Forum WPROST
Rocznica stanu wojennego



1. - 7.12.2002
Cześć, forumowicze z za kordonu.
Jak to mile powspominać swoje młode lata, choćby były nawet "durne i chmurne", jako rzekł jeden z naszych wieszczów. Teraz jesteście daleko od tego piwka, które ongiś nawarzyliście, grzejecie swe tyłki od zakopconego Wupertallu po zaśnieżone Góry Skaliste i wygodnie, po fajrancie u wykrochmalonego szefa, snujecie sobie miłe bajeczki o swych młodzieńczych buntach i zmaganiach ze wstrętną "komuną". I rozpiera Was duma, patriotyzm i nostalgia gorąca za ukochanym krajem rodzinnym. Daleko, a miło i jakie to sympatyczne. Rozumiem to doskonale, podziwiam i zarazem ... współczuję gorąco (za wasze efekty, jakie zostały w kraju).
Nie dziwię się też, że kupujecie jeszcze tam za oceanem, piękne patriotyczne przyśpiewki Janka Pietrzaka, bo w kraju to już on dawno swoją "polską Polską" wszystkim obmierzł i najwyżej przyprawia o odruchy wymiotne. Na nostalgię to ponoć najlepszym lekarstwem jest powrót w rodzinne pielesze. Ja jednak radzę i życzę wam z głębi serca: teraz w żadnym razie nie wracajcie. Jesteście jeszcze w takim wieku, że kilka ładnych lat swego życia moglibyście stracić na szukanie jakiejś pracy dla siebie.
Też się pochwalę, że udało mi się efektywnie "uciec" z tego raju jaki wywalczyliście, choć bez przekraczania kordonów. Pomógł mi w tym mój kalendarz, zawsze bardzo mi przychylny. W czas wojny byłem za mały, by dźwigać oręże, po wojnie w sam raz, by skorzystać z "otwartych na oścież bram oświaty dla ludu". Potem pobudowałem swoje "tysiąc szkół" i jeszcze co nie co, a gdy przyszła polska Polska i zaczęto te szkoły rozbierać i grabić - to odfrunąłem na zasłużoną emeryturę. Swemu dyrektorowi powiedziałem -"Odchodzę, choć mógłbym jeszcze lata popracować, ale nie chcę zabierać pracę młodszym" (dosłownie). Nic to nie dało, ci młodsi i tak wkrótce poszli sprzedawać marchewkę na straganach, albo .... wyjechali w świat.
No więc jesteśmy jakby neutralni, na boczku, wspominajmy swą młodość i marzenia i cieszmy się, że żyjemy jako tako. W każdym razie znacznie lepiej, niż ci co nie mają kromki chleba na szkolne śniadanie dla swych dzieci, co fedrują węgiel w biedaszybach w Wałbrzychu, co grzebią co rana w śmietnikach, stoją z jakimś ciuchem na ręku w przejściu podziemnym i w klawiaturę komputera nie stukną nawet jednym palcem. A jest ich w pięknej Polsce już wiele milionów.
I bądźmy zawsze optymistami. Ja to nawet myślę, w swym pesymistycznym optymiźmie (czy może odwrotnie), że jak w budżecie zabraknie kiedyś pieniędzy na emerytury, to i wtedy mój kalendarz przyjdzie mi ze skuteczną pomocą. A Wam życzę tymczasem miłych, przyjemnych obchodów i wspominek 21-szej rocznicy Stanu Wojennego. Tu w kraju też będą z tej okazji małe fanfary, po których znów przybędzie zwolenników tegoż stanu. Ale nie smućcie się, oni też będą narzekać, że ostatecznie Generał przekazał władzę "prawdziwym" Polakom, to jest Waszym kolegom i współbojownikom.
Sorry, jeśli ktoś przeczytał co wyżej i może niechcący popsułem mu dobre samopoczucie - ale nadmiar szczęścia i radości ponoć źle wpływa na trawienie.

P.S. Na nową "historyczną" bajeczką wzn z godz. 14:47 to może odpowiem odrębnie. Choć raczej szkoda czasu. Autorowi zwrócę tylko uwagę, że po zwycięstwie, zwycięzca powinien raczej delektować się i chwalić owocami swego dzieła, pielęgnować je - a nie "dokopywać" pokonanemu, bo to raczej zaświadcza, że ma się poczucie winy i przegranej. "Premier" Kuroń to rzeczywiście może być tu dobrym przykładem. Już przeprosił gorąco w swej najnowszej książce za ocet na półkach w 1981 r., wyznając uczciwie m.in., że to było jego osobiste i "Solidarności" dzieło.


