Różne polskie aktualia


1. Forum "Gazety Wyborczej" - Temat "Co zgubiło UW?" - 24.09.2001
Przeglądnąłem wszystkie dotychczasowe wypowiedzi w "Wątku" i podziwiam celność znakomitej większości. Nie powtarzając przytoczonych argumentów dorzucę nowy, można powiedzieć, historyczny.
Przeczytałem ostatnio po raz wtóry, po wielu latach, "Lalkę" B.Prusa. Nie przejęła mnie nic, a nic, bajeczka pt. Wokulski - panna Izabela Łęcka, natomiast zainteresował mnie obraz ówczesnego społeczeństwa polskiego, jaki w jej tle odmalował autor. Zwłaszcza jego dwóch przeciwstawnych biegunów: wykwintnej, pasożytniczej arystokracji i upodlonego, nędznego plebsu miejskiego.
Od 10 lat głoszę, że polski zegar historii cofnął swe wskazówki o 250 lat. Odrodziły się tamte wartości, megalomania, fobie i zachwyty, kłótnie, egoizm stanowy, polonocentryzm, klerykalizm, zaściankowość i co tam jeszcze kto zechce. Odrodziły się też w naszym neokapitaliźmie niepotrzebne nikomu, bezrobotne enklawy plebsu chłopskiego i miejskiego. Jednak nic nie było i nie jest w stanie przywrócić tamtej herbowej, dumnej, a pasożytniczej arystokracji: książąt, hrabiów, jenerałów, ziemian. Nie miała tej szansy, choć próbowała, ani intelektualna elita Unii Wolności, ani tym bardziej awuesowscy gołodupcy, usiłujący usadowić się na tym dawnym świeczniku narodowym. I oto wreszcie ostatnie wybory zdmuchnęły ostatecznie te dwie atrapy do lamusa historii.


2. GW - "Co zgubiło UW?" - 25.09.2001
Jak prawie zawsze Pan Redaktor Naczelny Adam Michnik ma rację, ogłaszając, że:
- Przebrzmiały już fanfary KOR-u i "Solidarności";
- Powstał w sejmie dziwny konglomerat partii radykalnego populizmu, jednej lewicowej, dwu prawicowych;
- Wyborcy ocenili właściwie AWS za nieudolne i korumpcyjne rządy Jerzego Buzka.
To jednakże tylko konstatacje, a nie analityczne oceny przyczyn, których można by się było spodziewać od p. A. Michnika, a które zadecydowały o efekcie wyborów.
Jedną z nich przytoczę. Otóż to historyczna pamięć narodu, sięgająca głębokiej przeszłości XVIII w., pomogła wreszcie prawidłowo skojarzyć i ocenić Unię Wolności jako potomków osiemnastowiecznej magnaterii i rodowej szlachty, którzy tylko siebie wyłącznie uważali za Naród Polski, chłopów mieli "za chamów od gnoja", zaś mieszczanami pogardzali. Nasza elita z "UW" miała jeszcze dodatkowo, wadzących im, roboli, którym, według tych nowych panów polskich, nie chce się pracować i tylko wódkę piją. Oceniając w tej samej skali historycznej, AWS można określić jako klientelę szlachecką (gołodupców), która pchała się na bogoojczyźniany świecznik narodowy i starała się być przy tym bardziej papieska niż sam papież.


3. WPROST - "Pietrzak w Kabarecie" - 10.10.2001
Do marcy
Pietrzak w Kabarecie negatywnie o Millerze?
Tak naprawdę to wszelkie wybory podyktowane są nadziejami społecznymi na "lepsze jutro". Np. w 1940 r Brytyjczycy swe nadzieje na wygranie wojny ulokowali w konserwatywnym Churchillu, a w 1945 r. postawili na lepszą gospodarkę Partii Pracy, natomiast Polacy w 1989 r. na hasła o godności i dobrobycie "Solidarności" itd. Potem bywało różnie.
W Polsce nawrót w 1989 r. do kapitalizmu sprawił, że faktycznie tysiącom żyje się znacznie lepiej, lecz milionom gorzej. Zaś co do Hitlera to zlikwidował bezrobocie, budował autostrady, tanie mieszkania i masową motoryzację. Więc częściowo swe obietnice przedwyborcze jednak spełnił. Oczywiście porównując Millera do Hitlera nie o tych zapomnianych jego pozytywach myślałeś. Ale chyba również nie sądzisz, że Miller, jak Hitler, zmilitaryzuje gospodarkę, rozpocznie prześladowania Żydów, napadnie na jakiś kraj i rozpocznie wojnę światową pod hasłem lebensraumu i wyższości rasowej Polaków. To byłoby oskarżenie paranoiczne. Reasumując przyrównanie Millera do Hitlera to takie prawicowe ple, ple, zupełnie bez sensu.
Doradzę stosowanie lepszych argumentów na pogrążenie swych upatrzonych wrogów, wg sprawdzonych przez psychologów wzorów. Otóż złodziej zwykle najgłośniej krzyczy "łapać złodzieja" i często znajduje posłuch. Więc najlepiej oskarżać Millera o szczytne osiągnięcia i chwalebne uczynki dotychczas rządzących UW i AWS. A więc o prywatę, obsadzanie lepszych posad swoimi kumplami, korupcję, malwersacje finansowe, nietolerancję religijną, kłótnie wewnętrzne, grzebanie w życiorysach, wyprzedaż za bezcen majątku narodowego obcym, degradację państwa itp. To, generalnie biorąc, bardziej swojskie i efektywne metody obrzydzania złej lewicy przez "prawdziwych" Polaków, niż bezsensowne przyrównywanie do Hitlera, Dżyngis-chana, Draculi czy Nerona.


