestycyjnych na lata 1963-1965 siedem dodatkowych budynków szkolnych. Po ustaleniu ich lokalizacji, DBOR KM zleciła w marcu 1963 r. opracowanie dokumentacji techniczno-roboczej na ich realizację do naszego biura KBPBO. Tak się złożyło, że wszystkie te zlecenia one trafiły do mojego zespołu.
Do mnie należało aktualnie również opracowanie dokumentacji projektowej dla trzech szkół na osiedlach nowohuckich, więc łącznie do końca roku miałem przygotować dokumentację dla 10 szkół podstawowych i średnich, w tym jedną na 12, dwie po 16, a pozostałe po 18 izb lekcyjnych. W przy­padku szkół w Nowej Hucie (Bienczyce) wystarczyło opracowanie projektów techniczno-robo­czych, wszystkie krakowskie szkoły, jako rozproszone, wymagały dodatkowo wcześniejszego wykonania i zatwierdzenia projektów wstępnych, obejmujących koncepcje architektoniczne, zago­spodarowania terenu, instalacji i sieci uzbrojenia, wytycznych realizacji inwestycji oraz zbiorczych zestawień kosz­tów. Do tych projektów wstępnych przystąpiłem dopiero w kwietniu-maju po otrzyma­niu od inwestora niezbędnych planów sytuacyjno-wysokościowych i dokumentacji geologiczno-inży­nierskiej. Tymcza­sem w I kwartale koncentrowałem się na projektach dla szkół nowohuckich.
Następnie zająłem się opracowywaniem projektów dla siedmiu szkół „tysiaclatek" krakow­skich. Zacząłem od wizji lokalnych, to jest oględzin terenów lokalizacji przyszłych szkół. Na roboczej odbit­ce planu sytuacyjnego zaznaczałem wszelkie istotne dla budowy obiekty, urządzenia, nierówno­ści terenu, istniejący drzewostan. Niekiedy stan istniejacy miał szczególne znaczenie dla sposobu za­projektowania i usytuowania przyszłej szkoły. Na przykład na lokalizacji szkoły przy ul. Sierankie­wicza, gdzie rosło bardzo duo drzew, zaznaczałem na planie ich gatunki i na miejscu, już w trakcie wi­zji lokalnej, zastanawiałem się jak ustawić budynek szkoły i porozmieszczać boiska szkolne, by maksymalnie uchronić istniejący drzewostan. Szczególną uwagę zwracałem na wszelkie sieci elek­tryczne i uzbrojenia terenu, przebiegające obok oraz na dojazdy do przyszłych szkół.
Zwykle, w trak­cie tych wizji lokalnych, robiłem po kilka zdjęć fotograficznych terenu działki i sąsiedniej zabudowy. Korzystałem z nich potem podczas opracowywania w biurze projektów zagospodarowania prze­strzennego działek poszczególnych szkół.
Już w czerwcu zabrałem sie do opracowywania projektów koncepcyjnych mych szkolnych „ty­siąclatek". Miałem już wszystkie materiały wyjściowe do projektowania, a to założenia inwestor­skie, plany sytuacyjno-wysokościowe, dokumentacje geologiczno-inżynierskie, inwentaryzacje stanu ist­niejącego i ustalone typy szkół do zastosowania. Mogłem więc zabrać się do opracowania fazy pro­jektów wstępnych inwestycji.
Oczywiście nie było żadnych szans, aby każdą ze szkół projektować indywidualnie. W czte­rech przypadkach posłużyłem się opracowanymi wcześniej przeze mnie szkołami typu "Wierzbno", oraz dwoma innymi projektami typowymi, jakie sprowadziłem z Biura Projektów Typowych w War­szawie. W ramach każdego projektu wstępnego opracowałem: plan zagospodarowania przestrzen­nego, koncepcję zmian do zastosowanych projektów powtarzalnych, koncepcje podłączeń do ze­wnętrznych sieci sanitarnych, gazowej, c.o. i elektrycznej, wytyczne realizacji inwestycji oraz zbior­cze zestawienie kosztów inwestycji. Wykonywałem to wszystko sam, przy minimalnej kooperacji z branżowymi projektantami, z którymi w zasadzie tylko uzgadniałem poszczególne opracowania. Po­nieważ rodzina przebywała na wakacjach, mogłem sobie pozwolić na przebywanie w biurze do póź­nych godzin wieczornych, wracając do domu jedynie na nocleg. Śniadania przygotowywałem sobie sam w mieszkaniu przed wyjściem do pracy, na obiady chodziłem do pobliskiej restauracji przy ul. Daszyńskiego.
