ROBERT WALENCIAK
Omerta po polsku
Trzy lata temu, 25 kwietnia, zginęła Barbara Blida

Trzy lata temu, 25 kwietnia 2007 r., w swym domu zginęła Barbara Blida. Po tych 36 miesiącach o jej śmierci wiemy i dużo, i mało.
Wiemy już – to jest pewne – że była niewinna. Tak orzekł badający jej sprawę sąd. Wiemy też, że oskarżano ją na podstawie pomówienia – że pośredniczyła w przekazaniu łapówki. Tymczasem śledztwo wykazało, że żadnej łapówki nie było.
Wiemy, że zeznania obciążające Barbarę Blidę prokuratura zdobyła w dziwnych okolicznościach. Dokładnie w jakich? Nie wiemy. Wiemy jedynie, że oskarżycielkę Barbary Blidy, panią Kmiecik, odwiedzali w areszcie funkcjonariusze ABW. Ale dokładnie kto? Ile razy? Kiedy? O czym rozmawiali?
Wiemy za to, że prokuratorzy, Jacek Krawczyk, a potem Emil Melka, którym tę sprawę przekazywano, nie uznawali zeznań pani Kmiecik za miarodajne, gdyż nie można było ich potwierdzić. Dlatego śledztwo im odbierano i przekazywano komuś innemu. W sprawie Blidy działał specjalny zespół prokuratorów i funkcjonariuszy ABW. W ostatnich miesiącach jej życia „pracowała” nad nią grupa ośmiu funkcjonariuszy ABW i czterech prokuratorów. Byli oni bezpośrednio nadzorowani przez zwierzchników. I, de facto, przez ABW. Bo to ABW wcześniej wiedziała o terminie zatrzymania Blidy niż... prowadzący jej sprawę prokurator.
Znamy już mechanizm maszynerii, w której tryby została wepchnięta Blida. Prokuratorzy prowadzący sprawę byli stale odpytywani, instruowani. Nawet łódzka prokuratura, która niedawno umorzyła śledztwo w sprawie nacisków na prokuratorów i tzw. wątku politycznego (zostało ono zaskarżone, sprawę rozstrzygnie katowicki sąd), przyznała, że „nadzór służbowy nad postępowaniem prokuratury katowickiej był szczególnie intensywny, a o sprawie informowany był nawet ówczesny premier”. Premier był informowany podczas nieformalnych, nocnych narad w Kancelarii Premiera, z udziałem m.in. ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, szefa ABW Bogdana Święczkowskiego, szefa MSW Janusza Kaczmarka. To wtedy dyskutowano o Blidzie, Jarosław Kaczyński instruował, czy założyć jej kajdanki, czy nie.
I z zeznań złożonych w prokuraturze, i z zeznań składanych przed komisją śledczą wyłania się obraz państwa PiS, które używa swoich sił – agentów, prokuratorów – by zniszczyć politycznych rywali. Odrzeć ich z godności, pokazać jako kryminalistów. Sięga przy tym do najbardziej prymitywnych instrumentów – pomówień, szantażu, propagandy.
Czego nie wiemy?
Mimo iż znamy mechanizmy działające w państwie PiS, nie znamy masy szczegółów.
Wciąż, trzy lata po śmierci byłej posłanki, nie wiemy, co tak naprawdę zdarzyło się w łazience Barbary Blidy feralnego ranka. Nie wiemy, dlaczego sięgnęła po broń ani jak wyglądały ostatnie sekundy jej życia. Pisaliśmy już o tym, ale warto to przypomnieć – na broni nie ma odcisków palców, w ogóle nie ma żadnych odcisków. Blida była osobą praworęczną, a strzał padł z lewej strony. Dziwne są też zeznania obecnych w domu posłanki funkcjonariuszy ABW – twierdzą, że strzału nie słyszeli. Choć ekspertyzy jednoznacznie mówią, że musieli słyszeć. Nie potrafią też odpowiedzieć, dlaczego nie zabezpieczyli śladów, dlaczego po śmierci Blidy powstał taki bałagan.
Ich zeznania, podobnie jak funkcjonariuszki ABW, która miała pilnować Blidy, brzmią bardzo dziwnie. Można odnieść wrażenie, że zbiorowo zapadli na amnezję. Dopiero po jakimś czasie dowiedzieliśmy się też, że funkcjonariuszka ABW, dzięki psychologicznemu przygotowaniu, była specjalistką od „zmiękczania” zatrzymanych osób.