4. WPROST - "Lepper czyli Polhitler" - 29.05.2002
Rzeczywiście można doszukiwać się pewnych podobieństw A. Leppera do Jakuba Szeli. Szela był zapobiegliwym, przykładnym gospodarzem we wsi Smarzowy w Małopolsce, przez wiele lat reprezentował społeczność wsi w procesach z lokalnymi właścicielami ziemskimi. W 1845 r. był autorem postulatów o uwłaszczenie wobec władz austriackich. Było to akurat im na rękę, bo uwłaszczenie godziło przede wszystkim w polskie ziemiaństwo, wówczas w znacznym stopniu zaangażowane w działalność niepodległościową. Mianowicie pod zaborami Polacy utworzyli wiele tajnych organizacji, mających na celu zbrojne powstania dla przywrócenia niepodległości narodowej.
W 1845 r. porozumiały się one w sprawie przygotowania we wszystkich trzech zaborach ogólnonarodowego powstania, którego termin wyznaczono na wiosnę 1846 r., a naczelnym wodzem miał być Ludwik Mierosławski. Przygotowania te były jednakże niekonsekwentne i rozproszone, częściowo zostały zdekonspirowane przez zaniepokojonych “rewolucją” konserwatywnych ziemian, odgrywających dużą rolę w tych tajnych organizacjach polskich. Związane z tym aresztowania kierownictwa powstańczego w Poznańskiem, uniemożliwiły przeprowadzenie akcji powstańczych na terenach, będących pod zaborem pruskim. Ostatecznie do powstania doszło tylko w Rzeczpospolitej Krakowskiej i w Galicji, gdzie rozproszone i niewielkie wystąpienia powstańcze zostały szybko stłumione przez władze austriackie. Zlikwidowano też wtedy w ogóle Rzeczypospolitą Krakowską, włączając jej obszar do monarchii habsburskiej.
Burzyła się także ludność małorolna i bezrolna na wsi, zmuszana do pańszczyzny, wysokiego odrobku za użytkowanie skrawków ziemi, lub otrzymująca głodowe płace za najemną pracę w majątkach ziemiańskich. W Galicji na tym tle w 1846 r. pod przywództwem Jakuba Szeli miało miejsce krwawe powstanie chłopskie. Po obietnicy władz austriackich zniesienia pańszczyzny, powstanie zostało jednakże złamane siłą przez wojska austriackie. Sam Szela został potraktowany raczej ulgowo. Po kilkuletnim internowaniu przesiedlono go na Bukowinę, gdzie zmarł w 1866 r. w wieku 79 lat. Czy był więc w jakiejś mierze na usługach austriackich "służb specjalnych"? Zapewne nie, co nie przeszkadzało austriackim władzom w wykorzystaniu chłopskich buntów do ukrócenia niepodległościowych aspiracji społeczeństwa polskiego, zgodnie ze starorzymska zasadą "divide et impera".
W historiografii polskiej, pisanej zresztą przez polska szlachtę, Jakub Szela jest przedstawiony bardzo negatywnie. Ruch chłopski w Galicji w 1846 r. spotkał się z negatywną oceną szlachty polskiej zwłaszcza w zaborze rosyjskim. Z drugiej strony pobudził do buntów masy chłopskie w Królestwie, na Ukrainie i Białorusi. Zmusiło to cara Mikołaja I do zmniejszenia obciążeń pańszczyźnianych, zakazu usuwania chłopów z gospodarstw większych niż trzymorgowe, wprowadzenia prawa wnoszenia skarg przez chłopów do władz administracyjnych itp. Zmiany te nie satysfakcjonowały wszakże całkowicie warstw chłopskich, ani nie podobały się konserwatywnej szlachcie i arystokracji, jako za daleko idące. Itd.


5. WPROST - " Lepper czyli Polhitler " - 29.05.2002
Poszczególne lokale sieci barów bistro Szefa Samoobrony mogłyby mieć szyldy z napisem "Leppersam". To "sam" dało by odczytywać wieloznacznie jako: - Samoobrona, samoobsługa lub samodzierżawca.
Przypomnę przy okazji skąd się wzięła nazwa "bistro". Otóż w czasie walk o Paryż, podczas wojny koalicji europejskiej z Napoleonem, 30 marca 1814 r. w jednej małej restauracji na Wzgórzu Montmartre w Paryżu kozacy atamana Płatowa chcieli się czegoś napić. Spieszyło im się i ponaglali właściciela okrzykami: - bistro!, bistro! (szybko, szybko). Na drugi dzień wywiesił on na swej restauracji szyld z napisem “BISTRO” i stąd wzięła się nazwa małych restauracji i barów, nastawionych na szybką obsługę klientów.


6. WPROST - "Państwo i demokracja" - 29.05.2002
Demokracja = władza ludu. Ściślej władza opierająca się na woli większości danej społeczności, wyrażonej w bezpośrednim głosowaniu. Taka forma sprawowania władzy istniała od zarania dziejów ludzkości (i istnieje nadal) w licznych, małych plemiennych, rodowych, związkowych, kapitałowych itd. strukturach. Gdy jednakże o demokracji mówimy w kontekście państwa, to oczywiście myślimy o większej i różnorodnej społeczności na większym obszarze. Takich demokracji państwowych było bardzo niewiele.
Jako pierwsze państwo demokratyczne historiografia określa Ateny i Spartę w VI-V w. p.n.e. Państwo ateńskie, obejmujące tereny Półwyspu Attyka, podzielone było na 10 rejonów (fyle), a te na 10 małych wspólnot obywatelskich, obejmujących wszystkich mieszkańców. W każdym rejonie, drogą losowania, wyłaniano po 50 osób, zwanych prytanami, którzy tworzyli łącznie Radę Pięciuset, rządzącą państwem. Organizacja armii też opierała się o podział na fyle, z których każda dostarczała określone kontyngenty żołnierzy. Wojskiem dowodziło dziesięciu wybieranych przez lud strategów.
Perykles umocnił demokratyczne struktury władzy w Atenach przez włączenie do Rady Pięciuset wszystkich klas wolnych obywateli. Za udział w Radzie wprowadzono wynagrodzenie, ale tylko dla ubogich. Równocześnie ograniczone zostały uprawnienia Aeropagu, czyli Rady Starców, złożonego z przedstawicieli arystokracji. Żadnych praw obywatelskich nie mieli jednak nadal niewolnicy, których szybko przybywało i którzy w czasach Peryklesa stanowili 2/3 ludności Aten. Demokratyczną formę miała też władza sądownicza. Stanowiły ją trybunały ludowe, złożone z sędziów, wybieranych spośród dorosłych obywateli.
A więc demokracja w Atenach obejmowała tylko 1/3 ludności państwa. W Sparcie archaicznej jeszcze mniej. Wg dzisiejszych standardów takie państwo, w którym w ogóle istnieje niewolnictwo, nie sposób byłoby nazwać demokratycznym.
Ale czy obecne demokracje parlamentarne służą większej części społeczeństwa?


