Forum WPROST
Kochani ekonomiści WPROST


1. - 17.06.2002
Uważam, że Jankiel, jotem, dorjabll mają rację w tej dyskusji. Mam w rodzinie producenta elektroniki. Przez lata prosperował świetnie, a obecnie na jego gadgety komputerowe rynek krajowy skurczył się nieomal do zera, zaś eksport do Niemiec i Anglii jest prawie nieopłacalny, wobec zawyżonego kursu złotego.
Wszyscy ujawniający się na forum entuzjaści polityki Balcerowicza, a to Critto, Jonasz, Gabriel, Metys, jesteście tu faktycznie w przewadze ilościowej. Możecie też sobie pisać dowolne głupoty, bo 99 % normalnych Polaków nie ma w Internecie. Gdyby choć mały ich ułamek tu się ujawnił - przeczytalibyście, co o Was myślą i to w ludowym narzeczu.
Ale oczywiście wszyscy, którzy głosicie, że winne upadkowi gospodarki są nadmierne podatki i zbyt wielkie wydatki budżetowe państwa, obligacje rządowe itp. macie swoją "święta" rację. Lecz 90 % wydatków budżetowych to są pozycje stałe, w tym największe są wypłaty ZUS na emerytury, renty i różnego rodzaju wydatki socjalne. Więc nie jesteście ani na krztę konsekwentni, bo już dawno dla tych wszystkich emerytów, prawdziwych czy naciąganych rencistów, inwalidów, kombatantów, "nieudaczników" i nierobów powinniście proponować i zabiegać o uruchomienie pieców krematoryjnych Oświęcimia, a nowych absolwentów, zwłaszcza po wyższych studiach, przymusowo ekspediować za granicę. Okazalibyście tym też swój patriotyzm "prawdziwych" Polaków, bo oszczędzilibyście tym kilku milionom rodaków doli europejskich Murzynów i parobków, jaką, konsekwentny do bólu, Balcerowicz rychtuje narodowi polskiemu. ..... Balcerowicz - ksywa "Pol Pot polskiej gospodarki".


2. - 18.06.2002
Wypowiedź Henryka

Dziękuję Jankielowi, że przywrócił mi wiarę. Po tak szalonej krytyce zacząłem wątpić w rzeczy oczywiste. Tu nie trzeba ekonomiki, bo to co pisałem widać gołym okiem i jest rzeczywistością. Tak więc książek ekonomicznych nie zamierzam czytać, bo dopiero w nich są bzdury.
Walka o surowce i rynki zbytu przybrała na sile. Wojna w Jugosławii była po to, aby wyeliminować konkurencję z rynku europejskiego, zniszczono większość zakładów pracy. Wojna w Iraku szła o zniszczenie największego producenta ropy. Wojna w Afganistanie ma na celu zabezpieczenie drogi dla ropy rejonu morza Kaspijskiego i Uzbekistanu, które to źródła amerykanie wykupili od Rosjan po cichu. Dawni sowieccy bonzowie partyjni wzięli forsę i zainstalowali się na lazurowym wybrzeżu i w Hiszpanii. Irak się odbudował i może zbojkotować zakaz eksportu, więc Amerykanie już grożą mu wojną. To tak na świecie, a jak jest z Polską ? Ta podobnie jak dawna NRD również stanowiła co raz większą konkurencję dla zachodniej Europy. Wywołano tu tylko małą wojnę wewnętrzną, ale to wystarczyło, aby zniszczyć cały przemysł tak w Polsce jak i w NRD. W Jugosławi na straży postawiono wojska NATO i pilnują one nie tyle ludności, co aby Jugosławia się nie odbudowała. W Polsce i w NRD trudno by było postawić wojska NATO, więc przyjęto wyrafinowaną politykę niszczenia przemysłu, inną w NRD i inną w Polsce. W NRD ustanowiono specjalną komisję, która przejęła cały majątek NRD i rozdawała go koncernom i przedsiębiorcom zachodnim za symboliczną markę. Koncerny zachodnie decydowały, czy opłaca im się utrzymać produkcję, czy ją zlikwidować. Z powodu nadprodukcji w zachodnich Niemczech, z reguły koncerny likwidowały otrzymane za darmo fabryki. Były one zbędnym balastem dla koncernów permanentnie mających nadprodukcję. Dzisiaj mamy w dawnym NRD 25 % bezrobotnych, czyli więcej jak w Polsce. W Polsce likwidowano przemysł nieco inaczej. Przez politykę podatkową i nad wartościowość złotówki, doprowadzono do tego, że nic w Polsce nie opłaciło się produkować, bo zagraniczne było tańsze (na zachodzie eksport się dotuje). Doprowadzono do absurdu, że przy 10 razy tańszej sile roboczej, nasze produkty były droższe. Z pełną premedytacją sprowadzano polskie fabryki do bankructwa i zachodni kontrahenci kupowali je za grosze. Dalej postępowano dokładnie jak w NRD. Niepotrzebne fabryki niszczyli do końca.
W ten sposób produkującego jeszcze zakładu trudno w Polsce dzisiaj znaleźć.
Wysokie stopy procentowe blokują jakiekolwiek inwestycje produkcyjne. Owszem wolno inwestować tylko w ekologię, biura, drobny handel, bo to nie daje żadnej produkcji. Jakakolwiek działalność produkcyjna jest zahamowana odpowiednimi przepisami i RACHUNKIEM EKONOMICZNYM.
Zakłady takie jak fabryka traktorów Ursus, czy Stocznia Szczecińska, niektóre huty żelaza których produkcja mimo wszystko była opłacalna, zostały zniszczone przez wyprowadzenie przez złodziei kapitału na zewnątrz i zablokowaniu kredytów bankowych nawet przez NBP. Jeszcze dwa lata temu stocznia szczecińska była odznaczona przez prezydenta za gospodarkę i zyski. W ciągu dwóch lat ze stoczni zginęło 2 miliardy złotych. Banki nie dają grosza, bo większość z nich reprezentuje kapitał Niemiecki. Sądzicie że powinny finansować obcą konkurencję. Głupcy przecież nie są. Stocznie się po prostu likwiduje. Nikt nie szuka winnych !!!
Fabryka traktorów chociaż w stanie częściowym ocalała dzięki posłowi Wrzodakowi i robotnikom, którzy mieli łomy i mieli zbyt blisko do rady ministrów.
Tak więc Critto, Jonasz, Gabriel, Metys, uczcie się, ale w książkach tego nie znajdziecie. To trzeba przeżyć z otwartymi oczami i wyciągać wnioski ze zdarzeń. Wy przymykacie oczy, kiedy obraz nie pasuje Wam do waszych teorii.


3. - 18.06.2002
Henryku
Twój post b. dobrze pokazuje realną rzeczywistość polityczno-gospodarczą, nie tylko zresztą Polski, obgryzanej skutecznie przez globalne koncerny zachodnie w imię ich własnego czytelnego interesu. Może trochę przydługi, jak na percepcję, raczej dość prawicowej, wyobcowanej z kraju, elity emigranckiej, która obsiadła forum WPROST. Szkoda postu tylko dla tego wątku, proponuję jego przekopiowanie do "Sukces- inflacja 1,9%" i może jakichś jeszcze innych.

Gabriel
Masz rację, nawet dobrze to ująłeś: to oczekiwanie społeczeństwa. Ja to nieco uściślę: Biedniejsza część społeczeństwa, produkująca, można staromodnie powiedzieć urzędniczo-robotniczo-chłopska, również pozbawiona pracy - oczekuje słabszej złotówki, bo wtedy rośnie eksport, inwestycje, powstają miejsca pracy, kręcą się szybciej kółka gospodarki państwowej, da się jakoś żyć i zarobić na siebie oraz rodzinę. Bogatsza część społeczeństwa, konsumpcyjna, na dobrych posadach, rentierska, także emeryci oczekują mocnej złotówki, bo wtedy mogą taniej kupić zagraniczne luksusy i łatwiej pojechać na Kanary, choć gospodarka państwa pada. Ja akurat jestem po stronie tych pierwszych, choć mieszczę się wśród tych drugich. Myślę nie wbrew swemu interesowi osobistemu, lecz jakby bardziej długofalowo i też w interesie państwa.

Zbylutek
Załatwiasz problem jakimś takim ple, ple na zasadzie teorii spiskowej i hasełka, że w ogóle to Lewica i Komuna wszystkiemu winna. Choć nawet, może niechcący, masz rację. Przecież przed wojną prawie całość śmiesznego polskiego przemysłu, a o niego głównie chodzi, była w zagranicznych rękach. Gdyby nie było PRL po drodze do obecnego raju to zagraniczni "inwestorzy" nie mieliby co i od kogo wykupywać.


4. - 19.06.2002
Gabriel
Napisałeś bardzo nierówny post. W pełni słuszny w opisie faktycznych zamiarów rządu co stóp procentowych itd., a gołosłowny w części pierwszej. Piszesz, że rząd używa te ok. 20 mld $ kapitału spekulacyjnego (ściągniętego dzięki wysokim % do "polskich " banków) na łatanie dziur budżetowych. Ależ rząd nie ma żadnego dostępu do tych kapitałów. One sobie leżą w bankach i pracują na odsetki. Choć odgrywają też korzystną pasywną rolę dla rządu-gospodarki polskiej, bo wzmacniają złotówkę. Gdyby nagle w całości kapitał ten wyfrunął, jak np. stało się to w Argentynie, to mielibyśmy poważny "krach finansowy", nie wchodząc w szczegóły. Jednak główną jego rolą jest ssanie odsetek, jak to od depozytów. By te wysokie odsetki realizować, to banki utrzymują wysokie % dla kredytów. I tu "ist der Hund gegraben" dla polskiej gospodarki, zwłaszcza inwestycji. Stąd banki powinny mieć prawdziwe reklamówki na swoich pozłacanych bramach: - "Dogodne kredyty dla samobójców lub oszustów".
A największym dłużnikiem jest faktycznie państwo, a to głównie przez emisje obligacji skarbowych. Jeśli się jednak trochę interesujesz, to powinieneś zauważyć, że w tym roku właściwie brak nowych obligacji. Festiwal obligacji to był 2-3 lata temu gdy Buzek, pospołu z Balcerowiczem wprowadzili 2-4 letnie dogodne obligacje (ja też skwapliwie skorzystałem), dbając o to, by ich wykup przerzucić na następne rządy.