Ostatecznie wszystkie projekty wstępne krakowskich „tysiąclatek" gotowe były do końca lipca i po reprodukcji przekazane zostały przez biuro inwestorowi. Później po przygotowaniu odpowied­nich koreferatów inwestorskich, projekty te rozpatrzone i zatwierdzone zostały w dniach 17 i 18 sierpnia przez Komisję Oceny Projektów Inwestycyjnych. Od tego momentu można było przystąpić do opra­cowywania realizacyjnej dokumentacji techniczno-roboczej.
Na opracowanie wszystkich siedem projektów techniczo-roboczych dla krakowskich tysiąc­latek mieliśmy w biurze projektowym, zgodnie z umowami, zawartymi z inwestorem, jedynie 3-5 mie­sięcy czasu. W tej pracy zaangażowane były, oprócz mojego zespołu architektonicznego również wszystkie zespoły branżowe: konstrukcji, instalacji i sieci sanitarnych, drogowy oraz zieleni w ra­mach pracowni PW-2, a także zespoły instalacji i sieci elektrycznych, oraz kosztorysowania w pra­cowniach kooperujących. Najważniejszą więc była właściwie koordynacja tych wszystkich prac, ter­minowe przekazywanie podkładów architektonicznych projektantom branżowym, gotowych projek­tów do kosztorysowania itd. Tego typu koordynację względnie łatwo można prowadzić, gdy istnieją re­zerwowe „moce produkcyjne" w poszczególnych zespołach projektowych. W tamtym okresie całe biuro było poważnie obłożone umowami i takich wolnych mocy projektowych nie było. Prace przy moich szkołach, to była tylko cząstką tego, co aktualnie biuro opracowywało, ale można powiedzieć, że miały one „zielone światło", stanowiąc także dla dyrekcji biura priorytetowe zadanie. Udało nam się zorganizować iście taśmową robotę na deskach projektanckich, również szybko przepisywano, odbijano i oprawiano poszczególne opracowania w „wykańczalni", to jest w pracowni reprodukcyjnej.
W rezultacie przekazaliśmy inwestorowi pełną, kompleksową dokumentację techniczno-robo­czą na wszystkie 10 szkół, w tym trzy nowohuckie, w umownych terminach do końca lutego 1964 roku. Przedsiębiorstwa wykonawcze mogły więc rozpoczynać roboty budowlane. Ale faktycznie to już od IV kwartału produkowano dla tych szkół wielkowymiarowe prefabrykaty betonowe typu „Wierzbno" na poligonie KBM-NH, gdyż odpowiednie zestawienia prefabrykatów przekazałem z kil­kumiesięcznym wyprzedzeniem.
Wszystkie nasze „tysiąclatki” zrealizowane zostały w latach 1964-66 w ekspresowym tempie i były po kolei odda­wane do użytkowania. Wziąłem udział w przekazaniu 18-izbowej szkoły przy ul. Wileńskiej. Miała ona numer 996 i przekazanie tej szkoły odbyło się z wielka pompą. Trzech nie­wątpliwie najważniejszych dla budowy ludzi - kierownik budowy, inspektor nadzoru i ja, główny pro­jektant - staliśmy skromnie z boku i przyglądaliśmy się ceremonii przekazywania szkoły przez wła­dze dzielnicy i miasta wiceministrowi i innym notablom z Ministerstwa Oświaty. Dopiero później, już po części oficjalnej, podczas przyjęcia, zorganizowanego w sali gimnastycznej przez Ko­mitet Szkol­ny, panie z Komitetu wyłuskały nas z grona uczestników i potraktowały w sposób szcze­gólny, z toa­stami „sto lat" itp.
A 2 września 1965 r. oddana została do użytku najważniejsza w Krakowie, honorowa „tysiąc­latka” o numerze 999 przy ul. F. Dzierżyńskiego (obecnie Lea). Następna w kolejności szkoła o nu­merku 1000 była budowana oczywiście w Warszawie. Ten ceremoniał przekazania szkoły siegnał absolut­nych szczytów. Uczestnicy uroczystości otrzymali ozdobne zaproszenia ze strony Komitetu Honoro­wego, grupującego kilkunastu szefów władz administracyjnych, państwowych i partyjnych Krakowa. Protek­torat honorowy sprawował sam prezes Rady Ministrów Józef Cyrankiewicz, a obec­nych było dwóch wiceministrów z Ministerstw Oświaty i Komunikacji, gdyż szkoła wybudowana zo­stała jako Techni­kum Komunikacyjne i Szkoła Rzemiosł Budowlanych. Czworoboki młodzieży, pocz­ty sztanda­rowe, odsłonięcie w podcieniu wejściowym tablicy pamiątkowej „POMNIK TYSIĄCLECIA PAŃSTWA POL­SKIEGO nr 999 KRAKÓW 1965 ....".