7. WPROST - "Państwo i demokracja" - 30.05.2002
Waldemar
Pełna zgoda co do ogólnej oceny klasycznej demokracji ateńskiej i dzisiejszych demokracji parlamentarnych, jako całkiem podobnych, a różniących się tylko formą. Tym co je jednako charakteryzuje to po prostu przede wszystkim podział społeczeństwa na dwie nierównorzędne części. Z jednej strony "równi" obywatele Sparty czy Aten lub elita finansowa, polityczna i intelektualna XXI w., a z drugiej heloci, periojkowie, niewolnicy lub pośledni robotnicy, chłopi, bezrobotni.
Nie mniej jaskrawo ten podział występował w polskiej "demokracji szlacheckiej" XVI/XVIII wieku. Z jednej strony szlachta, magnaci i duchowieństwo, obejmujące ok. 10 % ludności, z drugiej stan mieszczański i pańszczyźniani chłopi, niepiśmienni i przywiązani do ziemi swego pana, żyjący bez mała jako niewolnicy, a pozbawieni jakichkolwiek praw politycznych i ekonomicznych.
Reasumując można by wymienione, realnie istniejące, formy demokracji państwowych określić nie tyle jako władzę ludu, ale jako władzę uprzywilejowanych i bogatych. A czy istniały i są możliwe inne formy demokracji, obejmujące rzeczywiście wszystkich, całe społeczeństwo danego państwa?


8. WPROST - "Wolność słowa w PL" - 10.06.2002
Chyba żaden z dotychczasowych dyskutantów nie czyta "TRYBUNY". Ja czytuję, więc informuję, że zaskarżony, przez jednego z biskupów, artykuł o papieżu w dzienniku "TRYBUNA", drukowany był 26.11.1997 r., czyli 4,5 roku temu. Redakcja dziennika dwukrotnie (pierwszy raz już po 2 dniach) przeprosiła na łamach gazety za tych kilka kwestionowanych "nieszczęsnych" sformułowań (o "prostackim wikarym z Niegowicia" i jednej ">niechlujnej i bełkotliwej wypowiedzi") i drukowała krytyczne wypowiedzi biskupów i czytelników, autor artykułu umarł kilka lat temu, zmienił się redaktor naczelny. Poza tym papież w ogóle się nie zainteresował publikacją, a inne środki masowego przekazu wystąpiły w temacie ponad tysiąc razy (strzał w ciemno). No i co na to Linx i Man?
A dla równowagi: jak to było z oskarżeniem o szpiegostwo Aleksandra Kwaśniewskiego przez "Życie" redaktora Wołka? W 1996 r. w artykule na pierwszej stronie pt. "Wakacje z agentem" A. Kwaśniewski (wtedy kandydat na prezydenta) został uznany za agenta Rosji, bo ponoć kilka lat wcześniej w czasie wakacji na Helu zamieszkiwał w tym samym hotelu co niejaki Auganow, agent rosyjski, poprzednio przywoływany w równie dętym oskarżeniu wobec premiera Józefa Oleksego. Koronnym dowodem miała być relacja kelnera, który rzekomo obu panów obsługiwał. Drugim niepodważalnym dowodem miało być jeszcze wcześniejsze zdjęcie, na którym wśród kilkunastu osób, oprócz Kwaśniewskiego, doszukano się w tle także Auganowa.
Potem był proces o zniesławienie, Kwaśniewski wpłacił wtedy kaucję 100 tys. złotych, mimo że w podobnych tego typu procesach zwykle sądy nie stosowały kaucji. Połowa tej kwoty to była pożyczka, z której odsetki przez 4 lata trwania procesu prawie się podwoiły. Sąd, po żmudnym i przewlekłym procesie, orzekł iż: - gazeta "Życie" nie dotrzymała staranności w swym oskarżeniu i nie udowodniła, że Kwaśniewski spotkał się z Auganowem, za artykuł Wołek miał przeprosić Kwaśniewskiego. Faktycznie okazało się, że pozwany był w Londynie, gdy Auganow na Helu, zaś świadek kelner stracił zupełnie pamięć i odwołał swe wcześniejsze zeznania. Poza tym naczelnemu redaktorowi "Życia" Wołkowi nie naliczono żadnej kary pieniężnej i nie złożył żadnych przeprosin, Kwaśniewskiemu nie zwrócono kaucji, "Życie" zyskało sporo kasy i poczytność na drążeniu tematu, zaś Kwaśniewski i tak z góry został uznany przez część "patriotycznego" społeczeństwa za agenta obcego mocarstwa, wśród nich zapewne także przez Linza i Mana.


9. WPROST - "Lepper" - 10.06.2002
To nie spiski dziejowe, ani dalekosiężne plany jakichś mafii, lecz po prostu zwykłe polsko-polski rozmówki. Festiwal tych sarmackich pyskówek w III RP trwa już od wielu lat, a dziś wprost rozkwita i ma się całkiem dobrze jak, nie przymierzając, bin Laden w Afganistanie, mimo bombardowań USA. Ale też tradycja i doświadczenia w tym dziele u nas wielkie. Już w XVII w. prezydent Wenecji, goszczący w I RP w trakcie sporów o elekcję po Janie III Sobieskim na Sejmie elekcyjnym (15.V.1697) zauważył: "Taka jest wolność rozpasania tego kraju, gdzie mówi się wszystko, niczego się nie udowadnia, a oszczercy są zawsze bezkarni i często tryumfują". A ja od dawna twierdzę, że koło historii zrobiło nam psikusa i obróciło się o 300 lat wstecz wg znanego zawołania - "Oby Polska była Polską".
W minionym miesiącu autorami największych pomówień byli niewątpliwie Barbara Labuda i Andrzej Lepper. Pani Labuda na łamach "Gazety Wyborczej" oskarżyła prokuratora Kaucza, po jego wysokim awansie przez min. Piwnik, o niegodziwości i represje podczas śledztwa przeciw niej w 1983 r. Otóż wg dokumentów sprawy, zachowanych w komplecie, Kaucz tego śledztwa wcale nie prowadził. Najbardziej rzetelnie i wiarygodnie przedstawił to artykuł "Kauczukowa Labuda" w "NIE" z 28 listopada br. Artykuł kończy się zdaniem: "Kaucz musi wrócić, Labuda musi odejść."
Labuda oczywiście nie odejdzie, a jedynie, pospołu z Michnikiem, zawieszą nad tą sprawą kurtynę milczenia. Zresztą połowę celu, to jest dymisję Kaucza, osiągnęli, a poza tym na wokandzie znalazła się kolejna bardzo medialna postać, mianowicie Andrzej Lepper. Wpisał się on na nią sam, przez obrzucenie pseudopatriotycznym błotkiem ministra Cimoszewicza i jego ojca. W przeddzień swych imienin przestał więc być wicemarszałkiem Sejmu. Na odchodnym jednakże zdetonował kolejną śmierdzącą bombę, ku uciesze prawicowej gawiedzi, która będzie miała teraz tematy dla swego magla na dłuższy czas. Wszystko to bardzo żałosne i kojarzy mi się z mieszaniem wody w Wiśle i zawracaniem kijami jej biegu. Przełożenie tych paraleli na nasze polityczne i gospodarcze aktualia pozostawiam wnikliwym czytelnikom forum.


