Forum WPROST
Jałta 1945



5.02.2003
Pisząc o Jałcie 1945 opowiadacie tu nie o faktach, obradach i decyzjach, wiążących się z Konferencją w Jałcie z 1945, a tylko o mitach, sfabrykowanych lata po tej konferencji, niektóre nawet ładnie wierszowane.

1.Jest regułą już historyczną, czy się komuś podoba, czy nie, że po wielkich wojnach zwycięskie mocarstwa ustalały ład powojenny. Największe takie konferencje:
Po wojnach napoleońskich - Wiedeń 1815
Podział Afryki - Berlin 1885
Po I. Wojnie światowej - Wersal 1918
Po II. Światowej - Teheran 1943, Jałta 1945, Poczdam 1945

2.Konferencje Teheran-Jałta-Poczdam stanowią jedną konsekwentną całość, wyrywanie i opowiadanie tylko o Jałcie to czysta manipulacja polityczna. Ma ona chyba swe konotacje tylko geograficzne, bo to co najważniejsze, to jest granice wschodnie Polski ustalone zostały w Teheranie, a zachodnie w Poczdamie.

3.Jak się mówi o Jałcie to trzeba wpierw przywołać fakty, a nie wygłaszać dowolne własne opinie i komentarze, choćby wierszowane. A więc:
Konferencja Jałtańska na Krymie odbyła się 4-11.02.1945 r. przy udziale szefów państw, ministrów spraw zagranicznych i głównodowodzących trzech mocarstw, a to USA, W. Brytanii i ZSRR, będących w stanie wojny z III Rzeszą Niemiecką i ich sojusznikami. Ogólne ustalenia Konferencji Jałtańskiej obejmowały w szczególności zagadnienia:
- Kontynuowania wojny aż do bezwarunkowej kapitulacji Niemiec;
- Udziału ZSRR w wojnie przeciwko Japonii po zakończeniu działań wojennych w Europie;
- Okupacji, kontroli i odszkodowań wojennych Niemiec;
- Powołania do życia Organizacji Narodów Zjednoczonych i przyjęcia wytycznych dla utrwalenia jedności narodów zjednoczonych po wojnie;
- Spraw jugosłowiańskich - utworzenie rządu partyzanckiego;
- Spraw polskich;
- Deklaracji w sprawie oswobodzonej Europy - pomoc w jej odbudowie ze zniszczeń wojennych;
- Decyzji o odbyciu kolejnej wspólnej konferencji po zakończeniu wojny w Europie.
No i które z tych ustaleń nie podobają się i są kwestionowane dzisiaj? - o kontynuowaniu wojny? o okupacji Niemiec? o ONZ? .....

4.Nawet "najprawdziwszym" Polakom może nie podobać się tylko jeden z powyższych punktów, omawianych w Jałcie, mianowicie - SPRAWY POLSKIE. Faktycznie zajęły one sporo czasu obradującym i ostatecznie uzgodnienia i ustalenia dotyczące Polski ujęte zostały w specjalnej, odrębnej Deklaracji. Postulowała ona:
- Utworzenie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej na bazie organizacji demokratycznych i antyfaszystowskich w kraju i zagranicą;
- Powołanie organów władzy ustawodawczej w drodze bezpośrednich powszechnych wyborów;
- Określenie wschodniej granicy Polski na linii Curzona, potwierdzając w ten sposób ustalenia przyjęte w tej sprawie w Teheranie;
- Dokonanie znacznego przyrostu terytorialnego na północy i zachodzie z granicami na Odrze i Nysie, przy czym szczegółowe określenie granic odłożono do następnej trójstronnej konferencji.
Oczywiście podjęcie tych ustaleń poprzedziło wiele dyskusji, analiz, argumentów i rozważań, głównie w kontekście Niemcy - Polska i Niemcy - Europa. Nie ulega jednak wątpliwości, iż same decyzje Konferencji Jałtańskiej były jednomyślne i jednoznaczne, również te dotyczące bezpośrednio spraw polskich.
No więc, które z tych polskich ustaleń są dziś kwestionowane?


6.02.2003
Postawiłem wyżej konkretne pytania o sprawy polskie ustalone w Jałcie, jakie zacytowałem wg dokumentów źródłowych. Za odpowiedź mam wykręty, że Roosevelt sprzedał Polskę Rosji za pomoc w wojnie z Japonią, że wojna domowa w Polsce do 1948 r. była dowodem na opór przeciwko Jałcie, żebym porozmawiał z ludźmi wypędzonymi z terenów wschodnich na Ziemie Zachodnie....

Jeślibyście spróbowali zdjąć swe megalomańskie polskie okulary i popatrzyli przez okulary Roosevelta, to oczywiście w 1945 dla niego najważniejszą sprawą po pobiciu Niemiec było zakończenie wojny na Wschodzie. A utrzymanie przedwojennych granic Polski nic a nic go nie interesowało, już w Teheranie przesądzono linię Curzona (proponowaną przez Anglię jeszcze w 1918 r.), w zamian za tereny na zachodzie, kosztem Niemiec.