Metys
W większości piszesz b rozsądnie, widocznie Twój umysł "elektroniczny" pozwala na właściwą dedukcję. Cieszę się podwójnie, bo też uważam się za elektronika (programistę), ale jak pisze zaprawdę słusznie Henryk - do jasnego obrazu świata tego trzeba też życiowego doświadczenia. Są w tym temacie też piękne przysłowia.
Więc brakuje ci tego doświadczenia, skoro pytasz teoretycznie skąd banki będą brać kapitał, gdy braknie przedsiębiorstw-kredytobiorców. Nie doczytałeś choćby w mym poprzednim poście, że największym dłużnikiem jest samo państwo, czyli my wszyscy, jako podatnicy głównie. Sprawdź sobie np. w agencjach maklerskich, że gros obligacji państwowych wykupywanych jest właśnie przez banki. Zarabiają potem na odsetkach, a państwo jest najlepszym dla nich i najpewniejszym dłużnikiem. Pomyśl "elektronicznie" - to jest właśnie istota sporu, choć nie wprost głoszona, i rzeczywiście zawoalowana na dziś nieszczęsnymi stopami procentowymi. Po prostu nowe rządy lewicy mówią dość! - Balcerowiczowi, ojcowi aktualnej mafii banków, zresztą już niepolskich, żerujących na gospodarce polskiej, choć powinny jej służyć.


5. - 19.06.2002
Metys
Prezydent jest po stronie Konstytucji (pisanej z dużej litery), jako jej bezpośredni twórca. Ale, nie bój się, zgodzi się gładko na kroki, jakie podejmie rząd wobec Balcerowicza, RPP (i całej mafii bankowej), byleby mieściły się w ramach prawa, nad czuwaniem którego czuje się głównie powołanym.
Ale, młody przyjacielu, mam prośbę: nie trać tak wiele cennego swego czasu na wirtualne forum. Dyskutujmy, jak najbardziej, ale z umiarem czasowym (to też doświadczenie życiowe) - najwyżej dwa posty na dzień, najlepiej w stałych godzinach.


6. - 19.06.2002
Metys
Litości, jesteś jak karabin maszynowy, dzięki któremu Anglicy wygrali swą wojnę w 1989 r. z wielkim powstaniem Mahdystów w Sudanie. Ale zważ, że tu nie jest forum ekonomiczne, tu zadomowiła się głownie liczna rzesza, sympatycznych zresztą, gastarbeiterów polskich na emigracji. Gadają tu głównie o d. M. i psioczą na polskie porządki, jakie by one nie były, bo odczuwają po prostu potrzebę pogadania po polsku. Świadomych ekonomistów tu jak na lekarstwo, ja też nim bynajmniej nie jestem.
W jutrzejszym porannym poście podam Ci tytuły różnych rzeczowych, fachowych artykułów, w których znajdziesz odpowiedź na swe rozliczne pytania.


7. - 20.06.2002
Metysie
Nawiązuję do Twego postu z 19.06. g.14:13 punktowo:

1. Gospodarka polska lat 80. nie była jeszcze przestarzała i nieefektywna (w sensie produkcyjnym). W dekadzie lat 70. przemysł polski otrzymał bardzo duży zastrzyk, często najnowszych technologii światowych, a wskaźniki produkcji, organizacja i efektywność polskiego przemysłu, szerzej gospodarki polskiej, była na poziomie średnio rozwiniętych krajów tzw. "I świata". Żeby to sprawdzić, to mógłbyś np. sięgnąć do roczników statystycznych, gdzie znajdziesz liczby dotyczące wysokości i szybkiego wzrostu produkcji nieomal we wszystkich dziedzinach naszej gospodarki. (Obecne dane do tamtych to prawie we wszystkim kompletne dziadostwo).
Tu wyliczę tylko hasłowo i wyrywkowo: koncerny Polfy, Polleny, Igloopolu, Cefarmy, kombinaty miedziany, siarkowe, nawozów sztucznych, cementowni, zbrojeniowe, hutnictwo (w tym kolorowe), przemysł stoczniowy, włókienniczy, obuwniczy, przetwórnie rolno-spożywcze, błyskawiczny rozwój zakładów elektronicznych i przemysłu samochodowego.

2. To wynoszenie z kopalń wiaderkami gwoździ czy śrubek, rękawic, papierosów, mydełek etc. osłabiały troszeczkę gospodarkę państwową, ale to było tylko jakby powiększaniem sobie nieco zarobków, jak te kradzieże tłumaczyli tamci detaliczni złodzieje. (Nawiasem mówiąc teraz kradnie się całe fabryki, milionowe kwoty).
Lecz te mini kradzieże to było wówczas małe piwko do obłędnej polityki cenowej, która sprawiała, że 1 bochenek chleba kosztował w sklepie 4 zł. (niezmiennie przez 20 lat), gdy w latach 70. dwa razy tyle kosztowała importowana z USA pszenica, z której go wypiekano. Efektem było zaciągnięcie (tylko na zboże) 8 mld. $ kredytów przez państwo, a z drugiej strony masowe skarmianie chlebem trzody chlewnej i drobiu. Podobny przykład to skarmianie cieląt mlekiem, zakupionym w sklepie po znacznie niższej cenie, niż dostawał hodowca za mleko w skupie. Tyle, że próby regulacji tych cen detalicznych (zwłaszcza mięsa), podejmowane przez aktualne rządy w latach 70, 76, 80, kończyły się rewolucjami górników, stoczniowców, tkaczek i in., nad których marnym losem w III RP użalamy się teraz wszyscy.

3. Kursu złotówki nie ustalił w Polsce wolny rynek, lecz minister finansów i v-premier Balcerowicz na końcówce 1989 r. Nie odbieraj mu tej chwały, którą się pyszni i za którą wszyscy go chwalą, ja również. To on wymyślił i zrealizował w czasie kilkunastu tygodni sukcesywne obniżanie oficjalnej wartości złotówki do dolara. Sprowadził ten kurs z nieba do 10000 zł. (? - nie pamiętam) za dolara i trafił. Wtedy dopiero zaskoczył i zaczął się rozwijać wolny rynek w Polsce. Bardzo nieliczni na tym zyskali krocie, większość straciła, wśród nich wszyscy ci co mieli złotówkowe oszczędności w bankach. Ale o dziwo, nikt nie robił z tego tytułu rewolucji.

4. A zakłady produkcyjne zaczęły wkrótce rzeczywiście padać, ale nie z tytułu wolnego rynku w ogóle, a z powodu "popiwku", wprowadzenia lichwiarskich odsetek do wcześniej zaciągniętych kredytów i szeregu innych różnorakich restrykcji wobec państwowych zakładów, oraz wprowadzenia luksusowych udogodnień dla importu z zewnątrz. Zapewne domyślasz się już "elektronicznie", że najpierw padły te najbardziej nowoczesne zakłady, dopiero co pobudowane, bo powstałe za kredyty. Ja tu mam nieznany szerzej przykład z Krakowa. W 1987 na rynek krakowski z rozmachem wszedł ze swą produkcją, głównie mrożonek i napoi butelkowanych, dębicki kombinat "Igloopol". W 1989 prawie kończyli m.in. budowę wielkich nowoczesnych chłodni w Płaszowie dla całego Krakowa, oczywiście za zaciągnięte kredyty bankowe, jak to wszędzie na świecie się praktykuje. I oto, od 1990, po bandycku, przed zakończeniem budowy, kazano im płacić takie odsetki z tych kredytów (po miliardzie kwartalnie?), że oddział krakowski "Igloopolu" splajtował, a chłodnie "poszły" w ruinę. Ku uciesze Balcerowicza.
Teraz "restrukturyzacja" przemysłu, czyli prywatyzacja, lub likwidacja zakładów, ewoluowały, ale lichwa kredytowa nadal funkcjonuje z powodzeniem.
A państwowe gospodarstwa rolne to zlikwidowano po prostu ze względów ideologicznych. Co tam dla rządzącej nowej "szlachty" znaczyły 2 mil. ha odłogów i 400 tys. ludzi (licząc z rodzinami), skazanych na wegetację bez pracy.

5. Bank centralny nie jest oczywiście jedynym podmiotem, kształtującym politykę ekonomiczną. Ale od niego i RPP zależy stanowienie wysokości bankowych stóp procentowych, które normalnie mają zasadniczy wpływ na wysokość oprocentowania kredytów i wartość złotówki w stosunku do obcych walut. A to już czysta gospodarka (eksport, inwestycje, miejsca pracy, bezrobocie). I w tej sekwencji, choćby wielbiciele Balcerowicza stawali na rzęsach, to nie wybronią go z zarzutu, że działa on w prostej linii głównie na rzecz zachodniego, krótkoterminowego kapitału spekulacyjnego, dla którego wysokie stopy procentowe są najbardziej korzystne, a ze szkodą dla gospodarki krajowej.
Stopy redyskontowe zostały wprawdzie przez NBP i RPP obniżone od połowy ub. roku i to idzie w dobrym kierunku, ale za mało i zbyt wolno. Banki komercyjne w związku z tym ochoczo obniżyły oprocentowanie depozytów, ale odsetki od kredytów prawie nie drgnęły. Stąd banki uzyskują niezwykle wysoką marżę 12 % , która w krajach europejskich waha się między 1,85% w Niemczech i 3,1% w Hiszpanii.
Jednakże banki nie przejmują się znacznym zmniejszeniem kredytobiorców, bo rekompensują to sobie zakupem państwowych obligacji. A w najbliższych latach kumulują się terminy wykupu obligacji wieloletnich, jakie emitował hurtowo od 1999 rząd Buzka. Więc banki będą miały żniwa. Spłacać będzie oczywiście obecny rząd Millera, ale skąd ma wziąć na to kasę? Wypuścić nowe obligacje państwowe? Prawdopodobnie tak się częściowo stanie, ku uciesze i drwinie Balcerowicza i tłumu jego klakierów, których normalnie gówno obchodzi gospodarka kraju, a liczy się tylko, żeby doprawić lewicy, czy postkomunie, jak się chętnie wysławiają. Gdzie byli ci doradcy z PO i PiS, gdy Buzek hurtem wypuszczał obligacje?
Oczywiście mają oni świetne rady - żeby zmniejszyć podatki, albo obniżyć wydatki budżetowe. Tyle że mniejsze podatki na bliższą metę ewidentnie tylko obniżą wysokość wpływów. A budżet to w 90% wydatki stałe, w tym głównie przeznaczane na emerytury, renty, zasiłki i inne socjalne. Więc co - obniżyć emerytury?, a może Balcerowicz doradzi np. jak się pozbyć tej rzeszy emeryckich darmozjadów?

