Chiny a Rosja i USA

Rostisław Iszczenko - "Myśl Polska" 3.10.2015
Chiny między USA a Rosją


Z kim Chinom korzystniej przyjaźnić się?
Odpowiedź na to pytanie daje prezes kijowskiego Centrum Analiz Systemowych i Prognozowania Rostisław Iszczenko, analizując rezultaty zakończonej 28 września wizyty w USA chińskiego prezydenta Xi Jinpinga
. Gdy Rosja oczekiwała wystąpienia prezydenta Putina na 70. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ, niemal niezauważona przez rosyjskie media przeszła pierwsza oficjalna wizyta prezydenta ChRL Xi Jinpinga w USA, która rozpoczęła się 23 września. Ostatnim ważnym wydarzeniem w ramach tej wizyty było jego wystąpienie w ONZ. Przy czym Xi Jinping występował przed Władimirem Putinem. Był czwartym występującym 28 września, Putin był szóstym. Między nimi zmieścił się tylko król Jordanii Abdullach II. W ten sposób, gdy Putin zaczynał swoją aktywność w USA, Xi Jinping swoją kończył. Wyglądało to jak przekazanie pałeczki w sztafecie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że w głównych kwestiach polityki międzynarodowej Pekin i Moskwa w ostatnich latach występują z bliskich sobie pozycji – a z biegiem czasu coraz bardziej zbieżnych.

Dyplomacja pand
Oficjalne doniesienia o wizycie Xi Jinpinga były skrajnie lakoniczne i nie rozpieszczały sensacyjnością. Chiński przywódca spotkał się z Amerykańsko-Chińską Radą Gospodarczą w Seattle, porozmawiał z Obamą o sporach terytorialnych w akwenie Oceanu Spokojnego i o bezpieczeństwie w cyberprzestrzeni. Pierwsze damy zachwycały się jednym z dwóch potomków pandy niegdyś podarowanej przez Chiny Stanom Zjednoczonym w ramach tzw. dyplomacji pand i nadały mu imię Bei Bei.
Nawet uwzględniając wystąpienie na Zgromadzeniu Ogólnym (które wychodzi poza ramy dwustronnych stosunków i jest odrębnym zdarzeniem) jest to rezultat dla oficjalnej wizyty więcej niż skromny. Tym bardziej, że Waszyngton był wręcz w obowiązku podjąć próbę wykorzystania wizyty Xi Jinpinga dla umocnienia swoich pozycji w dyskusji z Rosją w kwestii kluczowych problemów polityki międzynarodowej. A więc, gdyby była choć maleńka szansa zinterpretowania rozmów jako zbliżenia pozycji obu państw, choćby w jakiejś drugorzędnej kwestii (oprócz urodzin pandy w ZOO), amerykańskie oficjalne kręgi i media obowiązkowo posłużyłyby się tym dla gromkich oświadczeń.
Nieobecność takowych bezdyskusyjnie świadczy o tym, że punktów zbieżnych nie udało się odnaleźć. Przy tym, ponieważ polityka Chin od wielu lat pozostaje konsekwentna i przewidywalna, jest oczywiste, że zbliżenie pozycji byłoby możliwe wyłącznie w przypadku gotowości USA do znaczącego kompromisu. Jednak Waszyngton okazał się do tego nie gotów. A to z kolei oznacza, że amerykańska polityka zagraniczna utraciła tę elastyczność, która pozwoliła Nixonowi w latach 1970-tych zapoczątkować amerykańsko-chińskie partnerstwo na bazie wspólnego interesu w osłabieniu pozycji ZSRR na arenie międzynarodowej. Od tego czasu wiele się zmieniło, oprócz długofalowych interesów chińskich. Tylko o ile w latach 1970-tych te interesy gotów był uwzględniać Waszyngton, to teraz gotowa jest czynić to Moskwa.
Zamiana miejsc Ta przemiana objaśnia się m.in. tym, że w ciągu ostatniego blisko półwiecza polityka Rosji uległa pełnej dezideologizacji, podczas gdy polityka Waszyngtonu podlegała stopniowej ideologizacji. Obecnie Moskwa postępuje pragmatycznie, a USA – uwierzywszy we własną misję zaprowadzania na całej planecie amerykańskiego stylu życia i amerykańskich standardów politycznych - „pląsa” w rytmie swojego rozumienia demokracji, tak jak wcześniej ZSRR „pląsał” w rytmie „prawidłowego rozumienia” jedynie słusznej interpretacji nauczania marksizmu.
Myślę, że właśnie w związku z taką zmianą podejścia krzyki rosyjskich alarmistów, jeszcze pięć lat temu straszących kraj „chińskim zagrożeniem” i przewidujących zagarnięcie przez Państwo Środka Syberii i okolic aż po Ural, dziś prawie zamilkły, egzystując jeszcze tylko w sferze marginalnych mediów. Równocześnie Waszyngton nagle zaniepokoił się „chińskim zagrożeniem”, wskazując na „wzrost potęgi ekonomicznej” Pekinu, mierzonej w liczbach nominalnego PKB. (…)