II wojna światowa skończyła się w Europie, ale trwała nadal w wyobrażeniach i umysłach części Polaków. To też kontynuowali ją na wewnętrznym froncie polsko-polskim, na przekór całej reszcie społeczeństwa, które zabrało się ostro do pracy, nauki i odbudowy zniszczonego kraju.
Ta wojna domowa musiała mieć oczywiście jakiś swój cel, uzasadnienie i nadzieje. Celem miało być odtworzenie niepodległej Rzeczpospolitej, co najmniej w przedwojennych granicach, zamiast nieuchronnej wg nich 17. republiki sowieckiej, obrona przed kołchozami, wspólnymi żonami, itp. bzdury, jakie zapowiadali. Zaś nadzieją była trzecia wojna światowa, jaka lada tydzień miała wybuchnąć, aby zrealizować te piękne samobójcze sarmackie marzenia.
W maju 1945 w Kępnie, gdzie mieszkałem, dokonany został zamach przez nieokreśloną podziemną organizację na I sekretarza PPR. Jednak uzbrojeni osobnicy, którzy włamali się nocą do mieszkania, nie zastali go, gdyż traf chciał, iż na kilka godzin wcześniej zawezwany został w trybie nagłym w sprawach służbowych do Poznania. Zawiedzeni bohaterzy narodowo-niepodległościowi (jak to dziś ich nazywacie) zastrzelili więc “tylko” jego żonę i dwoje małych dzieci. Jeśli żyją, to może dostali ordery i ekwiwalenty kombatanckie za ten patriotyczny czyn.

Moi rodzice i ja też odbyliśmy w 1944 r. podróż znad Zbrucza na Podhale, potem do Wrocławia. I oto uważam, że największym osiągnięciem Konferencji Teheran-Poczdam było "przesunięcie" Polski na zachód na stare piastowskie rubieże i w konsekwencji jednolite etnicznie państwo. Gdybyśmy zostali na ukraińskim wschodzie to mielibyśmy już dawno swoją "Jugosławię".

Dla nieprzejednanych oponentów "Jałty" proponuję niełatwą gimnastykę intelektualną. Mianowicie co Waszym zdaniem być powinno w miejsce Teheranu, Jałty i Poczdamu? Czyżby tylko nieodmiennie trzecia wojna światowa? O Wilno i Lwów, o odtworzenie porządków i władzy przedwrześniowej w Polsce, o utrzymanie stanu posiadania, tytułów, splendoru, pozycji, fabryk i majątków ziemskich przez ówczesnych możnych? Jakie alternatywne rozwiązanie winno, Waszym zdaniem, wówczas zaistnieć?


6.02.2003
Ewik
Nawiązuję wprost do Twych uwag:
1. Określenie: "..znaczny przyrost terytorialny na północy i zachodzie..." to oryginalny tekst deklaracji jałtańskiej dotyczącej Polski. Autorzy nie chcieli ogłaszać jakie tereny przypadną Polsce, by nie wzmagać determinacji Niemców w trwającej jeszcze wtedy wojnie. Dopiero w Poczdamie te granice zostały ustalone w szczegółach i Stalin wytargował je na Nysie Łużyckiej i za Szczecinem.

2. Nie potrzebne mi angielskie teksty deklaracji jałtańskich, bo mam je wszystkie po polsku, choćby w "Encyklopedii ONZ" E. Osmańczyka.

3. Wierszyk Kaczmarskiego wcale mnie nie "ruszył". Pod względem rymów nawet niezły, a że merytorycznie satyryczny? - to specjalność polska już od Mikołaja Reja.
Gdy w 1778 Stanisław Poniatowski ufundował Sobieskiemu pomnik na Agrykoli, to Warszawę obiegł zgrabny wierszyk:
"Sto tysięcy na pomnik! Ja bym dwakroć łożył
Gdyby Staś skamieniał, a Jan Trzeci ożył."
Ale czy Jan III był lepszy od króla Stanisława? Ja uważam, że politycznie o niebo gorszy.

4. "Ochrona ludności białoruskiej i ukraińskiej" - to oficjalne uzasadnienie przez rząd ZSRR zajęcia terenów wschodniej Polski 17 września 39. Możemy to sobie dowolnie komentować i pokpiwać, zwłaszcza, że do tego dnia żadnych pretensji do tych ziem ZSRR nie zgłaszał. Ale decydowały na pewno względy wojskowe stworzenia strefy buforowej w przyszłej wojnie z Niemcami. Mało kto pamięta, że stara granica też nadal została utrzymana.

5. Cygar Churchilowi nie podawałem, ale byłem w pałacu w Liwadii na szczycie góry, skąd daleki widok na Morze Czarne. Mam też zdjęcie przed krzesłami, na których "święta" trójka siedziała. Tyle że prawie 30 lat po fakcie.