6. Oczywiście, aby obniżka stóp dyskontowych spowodowała realne zmniejszenie wysokości oprocentowania kredytów, konieczne jest dodatkowe oddziaływanie ze strony rządu, ale głównie NBP na oporne banki komercyjne. Gra idzie o jak najtańsze kredyty produkcyjne i inwestycyjne, choć kredyty konsumpcyjne (ukierunkowane) też wskazane, bo napędzają popyt. Gra idzie w ostatecznym rachunku o wzrost PKB nie o 1%, lecz co najmniej o 2,5 (a było 6-7% za poprzedniej kadencji lewicy)
Same zmniejszenie stóp oczywiście nie wystarczy do rozruszania padającej gospodarki - niezbędne też są uproszczenia przepisów podatkowych, finansowych, zmiany kodeksu pracy i in., ale to się robi. Słusznie piszesz, że jak najbardziej wskazana jest likwidacja kapitałów spekulacyjnych (byle nie gwałtowna) i ograniczenie emisji obligacji państwowych, czyli wewnętrznego zadłużania się państwa. To sprawy b. trudne, bo potrzeby budżetowe są wielkie, i te bieżące i związane z zasypywaniem, odziedziczonej po poprzednim swawolnym rządzie, dziury budżetowej, obligacjach i długach.

7. Mała inflacja to wielkie osiągnięcie NBP i RPP. Oczywiście, że wskazana jest jak najmniejsza inflacja, zwłaszcza dla konsumentów, bo choćby tańsze utrzymanie. Lecz inflacja nie jest jedynym, ani najważniejszym parametrem, charakteryzującym stan gospodarki, jej rozwój czy stagnację. Przykłady światowe wskazują, że zwykle szybszemu wzrostowi gospodarczemu towarzyszy też wzrost inflacji, zwłaszcza w gospodarkach wolnorynkowych. A obecny wzrost wartości złotówki nie wynika z konkurencyjności i wydajności polskiej gospodarki. Więc na pewno lepszy szybszy wzrost gospodarki, nawet kosztem niewielkiego wzrostu inflacji.

8. Stocznia szczecińska. Gdzieś tu jest wklejony artykuł na kilka stron z historią stoczni od jej prywatyzacji w 1991. Przeczytaj go, to historia przekrętów, oszustw, kreowania fikcyjnych spółek, przenoszenia pieniędzy na prywatne konta, rozkradania majątku stoczni. Piszesz, że stocznia nie efektywna, ależ jej poniektórzy zarządcy, banki również, pracowali b. efektywnie i wyciągnęli ze stoczni milionowe fortuny. Krócej opisał to Henryk w swym poście z 18.bm.


8. - 20.06.2002
Cała dyskusja zeszła ze stóp (procentowych) do głowy (czyli transformacji złotówki w 1989 r.). Też zaglądnąłem do swych archiwów i wychodzi mi z nich, że 31.12.89 wartość oficjalna dolara ustalona została rzeczywiście na 9500 zł. Za swe oszczędności złotówkowe w PKO mogłem kupić w 1989 (średnie ceny) 11 ubrań, 750 kg cukru, 7600 kg chleba lub 1500 ltr etyliny, a w 1990 odpowiednio 3, 300, 700, 450. A więc ok. 2/3 oszczędności ludności ściągnął wtedy Balcerowicz do skarbu państwa.
Co do inflacji, to w czasach PRL od wymiany złotówki 28.10.1952 do 1984 r. (34 lata) inflacja była śladowa i nie przekraczała 3%, licząc do poprzedzającego roku. Drgnęła mocniej w 1982 (marcowa regulacja cen detalicznych) i do 1988 był wzrost po kilkanaście %. Na koniec grudnia 1989 wyniosła już 343%, w związku z hiperinflacją, która zaczęła się w ostatnich 4-5 miesiącach roku, już w czasie rządów Mazowieckiego. W 1990 wyniosła 685 %, by od 1991 (171%) spadać do dzisiejszego 101,9%.


9. - 20.06.2002
Henryku
Ja wcale nie jestem elektronikiem z zawodu. Komputer to tylko moje hobby, już od 1984 r. (zaczynałem od "Spectrum 80"), i narzędzie pracy. Co robiłem i robię - jest w Internecie: http://www.republika.pl/tadbin/
Wcale nie przejmuje się, że jak piszesz, jestem "obszczekiwany przez sforę forumowych piesków". Ja tego bynajmniej tak nie odbieram. W znakomitej większości to świetni, i nadzwyczaj sympatyczni, kumple do rozmowy. Mają tylko wiadome, polityczne kompleksy, bo siedzą za granicą, gdzie powyjeżdżali z PRL po różnych niepowodzeniach życiowych. Są z tego tytułu sfrustrowani i odgryzają się nie tyle na mnie, ile na "komunie", jak piszą. Dla nich prześlę później adekwatny i aluzyjny wierszyk Boya-Żeleńskiego o "gwałcie socjalistycznym"
Co do polskiej elektroniki, to rzeczywiście polikwidowane zostały wszystkie zakłady produkcyjne, a także instytuty naukowo-badawcze. To, jak sam pisałeś, planowa likwidacja jakiejkolwiek konkurencji z naszej strony i upychanie Polski do grona krajów "III-IV świata". Z powodzeniem zresztą.


10. - 21.06.2002
Słodki Throginie, ideologu od marketingu i przepływu informacji.
Naprawdę szczerzę mię rozbawiłeś swymi wykładami, jak to ongiś "budowało się ręcznie (drogo), a obecnie nawet tynk kładą maszyny, i że PRL padła, bo były złe kadry zarządzające". Aleś trafił ....

Ja jestem dziś dość stary (choć jary), ale gdy miałem prawdopodobnie nieco mniej lat, niż Ty masz dzisiaj, to byłem taką nieudaczną starą kadrą zarządzającą. M.in. przez lata pełniłem funkcje INWESORA, jako dyrektor ds. przygotowania inwestycji w Nowej Hucie, potem w całym Krakowie. Na początku mego stażu inżynierskiego Kraków liczył ok. 300 tys. mieszkańców, gdy odchodziłem na inną "posadę" - prawie 400 tys. Przeszły więc przez moje ręce programy inwestycyjne, projekty, plany finansowe i harmonogramy realizacyjne dla kilkunastu osiedli dla tych ok. 100 tys. mieszkańców, ze wszystkim - od budynków mieszkalnych, szkół, przychodni po ulice, tramwaje i placyki zabawowe dla dzieci. I wiesz, ja się doskonale czułem w tym interesie i naprawdę nie miałem większych trudności w "zarządzaniu" tym wszystkim, choć problemów było multum. A te moje osiedla nadal stoją i mają się całkiem nieźle, choć ich mieszkańcy jakby posmutnieli.
Piszesz, że koszty tamtego budowania "były absurdalnie wysokie, bo pracowano ręcznie. Że na tych budowach stały co najwyżej betoniarki, wokół których uwijali się chłopkowie". Powiem Ci: znacznie gorzej. Gdy przyjechałem do NH, to np. cegły nosiło się na plecach (w drewnianych nosiłkach), dowożono ją wozami konnymi, a brukarze układali kostkę kamienną, klęcząc na bruku. Nie ze względu na brak "analizy kosztów", jak piszesz, lecz po prosto nie było ŻADNYCH maszyn. Ale dodam, że batalion junaków wykonywał szybciej kilometr wykopów pod magistralę kanalizacyjną, niż byłby w stanie wykonać cały park koparek (bo by się "pozabijały") i o niebo taniej.
Na osiedlu A11 stoi 4-kondygn. blok mieszkalny wybudowany w ciągu miesiąca -- od wykopów po klucze dla mieszkańców. A normą było, że przyjmowałem w swych harmonogramach osiedlowych po pół roku na budowę V-kondygn. bloków mieszkalnych - ale to już było w epoce "I stopnia uprzemysłowienie budownictwa".
Zaś w latach 70. postawiono w Polsce 164 fabryk domów, które sprawiały, że na budowach osiedli był już tylko montaż gotowych ścian i stropów (z tynkami, oszklonymi oknami, instalacjami), przy użyciu wieżowych żurawi samojezdnych. I było to wszystko na pewno dużo tańsze niż dzisiejsze budownictwa, choć trudno porównywać.
Toż dzisiaj wrócono właśnie do cegły, a te 164, bardzo nowoczesnych, fabryk domów zgnojono ze względów ideologicznych. I co porównywać? Dziś kompleksowych osiedli w ogóle się w III RP nie buduje, a nowe miasta? - dobry dowcip. W latach 70-80 budowano po 200-300 tys. mieszkań rocznie, w ostatnich po ok. 80 tys. (i co raz mniej).

Kończę, ten wesoły post. I nie próbuj mi robić wykładu o wspaniałych nowych technologiach i prześlicznych materiałach budowlanych z importu, akurat jestem w tym na bieżąco, a w projektowaniu od 10 lat posługuję się komputerem. Natomiast, jeśli chciałbyś sam zapoznać się dokładniej z ówczesnymi technologiami i sposobami budowania, to służę swą książką wspomnieniową - jest w Internecie na dwóch serwerach.