10. - WPROST - "Kto nie lubi milionerów?" - 27.08.2002
Marek 111
Do postu z 26. - Ileż to w świecie było rewolucji, pod hasłem, że bogaty jest zły i trzeba go zniszczyć, a Ty traktujesz płyciutko problem jak spuściznę po socjalistycznej propagandzie. Oczywiście nie będę nic wyliczać, podam tylko jedną swojską rebelię chłopską Jakuba Szeli w Małopolsce w 1846 r. Podobnie korupcja wg Ciebie też jest spuścizną po komunie, mimo, że jak uczy klasyka, pod tym względem epoce mandarynów w Chinach, sprzed iluś tam tysiącleci, nikt jeszcze nie dorównał. Cała reszta Twoich postów również taka wydmuchana i wydumana na siłę, by uzasadnić, że nasi aktualni milionerzy to w ogóle cacy, a biedni to nieudacznicy, zarabiają mało lub nic, bo nie mają pomyślunku, sami sobie winni i tym podobne bajery.
Poziomka
Właściwie to tracisz swój cenny czas na dyskusję z Voltagadorem, Markiem111, Scoutem i innymi Maupami. Ale rozumiem Cię, bo sama założyłaś ten słodki (jak poziomki) wątek o nieszczęsnych milionerach. Idzie zresztą jak świeże bułeczki, upieczony 2 dni temu ściągnął już chmarę (a właściwie chmurę gradową) forumowiczów.
Ja spieszę z pomocą. Masz pełną rację, po ludzku wrażliwą naturę oraz spojrzenie na świat i na ludzkie problemy. Zaś wątek jest fragmentem problemu, chyba najważniejszego dziś, na progu III tysiąclecia, dla cywilizacji ludzkiej na świecie. Zwie się on: -"Biedne Południe kontra bogata Północ w globalizującym się świecie". A nie terroryzm, który jest tylko częścią tego konfliktu Południa z Północą. Dlatego też Twoi adwersarze, słusznie zresztą, zahaczają o biedne murzyniątka i doradzają ironicznie byś im odstąpiła szyneczkę ze swojej kromki chleba.
Ale nie przejmuj się zanadto ani tymi adwersarzami, ani murzyniątkami w Afryce. Gdyż po prostu nie warto "cierpieć za miliony" (to u ludziach, ale może być i o złotówkach).
Więc podpieram moralnie, mógłbym też co nieco i merytorycznie. Ponieważ sam uważam się za milionera (w sensie wygranej na loterii życia) i mam też milionera (złotówkowego) w rodzinie i to, o dziwo, z pracy własnego mózgu i rąk. Znam też kilku innych wielokrotnych milionerów: kantorkowego (spekulacje pieniężne), obrotnego (więcej wyciąga z US niż płaci podatków) i kombatanckiego (za polityczne gadanie). Ci z poprzedniego zdania stanowią jakieś 90 % całej populacji bieżących rodzimych milionerów. Ale nie jest ich tak dużo i są to właściwie tylko marne płotki wobec zagranicznych szczupaków z miliardami, jakie teraz pląsają w naszym polskim jeziorku.
Powodzenia w dyskursie.


11. - WPROST - "Kto nie lubi milionerów?" - 28.08.2002
Poziomko
Nie chodzi o to by być egoistką bez skrupułów - tylko nie warto "umierać za miliony", jak to propagował jeden z naszych romantycznych wieszczy. Bo różnie to bywa i te miliony zwykle potem do największych swych dobroczyńców odwracają się pleckami i nie tylko. Pisałem już na tym forum, jak w atmosferze nagonki i wrogości, marnie i samotnie umarł człowiek, który wyzwolił połowę kontynentu Ameryki Południowej, "Wyzwoliciel" Simon Bolivar. Podobnie Charles de Gaulle, który nieomal z chaosu wojny domowej w 10 lat zrobił z Francji 5 supermocarstwo, a potem wdzięczny za to naród gładko wykopał go z powrotem do jego rodowego Colombey.
Co innego zwykłe obowiązki społeczne, materialne i moralne wobec bliskich i świata, które każdy winien sobie określić i wypełniać na miarę swych możliwości oczywiście. A Ty nie zapominaj o założonym przez się ogródku z milionerami, podlewaj go według potrzeby i rwij chwasty, które tam wyrastają.


12. - WPROST - "Kto nie lubi milionerów?" - 28.08.2002
Tak - działaniami ludzkimi kierują różnorakie potrzeby, pieniądze, ambicje, idee, uczucia, żądza władzy i co tam jeszcze. I w tym grupowym tańcu znajduje się zawsze jakiś wodzirej, wódz, szef, prowodyr, bohater.
A tu na tym forum zbiegli się sami altruiści o wrażliwych i czułych serduszkach, którzy nieba by przychylili biednym, nieszczęśliwym i cierpiącym bliźnim. Bardzo to nietypowe i bardzo sympatyczne. I jest też przeintelektualizowana (jest dłuższe słowo?), słodka szefowa, czyli poziomka.
Ja dołączam do grupy i wyjawiam, że od niepamiętnych czasów też wysyłam co jakiś czas jakieś pieniążki dla fundacji "AMUN" i "Zdążyć z pomocą". Właściwie to chciałem "wspomagać" tylko jedną z nich, ale od obu nie mogę się odczepić. Ciągle przysyłają mi swe kartki (malowane ustami, czy nogami) i kalendarze, mimo, że dziękuję i powiadamiam ich, że już tego mam dosyć. Widocznie swe komputery nastawili tylko na rejestrację adresów swych ofiar(odawców), a wykreślić ich się nie da.
A to dawanie wędki zamiast ryby jest oczywiście najwłaściwsze. Przydałoby się kilka milionów tych wędek zwłaszcza Afryce, na czym zresztą mogliby zyskać także sami ofiarodawcy. Ongiś amerykańskie koncerny naftowe ofiarowały za darmo Chinom kilka milionów lamp naftowych i zarobiły na tym sporo, bo za naftę kazali sobie już płacić.