6.Janusz Zawodny założył sobie tezę, że Roosevelt (i Churchill) nie miał prawa moralnego proponować składu polskiego rządu i odstąpić 40 % polskiego terytorium Rosji (O tym czy miał prawo przyznać tereny na zachodzie, to już nie pisze ani słówkiem). Tą generalną tezę rozbija na pomniejsze, że: prezydent nie był szczery wobec rządu emigracyjnego, Polonii ameryk., Kongresu, społeczeństwa ameryk., nawet, że jego poczynania były sprzeczne z interesami USA. Potem podkłada sobie pod każdą z tych tez jakiś dowód z Jałty, ale nie tylko. Na końcu to obwinia jeszcze Roosevelta, że liczył się z nastrojami społeczeństwa ameryk., które było wówczas bardzo przychylne Związkowi Radzieckiemu i przywołuje jakieś, z kolei nieprzychylne, komentarze z lat po 1983 r. To całe gdybanie jest chore od a do zet. Mam jakąś książkę Zawodnego, też pisze w niej jak naćpany, ale w tym fragmencie o Roosevelcie to przeszedł samego siebie. W polityce liczą się fakty, Roosevelta można oceniać na podstawie decyzji i konsekwencji tych decyzji. A nie na podstawie tego, że jeździł na wózku, był szczery, czy nie, co myślał, chciał i co mu się śniło. Zaś Polska nigdy nie była i nie jest słoneczkiem, naokoło którego świat powinien się kręcić. Polityk, który tak zakłada, to jak "z koziej dupy trąba".

7. Faktem jest, że postanowienia jałtańskie, mimo traktowania ich obecnie przez Ciebie jako frazesy, przetrwały ponad pół wieku. Niemcy hitlerowskie zostały rozbite, wykorzeniono tam faszyzm, Europa został odbudowana po zniszczeniach wojennych, funkcjonuje ONZ, utrzymał się pokój między sojusznikami (choć częściowo na zasadzie zimnej wojny). Dopiero teraz, w nastającej epoce "pojałtańskiej", wszystko zaczyna się rwać, komplikować, spadają bomby i strach myśleć co może być dalej. A już 15 lutego jednostronna napaść USA na Irak, wbrew wszelkim kanonom moralnym, ludzkim, prawu międzynarodowemu itd.


7.02.2003
Nie spodziewałem się takiego natłoku adwersarzy. Ale co istotne, wszyscy którzy się tu zapisaliście do głosu, reprezentujecie rzeczowych, spokojnych, przyzwoitych, a co najważniejsze nie zacietrzewionych i nie bluzgających brzydkimi wyrazami. I mam do Was wielki sentyment i po prostu możemy normalnie pogadać. Nie byłoby to możliwe np. z Mozanto, Waldemarem, kreski, b-14.
Jesteście tu prawie wszyscy (95% ?) na forum WPROST taką "starą gwardią" inteligencką, postszlachecką, postsolidarnościową, okołoprawicową, głównie emigrancką, na ogół sfrustrowaną z różnych powodów do PRL. Coś tu jeszcze dałoby się wyliczyć, ale żadnym psychologiem nie jestem. Na pewno także to, że macie już raczej kiepskie rozeznanie co w Polsce jest "grane" i co nurtuje tubylców.
Przywiązaliście się do tego wprostowego forum, bo pozwala Wam na pogadanie, powspominanie po polsku, na intelektualne przygody, z nostalgii za krajem. Jedyne to polskie forum, które funkcjonuje najdłużej i najtrwalej w zasadzie z tym samym gronem internautów. Inne foruma to ulotne dziobanie aktualnych tematów wszelkich dziedzin przez wędrujących dzięciołów.
Ja tu tylko jestem na papierach trutnia w ulu pszczelim, w którym zresztą same królowe matki, podczas gdy pszczoły robotnice na bezrobociu (i bez klawiatury).
Wytoczyliście tu przeciwko mnie, w tej dyskusji PRAWICA KONTRA LEWICA, prawie wszystkie swe armaty od Curzona po Powstanie Warszawskie. Jednak o wszystkim naraz nie da się pogadać, bo wtedy mowa o niczym. Skorzystam więc z komfortu wyboru i będę sobie wybierać temaciki, jak rodzynki z ciasta, korzystając przy tym z gotowych tekstów.


7.02.2003
Deadman
Tylko Twoim nickiem tłumaczę, że nie zauważasz różnicy między uśmierceniem I sekr. PPR, a jego żoną i dwojgiem małych dzieci, czyżby również ich sprawiedliwie obejmował wyrok?
Wspaniały Cat-Mackiewicz rzeczywiście był reprezentantem całkowicie odmiennej polityki niż Wł. Sikorski. Był np. główną figurą w grupie, która w 1940 r. złożyła poprzez ambasadę niemiecką w Lizbonie, propozycję współpracy w tworzeniu rządu polskiego w GG (?). Ujawnione to zostało całkiem niedawno w starych archiwach ministerstwa spraw zagr. III Rzeszy. Publikacja zawierała fotokopie tych dokumentów itp. Też to gdzieś mam, ale nie chce mi się szukać.
Nie ma czasu ani tu miejsca, żeby zawiązywać dyskusję o legendarnych już wydarzeniach w latach 1956-1968-1970-1976-1980-1981. Zużyto już hektolitry atramentu do ich opisu i czarnej farby do zachlapania. Wolałbym jeden temat, ale dogadany. A skakanie na raz po wszystkich klawiszach fortepianu to tylko kakofonia. A tak na boku - akurat w tych tematach jest b. dużo na mych stronach internetowych.