11. - 21.06.2002
Gabriel
Piszesz jak "zaczadzony" na amen i jakbyś sam nie miał w ogóle oczu. Przeczytałem Twój "dowcipny" post jednak bez większego wrażenia. Są lepsi od Ciebie, wg których 45 lat PRL w ogóle nie było (wraz z Twymi rodzicami, wujkami etc.). A jeden z premierów solidarnościowych powiedział nawet, że przez te 45 lat kraj został obrócony w gruzy. Oczywiście ani on, ani Ty, nawet nie wyobrażacie sobie jak wyglądały np. gruzy powojenne (akurat nie Krakowa). Ale mimo to odpowiem częściowo na Twoje infantylne pytania. Raczej z uczucia osobistej satysfakcji życiowej i samochwalstwa.
Więc, nieskromnie chwalę się, choćby tylko swoją robotą, jako głównego projektanta, którą nieźle przysłużyłem się miastu i jego mieszkańcom: 14 szkół na "1000 szkół na Tysiąclecie" w dwa lata, największy dotąd w Krakowie dom towarowy "JUBILAT" (nie licząc nowych niepolskich hipermarketów), największe w Polsce studio TV, tzw. "TELE-SCENA", gdzie teraz tyle ciekawych widowisk i serial "Droga do gwiazd" (i wiele miejsc pracy).
Dodatkowo na boczku: Kompleksowe osiedla (to była właśnie moja profesja) - od pomiaru geodezyjnego terenu po zasianie mieszanki traw i postawienie trzepaka i piaskownicy dla dzieci. W Nowej Hucie nie ma żadnych ciemnych kuchen, w latach 1966-67 stosowane tylko na oś. Azory. Przez 40 lat istnienia Nowej Huty do 1990 było w niej o niebo bezpieczniej niż dzisiaj. Wszystkie hotele krakowskie do 1988 (mniej więcej) były polskie, za polskie pieniądze i przez krakowskich architektów projektowane. Dopiero obecnie-wszystko odwrotnie. Sklepów rzeczywiście było mało, wg normatywnych wyliczeń w stosunku do ilości mieszkańców. Teraz jest ich tyle, że więcej sprzedających niż kupujących.


12. - 21.06.2002
Throgin
Widać z Twych postów, że całkiem niedawno skończyłeś "nauki", bo strzelasz bardzo teoretycznymi tezami i dogmatami. Na ich podstawie podejrzewam, że przed umyciem rąk robisz "rachunek ekonomiczny", a przed obiadem w restauracji sprawdzasz kwalifikacje kucharza. Radzę - trochę stonuj swe zbyt szybkie wnioski, recytowanie dogmatów i odwoływanie się do rachunku ekonomicznego. Utemperuje Cię oczywiście samo życie, gdy wejdziesz na rynek zawodowy. Oby nie negatywnie, jak znanego mi zdolnego młodego architekta, sprzedającego pietruszkę i cebulę na targu obok, zresztą wraz z żoną, bodaj po studiach ekonomicznych.

Na pytania i raczej nietrafione tezy oraz szybkie wnioski odpowiadam punktami.
1.Nie dlatego nie kupowano maszyn za granicą, że opłacało się stosować pracę ręczną, lecz po prostu ostro brakowało dewiz. Wyrąbanych przez górników dolarów nie starczało na wszystkie różnorakie potrzeby zrujnowanego kraju. Maszyny nawet napływały, ale nie z dnia na dzień, trwało to latami i pochodziły z własnych nowych fabryk, a za dewizy kupowano raczej tylko licencje. To zapewne bardzo źle i niezgodnie z Twoją ekonomią.
2.Nie pisałem, że ten 1-miesięczny budynek jest z cegły, wybudowano go w wielkich bloków, jako doświadczalny w ramach badawczych Instytutu Budownictwa Mieszkaniowego.
3.Wielka płyta nie była pomyślana na wieczność, w niej upatrywano tylko "mieszkanie dla każdej rodziny", bo pozwalała budować do 300 tys mieszkań rocznie. Dziś tylu mieszkań nie potrzeba, gdyż dla tych, którzy nie mają pieniędzy na budowę na własny koszt, zarezerwowano miejsca pod mostami i w studzienkach c.o.
4.O Brazylii Oskara Niemayera mógłbym zrobić wykład, zaś o tym co i jak budowano w Paryżu - też, z autopsji.
5.Jestem "inteligent" z drugiego, a nie z pierwszego pokolenia, jednak wierz mi, że to nie ma nic do rzeczy.
6."Kadra zarządzająca, marketing?" - tych pojęć rzeczywiście w ogóle nie stosowano ani w Rzymie, ani w PRL, a budowano, aż furczało.
7.Przy okazji tego doświadczalnego budynku pozwoliłeś sobie na uogólnienie, że igrano z życiem ludzkim. Może gdybyś jechał dalej tym księżycowym torem, to oskarżył byś tamto kierownictwo budowy o ludobójstwo? Są tacy śmieszni oskarżyciele. Jakby więc trochę podejmując ten temat - informuje Cię, że w okresie pierwszych dziesięciu lat realizacji dzielnicy Nowej Huty, nie było na jej budowach ani jednego śmiertelnego wypadku.


13. - 21.06.2002
Throgin
W mieszkaniach z wielkiej płyty mieszka kilka milionów ludzi, raczej wygodnie, bo w epoce jej wdrażania obowiązywał podwyższony normatyw powierzchniowy mieszkań.
Drenujesz mnie odnośnie tego doświadczalnego budynku: Fundamenty też były prefabrykowane, blokowe, kładzione na podsypce piaskowej, minimum procesów mokrych. Oczywiście, że ten miesiąc nie był żadną rewelacją, chodziło o pewne doświadczenia, obliczenie czasochłonności montażu itp. Ja z tego robiłem tabele, zestawienia, które opublikowano potem w specjalistycznym czasopiśmie IBM.
Co do wielkości mieszkań, charakteru kuchni, funkcji pokoju dziennego, to wiążą się z tym też pewne tradycje narodowe, ale tego na forum nie rozbierzemy.
Sprostuję tylko, że zasadą było 1 mieszkanie na rodzinę, na osobę po 11 m2 + dodatkowy metraż dla profesorów, artystów, lekarzy itp. Po kilka rodzin, gnieżdżących się w jednym mieszkaniu, to było kilka lat po wojnie.
Również ekonomia ma swe granice i kres: Cesarz Pahlawi siedział na wielkiej kasie naftowej, a obalił go ideologiczny Chomeinii; W.Brytania była największym imperium światowym i finansowym, a rozsypała się i zbiedniała; marmurowy i złoty Rzym rozbity został przez najazdy Hunów i Germanów, a Napoleon też przegrał swe wojny. Po prostu ekonomika, pieniądz są ważne, nie zawsze najważniejsze, a wszystko ma swój kres.

Han
Wielka płyta przeszła przez całą Europę, nawet trudno powiedzieć, gdzie ją wpierw zastosowano. Musiał bym dopiero poszperać po literaturze. W Polsce do budowy fabryk domów i wielkiej płyty zastosowano technologie własne i niemieckie (Kaestringa). Wielka płyta, jako z żelbetu, jest niezniszczalna, jak kamień rzymski. Znacznie gorzej z węzłami montażowymi, ale wytrzymają 2-3 pokolenia. WP nie była prymitywną technologią, produkcja fabryczna była dość skomplikowana i zmechanizowana. Gorzej z drewnianymi oknami i fakturą elewacyjną.

Mozanto
Jak zwykle pieprzysz trzy po trzy. Dzietność spada nie tylko w kolejarskich Tarnowskich Górach, lecz w całej Polsce i w ogóle jak przystało na porządny kapitalizm, niedługo już będziemy mieli przyrost naturalny ujemny. To nie te wstrętne czasy PRL, kiedy roczny wzrost populacji wynosił po 300-532 tys.(1955 - urodzeń żywych 794 tys.). Być może, że dopiszesz, że to na rozkaz PZPR.

Gabriel
Może Ci się nie podobać Nowa Huta, mnie też raczej nie. Ale gusty i mody architektoniczne się zmieniają i oto po postmoderniźmie jest nawrót do tej klasycyzującej architektury włoskiej, w jakiej Plac Centralny zbudowano. Prawie wszystkie wycieczki zagraniczne każą się wozić do NH, powstało Muzeum NH, powstają kółka miłośników Huty, a Nowohuckie Centrum Kultury organizuje liczne wystawy fotografii, obrazów, imprezy.
Pytasz "zatroskany" po ilu latach potrzebne remonty? Okna drewniane 30-50 lat, rury instalacyjne stalowe ocynkowane niestety tylko ok. 35 lat. "Starej" Nowej Hucie tyle już stuknęło.

Stojącyzboku
No to jestem w zasadzie zgodny z Wiktorem Zinem. On mówił, że węzły WP wytrzymają 50 lat, ja że 2-3 pokolenia. A to trzecie pokolenie, to albo te węzły przerobi (da się - nawet łatwo), albo wielką płytę wyburzy, jak chętnie już dzisiaj zrobił by to Mozanto, i wybuduje sobie bungalowy w zieleni z wodotryskiem i basenem w patio. Nie będzie to takie nierealne, gdy młode kadry zarządzające Throginów trochę popracują. Życzę im tylko powodzenia.
Napisałem i zreflektowałem się, że piszę "myśląc po staremu". Czym to bowiem obecnie Polacy mogą zarządzać w III RP? Może mi ktoś podpowie?