2. - 8.12.2002
wzn
Zmuszam się do tej repliki tylko dlatego, że też znajdowałem Cię jako obiektywnego rozmówcę, ale w swym poście wczorajszym zaprezentowałeś się jako zwykły bajkopisarz.
Bajki o królu Stanisławie Poniatowskim:
- Skąd jego pochówek w Petersburgu, stolicy carów rosyjskich? - Otóż, pod koniec 1795, już po rozbiorach, bezrobotny król wyjechał do Grodna pod opiekę i nadzór namiestnika rosyjskiego (z wyroku traktatów rozbiorowych). Gdy umarł 12 lutego 1798 r. ciało jego złożono uroczyście w katolickim kościele św. Katarzyny w Petersburgu. I tyle jego domniemanej przez Ciebie "kolaboracji".
- Że Katarzyna II grała główne skrzypce w rozbiorach Polski. - Oczywiście, że była najważniejszą spośród trzech ościennych władców rozbiorowych. Ale była też akurat mocno zainteresowana w utrzymaniu całości I RP, a to głównie z tego prostego powodu, że cała RP była protektoratem Rosji od 1709 r. (Połtawa), ściślej od Sejmu Niemego 1717 r. Od tamtego czasu do 1772 r., mimo zawirowań naokoło Polski i mimo postępującego rozkładu państwa za obu Sasów - I RP nie prowadziła żadnych zewnętrznych wojen i nie utraciła ani 1 km2 swego terytorium, sięgającego za Dźwinę po Połock, Witebsk i Orszę. Piotr I, a potem Katarzyna II, jakby sprzeniewierzali się realizowanej wcześniej rosyjskiej polityce "zbierania ziem ruskich". To Fryderyk II, z którym Polacy się sprzymierzyli i uważali za swego przyjaciela, wymusił I rozbiór z 1772r. Obłowiły się wtedy Austria i Prusy, a Rosja wzięła kawałek peryferii z Połockiem i Orszą. .........
- Historia powszechna, zwłaszcza Polski, zwłaszcza XVIII wiek, to mój konik. Mógłbym dużo więcej. Akurat są to te czasy, gdy narodziły się polska fobia i kompleksy antyrosyjskie. Dodam, że głównym tego powodem była najzwyklejsza zawiść, że Rosji się wiodło i z mongolskiej magmy wyrastała na oczach warcholskiej szlachty na mocarstwo światowe, a Polska z potęgi jagiellońskiej szła w dziady z pełnym samozaparciem i z hasłami o wolności (szlacheckiej) w gębie.
- Rozumiem, że swoje opowiastki o trumnie Poniatowskiego przytoczyłeś tylko po to, by położyć w tej trumnie gen. Jaruzelskiego po jego śmierci. Propozycja może być dla niejednego forumowicza rzeczywiście "dowcipna", dla mnie jest "obrzydliwa", taka poniżej pasa, wprost chamska. Dodam tylko, że Wojciech Jaruzelski był już znacznie dalej w Rosji niż w Petersburgu, bo od połowy 1941 do zimy 1943 r. pracował przy wyrębie drzew w tajdze syberyjskiej koło Bijska.
- Potem to już zupełnie bredzisz o jakimś Wielkim Przebieraniu, o marzeniach Stalina, o duszy radzieckiej, Rokossowskim, WRON, Breżniewie. Takie oklepane ple, ple na wyrywki, ni przypiął, ni przyłatał, najwidoczniej pod 5-groszową "publiczkę" forumową. Przeświecają przez to jakieś wyświechtane aksjomaty i baśnie niby pseudopatriotyczne, nie da się z tym jednakże w ogóle polemizować.

Ale w kontekście tematu wątku te bajeczki nabierają wigoru i uzasadnienia, to po prostu baloniki fobii antyrosyjskich, nadymających solidarnościowych rewolucjonistów 1980/81 do najwyższych patriotycznych uniesień, to znaczy do "dokopania ruskim". Dla niektórych naiwnych i niegramotnych dodatkowo także wywieszano hasła o "wolności, niepodległości, godności, podwyżkach, święconych wartościach". W realnej rzeczywistości szybko okazało się to wszak tylko parawanem, kamuflażem, czy ułudą. Po przejęciu władzy, kasy i chwały, te atrapy systematycznie się zadeptuje, redukuje państwo do wymiarów liliputa, przekazuje majątek państwowy, banki, przemysł, całą gospodarkę na wieczystą własność zagranicznych koncernów, spycha własne społeczeństwo do roli parobków na europejskim folwarku.
Owszem na wierzchołku sadowi się garstka nowobogackich, słodkogębnych polityków, nadzorców i ochroniarzy nie polskich fabryk i banków, a także jeszcze kupa urzędników do obsługi atrapy państwa. I o to też chodziło. Reszta może cieszyć się z okruszków, które im łaskawie spadną z pańskich stołów głównych motorniczych byłych solidarnościowych rewolucjonistów, a także powspominać baloniki i hasła, jak wyżej, które im zostały w szufladach, czy pamięci. A jak coś im nie klapuje, to mogą sobie jeszcze ponarzekać, że wszystkiemu i tak są winni "komuna" i Żydzi. W czym zresztą sporo prawdy, bo pierwsza za wysoko mierzyła i za dużo pobudowała, drudzy ochoczo doradzili jak to zniszczyć.


3. - 9.12.2002
Ze stanu wojennego zrobił się temat o Wałęsie. Napisałem więc też coś na boczku, ale uprzedził mnie wzn swą świetną charakterystyka dwojga Wałęsów, więc odłożyłem tekścik na bok, bo wyglądał by na plagiat. Ale ostatecznie nie obowiązują tu jakieś prawa autorskie, więc swoje trzy po cztery o wielkim Idolu jednak przerzucam.