8.02.2003
Deadman
Ja nie znikam, tylko zaglądam na FORUM najwyżej 2-3 razy dziennie, bo mam wiele innych zajęć. Nie wiem dlaczego tak Ci zależy na tym artykule o Cat-Mackiewiczu, ale odszukałem go przez wyszukiwarkę w "Newsweek" nr. 2/2003 str.18. Nie jest zbyt długi, więc załączam całość tekstu:
Tytuł: "PRZY TOBIE, RZESZO" Autor: Józef Lubiński
- "OFERTĘ UTWORZENIA KOLABORACYJNEGO RZĄDU POLSKIEGO ZŁOŻYŁA III RZESZY W LIPCU 1940 R. GRUPA POLSKICH POLITYKÓW. CO JESZCZE KRYJĄ NIEMIECKIE ARCHIWA?
Czyżbyśmy mieli do czynienia z kolejnym, po Jedwabnem, sensacyjnym odkryciem, które zmusi nas do zrewidowania wyobrażeń o postawach Polaków podczas II wojny światowej? Z odkrytych w berlińskim archiwum przez prof. Bernarda Wiadernego, wykładowcę Uniwersytetu Europejskiego we Frankfurcie, dokumentów wynika, że grupa znaczących polskich polityków o orientacji piłsudczykowskiej i narodowej wystąpiła do rządu III Rzeszy z ofertą współpracy. Artykuł profesora oraz kopię dokumentu publikują paryskie "Zeszyty Historyczne", które za kilka dni będą dostępne w Polsce.
Zdaniem Wiadernego to najpoważniejsza "próba kolaboracji z Trzecią Rzeszą". Zgadza się z nim historyk Dariusz Baliszewski. - Koncepcja współpracy z III Rzeszą nie była obca wielu polskim politykom - mówi - ale pozostawała w sferze teorii. Ten dokument świadczy, że zrobiono krok, by ją zrealizować.
Memorandum, napisane po francusku, zaczyna się od konkluzji, że klęska Francji w czerwcu 1940 r. radykalnie zmieniła sytuację Starego Kontynentu. Dlatego powinno dojść do "odbudowy Europy". Jak zauważa Wiaderny, to sformułowanie uznawało niemieckie panowanie na kontynencie i wprost nawiązywało do określenia "Aufbau", ewentualnie "Wideraufbau", lansowanego w nazistowskiej propagandzie. Wojna - argumentowali autorzy memorandum - postawiła społeczeństwo polskie w trudnej sytuacji, sprzyjającej wzmacnianiu się wpływów sowieckich. Ich ograniczenie leży w interesie Niemiec i Polski. Można to osiągnąć - pisali - dzięki zmianie pozycji Polski. Pierwszym krokiem miało być przekonanie Polaków do okupacji niemieckiej, a drugim - utworzenie rządu kolaboracyjnego. Autorzy sugerowali, że tę ideę poprą środowiska narodowców, ludowcy oraz część socjalistów. Na końcu napisali, że mogą udać się do Włoch, by stamtąd rozpocząć swe dzieło.
Inicjatorem propozycji był płk Jan Kowalewski, przed wojną szef sztabu w Obozie Zjednoczenia Narodowego (OZON). Podpisali je: Stanisław Cat-Mackiewicz, wybitny publicysta II RP, znany germanofil i antykomunista; Ignacy Matuszewski, jeden z czołowych piłsudczyków; Tadeusz Bielecki, po śmierci Dmowskiego przywódca Stronnictwa Narodowego; Jerzy Zdziechowski, polityk narodowo-demokratyczny i wiceprezes Centralnego Związku Przemysłu, Górnictwa, Handlu i Finansów (tzw. Lewiatana); Emeryk Hutten-Czapski, poseł na sejm z ramienia BBWR i przewodniczący Związku Ziemian; Jerzy Kurcjusz, działacz ONR-ABC, i Stanisław Strzetelski, na emigracji we Francji zastępca przewodniczącego polskiego Związku Dziennikarzy. Według posła niemieckiego w Lizbonie memorandum poparł, ale go nie podpisał, także Jan Szembek, w latach 1932-1939 zastępca ministra spraw zagranicznych Józefa Becka, a na emigracji zagorzały przeciwnik rządu Sikorskiego. - Wszyscy w Instytucie Literackim byli zaskoczeni - wyjaśnia Zofia Herzowa.
- Osobiście znałam te osoby. Nigdy nie przypuszczałam, że mogli coś takiego zrobić. To jakiś akt rozpaczy. Ale dokument jest autentyczny, więc go opublikowaliśmy - dodaje.
Odtworzone przez Wiadernego losy memorandum przypominają sensacyjny amerykański film o kulisach tajnej dyplomacji. Pismo datowane na 24 lipca 1940 r. trafiło do posła włoskiego w Lizbonie Bova Scoppy z prośbą, aby przekazał je posłowi niemieckiemu Oswaldowi von Hoyningen-Huene. 26 lipca baron przesłał dokument do ministerstwa spraw zagranicznych w Berlinie z uwagą, że polskie osobistości są "gotowe do szybkiego nawiązania kontaktu z rządem niemieckim". MSZ zaczęło zbierać informacje o autorach dokumentu, żeby wiedzieć, z kim ma do czynienia. Ich krótkie charakterystyki przygotował Rudolf von Schelihy, który w latach 1932-1939 pracował w ambasadzie niemieckiej w Warszawie. Oceny Schelihy'ego wraz z memorandum trafiły do Emila von Rintelena, kierownika wydziału politycznego niemieckiego MSZ. Uznał on, że polskim politykom chodzi o "opuszczenie obozu Sikorskiego i związanie się z nami".
Ostateczną decyzję, co zrobić z ofertą Polaków, podjął minister spraw zagranicznych III Rzeszy Joachim Ribbentrop. Polecił, aby polskie "próby zbliżenia" pozostawić bez odpowiedzi. Wobec tego Rintelen w liście do posła w Lizbonie stwierdził: "nie przewiduje się zmian w strukturze Generalnego Gubernatorstwa".
Inicjatywa spaliła na panewce. Mackiewicz po ucieczce z Lizbony do Londynu stanął przed sądem honorowym przy Radzie Narodowej za nakłanianie prezydenta Raczkiewicza do współpracy z Niemcami. Ale o sprawie memorandum, aż do chwili publikacji Wiadernego w "Zeszytach Historycznych", nikt nie wiedział. - To zupełna sensacja - komentuje prof. Paweł Wieczorkiewicz, historyk z Uniwersytetu Warszawskiego.
A co by było, gdyby Niemcy przyjęli ofertę i zgodzili się na powstanie kolaboracyjnego rządu polskiego? Jak we Francji Pétaina, Danii, czy Czechach. - Może wtedy wojna w Polsce nie pochłonęłaby 6 mln ofiar, lecz znacznie mniej? - pyta prof. Wieczorkiewicz. Może, choć wielu uzna, że takie gdybanie nie ma sensu, a memorandum trzeba rozpatrywać jedynie w kategoriach zdrady narodowej."