14. - 22.06.2002
Throgin
Myślisz już na aktualnej fali (ustrojowej): - Nie problem coś wyprodukować, problem to sprzedać! - Ważny marketing, a nie jakość! Akurat te dwie tezy są wzajemnie sprzeczne. No bo jeśli chce się coś sprzedać, to jakość (towaru), logicznie biorąc, powinna być najważniejsza.
Ale to cały nasz staro-nowy kapitalizm jest taki sprzeczny, choć łatwo przewidywalny i zrozumiały, pod warunkiem wszak, że ma się we łbie taką światopoglądową i ideologiczną busolę, która pokazuje mechanizmy, jakie nim sterują. To tak na okrągło. O szczegółach tej mojej tezy to można pogadać, trudniej pisać, zwłaszcza na forum. Jedną z nauk, jaka z tej busoli wynika, to nie dać się oszukać, właśnie różnym marketingowcom i innym cwaniakom, którymi nasz polski kapitalizm obrasta, jak stary pień grzybami. W tej materii dam dwa krótkie przykłady.

Gdy otrzymuję jakieś listy z wygranymi np. pobytem na Wyspach Kanaryjskich (3 razy), to od razu taki liścik wrzucam do kosza. Żeby jednak sprawdzić swój pogląd w sprawie, to nawet poszedłem za pierwszym razem na uroczyste spotkanie (a jakże - z kawą, hostesami, prelekcją, filmami) ok. 40 (!) szczęśliwców, którzy też wygrali tę nagrodę. Ja ten szwindel w mig rozszyfrowałem w pierwszych zdaniach, jakie wycisnąłem ze ślicznej hostesy, choć ona sama nie rozumiała, na czym ta cała kombinacja polegała. Ale byli tacy, co się dali oszukać i pojechali. Po roku rozmawiałem (przypadkowo) z jednym z tych co na Kanarach z tą "szkocką" firmą byli. Zgrzytał zębami, gdy opowiadał, ile go to kosztowało. .........

Drugi przykład z dziedziny, poruszanej w naszym wątku: - budownictwo, spółdzielnie, kredyty, banki. W 1991/92 MS Nauczycieli w Krakowie budowała spory blok mieszkalny w Bieżanowie wg mojego projektu. W trakcie realizacji okresowo brakowało pieniędzy na kontynuację. Zarząd Sp-ni był zdecydowany zaciągnąć kredyty bankowe. Z trudem odciągnąłem ich od tego pomysłu. Więc zwoływali walne zebrania członków i biedni nauczyciele ze łzami w oczach (dosłownie) deklarowali zrzutkę kasy dla generalnego wykonawcy, który groził wstrzymaniem budowy. Ostatecznie budowa szybko została zakończona, ponad setka rodzin otrzymała piękne mieszkania w pięknym budynku (akurat wczoraj tam pospacerowałem) i jak się okazało względnie bardzo tanich. A głupi Lepper pożyczył wtedy w bankach jakąś większą kwotę i do dziś spłaca procenty od procentów.
Tu, jakby przy okazji, wyjaśniam Ci, jakże łatwe do zrozumienia, przyczyny, że brak teraz chętnych do organizowania spółdzielni mieszkaniowych, celem wspólnej realizacji własnego bloku mieszkalnego. Do tego niezbędne jest uzyskanie wieloletniego kredytu, na tym polega zresztą mechanizm tego budownictwa (i w ogóle wszelkich inwestycji) na całym świecie. A moja busola pokazuje, że u nas kredyty bankowe pomyślane są tylko dla samobójców i oszustów. A jak ktoś ma w pończosze pełną kasę na wybudowanie mieszkania - to buduje sobie wolnostojący bungalow, niekiedy z miedzianym parkanem. Jak się rozglądnąć dookoła, to nawet jest w społeczeństwie trochę "marketingowców", płynących żabką na aktualnej fali, a może i pod prąd.
I tak właściwie okrężną drogą wróciliśmy do podstawowego naszego tematu, to jest do stóp procentowych. Czy coś drgnęło w międzyczasie w tej materii?


15. - 22.06.2002
Thorbin
Wróciłem przed chwilą z przyjęcia weselnego w ekluzywnym lokalu "Feniks" - muzyka, nieprzyzwoite jadło, a ja akurat trzymam dietę przed wyjazdami letnimi do Wrocławia i Trójmiasta. Więc urwałem się. W Krakowie przepiękna pogoda, ponad 30 st. C, słońce prażyło cały dzień.
Tłumy na Rynku Głównym, występy, gigantofony, tysiące ludzi pod kawiarnianymi parasolami. Grubo ponad sto tysięcy młodzieży na wałach wiślanych pod Wawelem, gdzie przed chwilą zaczęły się "Wianki", gigantyczne dekoracje, inscenizacje historyczne, będą ognie sztuczne. Ale ja nie młodzież i sam, bo żona tańczy w "Feniksie", więc wróciłem do swego 18 calowego ekraniku, przeglądam prasę i odpowiadam na korespondencje.
By się specjalnie nie wysilać, podaję adres rozmowy Michnika z premierem Millerem o stopach procentowych:
http://wyborcza.gazeta.pl/info/home.jsp tytuł "Kłótnia polska".
Ponieważ jest to b. długa rozmowa, więc ją streszczam pokrótce. Michnik broni "krzywdzonego " Balcerowicza przywołując przy tym Mrożka, Leppera, populizm, komunę, sknerstwo, konflikty personalne, odmienne zdanie prezydenta itd.
A Miller tylko furt do rzeczy o aktualnych stopach procentowych, kursie złotówki i ich negatywnym wpływie na stan gospodarki polskiej.


16. - 23.06.2002
Thorgin
Piszesz, że za dwa lata obecny wskaźnik inflacji ma spowodować rozwój i boom polskiej gospodarki? I taki jest długofalowy plan Balcerowicza? Ależ to jego "schładzanie gospodarki" trwa już 4 lata i jest coraz gorzej z eksportem, produkcją, zatorami finansowymi, bezrobociem. Ślepi widzą, że znaczny udział w tym ma wydmuchana złotówka, nieadekwatna do stanu naszej gospodarki. Jak tak dalej pójdzie to za dwa lata nie będzie w ogóle tej polskiej gospodarki.
Wracając wczoraj z ekskluzywnego lokalu rozrywkowo-gastronomicznego, legendarnego "Feniksa", rozmawiałem z człowiekiem, który w nim tkwi od ponad 20 lat. Skarżył się, że markowa ongiś dla Krakowa firma, ledwo wegetuje w ostatnich latach, a przed plajtą ratują ją tylko imprezy zamknięte (głównie wesela itp.). Gdy wskazałem ręką na tłumy turystów zagranicznych na Rynku Głównym, odpowiedział: - Do nas nie przychodzą! - Dlaczego? - Bo złotówka dla nich za droga. Zaczął też to dokumentować jakimiś przeliczeniami, cenami kotletów, kosztami.
Kiedy Balcerowicz wprowadzał swą terapię szokową w grudniu 1989 r. też deklarował i przekonywał, że po pół roku zacznie się wzrost gospodarczy i to był główny jego argument, na który złapał Polaków, jak rybak wiaderko kiełbików. A na koniec 1990 r. był spadek PKB o 11,6 % , inflacja roczna wyniosła 685% i urodził się pierwszy milion bezrobotnych.
Chwaląc Balcerowicza za jego "długofalową dbałość" o wzrost gospodarczy - piszesz, że "wiesz, że jak weźmiesz kredyt dzisiaj, to za lat 5 stopa procentowa zmieni się o max. 10 %". No to weź, weź koniecznie, a za lat 5 będziesz inaczej przyśpiewywać. Choć raczej na forum wtedy nie pogadamy, bo Ci komputer zabiorą na procenty od procentów.


17. - 23.06.2002
Throgin
Więc masz już wcześniej zaciągnięty kredyt, ale nie chcesz teraz obniżki stóp procentowych, choć to mogłoby zmniejszyć wysokie procenty, jakie spłacasz od swego kredytu. Mianowicie obawiasz się, że te ewentualnie przez Millera obniżone stopy mogą ulec podwyżce w roku przyszłym. Naprawdę nie rozumiem tej spekulacji myślowej. Jestem raczej twardym realistą, staram się działać i pisać konkretnie - więc dajmy sobie już spokój z tymi stopami i kursem złotego. Pożyjemy jeszcze trochę, to zobaczymy: czy obniżka, lub utrzymanie stóp spowoduje wzrost czy też stagnację gospodarki polskiej. Ja już o tym teraz nic więcej nie napiszę. Za to pójdę pogadać z kioskarzem "Totolotka", bo piszesz, że Miller i Lepper gadaniem zepsuli gospodarkę. Więc może moim gadaniem wygram milion.
Ale widzę, że w ogóle różnimy się także poglądami i definicjami na temat tego co to jest państwo, gospodarka polska itp. Ja pisałem poprzednio o 1990 r. w kontekście zapaści PKB, degrengolady państwa w ogóle, upadku całych branż przemysłu państwowego oraz jego prywatyzacji i likwidacji, a Ty, że "Polska była pustynią, na którą wystarczało napluć, by wyrosła palma". Akurat przestudiowałem listę najbogatszych stu polskich biznesmenów z "WPROST" i wynika z niej, ze oni raczej nie tyle "pluli", co po prostu przejmowali umiejętnie ten majątek państwowy, który Balcerowicz prostymi zarządzeniami administracyjnymi prywatyzował i likwidował. Choć po prawdzie wystarczało też napluć (już bez cudzysłowu), by otrzymać te marne 100-300 ówczesnych kombatanckich milionów.
Tak bardzo chwalisz Balcerowicza, tego "Pol Pota polskiej gospodarki", a ja w poście z 21. bm. życzyłem Ci od serca dużych efektów w pracy, gdy zaistniejesz w "kadrze zarządzającej" gospodarką polską. Ale po dobrze przespanej nocy zreflektowałem się, że Ty właściwie nie miałbyś czym zarządzać. Pisałem już, że sam, będąc mniej więcej w Twoim wieku, dyrygowałem w Krakowie budową osiedli dla ok. 100 tys. mieszkańców, podpisywałem rocznie rachunki do pół miliarda zł. (lata 50.). Ale przecież teraz państwo nic prawie nie buduje, a handel, fabryki, wszystko co daje pieniądze, zostało sprywatyzowane i przekazane "inwestorom" głównie zagranicznym.
Więc zupełnie poważnie - czym Ty miałbyś zarządzać w następujących latach? Myślę, myślę i dochodzę, że tu jest ściana. Możesz co najwyżej zostać prezesem Deutsche Bank Polska S.A. lub członkiem zarządu Holding Spentex Poland, ale tam nie będziesz niczym zarządzać, tylko pilnować nie polskich interesów (za duże pieniądze). A w polskich barwach to tylko możesz ubiegać się o posadę posła, lub radnego (też pieniądze nie najgorsze). Czego Ci wobec tego teraz serdecznie życzę.