Wg mego własnego oglądu, nabranego już w połowie 1980 r., Wałęsa to był i jest przede wszystkim taki swojski chłopek-roztropek, pyskaty cwaniaczek i gburowaty bufon. Było akurat zapotrzebowanie na wodza i przywódcę "Wielkiej Rewolucji Solidarnościowej" więc szybko został wydmuchany i wykreowany przez nasze elity opozycyjne i obce Centrale. Zagrali mu pięknie cymbaliści i popłynęła rzeka dolcy. Dorobiła się więc Polska swego nowego wielkiego Nikodema Dyzmy od wielkiej polityki i własnych małych interesów. Ostatecznie swe zadanie spełnił, od siebie dodatkowo bobrze "namieszał", bo to jego specjalność charakteriologiczna, a potem odszedł na zasłużony postument do encyklopedii i przewodników po Polsce. Trzeba przyznać że sam, przez kilka lat swego gwiazdorstwa, urządził się świetnie i zadbał o wille i samochodziki dla licznego potomstwa i pod tym względem nie wyróżnił się od innych współczesnych nam motorniczych.
Dodam do tego obrazka, że był też świetnym zwierciadłem realnej rzeczywistości i kondycji społeczeństwa tamtej epoki. Można by to obrazować np. powiedzonkami: "Jaki kram - taki cham", albo "Dostaliście - na co zasłużyliście".
Specjalnie dla emigrantów, z konieczności nie we wszystkim świadomych krajowej rzeczywistości, dodaję też, że dziś ten wielki Idol ma w kraju bardzo dużą rzeszę nienawistników, którzy by go chętnie w łyżce wody utopili. Są to przede wszystkim jego byli entuzjaści, którzy go na rękach nosili i całowali go po piętach. Znam licznych takich, wielokrotnie ja sam (!) musiałem bronić (z litości) w różnych dyskusjach tę kukiełkę.


4. - 10.12.2002
Dyskusja faktycznie się rozwija, jakby "centralnie planowana". Był Wałęsa - już go nie ma. Na wokandę wróciły milutkie kombatanckie wspominki solidarnościowej wojenki, toczonej już po stanie wojennym, patriotycznie i bogobojnie.
Ale pierwszy wniosek z dyskusji to taki, że tu sam kwiat walczącej "Solidarności", w tym 95 % dziś na emigracyjnym wikcie. Jam tu absolutny wyjątek, dewiant, stary truteń w tym solidarnościowym ule. Starszym od pszczółek forumowych, bom przeżył normalną wojnę, do której Wasza wojenka to jak maleńka sardynka do zębatego rekina. Wtrącę się wszak znowu, bo bez trutnia w ulu pszczółki się łacno degenerują. Tyle, że nie ze wspominkami w czasie "stanu", bo wtedy najnormalniej w świecie tylko pracowałem i nie biegałem po ulicach, jak Gabriel, z transparentami i kamieniami w kieszeni. Napiszę natomiast o efektach i konsekwencjach Waszej zwycięskiej wojenki, zakończonej ostatecznie w 1989 r. I o arcymiłej odpowiedzialności zwycięzców za swoje dzieło.

Rok 1989 był dla Polski rokiem przełomu politycznego, który najkrócej można określić jako likwidację istniejącego ustroju "realnego socjalizmu" i restaurację ustroju kapitalistycznego. Wg słownictwa nowej siły motorniczej, czyli "Solidarności", mówiło się o transformacji "komunizmu" (faktycznie nigdy i nigdzie nie istniejącego) na "wolny rynek" (też fałszywy eufemizm). Faktycznie realnie państwo straciło swą monopolistyczną rolę, jaką dotychczas sprawowało prawie we wszystkich dziedzinach gospodarczych i społecznych, a celem nadrzędnym rządzących stało się sprywatyzowanie, czyli przejęcie wszystkich tych dziedzin przez obywateli polskich poprzez tzw. "uwłaszczenie" (o czym b. wiele mówiono) oraz kapitał zagraniczny (o czym raczej przemilczano).
Sposobem na realizację tych idei stało się wprowadzenie przez wicepremiera i ministra finansów Leszka Balcerowicza reform systemowych, nazwanych wkrótce skrótowo "terapią szokową". Pierwszym ich celem było urynkowienie cen towarów i usług oraz urealnienie wartości złotego w stosunku do dolara amerykańskiego. Drugim dostosowanie struktur gospodarczych do reguł ekonomicznych wdrażanego "wolnego rynku". Więc reformy obejmowały też decyzje i nakazy administracyjne, likwidujące istniejące, bądź tworzące nowe urzędy państwowe oraz restrykcje finansowe, nałożone na przedsiębiorstwa państwowe w celu wymuszenia ich restrukturyzacji i prywatyzacji. Gdy w grudniu 1989 r. reformy wprowadzano (przy pełnej aprobacie gawiedzi), jej autorzy deklarowali i przekonywali, że po pół roku zacznie się w kraju wzrost gospodarczy. Ale na koniec 1990 r. był spadek PKB o 11,6 %, inflacja roczna wyniosła 685% i urodził się pierwszy milion bezrobotnych.