13. - WPROST - "Wiesław Kaczmarek" - 17.10.2002
Oczywiście, że w tym sporze o prywatyzację energetyki najwięcej słuszności ma Nieja, że najlepszym rozwiązaniem byłby socjalizm. Ale naród wybrał sobie z powrotem, już 13 lat temu, UKOCHANY KAPITALIZM i to co było se ne wrati. A socjalizm narobił tylko problemów, no bo produkcja energii el. w PRL w 1946 r. wyniosła raptem 5,8 TWh, a w 1970 już nie wiadomo po co 64,5 TWh. Zaś za Gierka (co to wg Lazy tylko przejadał pieniądze) urosła w 1980 do 122 TWh. Dopiero, gdy socjalizm się zachwiał w 1980 r., nastąpiła konsolidacja i w 1990 r było 136 TWh. A za dekady kapitalizmu, to już zupełnie prawidłowo, nie wybudowano ani jednej elektrowni (Żarnowiec ukatrupione na amen) więc w 2000 było 142 TWh. I starczy tyle na wiele lat, bo przemysł, będący głównym odbiorcą energetyki, też się likwiduje. Więc o cóż te boje? Oddaliśmy z wielka uciechą kapitalistom zagranicznym banki, gazety, drukarnie, całe gałęzie przemysłów ( papierniczy, chemiczny, farmaceutyczne, samochodowy, ...dopiszcie sobie dalsze). Teraz likwidujemy (deficytowe) stocznie, hutnictwo, górnictwo, zbrojeniówkę... (dopiszcie sobie dalsze). Więc co za różnica z energetyką? Będzie państwa w państwie za 2 grosze, to będziecie wszyscy tu na forum w siódmym niebie. A jakby co do czego, to i tak od Piasta Kołodzieja wszystkiemu winna jest komuna (i Żydzi), wbrew temu co tu usiłuje wyperswadować Godzilla.


14. - WPROST - "Życzenia dla Deadmana" - 2.11.2002
Skoczyłem dla ten nostalgiczny wątek i naszła mnie refleksja, wyrzuty sumienia, poczucie winy, które gryzie mnie od wielu już lat. Otóż, zabiegany w pracy, nie miałem czasu odwiedzić, zaglądnąć, czy pójść na pogrzeb ludzi, którym wiele zawdzięczałem: profesorów, przełożonych, kolegów. Za Biesiadnikiem apeluję do młodszych:
- Nie ma takiej pracy i zajęć bieżących, by nie zdążyć z pomocą, uznaniem, czy choćby na pogrzeb swych życiowych przewodników, przyjaciół.

Mam gotowy tekst takiego jednego mojego wyrzutu sumienia, więc przerzucam, by sobie nieco ulżyć:
......... Wreszcie przystąpiliśmy w trójkę do eksternistycznych egzaminów maturalnych. W jednym dniu napisaliśmy zadania maturalne z czterech przedmiotów, zaś w drugim, od wczesnego rana, zdawaliśmy ustne egzaminy z 10 przedmiotów. ........ Późno po południu zawezwano nas do sali, w którym obradowała komisja egzaminacyjna i dowiedzieliśmy się, jakie otrzymaliśmy stopnie. Dyrektor gratulował nam bardzo dobrych wyników i wypytywał o plany na przyszłość. ......... Nazajutrz kupiłem gazetę, chyba było to wrocławskie "Słowo Polskie". Na pierwszej stronie, po prawej u góry, niewielki artykuł zatytułowany dużymi literami: "PIERWSZA MATURA NA ZIEMIACH ODZYSKANYCH ". Króciutki opis i 12 nazwisk absolwentów, w tym naszej kępińskiej trójki............My już pakowaliśmy swe nieliczne rzeczy, wymeldowaliśmy się w Wałbrzychu i najbliższym pociągiem przez Wrocław pojechaliśmy do swych rodzin do Kępna na Święta Wielkanocne, które w tym roku były stosunkowo późno.
Myślałem wtedy, że po kilku latach, np. po skończeniu studiów, pojadę specjalnie do Wałbrzycha, aby podziękować dyrektorowi liceum za trud nauki i opiekę, roztoczoną nad naszą kępińską trójką. Żegnając nas, był on wyraźnie wzruszony, czego nawet nie skrywał. Dla niego ta pierwsza polska matura w dotychczas niemieckim Wałbrzychu była zapewne dużym emocjonalnym i patriotycznym przeżyciem. Ale potem zawsze brakowało czasu na jakąkolwiek refleksję, okazanie wdzięczności dla swych profesorów, przyjaciół, kolegów. Dziś tego bardzo żałuję. ..............


