Czwarta brygada
- Gorliwi lustratorzy


Spoza dymnej zasłony medialnego zgiełku wokół dworskich przetasowań na szczytach władzy, wyłania się nieciekawa rzeczywistość. Polska, rządzona przez Kaczyńskich, systematycznie stacza się ku zorganizowanemu państwowemu bezprawiu pod demokratyczną fasadą. Kardynalna dla rządów prawa, Monteskiuszowska zasada trójpodziału władzy jest otwarcie kwestionowana. Niedawno premier w rozmowie z dziennikarzem pomstował na sądownictwo, „bo zostało ono de facto ustanowione poza państwem”. Również prezydent nie kryje niezadowolenia z niezależności trybunałów. Tradycja państwa prawnego nie jest w Polsce mocno zakorzeniona. Trzecia władza dopiero od niedawna zaczyna wybijać się na niezależność. Proces ten wciąż jeszcze łatwo powstrzymać i od cywilizowanej reguły lex ante ducem zawrócić ku barbarzyńskiej i plemiennej dux ante legem. I to właśnie się dzieje.
Pierwszą ofiarą tej wstecznej ewolucji państwa pada prokuratura, strukturalnie podległa rządowi. Kulisy dymisji Ludwika Dorna ujawniają, że podobny los spotyka policję. Powstaje kompleks prokuratorsko-policyjny, podporządkowany partii rządzącej i nastawiony na realizację jej politycznych zamówień. Według opinii Krzysztofa Kozłowskiego, pierwszego solidarnościowego ministra spraw wewnętrznych po 1989 r., jednym z zadań tego kompleksu stało się szukanie kryminalnych „haków” na politycznych przeciwników i rywali. Potwierdza to wynajdywanie zupełnie błahych pretekstów do postawienia formalnych „zarzutów” Hannie Gronkiewicz-Waltz i Jackowi Majchrowskiemu. Przegraną w wyborach próbuje się „odzyskać” przy pomocy prokuratury, sypiąc przy okazji piaskiem w oczy zdezorientowanej publiczności.
Niebotyczna rozpiętość ilościowa i czasowa między prokuratorskimi zarzutami a przewodami sądowymi, choćby tylko rozpoczętymi, sprawia nieodparte wrażenie, że sporo spektakularnie wszczynanych postępowań ma mizerne podstawy rzeczowe i jest zwyczajnie dęte. Z obfitego pokłosia afery Rywina tylko jedno śledztwo zostało zweryfikowane wyrokiem sądu, inne nawet nie weszły na wokandę. Od ponad roku trwa medialno-prokuratorski spektakl wokół nadużyć w piłce nożnej, postawiono zarzuty kilkudziesięciu osobom, zawieszono zarząd PZPN, wszczęto konflikt z międzynarodowymi organizacjami sportowymi, a przed sądem jeszcze nikt nie stanął. Prokuratura wydaje się zwyczajnie pomagać PiS-owi w „zdobyciu” najpopularniejszego związku sportowego, podobnie jak IPN przeciekami lustracyjnymi pomaga „zdobywać” kolejne resorty, a nawet diecezje kościelne.
Znamienne w tej sytuacji jest dążenie PiS do ustanowienia pozasądowego trybu represji politycznej. Wprowadzono de facto, choć jeszcze nie de iure, zasadę, że dymisję powoduje samo posądzenie o współpracę ze służbami specjalnymi PRL na podstawie teczek IPN. Jego przysięgli lustratorzy podobno gorączkowo poszukują materiałów pozwalających zdezawuować wyroki sądowe oczyszczające Niezabitowską i Oleksego, w imię „wyższości prawdy naukowej nad sądową”. Niedawno kilku mędrców z PiS-u wpadło na pomysł, aby samo postawienie przez prokuratorów IPN komuś zarzutu skutkowało zawieszaniem emerytury, a zatem odebraniem środków do korzystania z prawa do obrony.
Ostatnio najwyżsi urzędnicy państwowi zapowiedzieli wniesienie projektów ustaw zezwalających władzom wykonawczym na pozbawianie emerytur i stopni wojskowych byłych funkcjonariuszy służb specjalnych PRL na zasadzie odpowiedzialności zbiorowej, a wojskowych na zasadzie domniemanej, choć jeszcze nie udowodnionej przed sądem, odpowiedzialności politycznej. Ignorują przy tym fakt, że prawo polskie i międzynarodowe nie zna takiej kary, jak pozbawienie emerytury lub obniżenie jej do minimum. Nie jest ona bowiem przywilejem ani zasiłkiem socjalnym, lecz świadczeniem z tytułu ubezpieczenia. Ekspert Komitetu Helsińskiego na podstawie analizy orzecznictwa Trybunału w Strasburgu ostrzega, że próba administracyjnego pozbawiania emerytur zostanie tam uznana za złamanie międzynarodowych norm i zobowiązań. Również pozbawienie stopnia wojskowego jest od dawna w świecie cywilizowanym zwyczajną karą kodeksową i zgodnie ze wszystkimi konwencjami praw człowieka może być orzekane jedynie przez sądy.
Ta pozasądowa i administracyjna, wzorowana na dawnych despotiach i nowszych totalitaryzmach „sprawiedliwość”, ma entuzjastycznych zwolenników i oparcie w najmłodszej generacji polityków i dziennikarzy prawicy posolidarnościowej, bez osobistej przeszłości, doświadczenia i zasług w demokratycznej i antykomunistycznej opozycji. Projekt radykalnej ustawy lustracyjnej, która zaszokowała nawet Lecha Kaczyńskiego, wyszedł z rąk takiej „młodzieży”. Rywalizację o ministerialne stołki też wygrywają ludzie bez życiorysu. Nasuwa się analogia z formacją wśród piłsudczyków – zwaną „czwartą brygadą”. Ci, co na wojnie prochu nie powąchali, w kilkanaście lat później tłumnie sięgnęli po profity i radykalizmem zakasowali starych legionistów. Na dobro Piłsudskiego trzeba zapisać, że nie szanował tych spóźnionych „piłsudczyków”, brzydził się ich gorliwością i koniunkturalizmem. Podobno zrzędził do Sławka: „wszy mnie oblazły”.


Powrót do poprzedniej strony