Dla gospodarki kraju, w tym przemysłu, rolnictwa, budownictwa oraz handlu krajowego i zagranicznego, zadekretowane reformy Balcerowicza miały faktycznie znaczenie przełomowe i zadziałały radykalnie.
- W rolnictwie poważnie ograniczono dotychczasowe dopłaty do produktów rolnych i zlikwidowano sieć państwowych punktów skupu płodów rolnych, co od razu spowodowało wielkie problemy z ich sprzedażą. Po pewnym czasie zlikwidowano też, ze względów ideologicznych, państwowe gospodarstwa rolne i ośrodki maszynowe rolnictwa. W konsekwencji prawie 400 tys. ludzi (licząc z rodzinami) znalazło się bez środków do życia, 2 mln hektarów gruntów uprawnych stało się ugorami i zniszczone zostały obiekty hodowlane, szklarnie, przetwórnie rolne i sprzęt mechaniczny, w tym tysiące kombajnów, będące własnością PGR. Wkrótce zbankrutowały również prawie wszystkie fabryki maszyn rolniczych w kraju.
- W budownictwie zniesiono państwowy mecenat nad budownictwem mieszkaniowym, co w czasie kilku lat spowodowało upadłość wszystkich większych państwowych biur projektowych, kombinatów budownictwa mieszkaniowego i służb inwestycyjnych w dużych miastach. W wyniku budownictwo mieszkaniowe zredukowane zostało z powyżej 250 tys. mieszkań rocznie w latach 1975-79 do np. 87 tys. w 2000r.
- W handlu zagranicznym zlikwidowano centrale handlu zagranicznego, zresztą często wraz z eksportem i rynkami zbytu dla polskich towarów. Zaś w handlu wewnętrznym otwarte zostało zielone światło dla prywatnej inicjatywy, właściwie bez jakichkolwiek ograniczeń. Wkrótce więc rozwinął się na wielką skalę drobny handel detaliczny typu obnośnego, obwoźnego, jarmarcznego, a wiele sklepów, funkcjonujących dotąd w branżowych sieciach państwowych, przeszło w ręce prywatne. Rozpoczął się też na wielka skalę import towarowy z ościennych i dalszych krajów.
Wszystko to zaowocowało rozkwitem usług handlowych, a handel polski, będący dotąd rynkiem producentów i sprzedawców, stał się szybko rynkiem kupujących, którzy wszędzie wszystko i łatwo mogą zakupić, bez kolejek i innych uciążliwości, jeśli tylko dysponują odpowiednimi pieniędzmi. W miejsce stałego niedoboru towarów przy nadwyżce popytu, ukształtował się rynek nadmiaru towarów przy ograniczonym popycie. Znacznie rozszerzony został też asortyment towarów dostępnych na polskim rynku. Ale równocześnie zwolniony z opłat celnych, względnie nielegalny, import spowodował upadek wielu gałęzi produkcji krajowej, zwłaszcza przemysłu lekkiego, a nawet spirytusowego.
- W przemyśle wdrożono przede wszystkim restrykcje finansowe, mające na celu wymuszenie właściwej ekonomicznej postawy i antyinflacyjną dyscyplinę finansową w przedsiębiorstwach państwowych. W szczególności wprowadzono b. wysokie odsetki od wszelkich zaciągniętych wcześniej i nowych kredytów bankowych, przymusową dywidendę od wartości majątku przedsiębiorstwa i wysoce restrykcyjny podatek od ponadnormatywnego wzrostu płac tzw. "popiwek".
Restrykcje te spowodowały pacyfikację wszelkiej produkcji przemysłowej już w 1990 r. o kilkanaście procent, powstanie milionowego bezrobocia i zmniejszenie własnych inwestycji modernizacyjnych.. Na tym tle dobrodziejstwem jawiła się rozpoczęta wyprzedaż co lepszych zakładów zagranicznym inwestorom, gdyż chroniło to je przed likwidacją. Bowiem najbardziej zagrożone upadłością okazały się właśnie te najbardziej nowoczesne, dopiero co pobudowane, bo powstałe za kredyty, które nagle należało spłacać z niezwykle wysokim oprocentowaniem. Wymuszona restrukturyzacja zakładów przemysłowych polegała w pierwszym rzędzie na ich "odchudzeniu", to jest pozbywaniu się działalności nieprodukcyjnej, a więc: osiedli mieszkaniowych dla pracowników, szkół zakładowych, ośrodków wczasowych, zakładów żywieniowych, ośrodków zdrowia itp. Prawie wszystko to w krótkim czasie zamieniło się w gruzy.