18. - 24.06.2002
Thorgin
Piszesz, skrótowo, że guzik Cię obchodzi, czy pracujesz u Polaka, Niemca czy innego obcokrajowca (w kraju), byleby lepiej płacił. Nie tak myśleli nasi pradziadowie, gdy o własne państwo robili powstania zbrojne przeciwko państwom zaborczym. Gotowi byli zrobić wszystko, by to własne państwo odzyskać, umocnić, rozbudować. Po II wojnie światowej dwa pokolenia dźwignęły kraj z niewyobrażalnych, dla dzisiejszej młodzieży, ruin, nędzy oraz zacofania cywilizacyjnego i oświatowego. I to wyłącznie własną pracą, nie dysponując kredytami zagranicznymi. Ale dzięki koncentracji resztek istniejących kapitałów (nacjonalizacja) przez państwo, planową realizację odbudowy i nowych inwestycji, wyznaczanie głównych celów, Polska z kraju rolniczego, z maleńkim przemysłem, stała się krajem przemysłowo-rolniczym, porównywalnym we wielu dziedzinach ze średnio-rozwiniętymi państwami tzw. "I świata", pisząc skrótowo.
W przemyśle, będącym najważniejszym filarem państwa, najwyższe wskaźniki rozwoju miały miejsce w 1979 r., załamanie nastąpiło w 1980, odtworzenie ich trwało do 1988, od 1989 już była tylko narastająca zapaść, za sprawą naszych nawiedzonych liberałów i oszołomów prawicowo-nacjonalistycznych.
Rozumiem doskonale, że z ich punktu widzenia państwo to oni sami, jak też, że to oni sami, jako odrodzona "szlachta" stanowią jedynie naród polski (reszta to chamy i robole), jak w demokracji szlacheckiej XVIII w. Więc lata 90. są dla nich latami rozkwitu państwa (bo ich majątki szybko wzrastały) i właściwej polityki gospodarczej, bo wszystko co stanowiło Polskę Ludową i do niej należało ulega szybkiemu ograniczaniu, likwidacji i przekazywaniu na prywatną własność, obojętnie czy narodu polskiego (ich samych), czy koncernów zagranicznych.
Odpowiednie mechanizmy gospodarcze, hasła i indoktrynacja ideologiczna, uruchomione w 1989 działają także podczas obecnej kadencji lewicowego rządu. Dlatego podnosi się taki wrzask, gdy chce on przyspieszenia wzrostu gospodarczego, domaga się współdziałania w tym dziele ze strony NBP, RPP itd.

Skąd rząd PRL miał pieniądze?
Rząd Polski Ludowej miał pieniądze (zawsze za mało), głównie z produkcji przemysłu państwowego (wzrost sprzedaży produkcji 1950-80, ceny stałe, 11 razy), handlu krajowego i zagranicznego (zmonopolizowanego), i monopolu na alkohole, papierosy. A podatków osobistych od pracowników najemnych w ogóle nie było przez 45 lat ciurkiem. Gdy groziła dziura budżetowa to podnoszono ceny alkoholi i tytoniu o 10-15 % i wpływały miliardy do budżetu. Balcerowicz uwolnił III RP od tego "balastu", choć np. tylko monopol solny od czasów Kazimierza Wielkiego dawał główne wpływy dla Korony.

Hipermarkety.
Żadnych hipermarketów w PRL nie budowano, nawet nie używano tego określenia. Chyba od połowy lat 60. budowano supermarkety, ale nie jako oddzielne sieci, lecz w ramach istniejących organizacji handlowych "Społem", MHD, WPHW itd. Największymi obiektami handlowymi wtedy były domy towarowe państwowe, lub spółdzielcze: w W-wie Wars, Sawa, Junior przy ul.Marszałkowskiej, Skarbek w Katowicach, Jubilat w Krakowie itd.


19. - 24.06.2002
Throgin
Piszesz, że podczas "wielkiego skoku" w latach 70. zbyt dużo wydawano na konsumpcję (budowa mieszkań, dotowanie cen żywności) zamiast na inwestycje. Rzeczywiście dopłaty, zwłaszcza do żywności, były na pewno za duże, ale nadmiernie to przede wszystkim łożono właśnie na inwestycje. Te lata to był, dziś nawet trudno zrozumiały, obłęd i faktyczne sukcesy inwestycyjne. Zbudowano m.in. setki wielkich zakładów przemysłowych. Od fabryk Fiata 126p i Huty Katowice po 164 fabryk domów. Nie silę się na wyliczanie, to były zdumiewające żniwa inwestycyjne, jak określano to propagandowo, a konkretniej było to "przegrzanie" inwestycji i poważny w 1978 r. kryzys finansów państwa, co spowodowało wprowadzenie tzw. "manewru gospodarczego", w ramach którego czasowo wstrzymano wiele tych nowych inwestycji, i wprowadzono również reglamentację kartkową na niektóre towary konsumpcyjne.
Z powodu głównie tych nadmiernych inwestycji, i rozbudzonego popytu konsumpcyjnego, w 1798 zabrakło na rynku wiele towarów. Np. mięsa, wobec rekordowego spożycia w 1980 - 74 kg/osobę (w 1970 - 53 kg, obecnie też poniżej 60 kg), cementu (1970 -12,2 1980-18,4 obecnie 11.9 mln. t), również stali (odpowiednio 11,8 - 19,5 - 9,9 mln.t), energii elektr. (64,5 - 122 - 133 TWh), nawet węgla (140 - 193 - 132 mln.t).
Powojenne zacofanie cywilizacyjne Polski to sierpy, cepy, lampy naftowe, szosy z kocich łbów, transport konny, a oświatowe to przede wszystkim 20 % analfabetyzm.
Korupcja, złodziejstwo, oszustwa bankowe, zatrata bezpieczeństwa publicznego, brak poszanowania autorytetów to synonimy przede wszystkim obecnego kapitalizmu (XIX wiecznego), wdrażanego skutecznie od 1989 r. Gabriel być może dopisze, że wszystkiemu, od wojny stuletniej, winna jest Komuna i za dowód poda, że mu ongiś woda kapała na parapet. Ja się troskam, że dalej mu kapie, ale na głowę.
Rzeczywiście w latach 80. i 90. gospodarka polska w sumie bardzo niewiele posunęła się do przodu, inni zaszli dalej, mijając nas po drodze. Można powiedzieć, że to 20-lecie stracone dla Polski. Dziś chodzi o niewiele, o ruszenie tej gospodarki z marazmu i zapaści, konkretnie o uzyskanie za 3 lata 5-6 % wzrostu PKB rocznie. Przy wzroście PKB o 2,5 % powinno już znacząco zmniejszyć się bezrobocie w kraju, będące największą plagą naszej transformacji ustrojowej 1989 r.


20. - 25.06.2002
Throgin
Nie wszystkie ok. 22 mld dolarów kredytów zagranicznych, zaciągniętych w dekadzie Gierka przeznaczone zostały na inwestycje. Pisałem już, że za 8 mld. $ zakupiono zboże w USA i Kanadzie, co można w znacznej mierze potraktować, jako dotacje do cen detalicznych chleba, przy jego cenie znacznie poniżej kosztów produkcji. Ale faktycznie kredyty te poszły głównie na zakup technologii, maszyn i wyposażenia do nowobudowanych setek zakładów przemysłowych. Spłatę miały zrealizować same te zakłady ze swego eksportu. Ostatecznie spłaciła się tylko część z nich m.in. np. fabryki Fiata 126p i kineskopów kolorowych w Piasecznie. Nawiasem mówiąc one też jako jedne z pierwszych zostały sprywatyzowane i za ok. 15% ich wartości sprzedane "inwestorom" zagranicznym, a obecnie cienko przędą (wbrew Twej zasadzie, że co prywatne to lepsze od państwowego).
Lecz te inwestycyjne kredyty dolarowe to było raptem kilkanaście procent nakładów, przeznaczanych na inwestycje z budżetu państwowego. A stanowiły one rok w rok, ponad 30 % całego budżetu. No i efekty były we wzroście potencjału produkcyjnego kraju w 1980 r o 82 % w stosunku do 1970 r. Można powiedzieć, że gdyby to tempo wzrostu utrzymane było jeszcze przez dwa lata to faktycznie zrealizowane byłoby ówczesne hasło propagandowe: "budujemy drugą Polskę".
O "przegrzaniu inwestycyjnym" i wskaźnikach wzrostu produkcji w latach 1970-80 pisałem we wczorajszym poście.
Obecnie zestawiam wielkości produkcji kilku wyrobów w latach 1946 - 1980 - 1992. Pokazują one absolutną mizerię powojenną 1946 r. - olbrzymi wzrost w 1980 r. - i marsz w dół 1992 r.:
Węgiel mln t (47,3 - 193 - 132), energia elektr. TWh (5,8 - 122 - 133), stal mln t (1,2 - 19,5 - 9,9), cement mln t (1,4 - 18,4 - 11,9), przerób ropy naft. mln t (0,1 - 16,1 - 12,6), maszyny rolnicze tys. t (23,5 - 343 - 79,2), samochody tys. szt (0 - 351 - 219), odbiorniki radiowe tys. szt (7,4 - 2695 -335), obuwie mln par (3,6 - 72,4 - 22,8), połów ryb morskich tys. t (23,3 - 791 - 448), natomiast ludność mln (23,6 - 35,7 - 38,4).