Kto włada światowym oceanem
Teoretycznie wzmocnienia Chin powinna rzeczywiście obawiać się Rosja. USA przeniosły do Chin produkcję, która pracowała na amerykański rynek, zaś Chiny swoje finansowe środki (dolary zarobione dzięki dodatniemu bilansowi w handlu zagranicznym) inwestowały w amerykańskie obligacje państwowe. Wzajemna zależność obu gospodarek była skrajnie wielka, więc problemy jednej natychmiast odbijały się na drugiej. Równocześnie dla zachowania stałego wzrostu Chiny potrzebowały dostępu do zasobów surowców naturalnych, w które obfituje Rosja. Charakterystyczne, że kontrolę nad tymi (rosyjskimi) zasobami także elita USA uważała za konieczną gwarancję zachowania amerykańskiego globalnego przywództwa. W istocie w ramach wieloletniej współpracy ekonomicznej Waszyngtonu i Pekinu wystarczyło tylko osiągnąć polityczny kompromis w drugorzędnych kwestiach ideologicznych, żeby międzynarodowe położenie Rosji stało się skrajnie niebezpieczne.
Przy tym globalne interesy Chin były w pełni zgodne z interesami USA. Oprócz dostępu do źródeł tanich surowców naturalnych, w tym żywności, Chiny były zainteresowane także w zabezpieczeniu pasa bezpieczeństwa wzdłuż swojego wybrzeża Pacyfiku. Rzecz w tym, że liczne archipelagi i samotne wyspy, niekontrolowane przez Chiny, rozmieszczone są w taki sposób, że chińska flota zamknięta jest w wewnętrznych portach i nie ma wyjścia na przestrzeń operacyjną na Oceanie Spokojnym. Nawiasem mówiąc, analogiczny problem ma i flota rosyjska, która może zostać zamknięta w akwenach mórz Czarnego, Śródziemnego i Ochockiego, a także Północnego Oceanu Lodowatego. Dla Pekinu, tak jak dla Moskwy, zapewnienie obecności swojej floty na światowym oceanie jawi się kwestią bezpieczeństwa narodowego. W znacznym stopniu właśnie tymi względami, a nie mitycznymi złożami ropy naftowej i gazu, podyktowane są spory terytorialne ChRL z Japonią, Filipinami, Wietnamem oraz dążenie do przywrócenia suwerenności Pekinu nad Tajwanem.
Z kolei dla USA (tak jak swego czasu dla Wielkiej Brytanii) ich bezdyskusyjna dominacja militarna na światowym oceanie stanowi kwestię pryncypialną. Swoje bezpieczeństwo Amerykanie rozpatrują nie z punktu widzenia możliwości odparcia hipotetycznej agresji (jak Rosja i Chiny), lecz z punktu widzenia możliwości prewencyjnego zniszczenia każdego potencjalnego przeciwnika.

