Głos wyborców
- Wyniki wyborów samorządowych


W rok po wyborach parlamentarnych i prezydenckich ponownie przemówił wyborca, na co dzień nieudolnie wyręczany przez sondaże. Co wynika z tej wypowiedzi? Jak na wybory samorządowe i wbrew dość powszechnym wróżbom, frekwencja okazała się zaskakująco wysoka, 45,8 proc., wyższa o ponad 5 proc. niż w ostatnich wyborach parlamentarnych. A przecież rządząca Polską koalicja robiła co mogła, aby wyborcę zniechęcić. Odwracano uwagę tanimi sensacjami, szafą Lesiaka i fantasmagoriami Macierewicza, wprawiano w histerię i przerażenie każdą awarią i skandalem. Jarosław Kaczyński nawet tragiczne samobójstwo uczennicy gdańskiego gimnazjum usiłował zapisać na karb znienawidzonej III RP. Okazało się to – jak powiadają Anglicy – counterproductive, czyli przeciwskuteczne; denerwowanych i kołowanych wyborców raczej zachęciło niż zniechęciło do urn.
Wyniki głosowania ujawniły dwie znamienne tendencje. Tam gdzie to było możliwe, wyborcy zignorowali partie polityczne i opowiedzieli się za kandydatami „niezależnymi”, apartyjnymi. W gminach sukcesy święciły lokalne komitety obywatelskie, a w wielu miastach też zwyciężali kandydaci odcinający się od partii politycznych, nieraz o sympatiach wyraźnie lewicowych lub umiarkowanych. Ten trend stanowił spontaniczną ludową odpowiedź na władczą zachłanność PiS. Drugą znamienną tendencją okazał się powszechny, choć umiarkowany, sukces opozycji. Wszędzie, na każdym szczeblu samorządowej hierarchii łączne głosy opozycji i niezależnych przeważają nad łącznym wynikiem koalicji PiS – Samoobrona – LPR. Nawet w wyborach do rad gmin i powiatów, gdzie PiS znalazł się na pierwszym miejscu wśród list partyjnych, jego sukces znika, jeśli uwzględni się komitety obywatelskie.
Szczególnie istotne są wyniki wyborów do sejmików wojewódzkich, zarówno ze względu na ich rolę w wykorzystaniu funduszy unijnych, jak też na jedynie wiarygodną porównywalność z wyborami parlamentarnymi. Otóż w tych prognostycznie ważkich wyborach, PO nieznacznie wyprzedziła PiS, liczący się zaś sukces odnotowały centrolewica i PSL. Wyraźnie natomiast zarysowała się marginalizacja LRP i Samoobrony. Obie te partie zapłaciły wysoką cenę za uległość wobec braci Kaczyńskich. Sprawdziła się przypowieść: kto dosiada tygrysa w pogoni za władzą, rychło kończy w jego paszczy. Ujawniły się też podstępne skutki nowej ordynacji wyborczej, przeforsowanej dzięki Samoobronie i LPR. Na blokowaniu list skorzystało głównie PiS, kosztem głosów oddanych na obu koalicjantów. Ich wyborcy otrzymali za to czytelny sygnał, że w ostateczności lepiej zagłosować na rzeczywistego potentata niż na klienta wiszącego u jego klamki.
Sukces PO, wyrazisty w wielkich miastach, a bardzo umiarkowany w skali całego kraju, świadczy przede wszystkim o stopniowym odwracaniu się opinii ludzi młodszych, lepiej sytuowanych i wyżej wykształconych od PiS, od jego wojowniczości i destrukcyjnych zapędów, od manii prześladowczej i chorobliwej pazerności na władzę. Jest w tym więcej tęsknoty za umiarem niż rzeczywistego poparcia dla programu i ludzi PO. Program ten nadal pozostaje mało wyrazisty, partia Tuska siedzi okrakiem na barykadzie i przedstawia się jako nieco bardziej strawna odmiana PiS. Natomiast jeśli o ludzi chodzi, to wśród prominentnych platformersów ze świecą szukać postaci pociągających, a nie brak odpychających arogantów w rodzaju Rokity.
Ludność miasteczek i spora część wsi, a także ludzie starsi, gorzej wykształceni i sytuowani, nadal w większości głosowali na PiS. W wyborach samorządowych 2006 zostało zatem przez młodszą i prężniejszą część społeczeństwa zgłoszone mocne zapotrzebowanie na alternatywę wobec PiS i jego koalicjantów. Platforma Obywatelska, w obecnej przynajmniej postaci, wciąż nie daje jednak zadowalającej odpowiedzi na to zapotrzebowanie. Nie zdobywa się na niezbędną wyrazistość w opozycji do antydemokratycznej i autorytarnej linii PiS, a przede wszystkim nie posiada żadnego programu socjalnego, niewiele ma do zaoferowania milionom poszkodowanych i sfrustrowanych ustrojową transformacją. Dopóki to się nie zmieni, wiarygodność PO jako alternatywy dla PiS będzie niewielka, a jej pozycja na scenie politycznej niepewna.
Lewica z demokratami (LiD) zajęła trzecie miejsce na scenie politycznej. To godne uwagi odbicie się od dna i potwierdzenie trafności centrolewicowej formuły. Także pierwsza od Okrągłego Stołu i sejmu kontraktowego odważna próba zerwania z rodowodowym podziałem. Nie należy jednak poddawać się złudzeniom i zapominać, że jak na razie LiD otrzymała jedynie premię za jedność, zebrała prawie tyle, ile w wyborach parlamentarnych miały razem tworzące ją ugrupowania. Odzyskiwanie utraconego i potencjalnie wciąż istniejącego (najczęściej w absencji) lewicowego elektoratu jeszcze się nie rozpoczęło. Przyczyny tego są oczywiste. Brak wyrazistego programu socjalnego odstręcza naturalną dla lewicy bazę społeczną, zaś niemądre i wyprane z poczucia realizmu wtórowanie antykomunistyczno-restauracyjnym ocenom przeszłości, pozbawia ją poparcia licznego elektoratu, który Bronisław Łagowski nazywa lewicowo-konserwatywnym, nie pogodzonego z totalną delegitymizacją Polski Ludowej. Bez przekroczenia tych barier, nie sposób oczekiwać ziszczenia się marzeń Marka Borowskiego o zdobyciu pierwszeństwa w politycznej rywalizacji.


Powrót do poprzedniej strony