Oczywiście autorzy reformy szokowej uważali, że ta restrukturyzacja, prywatyzacja, względnie likwidacja, niewydajnej wg nich, "komunistycznej" gospodarki państwowej jest historyczną koniecznością, że na jej gruzach odrodzi się automatycznie w ciągu kilku-kilkunastu lat wydajna i nowoczesna gospodarka prywatna, jaka przyniesie dobrobyt dla całego społeczeństwa. Z perspektywy już 12 lat transformacji ustrojowej widać, że nic takiego nie nastąpiło, ani nie następuje. Ale jakże wielu naiwniaków, głównie solidarnościowego autoramentu, uwierzyło w te banialuki nawiedzonych neoliberałów i w apele elit aktorsko-literackich, co to apelowali by naród, wreszcie w swoim "własnym domu" brał sprawy we "własne ręce".
Dziś ten dom i interesy, coraz bardziej "otwarte" na globalny kapitał, służą już w Polsce tylko, prawie wyłącznie, rodzimym zasłużonym "rewolucjonistom" i cwaniakom. Z prawie 8 tys. średnich i dużych zakładów przemysłowych zlikwidowanych zostało kilkaset, a sprywatyzowanych ok. 2/3, z tego znakomita większość sprzedane została zagranicznym właścicielom kapitałowym za cenę 15-25 % wartości tych przedsiębiorstw. Nie przynoszą one obecnie państwu jakichś znaczących wpływów podatkowych, zostało po nich tylko 3 miliony bezrobotnych na utrzymaniu budżetu państwowego, a wpływy ze sprzedaży zostały przejedzone przez budżet. Natomiast te zakłady, które pozostały jeszcze własnością państwa (głównie kopalnie węglowe, zakłady hutnicze i metalurgiczne, przedsiębiorstwa komunalne) w ogóle są w większości autentycznie deficytowe.


5. - 11.12.2002
ane
Oczywiście, że 9 ofiar w Kopalni "Wujek", czy 20-30 (?) całego stanu wojennego, to o 30 ofiar za dużo, ale porównywałem z ofiarami II światowej, o których też można powiedzieć, że o 6 mln za dużo. Podobnie jak o ok. 45. ginących co weekend w Polsce w wypadkach drogowych i 72 zamarzniętych bezdomnych do wczoraj. Niestety bardzo relatywne są życie i śmierć ludzka. Najistotniejsze, by nie było żadnej wojny (wielkiej czy małej), karamboli na drogach, ani zamarznięć bezdomnych. I ważne, by przeciwdziałać podobnym tragediom i to na zasadzie współodpowiedzialności i współdziałania wszystkich stron dramatów.
Tematu nie dogadamy. Ale osobiście sądzę, że kolejne patriotyczne pokolenie Polaków wyczerpało już swój limit zapotrzebowania na wojenkę. Analizując kolejne konfederacje Barską, Targowicką, powstania Kościuszkowskie, listopadowe, styczniowe, Warszawskie, kończąc na "ruchu Solidarności", sądzę że na 20-30 lat nic nam (od wewnątrz) już nie grozi.

Dziwię się natomiast, że nikt nie podjął tematu efektów ostatniej solidarnościowej wojny o zmianę ustroju i słodkiej odpowiedzialności za bohatersko wywalczone piękne reformy, które przez 12 lat zdążyły już przeorać i odmienić Polskę całkowicie. Ale to chyba jednak nieco bardziej skomplikowane sprawy, niż wspominki np. Gabriela, który pochodził i pokrzyczał po ulicach z "chęcią przeżycia przygody i zaimponowania koleżankom", jak sam to ładnie opisał.

Gabriel
Dziobiesz w sprawach budownictwa powojennego, najwyraźniej niewiele się w tej materii orientując. Co do "ślepych" kuchen, to przykładowo na największym przedwojennym osiedlu robotniczej Łodzi, Bałutach, ponad 40 % mieszkań było jednoizbowych (z piecem kuchennym), a sracze były na podwórkach. Natomiast od początku powojennego budownictwa państwowego w miastach obowiązywał twardo normatyw wyposażania mieszkań w kuchnie, łazienki, WC (potem też c.o. i gaz), pokoje wg ilości osób.
Epizod z ciemnymi kuchniami trwał krótko, niespełna rok, chyba 1967, gdy budżet pękał w szwach. W czasach PRL w Krakowie tylko 4-6 bloków na Azorach zostało wykonanych bez balkonów i częściowo z ciemnymi kuchniami, poza tym ok. 150 tys. mieszkań z kuchniami, mającymi okna.
Krakowskie Miasteczko Akademickie to przeważnie budynki niskie do IV. kond., ale jest 5-6 (?) budynków wysokich. Rzeczywiście projektant W.C. mógł zaprojektować podwójne baterie wind na jednoczesny transport studentów. Pocieszę Cię, że w "wolnej" Polsce takiego błędu nie powtórzono, bo po 1989 r. w ogóle nie wybudowano w Krakowie ani jednego akademika.