Potencjalni przeciwnicy i potencjalni sojusznicy
Chiny stały się potencjalnym przeciwnikiem USA nie w chwili, gdy ich PKB stał się równy amerykańskiemu (dynamika wzrostu dawała możliwość, aby wcześniej przewidzieć nastąpienie tego momentu i powstrzymać chiński wzrost za pomocą metod czysto finansowo-ekonomicznych, czego Waszyngton na czas nie uczynił). Chiny stały się potencjalnym przeciwnikiem, gdy odmówiły „demokratyzacji” według recepty placu Tian'anmen. Dokładnie tak samo i Rosja stała się dla USA potencjalnym przeciwnikiem, gdy odmówiła żyć według zasad epoki jelcynowskiej. A więc swoją ideologiczną dominację USA postrzegały jako warunek uznania przez poszczególne państwa swojego wasalnego statusu. Odmowę naśladowania pryncypiów amerykańskiej ideologii Amerykanie odbierali jako bunt wasali.
Słaba Rosja (w końcu lat 90. i pierwszej dekadzie XXI wieku) umiejętnie podtrzymywała Chiny, dostarczając im uzbrojenie i zabezpieczając uregulowanie spornych punktów na granicy rosyjsko-chińskiej. Podczas gdy hurrapatrioci darli szaty, że przy pomocy rosyjskich technologii wojennych Chiny rzucą się do najazdu na Moskwę i złorzeczyli z powodu oddania kilku amurskich wysepek i kawałka syberyjskiej pustki, Moskwa za pomocą tych porozumień zabezpieczała Pekinowi spokój na tyłach i możliwość koncentracji na przeciwstawieniu się USA w rejonie azjatycko-pacyficznym. Niemożność stworzenia ekwiwalentnej wobec sił USA Floty Pacyfiku Rosja kompensowała sprzedażą uzbrojenia morskiego Chinom.
Równocześnie w analogiczny sposób Moskwa wzmacniała flotę indyjską, która – z uwzględnieniem geopolitycznej pozycji Indii – równocześnie ściągała na siebie dodatkowe siły morskie USA i służyła jako potencjalna (na wszelki wypadek) przeciwwaga rosnącej potędze morskiej Chin.
W rezultacie Rosja nie tylko nie straciła ani kopiejki na operację powstrzymywania USA na Dalekim Wschodzie, ale jeszcze i zarabiała na tym. A także, w rezultacie realizacji konsekwentnej polityki, pozyskała niezawodnych sojuszników i w Pekinie, i w New Delhi. Co w konsekwencji pozwoliło rozszerzyć Szanghajską Organizację Współpracy praktycznie na cała Azję i połowę geograficznej Europy, a także przystąpić do formowania polityczno-ekonomicznego sojuszu na bazie krajów BRICS. W obu wypadkach rosyjsko-chińskie współdziałanie jest niezbędnym i dostatecznym warunkiem rozwoju tych perspektywicznych militarno-politycznych i finansowo-politycznych projektów, stanowiących realną alternatywę dla świata amerykańskiej dominacji (Zachodu).

