Skreślone inwestycje Nowej Huty


W dnu 22 października 1956 r. Na ogólnym zebraniu pracowników Dyrekcji Budowy Miasta Nowa Huta, dokonana została częściowa zmiana kierownictwa przedsiębiorstwa. W szczególności, w drodze tajnego głosowania, załoga dokonała wyboru nowego dyrektora, którym został dotychczaso­wy Z-ca ds. Planowania i Programowania. Natomiast ja zostałem wybrany na jego dotychczasowe stanowisko, jako Z-ca ds. Przygotowania Inwestycji. Dotąd, jako Główny Architekt, odpowiedzialny byłem za przygotowanie dokumentacji projektowej dla obiektów kubaturowych osiedli Nowej Huty. Zaś na nowym stanowisku także w ogóle za celowość, koszty, technologię, harmonogramy realiza­cyjne i koordynację wszystkich inwestycji osiedlowych dzielnicy, a wkrótce również całego Krakowa.
W Polsce wówczas bardzo dużo budowano. Realnie biorąc, i ja to wyraźnie widziałem, bu­dowano zbyt wiele, co powodowało częściowe braki materiałowe, mocy produkcyjnej, a przede wszystkim środków finansowych w budżecie państwowym. W tej stuacji, w styczniu 1957 r., Minister­stwo Budownictwa zwróciło się do wszystkich jednostek inwestycyjnych w kraju, o dokonanie prze­glądu inwestycji, planowanych do realizacji i dokonanie stosownych ich ograniczeń i oszczędności. Praktycznie w skali Nowej Huty, a od stycznia całego Krakowa, to ja bylem adresatem tego pisma-zarządzenia.
Już za kilka dni umówiłem się z dyr. Ptaszyckim i pojechałem do Miastoprojektu celem doko­nania przeglądu prac projektowych obiektu Ratusza w Nowej Hucie, wykonywanych od ponad roku przez arch. T. Janowskiego. Siedziałem przy stole kreślarskim na wprost autora, obok dyr. Ptaszycki, kierownik pracowni i jeszcze 2-3 osoby. Opracowanych było kilka koncepcji projektowych, jakie pro­jektant prezentował: kilkadziesiąt arkuszy elewacji, przeważnie kolorowych, kilka makiet. Wszystkie zaprojektowane w stylu klasycznego polskiego renesansu: schody zewnętrzne, elewacje wykładane kamieniem, attyki, strzeliste wieże z zegarem. Swoją monumentalną architekturą i przepychem, mo­głyby konkurować z powodzeniem z Ratuszem w Zamościu.
Ale do czego mógłby służyć ten piękny Ratusz, skoro Nowa Huta była już tylko dzielnicą Krakowa a od kilku lat posiadała duży budynek biurowy, w którym funkcjonowała Dzielnicowa Rada Narodowa oraz wszelkie inne instytucje i organizacje publiczne, społeczne, polityczne, związkowe itd. Jako wizytówka dzielnicy na znaczki i widokówki? Lub jako złoty kwiatek do kożucha?
Gdy wracałem tramwajem do Nowej Huty, obmyśliłem treść krótkiego pisemka, jakie rano wysłane zostało do Miastoprojektu: -„DBMNH nie przewiduje wprowadzenia budowy Ratusza nowo­huckiego do planów inwestycyjnych w najbliższych latach. W związku z tym prosimy o przerwanie dalszych prac projektowych z nim związanych i rozliczenie poniesionych kosztów opracowania kon­cepcji projektowych”.... Jeszcze po pewnym czasie podpisałem (b. wysoki) rachunek Miastoprojektu do wypłaty i na tym historia Ratusza nowohuckiego praktycznie się zakończyła. Przez 45 lat nikt nie pisał, ani wspominał, nie domagał się wznowienia projektowania, ani krytykował rezygnację z reali­zacji obiektu.
Po dalszych kilku dniach dokonałem przeglądu projektu koncepcyjnego wielkiego Zalewu Centralnego o powierzchni 80 ha, przewidzianego w Planie Generalnym Nowej Huty, a usytuowane­go w niecce terenowej na południe od Placu Centralnego. Podobnie, jak przy Ratuszu, projektant arch. St. Juchnowicz zaprezentował kilka wersji koncepcji, obejmującej obok akwenu wodnego z to­rami regatowymi, jeszcze wydzielone kąpieliska, amfiteatralne widownie na skarpie, wielki stadion sportowy na bodaj 30 tys. widzów i wiele innych urządzeń sportowych i rekreacyjnych.
Było to przedsięwzięcie pomyślane z dużym rozmachem i wielokierunkowo. Na terenie tym zalegała ok. dwumetrowa warstwa torfów borowinowych, a poniżej drobnoziarniste piaski i żwiry. Za­kładano więc, że warstwa borowiny zostanie zdjęta i przynajmniej częściowo wykorzystana dla ce­lów przyrodoleczniczych, zaś piaski miały być przez kilka lat eksploatowane przez pobliskie Zakłady Prefabrykacji Żelbetonowej w Łęgu-Czyżynach. Lecz żaden zakład przyrodoleczniczy w Krakowie ani ZPŻ w Łęgu nie przejawiały zainteresowania składanymi im propozycjami i współfinansowaniem inwestycji. Wątpliwe były też możliwości stałego niezbędnego odświeżania wody w Zalewie z odle­głej rzeczki Białuchy.
Ponad to równocześnie kończyliśmy urządzanie i zagospodarowywanie przy ul. Bulwarowej kilkuhektarowego zalewu na rzece Dłubni na os. B-2 i mieliśmy kłopoty ze znalezieniem gospodarza dla tego zalewu, który by mógł i zechciał go eksploatować. Pojawiało się więc też pytanie: komu ma służyć Zalew Centralny w Nowej Hucie, przy czym funkcjonowały już w dzielnicy 2 duże stadiony sportowe i wiele różnych obiektów rekreacyjnych. Zleciliśmy jeszcze do AGH krótką ekspertyzę za­komarzania Zalewu, w związku z protestami przełożonych Klasztoru Cystersów w Mogile, którzy obawiali się plagi komarów po urządzeniu płytkiego akwenu. Ekspertyza potwierdziła te obawy. Więc zdecydo­wanie przerwałem dalsze prace projektowe w Miastoprojekcie nad Zalewem. To była druga, b. kosz­towna inwestycja, jaka nie została zrealizowana w „starej” Nowej Hucie. I w tym przypadku przez 45 lat o Zalewie Cen­tralnym w Nowej Hucie nikt nic nie wspominał, nie mówił, ani nie pisał.
W ciągu kilkunastu miesięcy podjęliśmy też decyzje wstrzymujące różne inne pomniejsze in­westycje i roboty oraz a także racjonalizujące i zmniejszające koszy inwestycyjne. Do pierwszych należały wstrzymanie instalacji radiofonii przewodowej na nowych osiedlach, zrezygnowanie z wyko­nywania zbiorczych pralni w piwnicach nowych bloków mieszkalnych, zaprzestanie budowy schro­nów przeciwlotniczych na nowych osiedlach. Spośród decyzji usprawniających i racjonalizujac budo­wę nowych osiedli wymienić można opracowanie lokalnego katalogu prefabrykatów wielkoblokowych i ustalenie w zasadzie jednego jednolitego systemu I stopnia uprzemysłowienia budownictwa miesz­kaniowego dla całego Krakowa na najbliższe lata.
Kontynuacja zbiorowej radiofonii przewodowej na osiedlach stała się anachronizmem wobec szybkiego upowszechniania się radioodbiorników „Pionier”, produkowanych w setkach tysięcy eg­zemplarzy w Dzierżonowie. Podobnie szybko przybywało indywidualnych pralek wirnikowych „Fra­nia”, produkowanych po 1956 r. przez 2 fabryki zbrojeniowe. Budowę po kilka przeciwlotniczych schronów piwnicznych na nowych osiedlach wprowadzono do normatywu projektowania osiedli po wybuchu wojny w Korei. Mieliśmy cały czas kłopoty z ich realizacją (wyposażeniem), poza tym w 1957 r, zawarte zostały układy pokojowe, zakazujące stosowania i rozpowszechniania broni atomowej itp. Więc w 1958 r. we własnym zakresie i na własne ryzyko, wstrzymaliśmy dalsze realizacje schro­nów. Po niespełna roku została ich realizacja zaniechana w całej Polsce.
Wszystkie te decyzje, jak w ogóle cała działalność inwestycyjna Dyrekcji Rozbudowy Miasta Krakowa (nazwa zmieniała się kilka razy), jako państwowego inwestora, nie była nadmiernie nagła­śniana przez media publiczne. Rzadko poszczególne inwestycje były obiektem dyskusji, analiz, kry­tyki, protestów czy ponagleń. Po prostu dużo się budowało, a niewiele o tym gadało. Osobiście nie pamiętam ani jednej ekipy filmowej, czy wywiadu dziennikarskiego przez lata swej aktywnej pracy, jako względnie ważnego trybiku w machinie inwestycyjnej Nowej Huty czy Krakowa.