21. - 25.06.2002
b14 i Gabriel
Właśnie dlatego wszedłem na ten wątek, bo nie mogłem zdzierżyć księżycowych opowieści o PRL, jakie tu się trafiały. A tak pośrednio to zainspirowały mnie dwie książki o tysiącletniej historii Polski, w których było jedynie kilka dywagacji ideologiczno-kombatanckich o PRL, a żadnych, absolutnie żadnych, danych, informacji, cyfr o stanie gospodarki, nauki, oświaty, choćby jakichś wzmianek o Ziemiach Odzyskanych, odbudowie Warszawy, uprzemysłowieniu kraju itp. Tak prawie, jakby 45 lat Polski Ludowej w ogóle nie było.
Wy obaj też najwidoczniej tak uważacie, mieszkaliście za młodu na Marsie, nauki pobieraliście na Merkurym , a na Ziemi odnaleźliście się dopiero w słonecznej Hiszpanii, czy bogatych Niemczech. Teraz srożycie się na jakieś tam cyferki o nieistniejącej PRL, choć pochodzą z niedawno wydanego Rocznika Statycznego. Ale nie obawiajcie się wpływu tego tutaj mojego pisania na dzisiejszą polską młodzież - ona do tegoż forum nie zagląda, nie ma za co. A nauki i solidne baty pobiera już w aktualnej III RP. Choćby dziś rano dostałem rozpaczliwy list 28-letniej architektki, proszącej o pracę, chociaż dawno swą pracownię zlikwidowałem. Nawet żona napomknęła, że może by zatrudnić ją na jeden dzień do mycia okien i sprzątania.

Natomiast, żeby bardziej Was jeszcze zdenerwować, to nadaję P.S. do mego rannego postu.
Otóż, nie od rzeczy będzie przypomnieć, że w dekadzie lat 70. stworzonych zostało w Polsce 3 miliony nowych miejsc pracy. Rozładowały one wtedy ten wielki wyż młodzieży, jaki poczynając od 1968 r. wszedł na rynek pracy. Dziś również zaczyna się u nas młodzieżowy wyż demograficzny, choć mniejszy niż wówczas. Wielka fala absolwentów różnych szkół puka do drzwi biur i zakładów pracy, jednak bez większej nadziei na zatrudnienie. Sztandarowi ekonomiści epoki upatrują te szanse w drobnej prywatnej inicjatywie gospodarczej (też padającej) i w emigracji zarobkowej (ponoć w ubiegłych 2 latach wyjechało na stałe za granicę 250 tys. młodych Polaków ?). No to niech cieszą się młodzi w kraju i starzy gastarbeiterzy za granicami.


22. - 26.06.2002
Pogląd, że państwo wcale nie musi produkować cementu i stali, by budować mieszkania dla swych obywateli, rzeczywiście tu i ówdzie się sprawdza. Np. Arabia Saudyjska ma wszystkie luksusy dla swych szejków i rdzennych mieszkańców wyłącznie za dolary z ropy. Więc o ich jakości życia zaświadczyć mogą wyłącznie "wskaźniki finalne": gdzie jeżdżą na urlopy, co jedzą i co piją. Można tak popatrzeć i na Polskę.
Zestawiam więc na życzenie Gabriela kilka cyferek dla lat 1946 - 1970 - 1980 - 1992:
Sprzedaż detaliczna towarów w % (51,9 - 100 - 85,2 - 95, 4)
Odbiorniki TV kolor. tys. szt (0 - 147 - 237 - 619)
Samochody zarejestrowane tys. szt ( 479 - 2383 - 5260 - 6504)
Abonamenci telefonii przewod. tys. (1070 - 1942 - 3293 - 3938)
Spożycie na 1 mieszk. obuwia par (... - 3,8 - 2,9 - 2,0)
Spożycie mydła toaletowego kg (... - 1,7 - 1,5 - 0,9)
Spożycie cukru w kg (... - 41 - 44 - 34)
Spożycie mleka ltr (... - 262 - 241 - 217)
Spożycie jajka kurze szt (... - 223 - 190 - 173)
Te ostatnie 3 produkty zamiast czekolady, której w Roczniku Statystycznym nie ma.
Nie znalazłem statystyki urlopów zagranicznych, są tylko wyjazdy zagraniczne w ogóle. Wiemy jednak, że za PRL jeździło się nad Morze Czarne, teraz na Wyspy Kanaryjskie. Myślę, że tych pierwszych wczasów było jednak dużo, dużo więcej.
Krajowe wczasy, kolonie - są tylko dane o noclegach w ośrodkach wczasowych, schroniskach, pensjonatach, hotelach itd. razem w tys. (... - 100.433 - 49.149 - 46.792).
Wnioski po uważaniu.


23. - 26.06.2002
Skończyłem swe cyferki statystyczne na 1992 r., bo Rocznik Statystyczny z 1993 miałem pod ręką i chodziło mi o porównania od 1946 r. Nowsze roczniki takich danych właściwie już nie podają. Np. "Polska Statystyka" w internecie ogranicza się w zasadzie do 1996-2000. Więc np. podaje, że spożycie indywidualne ogółem w 1996 wynosiło 134 mld zł, a w 2000 - 237 mld, zaś produkcja przemysłowa globalnie w 1996 - 603 mld, w 2000 - 1375 mld zł. Wzrost duży, tyle że dane w cenach bieżących, bez uwzględnienia inflacji.
Zdecydowana większość tabel podaje zmiany miesięczne, kwartalne, roczne np. podaży, wzrostu cen, produkcji, ale tylko w procentach, bez danych bezwzględnych. Nie można się w tym w ogóle zorientować. Poza tym w wielu dziedzinach nie ma już co z gospodarką PRL porównywać. Flota morska, jej tonaż, połowy dalekomorskie, produkcja pralek, magnetowidów, tarcicy, mebli (przykładowo) - tymi sprawami państwo się już prawie nie zajmuje. Produkcję od montażu gotowych części, czy importu, też trudno rozróżnić.
Można jeszcze tylko kompetentnie porównywać dane o "ludności". Wyczytałem akurat, że w latach 50. małżeństw było w Polsce rocznie po 260 tys, a w latach 90. po 210 tys, mimo wzrostu ludności o 50% i zwiększeniu się 4-krotnie rozwodów. Nawet nie wiem jak to zinterpretować.
Wzrost powierzchni mieszkań w stos. do 12 lat wstecz - faktycznie wyraźnie zauważalny. Pewien biznesmen to nawet buduje pod Przeworskiem domek jednorodzinny o pow. 6.000 m2. Sprzedaż samochodów, komputerów, także komórek (tyle, że nie szarych) w ostatniej dekadzie to prawie rekordy światowe. "Siadło" to dopiero nieco w ubiegłym roku.


24. - 27.06.2002
Wacjan i Thorgin
Wacjan, w swym poście podjąłeś spór o ocenę osiągnięć PRL, stając w zasadzie po mojej stronie. W drugiej części wracasz do "stóp procentowych" Balcerowicza, co jest podstawowym tematem dyskusji w wątku, ciągle aktualnym w rzeczywistości.
Tak myślę, że dobrze byłoby zakończyć, czy przerwać ten spór w sprawie gospodarek PRL i III RP, by mieć to z głowy. A jutro wrócimy do BN i RPP. W tym pierwszym temacie winien jestem Thorginowi jednak pewnych wyjaśnień, bo zostałem chyba źle zrozumiany, więc kilka zdań do niego:
Pisałem o stali, węglu, energii elektr., przeróbce ropy naft., cemencie, bo te surowce i energia stanowią w ogóle o industrializacji kraju. Służyły one na pewno do celów wojskowych, ale także do produkcji cywilnej. Wskaźników produkcji wojskowej nie podałem, bo ich nie ma ani w starych, ani nowych rocznikach statystycznych. Podałem kilka wskaźników obuwia, odbiorników radiowych i TV, samochodów, mieszkań, połowu ryb dalekomorskich oraz jeszcze przyrostu naturalnego, do czego wszak nie potrzeba ani stali ani cementu. Wszystkie te wskaźniki zaświadczały o b. szybkim wzroście gospodarczym Polski, przynajmniej przez 35 lat do 1980 r. (przeciętnie po 10-12 % rocznie). Z gruzów i dna cywilizacyjnego wyszliśmy na średnio rozwinięte państwo zachodnioeuropejskie. Niektórzy nawet próbowali wykazywać że staliśmy się 10. państwem świata pod względem uprzemysłowienia.
Mówienie, że nie było takich efektów, jakie powinny wystąpić - tak zawsze można powiedzieć o wszystkim, albo też odwrotnie, że osiągnięto efekty, jakich wielu się nie spodziewało. To słowa, oceny trzeba stawiać za fakty, a nie domniemania i subiektywne odczucia. To co przeżyliśmy w PRL to była przede wszystkim rzetelna edukacja, wielka praca, mieszkania, normalne rodziny, wczasy, bezpieczeństwo publiczne, wzrost i umocnienie państwa polskiego, które rosło jak na drożdżach. Dziś się to wszystko kwestionuje, przekreśla pod anarchistycznym zawołaniem, że państwo, jako ździerca podatków, jest społeczeństwu zgoła niepotrzebne.
Ja już więcej w tej materii żadnych cyferek nie podam. Chcesz w nich grzebać, to zaglądnij do najnowszego rocznika statystycznego. Wiele dziedzin gospodarczych już jest jednakże nieporównywalnych, bo III RP przekazała bodaj 5 tys. dużych zakładów koncernom zagranicznym, sprywatyzowano je, rozgrabiono, lub zlikwidowano. Znajdziesz jednak jeszcze sporo danych, świadczących w ogóle, że w sferze gospodarki III RP jako państwo jest obecnie karzełkiem w stosunku do PRL.
Ale znajdziesz również dane, świadczące o dużym wzroście zamożności części społeczeństwa. Nie tak łatwo, bo np. zróżnicowanie płac za pracę, wynoszące (strzelam) 1000 do 100.000 zł./mies. jest ukryte w średnich płacach. Tak samo mieszkania o pow. 40 i 400 m2. Ale te dane (jeszcze samochody, telefony, wyjazdy na Majorkę i inne) może Cię podbudują, no bo naród (jego wybrana część) się jedynie liczy, a państwa to "powinno być jak najmniej".
Ale sądzę, że żadnego rocznika statystycznego nie weźmiesz do ręki, bo z góry wiesz swoje. Widzisz tamte czasy przez pryzmat 10 dag śrubek, które jak piszesz, nie mogłeś normalnie kupić w sklepie. Rzeczywiście to bardzo przykre, choć jakoś da się określić tego przyczyny. O jednej mówił Ci ojciec opowiadając, jak to robotnicy wynosili gwoździe i śrubki z fabryk. Drugą przyczyną była błędna dogmatyczna reglamentacja, rozluźniona dopiero w latach 80., a na najprostsze rozwiązanie, czyli import uzupełniający, rzadko się decydowano, wobec ostrego braku dewiz.
A popyt rósł i rósł. Ale mnie chodzi obecnie głównie o dzisiejszy stan gospodarki i jej szansę rozwoju. O to, że dzisiaj miliony Polaków ma problemy z kupnem chleba na śniadanie. Jeśli im chciałbyś mówić o śrubkach, to patrzyliby na Ciebie bardzo dziwnie.

