PIEŚŃ O MOWIE NASZEJ


Rzecz aż nazbyt oczywista,
Że jest piękna polska mowa:
Jędrna, pachnąca, soczysta,
Melodyjna, kolorowa,

Bohaterska, gromowładna,
Czysta niby błękit nieba,
Mądra, zacna, miła, ładna -
Ale czasem przyznać trzeba,

Że ten język, najobfitszy
W poetyczne różne kwiatki,
W uczuć sferze pospolitszej
Zdradza dziwne niedostatki;

Że w podniebnej wysokości
Nazbyt górnie toczy skrzydła,
A nas, ludzi z krwi i kości,
Poniewiera - gorzej bydła.

To, co ziemię w raj nam zmienia,
Życia cały wdzięk stanowi,
Na to - nie ma wyrażenia,
O tym - w Polsce się nie mówi!

Pytam tu obecne Panie
(By od grubszych zacząć braków):
Jak mam nazwać ... „obcowanie”
Dwojga różnej płci Polaków?

Czy „dusz bratnich pokrewieństwem”?
Czy „tarzaniem się w rozpuście”?
„Serc komunią” - czy też „świństwem”
lub czym innym w takim guście?

Choć poezji święci wiosnę
Wieszczów naszych dzielna trójka,
Polskie słownictwo miłosne
Przypomina - Xiędza Wujka!

Dowody najoczywistsze
Znajdziesz choćby w takim głupstwie,
Że polskiego słowa mistrze
Śnią o - „rui i porubstwie”!!

W archaicznym tym zamęcie
Jak ma kwitnąć szczęścia era.
Gdzie zatraca się pojęcie,
Tam i sama rzecz umiera!

Ludziom trzeba tak niewiele,
By na ziemi niebo stworzyć -
Lecz wykrztusić jak: aniele,
Ja chcę z tobą - „cudzołożyć”!!?

Jak wyszeptać do dziewczęcia:
Chcę - „pozbawić cię dziewictwa”;
Nie obawiaj się „poczęcia”,
Kpij sobie z „ja-wno-grze-szni-ctwa”!

Jak kusić głosem zdradzieckim,
Wabić słodkich zaklęć gamą?
Każdy wyraz pachnie dzieckiem,
Każde słowo drze się „mamo!”

Nazbyt trudno w tym dialekcie
Romansowe snuć intrygi:
Polak cnotę ma w respekcie
Lub „tentuje” ją - na migi!

Stąd, gdy w Polsce do kolacji
„Płcie odmienne” siądą społem,
Główna cząstka konwersacji
Zwykła toczyć się - pod stołem ...

Niech upadnie ci serweta -
Człowiek oczom swym nie wierzy:
Gdzie mężczyzna? Gdzie kobieta?
Która noga gdzie należy?

Pantofelków, butów gęstwa
Fantastycznie poplątana,
Stacza walki pełne męstwa:
Istny Grunwald Mistrza Jana!

Tak pod stołem wieczór cały
Gimnastyczne trwa ćwiczenie,
A  p r z y  stole - komunały
O Żeromskim lub Ibsenie ...

Lecz najcięższą budzi troskę,
Że marnieje lud nasz chwacki,
Że już cichą, polską wioskę
Skaził żargon literacki;

Na wieś gdy się człek dobędzie,
Chcąc odetchnąć życiem zdrowszem,
Słyszy: „Kaśka, jagze bendzie
Wzglendem tego co i owszem ...”
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Widzę tu zebraną tłumnie
Kapłanów sztuki elitę,
Co swe kudły wznoszą dumnie
Ponad rzesze pospolite.

Wy! „świetlanych duchów związek”,
Wy! „idei stróże czystej”,
W a s z to jest psi obowiązek
Kształcić język ten ojczysty!

Skończcie wasze komedyje,
Schowajcie pawie ogony,
Żyjcie - czym każdy z nas żyje,
Idźcie - - k o c h a ć   za miliony!

Dość „nastrojów” waszych, dranie!
Uczcie m ó w i ć waszych braci:
To jest wasze powołanie!
Od tego was naród płaci!

Język naszym skarbem świętym,
Nie igraszką obojętną;
Nie krwią, ale atramentem
Bije dzisiaj ludów tętno;

Musi:   n a p r z ó d   i ś ć  z   ż y w e m i,
A nie tępić życia zaród,
Soków pełnię czerpać z ziemi:
Jaki język - taki naród!!!

Pisane w r. 1907