Bizonopodobni
Też uważam, że lata 80. zostały gospodarczo zmarnowane. Za delikatna była reforma cenowa 1 lutego 1982 r. - należało ciąć przynajmniej w połowie, jak to potem zrobił Balcerowicz. Nie potrzebnie wplątano się w realizację super postulatów "Solidarności" o budowie dziesiątków superdrogich szpitali i sanatoriów, sam je projektowałem i pyskowałem (na zebraniach partyjnych), że będą niedługo niepotrzebne. Trzeba było polikwidować ze 30 % tych różnych dopłat, przywilejów socjalnych i "zdobyczy klasy robotniczej", urealnić choćby w połowie czynsze, en. elektryczną, gaz itp. Mielibyśmy wtedy swoje Chiny z biedniejszym społeczeństwem, ale za to z 10% PKB rocznie i z pełnymi półkami. Przy utrzymaniu ustroju "robotniczo-chłopskiego". Akurat "pod wojskowym butem" gabrielowate pokolenie by tylko co nieco popiszczało.


6. - 11.12.2002
Gabriel
Ależ ja materialnie, realnie wcale nie straciłem na transformacji kapitalizmu. Mam wystarczającą emeryturę na swe skromne potrzeby, zdrowie na szczęście dopisuje, mieszkanie jak z żurnala, sprzęt komputerowy taki, że możesz sobie pomarzyć. Synowie wykształceni, urządzili się rodzinnie i materialnie, może byliby dyrektorami Zjednoczeń, ale z mniejszą mamoną. Że legły w gruzach moje marzenia o silnym gospodarczo, zasobnym, światłym, liczącym się w Europie, państwie? - tak, oczywiście. Ale to już nie mój PROBLEM, i na szczęście nie moja ODPOWIEDZIALNOŚĆ, a Waszego, młodszego pokolenia.
W tym właśnie pies pogrzebany, że nie zniszczyliście jakiejś mitycznej "komuny", czy "ruskich", tylko rozwaliliście ze wszystkim własne polskie państwo. Idea komunizmu raczej teraz ożyje, przy kowbojsko-bandyckim Pax Americana, Chiny nie dadzą się zepchnąć w swym rozwoju i za 25 lat będą pierwsi gospodarczo w świecie. A Rosjanie są dumni, kolektywni, obowiązkowi jak Niemcy, i pozbierają się ze swej smuty za kilka lat.
Tylko polski sejm to kupa pyskatych sarmatów, na polskiej scenie politycznej trwa chocholi taniec 250 partii politycznych, żrących się nawzajem ze sobą, gospodarka polska prawie już poległa, kultura schodzi "do budy", polskie wojsko nadaje się już tylko na marsze czwórkami na pielgrzymki, policji najlepiej wychodzi własne strajkowanie. Jest jeszcze beznadzieja i odradzająca się sprzed 100 (?) lat galicyjska nędza dla milionów we wsiach i małych miastach, jak Polska długa i szeroka.
Żal mi młodych, bez szans na pracę w swym zawodzie, lub w ogóle na jakąkolwiek pracę. Tabuny ludzi grzebie w śmietnikach, podchodzą z bladymi twarzami na ulicy, prosząc cicho o wsparcie. Teraz jest moda na samobójstwa przez zamarznięcie, łatwe i bezbolesne w czasie snu, ledwie kilka dni niewielkich mrozów i 72 ofiary, potrafią wyjść z ciepłego schroniska po gorącym posiłku, a rano ich znajdują w różnych zakamarkach.
Ponad to piękny blichtr wystaw, obce biurowce, hotele, hipermarkety, multikina i bogate bale dobroczynne polskich zadufanych nowobogackich (głównie byłych koników spod banków) i złotoustych polityków. Już coraz mniej, choć jeszcze są, tych ideologów, zwłaszcza noeoliberalnych, solidarnościowców, co udowadniali, że najlepsze fabryki, z technologiami za miliony dolarów, a także nawet monopol spirytusowy, banki, instytucje ubezpieczeniowe, nawet mennica pieniężna - że to wszystko, odziedziczone po "komunie" jest niewydajne i wymaga dopłaty. Więc przekazali to za bezdurno koncernom zagranicznym i teraz oni pompują szmal, aż echo niesie. I nawet nie muszą specjalnie kombinować, żeby podatków w Polsce nie płacić.
Faktycznie to teraz Polacy ochoczo przystąpią do UE, tak samo jak Murzyni z "Chaty wuja Toma" oddawali się czołobitnie pod opiekę swych panów. Rzeczywiście w tym teraz jedna nadzieja, że będą nami rządzić obce nacje, przepisy i prawa, a nie rodzima odrodzona, nawiedzone szlachta zagrodowa i gołodupcy, co siebie uważają tylko za naród, pod siebie tylko zgarniają, a reszta wg nich to chamy do gnoja i nieroby pijące wódkę. Taka to elita, pies im mordę lizał. I jeszcze ogłaszają przy każdej okazji, że mają monopol na patriotyzm. Teraz w peletonie do UE ich trochę odpadnie, bo Ci najbardziej "patriotyczni" krzyczą, że są na nie. Chyba dlatego, że tu teraz oni jeszcze jakieś kupony obcinają, a tam to wszystko zgarnie obcy dziedzic na folwarku.


7. - 12.12.2002
Ma racje b14 - trochę mnie nudzicie, trochę nawet rozśmieszacie. Bo, na okrągło powiem, że takie doświadczenia, przemyślenia, argumentacje, jak Wasze, to przetrawiłem już 5-6 lat temu. Dziś świat jest w innym miejscu, oczywiście również dzięki Wam, a dzisiejsze Wasze racje i argumentacje to czas zaprzeszły.