9.02.2003
Tygodnik Newsweek Polska jest wyraźnie proprawicowy. Zamieścili artykuł "Przy tobie, Rzeszo" najwidoczniej tylko dlatego, że odnośne dokumenty, dotyczące oferty kolaboracji z Niemcami w Generalnej Guberni, opublikowane zostały wcześniej przez paryskie "Zeszyty historyczne". Cat w tej grupie petentów do Hitlera wcale nie był najważniejszy, byli w niej lepsi dygnitarze Polski przedwojennej. Autor artykułu wyraźnie stwierdza, że wszyscy wymienieni w memorandum podpisali go z wyjątkiem Jana Szembeka. Cat-Mackiewicz przed wojną redaktor, poseł, polityk, chciał układu z Niemcami przeciw Rosji, ideolog i idol polskiej prawicy emigracyjnej, późniejszy 2-letni premier rządu emigracyjnego, autor kilku książek polityczno-historycznych, wrócił w 1956 do kraju, zmarł w 1966 w wieku lat 70. I tyle mnie interesuje - historia.
Ważniejsze mity, np. że w Polsce nie było Quislingów. Rządu kolaboracyjnego faktycznie nie było, bo Ribbentrop ofertę jak wyżej odrzucił, a Niemcy mieli jednoznaczne plany wobec Polaków, w których na żadne rozmowy miejsca nie było. Ale tu i ówdzie nie uchylali się od współdziałania np. w zwalczaniu antyniemieckiej partyzantki. Na dużą skalę dotyczyło to np. Narodowych Sił Zbrojnych. Choćby tu na forum jest wątek jak to bohaterscy wojacy, z ryngrafem matki boskiej na piersiach, walczyli z polską i radziecką partyzantką antyniemiecką. Oraz, jak to już po przetoczeniu się frontów wojennych na zachód, ludzie mjr. Łupaszki strzelali do polskich milicjantów i żołnierzy rosyjskich konwojujących bydło, jak do kaczek. A na innych stronach mitomani żalą się, że Stalin niesłusznie skarżył się swym sojusznikom, że polskie AK strzela do jego żołnierzy. No bo w 1943 profaszystowska NSZ włączona została do AK, nie wiadomo po jaką cholerę.
Tak samo te czołowe wydarzenia lat 1956-1968-1970-...wybrukowane są mitami, legendami i zafałszowaniami. O tym i owym w następnym poście.