15. - WPROST - "Trochę o bankach, a trochę o Balcerku" - 3.11.2002
Nie jestem ekonomistą (na szczęście), ale tkwię w tym kraju i znam z autopsji jego realia gospodarczo-ekonomiczne. To też z lektury kontrdyskutantów (jak wyżej), logicznie dedukuję, że faktycznie w wywodach p. Anny Fisher tkwi poważna usterka. Mianowicie brak w jej ocenie postępowania NBP wskazania na najważniejszy cel, jakim najwyraźniej kierują się RPP, NBP i jego guru Balcerowicz, będący głównym dyrygentem tej całej orkiestry finansowej. Tym celem jest bezwzględne zmuszanie Rządu do zaciągania jak największych pożyczek w formie obligacji, kreowanych przez NBP. Wszystkie inne elementy decyzyjne, jak utrzymywanie wysokich stóp procentowych, ustalanie kursu złotego, dofinansowywanie banków komercyjnych, pilnowanie, aby ograniczały one swą działalność kredytową itd. - to już tylko środki i metody dla osiągnięcia tego podstawowego celu. Bowiem jak Rząd dla łatania dziur "budżetowych" w poszyciu tonącego okrętu III RP, pożycza jak najwięcej, to wszystko gra idealnie. Brzydkiego państwa jest coraz mniej, kochane banki i kapitał zagraniczny mają się coraz lepiej, jest także na kogo zwalić winę za mizerię zdychającej gospodarki. Na wstrętny Rząd (i komunę) oczywiście, jak udowadnia to ślicznie powyżej Pawcio, a na innych wątkach jeszcze szwadron innych forumowiczów.
A mnie osobiście marzy się, żeby tak można było odwrócić role i zadania NBP i Rządu. Żeby to NBP obarczyć odpowiedzialnością za stan gospodarki, bezrobocie, deficyt w handlu zagranicznym, zaś Rząd niechby ustalał kurs złotego i stopy procentowe. Jedna tylko myśl mnie trapi, że Balcerowicz, żeby zrównoważyć budżet, uruchomi komory gazowe w Oświęcimiu i przepuści przez ich kominy wszystkich (nie swoich) emerytów. Może Pawcio mi podpowie, na jaki rok ten mały holocaust zostanie zaplanowany, bo mimo wszystko jeszcze trochę chciałbym pożyć.


16. - WPROST - "Trochę o bankach, a trochę o Balcerku" - 5.11.2002
Throgin
Widać, że nadal wiążesz swe marzenia o szybkiej karierze jako wielkiego kapitalisty z aberracyjnym umocnieniem złotówki. W dyskusji w wątku "Kochani ekonomiści WPROST" (sprzed pół roku) też chwaliłeś Balcerka za osiągnięcia na tym polu. Powtarzasz się teraz, więc je też powtórzę fragment artykuliku zacytowanego przeze mnie w tamtym wątku:
-"Obecnie złotówka jest silna i równa się 25 centom. Dzięki temu mamy tanie banany, symbol luksusu w czasach, gdy złotówka był słaba i nikt jej nie chciał za granicą; mamy tanią benzynę; samochody dostępne dla średnio zarabiających, a nawet jak wiadomo dla bezrobotnych; dla zamożniejszych, ale nie bogaczy, nie drogie wakacje za granicą i wiele jeszcze innych tanich rzeczy. Jeśli mocna złotówka daje nam takie korzyści, to dlaczego rząd oraz Rada Polityki Pieniężnej nie zrobią jej jeszcze silniejszą, wszak od tych wysokich władz to zależy. Moglibyśmy sprowadzać sobie z zagranicy jeszcze więcej i jeszcze tańszych towarów.
Gdyby tak określić wartość złotówki z 25 centów do 75 centów, a zresztą dlaczego ograniczać się w dobrym, niech złotówka kosztuje dwa dolary lub trzy. To byłby dla Polaków błogi raj, niczego nie potrzebowaliby produkować u siebie, w kraju, ani nawet tu mieszkać; w Londynie, w Paryżu żyliby ze swoją silną złotówką jak szejkowie naftowi, a Polska mogłaby sobie pustynnieć i zarastać chwastami ......"
Napisz więc odpowiedni proszalny list obywatelski do Balcerka, od którego to głównie zależy. Łatwo uzbierasz pod nim ze setkę podpisów, choćby tu na forum, od nemezis, Pawcia, maniaqa, Jonasza, biesa, Zbylutka itd.


17. - WPROST - "Komunizm/Kapitalizm" - 7.12.2002
Z rozrzewnieniem przeczytałem ideowy manifest "Samoobrony", przytoczony przez Whohole z godz. 4:15. Jaki piękny i pociągający dla milionów. Są w nim wszystkie ideały idealnego społeczeństwa w idealnym państwie. Tyle, że sztandary z tymi samymi hasłami łopotały nam już nad głowami przez 45 lat powojennych w epoce zwanej "budową socjalizmu". Nawet wiele z tych idei zostało zrealizowanych, choć część nie do końca, a niektóre zostały nieco wypaczone. Ale w połowie 1980 r. naród zastrajkował solidarnie przeciwko tym hasłom. Festiwal strajkowy robotników, studentów i etosowej inteligencji trwał nawet półtora roku. Zatrzymany został "brutalnie" 13 grudnia 1981 r., bo ponoć groził "bratnią pomocą" ze strony KDL. Lecz już w zmienionej konfiguracji geopolitycznej w 1989 r. "Solidarność" zrealizowała swe piękne postulaty i idee do końca - zmieniła sobie władze, rząd i zafundowała restaurację ukochanego przedwojennego kapitalizmu pod nieco zmienioną nazwą "wolnego rynku". Cała reszta polskiej rzeczywistości, to już tylko konsekwencja późniejszego wdrażania reguł, praw, priorytetów i wartości, związanych z tym wolnym rynkiem. A ten manifest Samoobrony ma się tak dzisiaj do aktualnych realiów jak miaukanie kotka do ryku lwa. Zaś ci co machają tym manifestem są nie mniejszymi naiwniakami, niż rewolucjoniści z 1980 r. co dziś mówią, że chcieli tylko, żeby było "lepiej". Tyle, że oni przy dolarowej i boskiej pomocy odmienili ustrój, chociaż większość z nich nie była świadoma w co się wstrajkowali. A obecni naiwni nic nie zwojują, choćby z tego prostego powodu, że "nie można wejść do tej samej rzeki". Co dziś realnie da się zrobić i co koniecznie zrobić musi lewicowy rząd na ściernisku poawuesowskim - to rozruszanie gospodarki polskiej do 6-7 % PKB za trzy lata. Tylko tyle i aż tyle, bo skurwysyny wszelkiej maści opozycyjnej, w tym także z Samoobrony, będą przeszkadzać w tym ze wszystkich swych sił.


