Jeszcze mnie nie było na świecie


Mój ojciec urodzony w 1896 r., jako Poznaniak zmobilizowany został w 1914 r. do Armii Nie­mieckiej i bral udział w walkach na froncie francuskim. W grudniu 1918 r. wziął udział w Powstaniu Wielkopolskim, w wojnie 1920 r. walczył w rejonie Grodna, a w III Powstaniu Śląskim dowodził kom­pania powstańczą. Jako zawodowy wojskowy w 1923 r. oddelegowany został do służby na granicy rumuńskiej we Wschodnich Karpatach. Tam pracując, ożenił się w miasteczku Monasterzyska w wo­jewództwie tarnopolskim. Zamieszkali w granicznej wiosce Jabłonica, w leśniczówce przebudowanej na Strażnicę. Córka urodziła się w 1925 r., ja rok później.
W 1928 r., w związku z utworzeniem formacji Straży Granicznej, ojciec skierowany został na nową placówkę Straży Granicznej w Łagiewnikach na Górnym Śląsku. To też nic a nic nie pamiętam z pobytu w małej, ponoć uroczej Jabłonicy, zagubionej w huculskich lasach. Nie mam też żadnego sentymentu do mej małej huculskiej "ojczyzny", choć niekiedy przekornie określam się jako Hucuł.
W Łagiewnikach Śląskich mieszkaliśmy do września 1939 r., lata wojny przeżyliśmy w Mo­nasterzyskach na Kresach, po wojnie w Kępnie, Wrocławiu, ja całe swe życie zawodowe przepraco­wałem w Nowej Hucie-Krakowie. Huculską Jabłonicę przypominały mi tylko: wpis miejsca urodzenia w dowodzie osobistym i kilka poszarzałych fotografii w rodzinnym albumie.
Lecz, będąc już na emeryturze, napisałem książkę biograficz­ną, jaką wydałem w papierowym nakładzie 800 egz. I umieściłem na swej domenie-blogu interneto­wym. I oto , zwłaszcza publikacja internetowa sprawiła, że zaczęli do mnie pisać listy-emaile ludzie, którzy sami lub ich rodziny przeżywali swe życiorysy w miejscach i wydarzeniach, opisanych w książce. Lub określając to inaczej – których ścieżki życiowe krzyżowały się ze ścieżkami mej rodzi­ny, lub moimi.
M.in. w maju 2013 r. otrzymałem bardzo emocjonalny list-email od 55-letniej Poznanianki, Agnieszki O., w którym napisała: - „Szukając w internecie informacji o Jabłonicy, natrafiłam na stronę jednego z Pańskich artykułów, zatytułowanego „Moi rodzice". Trochę zdziwiona, zaczęłam czytać ....nie wierząc własnym oczom. Nagle dotarło do mnie, że Pana ojciec był dla mojego dziad­ka, jakby to powiedzieć, kolegą z pracy. Mój dziadek był też zawodowym żołnierzem i tak jak Pana ojciec dostał przydział na placówkę Straży Granicznej w Jabłonicy, od 1 stycznia 1924 roku! Nie ma takiej możliwości, żeby się mieli nie znać. Dziadek mieszkał tam z żoną i dwójką dzieci. …Z Jabłoni­cy zostali przeniesieni też na Śląsk w 1929 r., ale do Rudy Śląskiej na tamtejszą placówkę.”….
Do emailu dołączone było zeskanowane stare zdjęcie z Jabłonicy z dwiema paniami w płaszczach na tle wzgórz i lasów. A w liście dopisek: „Ta kobieta w ciemniejszym płaszczu to moja babcia, a ta druga? No, właśnie, kto to? Przyszło mi do głowy czy to nie przypadkiem Pana mama, ale oczywiście to Pan będzie wiedział najlepiej.”
Oczywiście nie miałem problemu z rozpoznaniem swej mamy na zdjęciu. Potwierdziłem to więc i wysłałem do Poznania dwa zdjęcia z Jabłonicy z rodzinnego albumu. Na jednym grupa straż­ników i cywili polskich i rumuńskich, zgrupowanych wokół wysokiego słupa granicznego. Na drugim moi rodzice stoją przy taborecie, na którym siedzi ich prawie 2-letnia córeczka z lalka na ręku, zaś z boku maszeruje jakąś dziewczynka, w głębi okazała leśniczówka-strażnica z werandą, na tle lasu.
Na pierwszym zdjęciu Agnieszka rozpoznała swego dziadka w mundurze tuż z boku słupa granicznego, na drugim maszerująca w tle 5-letnia dziewczynka, to była jej przyszła matka. I odwza­jemniła się bardzo podobnym zdjęciem, zrobionym najwidoczniej w tym samym miejscu i tym samym dniu, Przed tym samym budynkiem strażnicy, nawet stołek stał pod tym samym kątem, liście przed nim ułożone tak samo, ale za taboretem stoją jej dziadkowie, obok ich 5-letnia córka z lalką, a na ta­boreciku stoi 3 letni synek. Natomiast w głębi na werandzie są moi rodzice. Tak sądzę, że oba zdjęcia zrobione zostały jedno za drugim, w październiku lub listopadzie 1926 r. Moja siostra miała wtedy 20 miesięcy, ja ok. 1 miesiąca, leżałem zapewne w beciku w mieszkaniu w Strażnicy.
Oczywiście obie rodziny mieszkały zapewne w tej leśniczówce-strażnicy granicznej. Dziadek Agnieszki, starszy od mego ojca o 8 lat, zapewne także szarżą, był prawdopodobnie dowódcą pla­cówki. Pracowali wspólnie do czasu przeniesienia służbowego na Śląsk. Potem też musieli mieć ja­kieś kontakty na Śląsku, bo Ruda Śląska sąsiaduje z Łagiewnikami. A co najmniej spotykali się na odprawach komendantów placówek Straży Granicznej w centrali w Katowi­cach.
Nigdy potem nie byłem w Jabłonicy, nawet nie myślałem o odwiedzeniu tych stron. Osta­tecznie nie mam żadnego emocjonalnego związku z tym miejscem, nic z pobytu tam nie pamiętam, bo wyjechaliśmy na Śląsk, gdy miałem ok. 2 latka. Co innego mama Agnieszki, która miała 8 lat i po­noć często wspominała tę huculską wieś wśród lasów. Tą nostalgię jakby odziedziczyła jej córka Agnieszka, z którą prowadziłem korespondencję przez wiele miesięcy, nie tylko w temacie Jabłonicy.

Powrót do poprzedniej strony