Jak pilnować swoich interesów i uwzględniać interesy partnerów
Dziś odnotowujemy pierwsze strategiczne sukcesy rosyjsko-chińskiego sojuszu. Chiny aktywnie wspierają (w tym demonstracjami zbrojnymi) formowanie koalicji przeciwko Państwu Islamskiemu w składzie Rosji, Syrii i Iranu. Chiny wiążą w rejonie azjatycko-pacyficznym coraz więcej amerykańskich zasobów militarnych, politycznych, dyplomatycznych, ekonomicznych i finansowych, rozwiązując problemy wyjścia swojej floty z przybrzeżnych akwenów na przestrzeń operacyjną. A także rozwiązując nowe problemy – likwidacji zależności swojej gospodarki od sytuacji w gospodarce USA i od losu dolara.
Niemożność Waszyngtonu przeciwstawienia czegokolwiek temu sojuszowi stała się oczywista właśnie w trakcie oficjalnej wizyty Xi Jinpinga w USA i jego udziału razem z Władimirem Putinem na 70. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Ale nie należy zapominać, że to partnerstwo, ten sojusz (można to nawet nazwać po staremu rosyjsko-chińską przyjaźnią) oparte są wyłącznie o wspólne interesy. A wspólnym interesem jest wola obrony swojej suwerenności przed agresywnymi poczynaniami USA, mającymi na celu zachowanie samodzielnej dominacji nad światem. Żeby rosyjsko-chiński sojusz przetrwał również po rozwiązaniu amerykańskiego problemu i nie przekształcił się w konfrontację byłych partnerów, musimy dobrze zrozumieć, że oba państwa mają długofalowe (trwałe) interesy polityczne i ekonomiczne, od poszanowania których zależy ich międzynarodowa pozycja.
Dla Chin nie utraci ważności kwestia kontroli akwenu centralnej i południowo-zachodniej części Oceanu Spokojnego, tak samo jak kwestia dostępu do tanich surowców mineralnych i zasobów spożywczych. Chińskiemu przemysłowi potrzebne będą także dla stabilnego rozwoju chłonne rynki zbytu, zdolne do zastąpienia pogrążającego się w stagnacji rynku amerykańskiego.
Z militarno-politycznego punktu widzenia dla Rosji, zainteresowanej w kontroli północnej i północno-wschodniej części Oceanu Spokojnego, Chiny spełniają warunki trwałego sojusznika (którego interesy na Dalekim Wschodzie są w pełni zbieżne z rosyjskimi). Misja kontroli nad strategicznymi morskimi szlakami komunikacyjnymi, bezpieczeństwa których już nie jest w stanie zapewnić flota USA, może być z pomyślnym skutkiem podzielona pomiędzy floty chińską, indyjską i rosyjską. Takie rozwiązanie zmniejsza wydatki każdego kraju z osobna i stwarza warunki wzajemnej zależności, zabezpieczające wszystkich sojuszników przed niespodziankami, a świat przed nieformalną dominacją jednego mocarstwa.
Z punktu widzenia rynków zbytu i Rosja, i Chiny zainteresowane są w projekcie Nowego Jedwabnego Szlaku i rozwoju towarzyszących mu rynków (od UE po ChRL, włączając Euroazjatycką Unię Ekonomiczną), a także w orientacji przemysłu na własne rynki wewnętrzne, co zakłada wzrost siły nabywczej ludności.
W kwestii cen surowców naturalnych między Pekinem, zainteresowanym ich maksymalnie niską ceną, a Moskwą, której znacząca część budżetu w przewidywalnej przyszłości będzie zapełniana dzięki zyskom z eksportu surowców, istnieje obiektywna sprzeczność. Jednak nie wydaje się ona nieprzezwyciężalna. Po pierwsze, zawsze można znaleźć kompromis cenowy w ramach partnerstwa (tym bardziej, że niekoniecznie musi zostać on rozciągnięty na pozostałe państwa). Po drugie, Rosja – realizująca program zrywu modernizacyjnego – w perspektywie także powinna być zainteresowana w tanich surowcach mineralnych dla własnego przemysłu.
W ramach istniejących struktur międzynarodowych, gdzie Rosja i Chiny występują w roli partnerów, przy udziale dobrej woli z obu stron dane kwestie mogą być rozwiązane ku obopólnemu zadowoleniu. Jednak lepiej zacząć rozwiązywać je już teraz. Obecność wspólnego, niebezpiecznego wroga zbliża i skłania do poszukiwania kompromisu. W końcu dopóki na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej (i w mniejszym stopniu na całym świecie) USA niosą zagrożenie interesom i Rosji, i Chin, pytanie jak zareagują na siebie w razie spotkania na Morzu Śródziemnym okręty wojenne Federacji Rosyjskiej i Państwa Środka u nikogo się nie rodzi – oczywiste, że jak na sojusznika. Dziś są wszelkie warunki ku temu, żeby zabezpieczyć zachowanie tego sojuszu minimum do końca rozpoczynającego się stulecia.

Powrót do poprzedniej strony