18. - GW - 22.01.2003 - Edyta i Kwaśniewski
Marnych czytelników ma Gazeta Wyborcza. Można powiedzieć : "Wart Pac pałaca, a pałac Paca". Z jednej strony hieny dziennikarskie, jak np. P. Smoleński, co z kapelusza wyciągnął nagranie Rywingate (zresztą na polecenie Naczelnego), z drugiej czytelnicze hieny internetowe, rzucające się ochoczo na każdą padlinę, jaką im podrzucają.
Jedno mam pocieszenie dla tych prawiczek-dziewiczek, że genealogia ich chamstwa, tego polskiego piekła, sięga wieków. Już w XVII w. prezydent Wenecji w trakcie sporów o elekcję po Janie III Sobieskim na Sejmie elekcyjnym (15.V.1697) powiedział: "Taka jest wolność rozpasania tego kraju, gdzie mówi się wszystko, niczego się nie udowadnia, a oszczercy są zawsze bezkarni i często tryumfują". Potrafiły te szlachetki-płachetki skutecznie zapluć swego króla Jana III, potem w XVIII w. zgnoić własny kraj I RP, teraz któreś tam pokolenie poszlacheckich skurwysynów obgryza i obszarpuje własne polskie państwo, opluwa własne władze i jeszcze zwie się "prawdziwymi" Polakami-patriotami. Ohyda.


19. - Onet.pl - 29.01.2003 - Bezrobocie w Polsce
W sobotę 15 marca ..., zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, zgłosiłem się rano do Dyrekcji ....... Sekretarka poprowadziła mnie do naczelnego dyrektora instytucji. Zapytał jakie mam wykształcenie, warunki rodzinne i zainteresowania, sam poinformował krótko o organizacji biura. Zaraz potem sekretarka zaprowadziła mnie do naczelnego inżyniera Dyrekcji, a następnie do głównego inspektora w Wydziale ..... Tam właśnie miałem pracować, zgodnie ze swym życzeniem. Zostałem poinformowany o zakresie swych obowiązków, zapoznałem się z niektórymi przyszłymi kolegami i otrzymałem swój "kąt" z biurkiem w pokoju inspektorów.
W międzyczasie przygotowany został dla mnie kwaterunek w hotelu robotniczym, będącym w dyspozycji Dyrekcji. Był to świeżo ukończony wielorodzinny budynek mieszkalny na sąsiednim, budującym się osiedlu. Zamieszkałem tam w jednym umeblowanym już pokoju.
Odniosłem wrażenie, że kierownictwo przedsiębiorstwa było wyraźnie zainteresowane przyjęciem mnie do pracy. Podobnie jak kilku innych świeżych absolwentów wyższych uczelni. Był to okres, gdy do zakładów pracy całej Polski zaczęła napływać pierwsza duża fala inżynierów i magistrów, wykształconych już po wojnie.
Po pół roku awans, po roku przydział własnego mieszkania, po 4 latach stanowisko dyrektorskie ...i tak 39 lat pracy, której zawsze było więcej niż można było wykonać. ... sorry, to z książki wspomnieniowej - było, minęło i se ne wrati.


20. - Onet.pl - 29.01.2003 - Bezrobocie w Polsce
Ale kto je ma budować i zorganizować? To nie te lata, gdy gospodarka polska w większości była państwowa, sterowana centralnie. Tylko w dekadzie lat 70. "komuna" wybudowała ponad tysiąc dużych zakładów przemysłowych. Wśród nich np. Fabrykę samochodów małolitrażowych Fiat-126 p, Hutę Katowice, 160 fabryk domów (wielkiej płyty). Znacznie rozbudowane zostały przemysły stoczniowy, motoryzacyjny, cementowy, zbrojeniowy, włókienniczy, obuwniczy, celulozowo-papierniczy, elektroniczny, przetwórnie rolno-spożywcze, kombinaty miedziany, siarkowe, nawozów sztucznych, hutnictwo (w tym kolorowe). Powstało wiele nowych koncernów przemysłowych, jak Polfa (leki), Pollena (chemia gospodarcza), Igloopol (przetwórstwo rolnicze). W efekcie nastąpił w Polsce wzrost potencjału produkcyjnego w 1980 r o 82 % w stosunku do 1970 r.
I stworzonych wtedy zostało w Polsce 3,5 MILIONA NOWYCH MIEJSC PRACY, co rozładowało wielki wyż młodzieży, jaki poczynając od 1968 r. wchodził przez kilka lat na rynek pracy. W ogóle gospodarka Polski w całym okresie lat 1945-1980 rozwijała się bardzo dynamicznie, a wskaźnik PKB (produktu krajowego brutto) wzrastał przeciętnie o 10-12 % rocznie.
Czytam tu na forum, że obecnemu bezrobociu winna jest właśnie ta wstrętna "komuna" - bo niepotrzebnie to wszystko pobudowała. Dlatego więc w większości te fabryki, handel zagraniczny, monopole, PGRy, po zwycięstwie robotniczej "Solidarności", zostały przez Balcerowicza zlikwidowane, lub sprzedane za bezcen zagranicznym koncernom.
Więc o co właściwie chodzi?
Ale sami tego chcieliśmy. Można powiedzieć, że robotnicy sami wystrajkowali sobie likwidację swych zakładów pracy i bezrobocie.