W głównym hollu wejściowym, morze kwiatów i oficjalne przemówienia, na koniec bankiet w sali gimnastycznej. Nie pamiętam, czy w ogóle zauwa­żony zostałem fizycznie, jako autor projektu szkoły, bo słowne podziękowania za trud i tp. były. Ale i tak satysfakcja dla mnie ogromna. Gdyż zarówno projektowanie jak i realizacja były ekspresowe, a efekty bardzo konkretne. I dotyczyło to wszystkich dziesięciu szkół z mojej serii „tysiąclatek", z któ­rych ostatnia przekazana zo­stała z początkiem 1966 r. Oczywiście pozostałe szkoły oddawane były do użytku bez większego szumu. Równie bez mego udziału, bo po prostu nie miałem na to czasu.
W trakcie realizacji szkół tylko kilka razy wzywany byłem na budowy w ramach nadzoru au­torskiego, głównie celem ustalenie kolorystki wnętrz. Zaś 22 Lipca 1965 r. otrzymałem, wraz ze współpracującymi projektantami branżowymi, złotą odznakę „Za pracę społeczną dla miasta Krako­wa" i „Odznakę Tysiąclecia”, Te odznaki były dla nas projektantów jakby ostatnim akordem wielkiej akcji społecznej „1000 szkół na Tysiąclecie”. Szkoły już funkcjonowały, a my wszyscy mieliśmy na deskach kreślarskich nowe zadania do wykonania. Nikt nie przewidywał, że temat tysiąclatek odro­dzi się w dyskusjach po 50 latach.

Echa szkolnych „TYSiĄCLATEK”
Jedną z pierwszych wypowiedzi, przywołujących akcję budowy 1000 szkół na Tysiąclecie Państwa Polskiego, była wypowiedź warszawskiego architekta Czesława Bieleckiego. Bodaj, jako pierwszy, postu­lował on, po reformie ustrojowej w 1990 roku, wyburzenie Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, jako symbolu „zniewolenia Polaków przez komunizm". Zaś w audycji TVP pt. „PRL – moja ojczy­zna" we wrześniu 1994 r. stwierdził, że pracując w państwowym biurze projektowym, zmuszony był do złego projektowania i był ograniczony w swej twórczości architektonicznej. Skrytyko­wał tez całe budownictwo w PRL za generalną brzydotę, w porównaniu do bieżących realizacji, a zwłaszcza z pogardą wypowiedział się o architekturze szkół "Tysiąclatek" lat 60-tych. Odpowie­działem mu listem internetowym, że ci architekci na państwowych etatach zostali już zwolnieni z li­kwidowanych biur i albo zatrudnili się w charakterze subiektów w prywatnym handlu, albo emigro­wali na Zachód. Natomiast w budownictwie trudno coś porównywać, gdyż nie buduje sie aktualnie żadnych szkół, czy innych obiektów użyteczności publicznej, prócz kontynuacji. Zaś budownictwo mieszkaniowe ograniczone zostało z 300 tys. mieszkań rocznie do ok. 80 tys, w tym głównie apar­tamentowców dla nowobogackich.
W pierwszych dniach stycznia 2009 r. napisał do mnie z Torunia Przemysła Sz., publicysta tygodnika „Newsweek Polska”, proponując wywiad w sprawie tysiąclatek krakowskich. Przyjechał po kilku dniach samochodem, pogadaliśmy, odwiedziliśmy szkołę przy ul. Sierankiewicza, zreali­zowaną w technologii uprzemysłowionej z zastosowaniem prefabrykatów wielkoblokowych. Po ty­godniu artykuł był już gotowy, a autor informował mnie, że jego publikacja jest ciągle przesuwana, co rozumiałem, że widocznie nie podoba się redakcji. Ukazała się dopiero 3. maja, z wyraźnym „zębem” cenzury. Już podtytuł wieścił o „wielkiej akcji propagandowej budowy szkół, prowadzonej w celu przyćmienia planowanych przez Kościół obchodów 1000-lecia chrztu Polski.