Wciąż nie wiemy, jaka była historia drugiej ekipy ABW biorącej udział w zatrzymaniu, która przyjechała z Warszawy i miała to zdarzenie filmować. Kto ich wysłał do Siemianowic? Dlaczego? Jakie było przeznaczenie nakręconego materiału? Wiemy jedynie, że był robiony dla biura prasowego ABW. A potem? Co miało się z nim stać? Związków ABW z mediami pewnie już nie poznamy, bo ta sprawa nawet nie została poruszona.
Do dziś też nie wiemy, do kogo funkcjonariusze ABW dzwonili z domu Blidy. A wiadomo, że ich telefony aż się grzały od rozmaitych połączeń. Ale z kim?
Zmowa milczenia
O ile szeregowi funkcjonariusze ABW najczęściej zasłaniają się niepamięcią, podobnie jak „liniowi” prokuratorzy zamieszani w sprawę, to ich przełożeni – zarówno z pionu prokuratorskiego, jak i ze służb specjalnych, zaprezentowali w ciągu minionych trzech lat zwykłą butę.
Wyjaśnianie okoliczności śmierci Barbary Blidy idzie więc jak po grudzie. Wygląda na to, że wokół sprawy panuje zmowa milczenia, omerta, ukrywane są fakty. I dopiero trzeba pokazać czarno na białym dowody, by przesłuchiwani świadkowie coś sobie „przypomnieli”.
Tak było np. z prokuratorem Krzysztofem Sierakiem, który zeznawał przed komisją śledczą, że w ogóle sprawą Blidy się nie interesował. Dopiero gdy pokazano mu jego własnoręczne adnotacje na materiałach śledztwa, kiedy został złapany na krzywoprzysięstwie, przypomniał sobie, co robił.
Sierak, który sprawę Blidy „holował” w czasie rządów PiS, awansował z prokuratora rejonowego do Prokuratury Krajowej w Warszawie.
Ze sprawą Blidy kojarzony jest też Grzegorz Ocieczek, wiceszef ABW. Do ABW przyszedł po zwycięstwie PiS, jako cywil, ze stanowiska szefa Prokuratury Rejonowej w Katowicach. Kurs na pierwszy stopień oficerski odbył zaocznie. A w ciągu dwóch lat został... pułkownikiem.
To on znalazł się w domu Blidy niemal chwilę po jej śmierci. A ze swej obecności na Śląsku w tamtym dniu tłumaczył się tym, że był na pogrzebie policjanta. Ale już nie potrafił powiedzieć, jak on się nazywał. Co powoduje, że ci wszyscy funkcjonariusze i prokuratorzy, zamieszani w śmierć niewinnej kobiety, de facto nie chcą współpracować z komisją, trzymając się wykładni mówiącej, że była ona winna i że trzeba było ją zatrzymać? Na pewno strach przed odpowiedzialnością.
Prokurator, który by się przyznał, że uległ naciskowi przełożonych albo że nakłaniał podwładnych do takich, a nie innych czynności, sam by wskazał na siebie paragraf.
Podobnie jest z politykami.
Zwłaszcza że nikt zamieszany w te działania nie obawia się aresztu wydobywczego, tego, że pewnego dnia o szóstej rano odwiedzą go smutni panowie i zawiozą do aresztu, gdzie spędzi, dajmy na to, rok. Póki nie skruszeje. Ta władza tak nie postępuje.
Okruchy sprawiedliwości
Dlatego trzy lata po śmierci Blidy można odnieść wrażenie, że na sprawiedliwość w tej sprawie przyjdzie nam jeszcze długo czekać.
Bo na razie przed sądem stanął jedynie funkcjonariusz ABW Grzegorz S., który dowodził akcją w domu Blidów. Prokuratura oskarża go o niedopełnienie obowiązków służbowych oraz działanie na szkodę interesu publicznego i prywatnego. A to dlatego, że nie sprawdził przed akcją, czy w domu Blidów jest broń.
Zarzut usłyszał też Witold M., były szef ABW. Zarzuca mu się przekroczenie uprawnień i działania na szkodę interesu publicznego. Rzecz dotyczy instrukcji w kwestii filmowania zatrzymanych, którą podpisał.
Śledztwo w sprawie nacisków na prokuratorów prowadzących sprawę Blidy prowadziła prokuratura w Łodzi. Ale w lutym je umorzyła. Tę decyzję uznano za co najmniej dyskusyjną. „Umorzenie sankcjonuje więc praktyki, których dopuszczano się w przypadku sprawy Blidy”, napisała w komentarzu „Gazeta Wyborcza”. „Albo łódzcy prokuratorzy chcą nam powiedzieć, że zgodne z prawem jest polowanie na przeciwników politycznych aktualnej władzy za pomocą aparatu państwa. Albo nie chcą ścigać czegoś, co od lat jest ponurą praktyką polskiego wymiaru sprawiedliwości działającego na telefon od kolejnych szefów z Warszawy”. Innymi słowy – albo kierują się wąskim interesem grupy PiS-owskich prokuratorów i funkcjonariuszy, albo trochę szerszym interesem obu korporacji i chronią swoich...