9.02.2003
Deadman
Mnie zupełnie nie ziębi, ani parzy, rewelacja o próbach kolaboracji w 1940 z III Rzeszą kilku polskich prominentów o orientacji piłsudczykowskiej. Ot napisał o tym tygodnik "Newsweek", masz rację że szmatławy, autor artykułu podparł się publikacją w paryskich "Zeszytach historycznych" i tyle. Poza tym czy chodziło im o utworzenie rządu w GG, czy tylko o jakieś rozmowy i układy, to już ich marna sprawa. Szkoda czasu na roztrząsanie tej mizerii, która nie pociągnęła za sobą żadnych skutków, bo Ribbentrop kazał odłożyć memorandum do archiwum.
Bardziej interesujące, że przy okazji usypałeś spory kopczyk mitów: O wojnie po 17 września Polska-ZSRR, o zdradzie Polski przez Francuzów, Anglików, Amerykanów, o różnych ostrzeżeniach, przestrogach, notach, obietnicach, kłamstwach. Oczywiście wszyscy na około zachowali się wrednie, a niepokalana Polska, ten pępek świata, była ich ofiarą. Te wszystkie mity można zdmuchnąć jednym zabiegiem - wystarczy przyjąć, zgodnie zresztą z faktami, że Polska była jedynie przedmiotem, a nie podmiotem, tamtych gier, na własne zresztą życzenie. Że chodziło wówczas o znacznie większe cele, skrajnie definiując - o panowanie nad światem, a nasz kraj był w najlepszym razie tylko geograficznym polem tych rozgrywek.
Jeden z tych mitów podgryzę, bom naocznym świadkiem. Ten o wojnie na wschodnim froncie po 17 września 1939:
...."Następny dzień 17 września też był brzemienny w wydarzenia. W godzinach rannych usłyszeliśmy potężny warkot od strony drogi prowadzącej do Stanisławowa. Znaczny odcinek tej drogi, łączący miasto z przedmieściem, wraz z mostem na Koropcu, był doskonale widoczny z domu, w którym zamieszkiwaliśmy. Drogą z miasta w kierunku Stanisławowa jechały czołgi. Były to czołgi rosyjskie, z wielkimi czerwonymi gwiazdami na wieżach, wszystkie jednakowe, z niedużymi działkami. Zacząłem je liczyć. Liczyłem do zmroku i również w nocy, obserwując światła reflektorów. Przestałem liczyć, gdy przejechało 500 maszyn. A jechały jeszcze w następnym dniu.
Po południu udałem się na mój punkt obserwacyjny przy drodze lwowskiej. Na szosie nadal stał sznur furmanek polskich taborów wojskowych, żołnierze siedzieli na poboczu i głównie przewijali onuce, karabiny leżały obok nich lub na wozach. A środkiem szosy w kierunku Lwowa jechały nieprzerwanie samochody ciężarowe z czerwonoarmistami. Wszystkie samochody były jednego typu, Jak się potem dowiedziałem, były to słynne ZIS-y budowane w Moskwie na licencji amerykańskiej w setkach tysięcy egzemplarzy. Na samochodach siedzieli gęsto żołnierze w szarych szynelach, w szpiczastych czapkach i z karabinami, wyposażonymi w bagnety. Większość załóg śpiewała głośno jakieś marszowe, wojskowe pieśni. Wiele samochodów ciągnęło nieduże działka polowe i przeciwczołgowe.
Tak więc od strony Buczacza, od granicy, jechały zapewne dwa szeregi pojazdów, które rozdzielały się w Monasterzyskach na dwa kierunki, czołgi na płd.-zachód do Stanisławowa, samochody zaś w kierunku płn.-zachodnim na Lwów. Gdy tak leżałem na łączce, przystanęło przy mnie kilku chłopów ukraińskich. Byli odświętnie ubrani w lniane, białe koszule, wyszywane kolorowo i wykładane na spodnie. Byli boso, ale na ramionach mieli przewieszone buty, jakie wzuwali przy wejściu do miasta. Wracali zapewne z cerkwi, musiała to więc być niedziela. Słyszałem ich słowa kilka razy powtarzane: "Idut na Germańca!".
Niedługo jednakże sądzone mi było leżeć na swym punkcie obserwacyjnym nad szosą, gdyż wkrótce rozległa się od strony miasta kanonada ciężkiego karabinu maszynowego. Karabin strzelał długimi seriami, zaś pociski przelatywały ze świstem, wydawało mi się, że tuż nad moją głową. Uciekłem więc chyłkiem do domu, cały czas słysząc gwizd pocisków nade mną. Ustał dopiero, gdy dobiegłem zdyszany do domu. Już tego wieczoru dowiedziałem się, co się zdarzyło. Mianowicie na głównym placu miasta delegacja Ukraińców i Żydów witała czołgistów uroczyście kwiatami oraz chlebem i solą. W odpowiedzi jeden z czołgów wystrzelał na wiwat kilka taśm pocisków. ......
Wojska rosyjskie przejeżdżały przez nasze miasteczko jeszcze przez kilka dni. Wszyscy myśleliśmy, że rozpoczyna się wojna rosyjsko-niemiecka. Słowa "Idą na Niemca!" powtarzali moi krewni, znajomi, przechodnie. Tak samo niewątpliwie myśleli i oceniali sytuację polski rząd i marszałek Edward Rydz-Śmigły, przekraczając w nocy 17 września granicę rumuńską w Zaleszczykach. Tak też zapewne sądził cały świat.
Rzeczywiście do Polski weszły dwa fronty Armii Czerwonej, liczące ponad 1,5 miliona żołnierzy, 5 tys. czołgów i wozów pancernych oraz 2 tys. samolotów. Była to więc większa siła, niż Niemcy zaangażowały w kampanię polską. Można to wytłumaczyć tylko faktycznym zamiarem podjęcia ofensywnych działań wojennych przeciwko Niemcom, gdyby ci nie wycofali się szybko do linii demarkacyjnej na Sanie i Bugu i gdyby przejawiali zamiar podjęcia wojny z ZSRR.
Hitler realizował jednakże swój długofalowy plan stopniowego podbicia całej Europy i ani myślał wikłać się, na tym etapie, w wojnę z Rosją. Zaś Stalin również nie miał żadnego interesu podejmować w pojedynkę wojny z potężnym przeciwnikiem. I chociaż było to marzeniem polityków zachodnich państw demokracji parlamentarnych, których dyplomacja okresu międzywojennego cały czas o to usilnie zabiegała - do wojny między Rzeszą Niemiecką i ZSRR w 1939 roku nie doszło. ......"
Taka to była wojna, nikt jej nie wypowiadał, a gen. Śmigły-Rydz rozkazał nie stawiać żadnego oporu.