Metys
Jesteś wyjątkowo "wyrównanym " liberałem. Wprowadziłeś do dyskusji tezę, że SLD samoogranicza się w swych reformach, bo nie czas na jakąś szokową terapię (czy antyterapię?). Uważam, że jest bardzo słuszna i zauważam, że jesteś w ogóle pierwszy, który taką tezę sformułował (nie tylko na tym forum). Dziwię się tylko godzinie nadania Twego postu. Musisz być głębokim nocnym Markiem.


25. - 29.06.2002
Metys, Throgin, b14, Gabriel
Tyle spieraliśmy się tu o to, czy lepiej, żeby złoty polski był mocny - to była Wasza opcja, czy lepsza złotówka słabsza - to ja, sierota, głosiłem. Teraz przyznaję Wam rację. Przekonał mnie pewien artykuł w pewnym czasopiśmie, którego stosowny fragment przytaczam:

......."Obecnie złotówka jest silna i równa się 25 centom. Dzięki temu mamy tanie banany, symbol luksusu w czasach, gdy złotówka był słaba i nikt jej nie chciał za granicą; mamy tanią benzynę; samochody dostępne dla średnio zarabiających, a nawet jak wiadomo dla bezrobotnych; dla zamożniejszych, ale nie bogaczy, nie drogie wakacje za granicą i wiele jeszcze innych tanich rzeczy. Jeśli mocna złotówka daje nam takie korzyści, to dlaczego rząd oraz Rada Polityki Pieniężnej nie zrobią jej jeszcze silniejszą, wszak od tych wysokich władz to zależy. Moglibyśmy sprowadzać sobie z zagranicy jeszcze więcej i jeszcze tańszych towarów. Gdyby tak określić wartość złotówki z 25 centów do 75 centów, a zresztą dlaczego ograniczać się w dobrym, niech złotówka kosztuje dwa dolary lub trzy. To byłby dla Polaków błogi raj, niczego nie potrzebowaliby produkować u siebie, w kraju, ani nawet tu mieszkać; w Londynie, w Paryżu żyliby ze swoją silną złotówką jak szejkowie naftowi, a Polska mogłaby sobie pustynnieć i zarastać chwastami." .......

Chyba rzeczywiście to dobry sposób na wydatne podniesienie poziomu życia Polaków, a o to w ostatecznym rachunku chodzi. Tylko jak dojść do tak mocnej złotówki? Balcerowicz zapewne wie, lecz on teraz nie żondzi i może jedynie manipulować stopami, a to za mało. Zapewne też nie zdradzi pomysłu, dopóki sprawuje władzę SLD. Ja nic nie potrafię wymyślić - móżdżek najwidoczniej za mały. Więc proszę interlokutorów z forum WPROST o doradę. Przekażę pomysły gdzie trzeba: do Rady Krakowskiej SLD - Rynek Kleparski 4, Rady Głównej SLD - W-wa ul. Rozbrat 15, Rady Ministrów - Al. Ujazdowskie 1/3, Sejmu III RP - ul. Wiejska 2/6, NBP - ul. Świętokrzyska 11/21, wreszcie Prezydenta - Krakowskie Przedmieście 100. Na pewno zareagują właściwie.
Więc co, pomożecie? Pomożecie?

Stojacyzboku
Odpowiadam na pytanie: Na pewno od 1900 r. nie zbudowano w Polsce żadnej większej elektrowni zawodowej. Natomiast przerwana została, znacznie już zaawansowana, budowa wielkiej elektrowni atomowej w Żarnowcu. Teraz nowych elektrowni nie trzeba, gdyż maleje nieustannie zużycie energii, wobec systematycznej likwidacji zakładów przemysłowych, będących normalnie największym użytkownikiem energii el.
To w opluwanej, tu na forum, PRL oddawano do użytku co roku co najmniej 1-2 generatory dużej mocy. Stąd produkcja en. el., wynosząca w 1946 r. - 5,8 TRh wzrosła w 1988 do 144 TRh (25 razy). Już w 1991 r sprzedano 2 duże fabryki generatorów w Elblągu i Wrocławiu, od 54 lat sprzedaje się pojedyncze elektrownie i elektrociepłownie miejskie, a przygotowywana jest sprzedaż elektrowni na węglu brunatnym w Turoszowie, Bełchatowie i Pątnowie, zaliczanych do największych w Europie. Coś tam kupił Kulczyk i stąd jego "prąd".

Throgin
Rzeczywiście do socjalizmu społeczeństwo powinno dojrzeć, a wpierw przeżyć normalny kapitalizm. Według mnie to i do kapitalizmu jeszcze nasze społeczeństwo w pełni nie dojrzało, a telepie się dotąd w swarach, wartościach, przesądach XVIII-wiecznej warcholskiej demokracji postszlacheckiej.


26. - 30.06.2002
Esej o wyższych uczelniach do Gabriela.
Chyba rzeczywiście wyższe szkolnictwo rozwinęło nam się w III RP najbardziej ze wszystkich dziedzin społeczno-gospodarczych. Porównujesz je z sytuacją w Niemczech, gdzie jest pod tym względem ponoć nieco gorzej niż u nas. Ale faktycznie, przedtem takie porównania z Zachodem były raczej niemożliwe, bo mieliśmy inne struktury wyższych uczelni, tam do nich doliczano nie istniejące u nas kolledżia (jeśli dobrze odmieniam "college"), czyli szkoły pośrednie między średnimi i wyższymi. Teraz mamy struktury podobne.
Lecz tu na forum dotąd porównywaliśmy osiągnięcia III RP z tym co było w PRL, więc lepiej dokonajmy takiego właśnie porównania. Na przykład:

- Czy buduje się teraz jakieś nowe wspaniałe gmachy dla wyższych uczelni?
Nie widać ich nigdzie, nowe szkoły upychane są po różnych istniejących budynkach użyteczności publicznej, a nawet w domach prywatnych.
A np. w samym tylko Krakowie w latach 60. pod hasłem "600-lecie Uniwersytetu Jagiellońskiego" wybudowano kilkanaście gmachów dla UJ, całą dzielnicę obiektów dla AGH wzdłuż ul. Reymonta i na dodatek spore miasteczko studenckie.

- Czy powiększyła się ilościowo i jakościowo kadra profesorska?
Nie słychać, nie widać. Można tylko poczytać, że każda nowa uczelnia dba o zaangażowanie kilku znanych i uznanych profesorów, którzy pracują aktualnie, bywa że na 3-5 uczelniach, chyba nie bez szkody dla jej jakości.
A PRL odziedziczyła w spadku po II RP kadrę naukową i profesorską (to co miała ona najlepszego). Kadra ta, wyszczerbiona niestety przez wojnę, prócz wykładami na katedrach, zajęła się rozwojem rzesz adiunktów i asystentów na nowych uczelniach, wyrastających jak grzyby po deszczu.

- A zapał do nauki?
Nie bardzo się orientuję, ale chyba obecnie jest raczej nijako pod tym względem.
A ongiś - cytuję fragmenty wspomnień: ....."Siedzieliśmy w ławkach ubrani w płaszcze, bo ekipa remontowa nie nadążała ze szkleniem okien"..."O zaangażowaniu profesorów niech świadczy fakt, że w czasie choroby biolożki, proszeni byliśmy do niej do domu, gdzie w pokoju, w którym leżała, odbywały się normalne lekcje." ... Uczyliśmy się w oparciu o stare przedwojenne podręczniki, gdyż nowych wydawnictw jeszcze nie było. Nie mieliśmy też zeszytów, do robienia notatek korzystaliśmy głównie z różnego rodzaju makulatury poniemieckiej, zapisanej czy zadrukowanej jednostronnie."......

- A efekty studiów?
Dzisiaj większość absolwentów wyższych uczelni nie może znaleźć pracy dla siebie zgodnie z wyuczonym zawodem, a nawet często w ogóle jakiegokolwiek zatrudnienia. Natomiast prawie przez całe 45 lat w Polsce Ludowej praca szukała pracowników.

W tej naszej forumowej dyskusji ja starałem się w każdym niemal zdaniu upchać jak najwięcej faktów: jak było, jak jest. Gabriel raczej tryskał irracjonalnym optymizmem i wiarą w dzisiejszy wolnorynkowy kapitalizm polski. A na wiarę nie ma lekarstwa. Chyba to i dobrze, bo gdyby ją Gabriel stracił, to albo zalewał by się rzewnymi łzami po kątach, albo zaczął przygotowywać nową Wielka Rewolucję. Lepiej nie!
- Niech więc żyją płatne studia - bo im co drożej kosztuje, tym bardziej się to ceni;
- Wiwat bezrobocie - gwarantujące wydajną pracę i szacunek dla niej;
- Niech żyje wolny rynek pracy - bo po studiach można bez trudu założyć warzywniak na Kleparzu, lub pojechać do Francji na winobranie, albo do Amsterdamu w charakterze pomocy domowej.

Powrót do poprzedniej strony