Ale po kolei.
1. wsn - dygresje na Wschód, czy Zachód mogą być pożyteczne i pouczające, jeśli wysnuwa się pełne wnioski. Chwała, że piszesz na podstawie własnego oglądu, ale Twój komentarz, że socjalizm tam runął, że widoki na około są marne i że nastał tam kapitalizm jak u nas, jest zbyt mikry, a opis tego krajobrazu zbyt uproszczony. Miałbym multum pytań, ot np. - Jeśli kapitalizm jest lepszy, to powinno być lepiej ludziom po jego wprowadzeniu, a widoki ładniejsze. Przecież o to "Lepiej" chyba walczyliście, a nie o "Kapitalizm", o którym nie było w ogóle słychu przed, a nawet po stanie wojennym.
Ja też co nie co ongiś zwiedzałem w ZSRR i to na przestrzeni dziesiątków lat. Mam swój jeden prosty komentarz: szło tam szybko do przodu. A na początku były prawie absolutne gruzy powojenne. Ostatnio jedynie, przez kilka miesięcy gadałem z 28-letnim inżynierem, studia skończył w Polsce, świetnie mówi po polsku, jest naukowcem, menadżerem przemysłowym w Rostowie nad Donem. Co nieco od niego o bieżących realiach tamtejszych się dowiedziałem, ale gadaliśmy więcej o historii, bo on też miał taką pasję. E-maile urwały się, gdy wyjechał do Indii, czy Iranu, sprzedawać jakieś super rakiety, bo w Rostowie jest wielki kompleks zbrojeniowy.
Związek nie musiał się ze swym systemem zawalić. Przykład mamy choćby w Chinach. Też wielkie państwo, na niższym poziomie przemysłowo-cywilizacyjnego rozwoju, a dziś dosłownie doganiają USA. Tylko czytałem (nie jeździłem), że np. Szanghaj, gdzie będzie Expo, ma 16 mln mieszkańców, a w ub. roku samych inwestycji zagranicznych za 10 mld. $, jak cała Polska.
Trzyma się także nawet mała biedna Kuba, mimo potwornego embarga swego wielkiego sąsiada. Sądzę, że żaden kraj "demokratycznego kapitalizmu" takiej blokady by nie przeżył nawet marnych kilka lat.
Za ojców rozpadu ZSRR można dopatrywać się Gorbaczowa i Jelcyna. Przyczyny ogólne to głównie nienadążanie i zamęczenie się w wyścigu zbrojeniowym z USA, zapóźnienie w elektronice, również pat psychologiczny przed groźbą wojen kosmicznych itp. Ale to inne bajki od naszych.

2. Teraz świat, geopolityka, jest już w innym miejscu. Po "komunie" wyskoczył z kapelusza nowy wróg "terroryzm". W nowej super grze chodzi teraz o znacznie większe klamoty, niż supermarkety i czworaki w Europie Wschodniej. Chodzi o zasoby światowe nafty i o ujarzmienie historycznego pępka świata tj. islamskiego Bliskiego Wschodu. Będzie tam również dobra odskocznia na Wschód i Południe, bo glob jest jeden i jedna powinna być globalna polityka, gospodarka i ład oraz jeden tylko globalny sternik, wg reguł Pax Americana.
A Wasze dzisiejsze bajeczki o zdobyciu wolności, o ucisku i knowaniach "komuny", że jest gorzej bo w PRL pracowano na niby(?), ale że jeszcze gorzej na Białorusi czy za Moskwą - to takie gadki, służące już jedynie dla uspokojenia własnych sumień i ucieczka od odpowiedzialności za własne osiągnięcia.
Polski garnuszek stłukliście bardzo skutecznie, a mleko z niego już prawie wyciekło. Jeszcze tylko lewica trochę poskleja te skorupki i doturla pod skrzydełka UE. I jakoś to będzie. Nie martwcie się więc, pokolenie lat 80., czujcie się już teraz jak śliczne Murzynki w "Chacie wuja Toma". Przestańcie tylko od rzeczy nudzić, żeście wywalczyli ojczyznę, wolność, godność ...(dopiszcie sobie jeszcze co chcecie). Lub, że cała ta transformacja ustrojowa to był "spisek USA z Bolszewią", że realizowała go "nomenklatura partyjna", że Wałęsa był tylko marionetką na ich usługach, tak samo "okrągły stół", Krzaklewski i Buzek to biedne ofiary, itp. głupoty - a to tylko cytaty z tego ślicznego wątku.
Poza tym "co było a nie jest - nie liczy się w rejestr". Nie ma budowy socjalizmu, nie ma już ideałów Solidarności. Natomiast dzięki Wam będą równo grzęda przy grzędzie, na nich grzeczne kwoczki, obok czworaki dla parobczaków i jeszcze niewielkie koszary na mięsko armatnie. Po prostu właściwe miejsce we wspólnym europejskim gospodarstwie, według wiana, pracy i zasług.