9.02.2003
Deadman
Żadnego wątku ja nie zaczynałem. Jedynie odpowiadałem, czy wypowiadałem się, na niektóre wg własnego wyboru, bo ich tyle otwarliście, że nie sposób o wszystkich pogadać. Np. wyżej sam napomknąłeś pierwszy o wojnie polsko-bolszewickiej 1920. Akurat jestem po lekturze książki Normana Davies'a "Orzeł biały-czerwona gwiazda". Więc chętnie podjąłbym temat, ale dopiero na Twoje ewentualne życzenie. Tymczasem odpowiadam na zarzuty do mnie: Oczywiście że wejście Armii Czerwonej 17 września 39 było aktem agresji wobec Polski, z którą zresztą miało się pakt o nieagresji z 25 listopada 1932. Był to akt wojenny, choć wojny nikt nie wypowiadał. Na boczku dodam, że teraz generalnie taka moda. Jest w internecie spis kilkudziesięciu wojen-ingerencji zbrojnych USA po II św., których nikt nie wypowiadał. Oczywiście, że 23 sierpnia 1939 został zawarty w Moskwie pakt o nieagresji pomiędzy III Rzeszą i ZSRR, z tajnym załącznikiem o podziale stref wpływów w Europie. Kolaboracja z Niemcami istniała, ale ograniczona do NSZ, także OUN i UPA, oraz indywidualna np. szmalcownicy.
Nie zrażaj się różnicą poglądów. Choć rozumiem Twe zniechęcenie, sądzę że przede wszystkim dlatego że ta polemika zajmuje jednak sporo czasu. Mnie łatwiej, bo mam spore archiwum komputerowe różnych materiałów, geopolityką zajmowałem się od najmłodszych lat i mam łatwość pisania.

