GŁOS DZIADKOWY O ROBOTACH ZIEMNYCH
PANA PREZYDENTA


Chodzi sobie, chodzi biedny dziadek,
Taki jego los;
Wpadł do dołu, potłukł se pośladek,
Okrwawił se nos.
To robota pana prezydenta,
Wszędzie doły kopie, matko święta,
Biedny dziaduś bęc -
Dobrze jemu w aksamitnym palcie
Paradować sobie po asfalcie
Niby jaki prenc!

Kopią cały miesiąc jednym ciągiem,
Aż skończyli raz;
Ale ledwie kuniec z wodociągiem,
Trze naprawiać gaz -
Pan prezydent długo robił głową,
W końcu mówi: Kopać trza na nowo,
Ordnung musi być:
Patrzcie, żeby prędko skończyć z gazem,
A betuny da się innym razem;
Nie pali się nic.

Takie sobie robią z nami śtuki:
Prezydent ma czas!
Przedtem beły bodaj kiepskie bruki,
Ostał ino śpas;
Za to teraz, skoro zendzie nocka,
W jednym dołku jakaś parka hocka,
W drugim inksza znów -
Potem dalejże do prezydenta:
Płać, prezydent, teraz alimenta,
Pocoś robił rów! !

Pisane w r. 1909