Teraz zażalenie w tej sprawie, złożone przez pełnomocnika Blidów, rozpatrzy katowicki sąd.
A sejmowa komisja śledcza?
Jej prace ślimaczą się, według zapowiedzi powinny się skończyć już kilka miesięcy temu. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że na końcowy raport będziemy musieli czekać do wakacji. Komisja nie przesłuchała jeszcze Zbigniewa Ziobry i Jarosława Kaczyńskiego. Czy teraz, w ogniu kampanii, będzie to możliwe? Czy będzie miało sens?
Lud to kupił?
Sprawa śmierci Barbary Blidy pokazuje nam jeszcze jedną prawidłowość: to politycy narzucili wielkiej części Polaków sposób jej widzenia.
I mimo że Blidę z wszelkich zarzutów oczyścił (szkoda, że po śmierci) sąd, mnóstwo ludzi nie chce przyjąć tego do wiadomości.
W PiS wciąż obowiązuje teza, którą wygłosił Zbigniew Ziobro w Sejmie, że Barbara Blida popełniała przestępstwa. To samo mówił, zeznając przed komisją śledczą, były szef ABW Bogdan Święczkowski, to samo sugerowała w Sejmie posłanka Beata Kempa, wołając: „Presji nie wytrzymują przestępcy!”.
Podobnie zachowują się PiS-owscy publicyści.
Taka postawa tę partię, jej liderów, dyskwalifikuje. Dosadnie określił to niedawno Włodzimierz Cimoszewicz w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”: „Basia, nawet jeżeli popełniła samobójstwo – bo ciągle nie ma jasności, co się naprawdę wydarzyło – to zrobiła to w warunkach zaszczucia. I znamy mechanizm tego zaszczucia: plotki, przecieki i na koniec przysłanie nad ranem ekipy, która miała ją zatrzymać. Na dodatek wiemy, że prokuratorzy prowadzący sprawę mafii węglowej nie chcieli podejmować decyzji o zatrzymaniu Blidy, bo uważali, że nie ma ku temu podstaw. Nie wiem, jak ktoś z SLD może przejść nad tym do porządku dziennego. Ja nie mogę. (...) Uważam, że warunkiem koniecznym do ewentualnego porozumienia między SLD a PiS jest uczciwe wyjaśnienie sprawy Barbary Blidy oraz wyrażenie ubolewania przez przywódców tej partii, że za czasów ich rządów doszło do takiej tragedii. A jeżeli nadal będą butnie wszystkiemu zaprzeczali, to nie zasługują na to, żeby im podać rękę”. Ale po tamtej stronie wciąż nie widać nawet próby refleksji nad tym, co się stało, nie mówiąc już o jakiejś skrusze czy postanowieniu poprawy.
Jedyna niewielka zmiana nastąpiła w przestrzeni wirtualnej. Jeszcze dwa lata temu na wzmiankę o Blidzie pojawiały się internetowe wpisy typu: „Wszyscy wiedzą, że brała łapówki” albo „Gdyby była niewinna, toby się nie zabiła”. Dziś, gdy coraz trudniej polemizować z oczywistymi faktami, chamstwa tego typu jest mniej. Pojawiają się za to opinie „A po co to rozgrzebywać, i tak to nic nie da...”.
Są one głęboko zakorzenione. W przeprowadzonym w marcu br. przez Mareco Polska badaniu na pytanie, „Czy sprawa samobójstwa Barbary Blidy zostanie kiedykolwiek wyjaśniona?”, aż 45,6% respondentów odpowiada „nie”. Przeciwnego zdania jest ledwie 22,8% ankietowanych.
Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jeden element – zwolennicy prawicy sprawę Blidy najchętniej wyrzuciliby z pamięci. Na pytanie, „Czy interesował(a) się pan(i) sprawą śmierci Barbary Blidy?”, twierdząco odpowiada 70,8% respondentów o poglądach lewicowych. A tylko 44% tych, którzy deklarują się jako prawicowcy.
W tym samym badaniu pytano ankietowanych o zasadność interwencji ABW w domu Blidy. Ledwie 8,4% wyborców SLD uznało ją za uzasadnioną, w przeciwieństwie do aż 45,3% wyborców PiS.
Okazuje się więc, że wielkie masy wyborców kierują się w swych sądach opiniami polityków, którym ufają. Nawet wbrew faktom.
To pokazuje, jak politycy mogą zatruwać polskie życie publiczne. Jaką mają siłę.

Powrót do poprzedniej strony