W samym artykule właściwie szerzej tylko o propagandowym rozgłosie z budowy pierwszej tysiąclatki w Czeladzi na Śląsku. A następnie jeszcze o porażce budowy pierwszej tysiąclatki kra­kowskiej. Ponoć „towarzysze, zasłaniając się potrzebą budowy szkoły, usytuowali ją w Nowej Hu­cie na placu, przeznaczonym pod budowę kościoła”. Co spowodowało obronę krzyża, tam stojące­go, przez mieszkańców i bójki z milicją. Nie wiem na czym ta porażka budowy szkoły polegała, skoro została ona szybko zrealizowana, zgodnie z pilnym zapotrzebowaniem społecznym. Chyba, że autor, jako porażkę uważał sam fakt zamieszek-protestów lokalnej społeczności przeciw władzy państwowej w walce z Kościołem. Zresztą w wielu różnych późniejszych publikacjach medialnych te zamieszki nowohuckie przedstawiane są często tylko jako „obrona krzyża”, nawet bez wzmianki o budowie szkoły, pierwszej tysiąclatki w Nowej Hucie.
Jeszcze kilku lokalnych publicystów, dziennikarzy przeprowadziło ze mną rozmowy-wywia­dy na tematy, związane z realizacją w latach 60-tych szkół tysiąclatek w Krakowie. Oczywiście ich artykuły rzetelnie i zgodnie z rzeczywistością przedstawiały przebieg i sukcesy akcji „!000 szkół na Tysiąclecie”, choć z akcentem na różne problemy. Szczególnie wyczerpującą i treściwą była publi­kacja pisarza, redaktora Marka Harnego, zamieszczona w Gazecie Krakowskiej w 2009 r.
W lipcu 2015 r. otrzymałem e-mail od studentki Humanistycznych Studiów Doktoranckich UW, Pauliny Ś., piszącej pracę poświęconą szkołom Tysiąclecia. Zapytywała o sprawy związane z projektowaniem tysiąclatek. Interesowały ją szczególnie zagadnienia wytycznych projektowych, adaptacji projektów typowych, prefabrykacji, wzorowania się na zagranicznych tendencjach w bu­downictwie szkolnym. Jako b. projektant wielu tysiąclatek nie miałem problemów z odpowiedzią na te pytania. Dodałem też, że nie były potrzebne żadne wzorce zagraniczne, choć faktycznie moje po­kolenie uczyło się projektowania m.in, na świetnym niemieckim podręczniku "Neufert" - takim albu­mie do projektowania architektonicznego wszystkiego.
Najdłuższy wywiad-rozmowę, dotyczący realizacji krakowskich tysiąclatek, przeprowadził ze mną w kwietniu 2016 r. Piotr K., redaktor Portalu Internetowego Onet.pl. Po ok. 2 tygodniach ukazał się w internecie jego artykuł w temacie p.t. „Co by było, gdyby nie tysiąclatki?” Oczywi­ście autor skomponował go na podstawie rozmów z wieloma osobami i skupił się raczej na problemach zbiórki pieniędzy na „Fundusz budowy szkół na 1000-lecie” oraz na przedsta­wieniu efektów w skali całego kraju. Nawet nie wiedziałem, że za te pieniądze społeczne wybudowano ponad 2.790 obiektów szkolnych i internatów.
Realnie w ciągu 5-6 lat uporano się wówczas z olbrzymią falą dzieci, których rocznie przybywało po 700 tys. a populacja Polaków w ciągu 15 lat powojennych zwiększyła się z 23,8 mln do 29,8 mln. Obecnie w ostatnich 26 latach przyrost naturalny jest praktycznie równy zeru i liczba ludności w Polsce się nie zmienia, oscylując w pobliżu 38 mln. Autor określił akcję „Budowy 1000 szkół na 1000-lecie” wielkim pomnikiem Polski Ludowej i zakończył artykuł pytaniem: „A jaki pomnik dzisiejsze pokolenie zostawi w spadku tym, którzy przyjdą za kolej­ne 50 lat?” Po artykule była burza 1680 komentarzy in­ternautów, którzy wspominali budowy tamtych szkół, a także elektryfikacji kraju i budowę tysięcy zakładów przemysłowych.

Powrót do poprzedniej strony