Dopiero po 1990 r. nastąpił jakby renesans popularności Nowej Huty, moda na wspomnienia o budowie tego miasta, zwłaszcza w pierwszych dziesięciu latach. Częściowo można wytłumaczyć to nostalgią za tym burzliwym okresem powstawania miasta na gołych polach. Nostalgia ta wzmoc­niona została przez liczne wystawy, imprezy, publikacje, związane z uroczystymi obchodami przez miejscową społeczność, 50-lecia rozpoczęcia budowy pierwszego bloku mieszkaniowego w mieście w czerwcu 1949 r.
Z drugiej strony dla braci dziennikarskiej, i w ogóle młodzieży, te lata budowy były jakby no­wym odkryciem ciekawych i niezwyczajnych wydarzeń tamtych lat. Więc powstały różne koła arty­styczne, później internetowe portale nowohuckie, pisano na potęgę o przodowniku pracy Piotrze Ożańskim, o junakach w zielonych mundurach, którzy budowali nowe bloki bez maszyn, brodząc w gumiakach po błocie. A przede wszystkim, o dziwo, pisano o dwóch niezrealizowanych inwesty­cjach: Ratuszu i Zalewie Centralnym, trochę mniej o architekturze socrealistycznej i schronach prze­ciwlotniczych na osiedlach.
W tej sytuacji również ja znalazłem się w środku oka tego cyklonu, i musiałem sobie przypo­mnieć własny udział, obserwacje i fakty, związane z powstawaniem Nowej Huty. Więc opublikowa­łem w temacie 10 artykułów w Nowohuckim Dwutygodniku, współorganizowałem wystawę fotogra­ficzną na 50-lecie, stworzyłem własną domenę internetową. Potem książki: biograficzna i „Służby in­westycyjne Nowej Huty”, 5-6 nagrań filmowych w charakterze gadającej głowy, ponad 20 wywiadów dziennikarskich, jako „żywy świadek historii” (określenie pewnej dziennikarki), zaś z okazji 60-lecia NH – przyznanie odznaki „Honoris Gratia” z rąk prezydenta Krakowa.

Powrót do poprzedniej strony