3.Biesiadniku - Oczywiście, że część członków PZPR (jeden mln z trzech) zapisała się do "S", nawet ideowo. I współbudują bieżącą transformację (dziś niektórzy zgrzytając zębami), tak jak przedtem większość dzisiejszych prawicy skutecznie budowała "socjalizm". Nawet lewica, z woli wyborców, drugi raz sprawuje rządy, znów próbuje rozruszać gospodarkę, zafajdaną przez UW-AWS, i zdecydowanie wiedzie kraj do UE. Uczciwiej niż prawicowi "prawdziwi" Polacy, co we wszystkim potrafią tylko psuć i niszczyć. Ale to wszystko nie zmienia istoty rzeczy, układu odpowiedzialności, praw autorskich do rewolucji itp.

4. Wzn - jeśli miałbyś możliwość wędrówki także po Polsce, to doradzam szlak popegeerowski w województwach północnych. Tam możesz we własnym języku szczerze pogadać i dowiedzieć się dlaczego padły np. fermy kurze, z których w latach 80. kolumny tirów woziły jajka na Śląsk i do Krakowa. Żarłem je przez kilka lat, a nie wiem, czy potem kury zastrajkowały, czy Balcerowicz je potruł. Bo w moim kramie mogłem kupić już tylko jajka słowackie lub izraelskie.
Wiem natomiast np. jak ukatrupiono dębicki koncern Igloopolu", zbudowany na najlepszych wzorach zachodnich przez grupę młodych menadżerów, którzy wcześniej przeszli szkolenia i staż głównie w USA. Był to w 1989 r. już gigantyczny koncern produkcyjno-handlowy, z setkami kooperantów, tysiącami hektarów, fabrykami sprzętu transportowego i chłodniczego, przetwórstwa rolniczego, z setkami własnych sklepów (specjalność mrożonki i napoje), transportem i marketingiem. Gdyby koncern nie uduszono, wygrał by z wszelką konkurencją, obcą i rodzimą, i zapewne dziś sprzedawał by swe wyroby we własnej sieci hipermarketów. Jak ich Balcerowicz załatwił?
Otóż mieli sporo nowych inwestycji postawionych za kredyty, z których wiele jeszcze spłacano. A w Krakowie akurat kończyli budowę olbrzymich nowoczesnych chłodni w Płaszowie dla pół miasta. I oto bez żadnej karencji Balcerowicz kazał im co kwartał spłacać po miliardzie za te chłodnie. Musieli przerwać wszelkie inne inwestycje (również mój supersam, w którym jest dzisiaj jakiś niemiecki hiper), zaczęli sprzedawać posiadane aktywa i świeżo urządzone sklepy, potem wszystko co się dało. Bo nie zapłacenie lichwiarskich rat i odsetek groziło doliczaniem wysokich kar. Nic nie starczyło na bankową lichwę i po kilku już kwartałach krakowski oddział Igloopolu poszedł pod młotek.

5. Mógłbym też w szczegółach opowiedzieć, jak załatwiono krakowski "Telpod" (z filiami 8 tys. zatrudnionych), zaopatrujący prawie całą Europę wschodnią w rezystory, tyrystory, oporniki i wszelkie inne duperele elektroniczne, potrzebne do TV, pralek, kuchenek, sprzętu AGD, wszystkiego. Niektóre w milionach sztuk produkowane na świeżo zakupionych na Zachodzie supernowoczesnych liniach technologicznych. Zakład poradził sobie i z lichwą bankową, z dywidendą i z "popiwkiem", dopiero w lipcu 1991 Balcerowicz wymyślił, jak się pozbyć całej polskiej elektroniki. Ten geniusz, Pol Pot polskiej gospodarki, zrobił to jednym zmyślnym cięciem. Po niespełna dwuletniej agonii po "Telpodzie" została już tylko dzielnica ceglanych skorup, w których gnieżdżą się i wegetują teraz setki cherlawych zakładzików, hurtowni, sklepów i biur. ........

6. Oczywiście wg Was ten "Igloopol" i ten "Telpod" to tylko przykłady nieróbstwa i deficytu PRL, zresztą jak by to były kopalnie złota, też byście tak mówili. Ja Was nawet rozumiem psychologicznie (trzeba chronić swój optymizm i wiarę w obraną religię) i oceniam nawet pozytywnie, zwłaszcza, że są tacy nawiedzeni, którzy uważają, że Polski Ludowej w ogóle nie było.
No i jesteście nieodrodnymi wnukami tych co to "od Sasa do Lasa", w konfederacjach Barskiej i Targowickiej, potem na szańcach i w okopach Powstań, dokładnie co pokolenie. Przyjdzie niestety jeszcze refleksja, że byliście pionkami w grze, pajacykami, ale ....
Ale nic już więcej nie napiszę - możecie sobie używać dowoli, filozofować, gdybać, ubliżać, robić zawody w pluciu - wisi mi to dokumentnie. Na zalipiu emigranckim nic i tak nie zadziałacie, nie poprawicie, ani nie zepsujecie. Szkoda czasu i atłasu.

Powrót do poprzedniej strony