21. - WPROST - 15.02.2003 - PKiN
PKiN? Mam wspomnienia - od wykopów do pierwszych dni oddania do użytku - przerzucam:
- "Gdy byłem w Warszawie latem 1952 w centrum Warszawy odgruzowywano i niwelowano hektary terenu pod zapowiadaną właśnie budowę Pałacu Kultury i Nauki, na który została wówczas podpisana umowa pomiędzy rządami PRL - ZSRR. Obiekt miał być zaprojektowany przez architekta moskiewskiego L. Rudniewa i zbudowany przez ekipy i na koszt ZSRR. Mówiło się propagandowo, że jako dar narodów radzieckich dla narodu polskiego. Zimą 52/53 r. widziałem w tym miejscu olbrzymią dziurę wykopów i kłębowisko żelbetowych fundamentów w trakcie zbrojenia i betonowania.
Byłem znów służbowo w Warszawie kilka dni w lipcu 55 r. Akurat odbywał się w stolicy Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów, a w związku z nim wiele różnych imprez. Niektóre powiązane były z Pałacem Kultury i Wypoczynku, jaki w przededniu święta państwowego 22 Lipca 1955 r. przekazany został do użytku.
PKiN został wybudowany w rekordowym czasie trzech lat. Największy i najwyższy budynek w Polsce, jaki zbudowano w XX wieku, liczy przeszło 3000 pomieszczeń, ponad 800 tysięcy m3 kubatury, 42 kondygnacje i 230 m wysokości. Znalazły w nim pomieszczenie 3 teatry (obecnie Dramatyczny, Studio, Lalka), kinoteka (5 sal kinowych), Młodzieżowy Dom Kultury z dużym basenem kąpielowym, Muzeum Techniki, Muzeum Paleontologii, wielka, reprezentacyjna Sala Kongresowa na 3 tys. osób, 16 sal wystawowych (konferencje, szkolenia, bale, bankiety) o pow. 10 tys. m2, 2 duże restauracje, kawiarnie oraz liczne instytucje i urzędy (64), na czele z Polską Akademia Nauk.
Zwiedziłem wówczas wiele głównych pomieszczeń. Byłem też w jednym z kin na seansie filmowym. Specjalne wrażenie zrobiła na mnie klimatyzacja działająca w sali kinowej. Było w tej sali chłodno i rześko, gdy na zewnątrz panowały iście bułgarskie upały. Po seansie wziąłem udział w tłumnych tańcach, jakie trwały do późnej nocy na placu przed pałacem od strony Al. Jerozolimskich, a tańczyłem z Hinduskami, ubranymi w kolorowe sari".
PKiN ma swych zaprzysięgłych wrogów, dla których jest jak drzazga pod paznokciem, a wielki architekt Czesław Bielecki postulował nawet jego rozbiórkę. Powstały też jakieś koncepcje urbanistyczne budowy wokół pierścienia wieżowców, by go zasłonić, autorzy chcieli najwidoczniej zasłużyć na wpis do Księgi Guinnessa w rozdziale "szczyty głupoty".
Tu na forum pisał ktoś także, że z powodu Pałacu Kultury Polska nie otrzymała pomocy w ramach Planu Marshalla. Nie zgadza się jednak z tym stwierdzeniem kalendarz, bo Plan M. rozpoczął się w 1947 r., zakończył formalnie w 1951 r., zaś budowa Pałacu to lata późniejsze.


22. - WPROST - 16.02.2003 - PKiN
Widzę, że "poszło" tu jednak kilka pozytywnych ocen. Na tym wprostowym forum to komplement pod adresem PRL nielichy.
Ja tu jestem z przekory, jak truteń w ulu, lub jak sikawkowy, oblewający antyPRLowatych tubylców i dlatego też doleję jeszcze oliwy do tego ognia uznania dla Pałacu przez jednych, a dezaprobaty przez drugich.
Otóż, gdyby został ogłoszony KONKURS NA MISS BUDOWNICTWA XX WIEKU W POLSCE - to uważam, że pierwsze miejsce należałoby się bezapelacyjnie właśnie dla PAŁACU KULTURY I NAUKI W WARSZAWIE co najmniej w 10 nominacjach:
Użyteczność, praktyczność, zasługi dla kultury, monumentalność, wielkość, trwałość, konstrukcja, tempo realizacji, architektura, koszty obsługi.
Macie na oku jakiś inny obiekt, przynajmniej z 5-ma nominacjami? Zamek Królewski, Teatr Wielki w Warszawie? - to tylko rekonstrukcje, "Spodek" w Katowicach? .............

Jeśli podacie co najmniej 10 obiektów - to spróbuję w kraju taki konkurs zorganizować poprzez TVP, GW lub TR.

23. - WPROST - 15.05.2003 - 18.05.2003 - Generał Jaruzelski to bohater
Rzeczywiście trudno określić procent psychicznych Polaków, ale o trzech oczywistych przypadkach piszę poniżej.

On, powojenny architekt, kierownik zespołu projektowego, w latach 70. generalny projektant dużego zespołu akademickiego, kierownik pracowni. Przyjazny ludziom, niezwykle pracowity, ceniony i lubiany w swym środowisku projektanckim, członek PZPR. Ona, żona tego architekta, też architekt, taka dziwna, nietowarzyska, zgryźliwa, przy czym tę jej jakby złość (?) do ludzi miała wypisaną wprost na twarzy. Zupełnie odwrotnie jak jej mąż: zawsze uprzejmy, otwarty, pogodny. Pracowała nawet kilka miesięcy u mnie w pracowni, ale chyba nie zawarła żadnych przyjaźni. Bezdzietni. Poniżej o piętro zamieszkiwała jej siostra z synem upośledzonym psychicznie.
I oto w 1980 r. obie siostry ożywają, stają się aktywnymi członkiniami "Solidarnośći", choć nie znam ich działalności. Potem stan wojenny, ona nie odkłania się mnie i żonie, gdy mijamy się na ulicy przed blokiem.
W któryś z wiosennych miesięcy 1982 r., w południe, On w swej pracowni na stojąco uzgadniał projekt ze swym kolegą, w sali pracowało przy rajzbretach kilka osób. Wtedy do pracowni przyszedł, do swego wujka, syn siostry żony (wówczas 19 letni ?). Zbliżył się i jednym ciosem wbił Mu nóż w serce. Sensacja dnia w Krakowie - prasa, radio, telewizja. Zabójca natychmiast został obezwładniony przez obecnych na sali, przekazany milicji, odbył się sąd, został skazany na pobyt w zamkniętym Krakowskim Szpitalu Neuropsychiatrycznym w Kobierzynie.
Dziś Ona chyba bardzo rzadko wychodzi ze swego mieszkania. Od czasu do czasu widuję ją na ulicy; zgarbiona, wyschła jak krogulec, odkłania się nieznacznie, choć wobec żony jest jakoś pokornie serdeczna. Generalnie to bardzo smutne, tragiczne zjawisko. Zabójca po ok. 18 (?) latach pobytu w Kobierzynie, wrócił do domu. Widujemy go też bardzo rzadko, zawsze razem z jego matką.

Dodam, że nikt nie twierdził, ani kwalifikował mordu jako politycznego. Ale co by było, gdyby była sytuacja odwrotna? Gdyby one należały do PZPR, a On był aktywnym członkiem "S"? Na pewno - wpisanie na listę ofiar "komunizmu", na pewno - tablica pamiątkowa, na pewno - rocznicowe wspomnienia. Tymczasem nic z tych rzeczy. Ta moja tu notka, to być może jest w ogóle jedynym pisanym wspomnieniem o Nim.

Powrót do poprzedniej strony