Ewik
Niepotrzebnie się denerwujesz - te wspominki o II światowej to już odległa historia. A po drugie piszemy właściwie to samo, różnimy się tylko niektórymi przymiotnikami i komentarzami.
Np. cytujesz historyka, ze Sowieci wysłali swoje najlepsze dywizje. A ja napisałem, że wysłali 2 fronty z tysiącami czołgów i samolotów, tak mniej więcej 10 razy tyle, ile wystarczyłoby na pobicie resztek wojsk polskich na wschodzie kraju, a tyle akurat, żeby podjąć natarcie ofensywne na Niemców, gdyby taka potrzeba wystąpiła. Pakty o nieagresji miały między sobą chyba wszystkie państwa, które uwikłane zostały w II światową. Napisałaś też np. że niedługo jednostkom trzeciego rzutu na wschodzie przyszły na pomoc jednostki regularne, cofające się przed Niemcami, niestety rozbite i nie zdolne do podjęcia walki. Tak jest. Tu mam osobiste wspomnienia:
......"Od wczesnego ranka 1 września placówka graniczna mego ojca znajdowała się pod ogniem karabinu maszynowego z terenu przygranicznego szybu kopalnianego, zajętego w nocy przez Niemców. Ostatecznie ojciec, wraz ze swym zastępcą, wycofali się jako ostatni z bronionej placówki Straży Granicznej nocą 2/3 września. .......
W Katowicach ojciec, wraz z innymi swymi kolegami, włączony został do regularnej jednostki wojskowej, która zaczęła się wycofywać zaraz do Krakowa, po czym zajmowała kolejne pozycje obronne na przestrzeni aż do Brodów na wschodnich kresach Polski. Wyglądało to tak, że gdy tylko oddział umocnił się na jakiejś linii, wkrótce przychodziła wiadomość o zbliżaniu się czołgów niemieckich i rozkaz wycofania się do następnej linii obronnej. I tak oddział, bez oddania jednego strzału, po kilkunastu dniach pieszych marszów znalazł się w Rawie Ruskiej niedaleko Lwowa, a następnie w Brodach ok. 80 km od wschodniej granicy. Wobec rozprężenia i braku łączności, dowódca wydał rozkaz rozformowania oddziału. Każdy z żołnierzy miał działać odtąd na własną rękę.
Ojciec wiele się nie zastanawiał. Oddał karabin, kupił rower, zdjął bluzę wojskową, zabrał z jakiegoś rozbitego sklepu walizkę z czekoladą na bagażnik roweru i przyjechał do nas do Monasterzysk 16 września w późnych godzinach wieczornych. Po drodze, przejeżdżając samotnie przez ukraińskie wsie, zdejmował swe solidne buty i jechał na bosaka. Obawiał się bowiem, że może ktoś połakomić się na te buty i napaść na niego. Miał na taką ewentualność jeszcze pistolet z zapasem amunicji. Przyjechał jednak do nas z poranionymi stopami, które długo musiał potem leczyć, a smakowite czekoladki jadłem przez kilka dni. ..."


11.02.2003
Widzę, że trochę zburzyłem tok wątku. Miało być najwidoczniej tylko o krzywdzie, jaką wyrządzili Polsce dwaj wstrętni panowie Roosevelt i Churchill, sytuując ją w Jałcie w strefie wpływów trzeciego jeszcze wstrętniejszego uczestnika konferencji, to jest Stalina. Że niby Jałta była jakimś wielkim spiskiem uknutym przeciwko niepokalanej Polsce. Polemizowałem z tą martyrologiczna tezą, przypominając różne ówczesne fakty i oto szanowni, wielce mi sympatyczni, interlokutorzy jakby wycofali się ze swych pozycji. Gdy sportowiec opuszcza boisko, to przyjmuje się, że przegrywa walkowerem. Nie zakładałem tego wątku więc wyniku nie ogłaszam.

Ale na koniec odwołuję się jeszcze do tekstu, obalającego mity jakie namotano na pierwszym wielkim robotniczym "zakręcie" w Polsce Ludowej. Chodzi o symboliczny ROK 1956 z "prawomyślnego" kalendarza, ściślej o "Wydarzenia Poznańskie 1956". Jest on opisany w następnym wątku dyskusyjnym pt. "Odwilż w 1955 r. i konflikty 1956 r."
O Polsce tamtego czasu można by wiele napisać, zwłaszcza w aspekcie zmian gospodarczych, uprzemysłowienia, rozbudowy miast, oświaty, nauki ...Nawet spróbuję podać kilka skrótowych danych:
Średnioroczny przyrost naturalny wynosił ok. 470 tys . - tyle co w ciągu 11 lat 1900-2000.
Produkcja przemysłowa we wszystkich gałęziach przekroczyła kilkakrotnie 1938 i 1945 r. Np.: En. elektryczna 4,5 -17,8 mld kWh, węgiel 27,4 - 94,5 mln t, cement 0,3 - 3,8 mln t, tkaniny 69 - 634 mln m, cukier 387 - 981 tys. t.
Trwała eksplozja miast, co roku ze wsi przenosiło się do miast po 380 tys. ludzi, odbudowywano forsownie Warszawę, Wrocław, Gdańsk z kompletnych ruin, budowano kilka nowych dużych miast, setki osiedli. Tym żył kraj, ludzie pracowali intensywnie, uczyli się, zakładali rodziny, urządzali się.
Ale proszę zaglądnąć do nowych książek i podręczników historycznych - o tym wszystkim ani słowa. Dla prawomyślnych "solidarnościowych" historyków Polska istniała do 1947 r. (wybory do sejmu, akcja "Wisła"), potem jeszcze tylko w latach 1956-1968-1970-1976-1980-1981-1989. Mogę podać tytuły książek "historycznych" gdzie całe dziesięciolecia zamalowane są gruntownie białą farbą, o których zupełnie nic, lub bełkot ślepych fałszerzy historii. A funkcjonują tylko mityczne wydarzenia "walk niepodległościowych" upstrzone legendami, mitami, wierszykami, pomnikami i najzwyklejszymi kłamstwami.

Powrót do poprzedniej strony