Rewolucja na kijowskim Majdanie
W listopadzie 2013 r. w Kijowie na centralnym Placu Niepodległości (tzw. Majdan) rozpoczął się długotrwały wiecprotest przeciwko urzędującemu od 2010 r. prezydentowi Wiktorowi Janukowiczowi. Powodem protestów było niepodpisanie przez niego wstępnego porozumienia o przystąpieniu Ukrainy do Unii Europejskiej i zerwaniu rokowań w Wilnie. Przed Janukowyczem prezydentem był Wiktor Juszczenko, a premierem Julia Tymoszenko, którzy doszli do władzy w 2005 r. w wyniku „Pomarańczowej rewolucji” zwolenników Unii Europejskiej i USA, wrogich wobec Rosji. W czasie ich rządów miały miejsce w kraju recesja gospodarcza, inflacja hrywny oraz ostra kłótnia w obozie rządzącym. Natomiast w okresie prezydentury Janukowycza nastąpił na Ukrainie wzrost gospodarczy, zlikwidowana została inflacja cenowa, poprawiły się również stosunki z Federacją Rosyjską. Janukowycz uchylił także dekret przednika o uznaniu bohaterem narodowym Stepana Bandery, ideologa i twórcy nacjonalizmu ukraińskiego, współpracującego z Niemcami w czasie II wojny światowej.
Początkowo „rewolucja” na Majdanie ograniczała się do nieustającego wiecowania tłumu uczestników na placu i przemówień liderów opozycji, głównie Witalija Kliczki (bokser, 2 m wzrostu). Zgłaszali oni coraz to nowe oskarżenia i żądania wobec prezydenta Janukowycza, a także apele do państw zachodnioeuropejskich o wsparcie. Faktycznie na estradach Majdanu roiło się od przedstawicieli rządów i partii, oraz zespołów wokalnych z ościennych państw, którzy zgodnie dopingowali manifestujących i złorzeczyli na Rosję. Najwięcej było gości z Polski, w tym premier Tusk, prezes PiS Kaczyński, minister Sikorski oraz politycy partii PO, PiS, Twój Ruch, Solidarna Polska, wśród których najbardziej aktywnie zaprezentowali się: Kowal, Kamiński, SaryuszWolski, Wildstein, Ziobro, Kurski...
Majdan w zasadzie otoczony był przez zwarte szeregi milicji, wyposażonej w aluminiowe tarcze i gumowe palki, blokujących wyjścia z placu manifestujących, którzy z kolei coraz bardziej agresywnie występowali przeciw milicji, posługując się kamieniami brukowymi, granatami hukowymi (?) i koktajlami Mołotowa. Telewizja TVN zainstalowała na Majdanie swe kamery i nadawała obraz na żywo z wydarzeń na placu oraz obszerne wywiady i komentarze ze studia.
Nie miałem tyle czasu, ani ochoty, aby oglądać to wszystko, przy czym wielomiesięczny wiec wyraźnie zmienił swój początkowy charakter. Flagi unijne poznikały, zastąpione zostały przez ukraińskie i banderowskie z okresu wojny, a także portrety Stepana Bandery. Wyjaśniło się, że organizatrzy Majdanu, którymi były głównie dwie radykalne partie prawicowe Batkiwszczyzna i Swoboda, chcą nie tyle przyłączeniem Ukrainy do UE, co przejęcia władzy w państwie.
Nie mogłem jednakże nie interesować się wydarzeniami na Ukrainie, które jako historyk dodatkowo widziałem i oceniałem w szerokim kontekście historycznym, a także nawet biograficznym, bo w Tarnopolskiem mieszkałem w czasie wojny, a urodziłem się na Huculszczyźnie. Zachodnia Ukraina jest mi więc bezpośrednio znana, a byliśmy też turystycznie na Krymie i w Kijowie. Zresztą nasza TVN prawie non stop od listopada pokazywała i ekscytowała ludzi tą „rewolucją” na Majdanie Kijowskim. Jednak starałem się minimalizować oglądanie i słuchanie tych relacji TVN, zwłaszcza, że towarzyszyła im zwykle absurdalna i zakłamana agitacja antyrosyjska. Z reguły widziałem też na ekranie co innego, niż gadali komentujący wydarzenia nasi politycy i spikerzy. Zaś jeden z mych respondentów z Rzeszowa przysłał mi dziesiątki linków internetowych z artykułami i zdjęciami, też odmiennymi od oficjalnej telewizji. To i owo zanotowałem i te luźne notatki i uwagi przedstawiam poniżej, w miarę chronologicznie.
Rewolucja na Majdanie od początku mocno popierana była przez państwa UE, NATO, a zwłaszcza USA. Przy czym Zachód cały czas popisywał się swoją rażącą hipokryzją oraz wrogością do osoby Janukowycza i do Rosji w ogóle. Np. szef NATO bez mała codziennie groził i ostrzegał prezydenta Janukowycza przed wprowadzeniem stanu wojennego i użyciem wojska przeciwko „pokojowym” protestom i manifestacji na Majdanie.
Równocześnie 21 lutego na ekranach TV widzieliśmy, jak ten „pokojowy” tłum obrzucał kamieniami, granatami hukowymi(?) i butelkami z benzyną parter budynku Związku Zawodowego, obleganego przez nich prawie całą noc. Ponoć bronili się w ten sposób przed spodziewanym rano atakiem na Majdan stu milicjantów, jacy schronili się w budynku, uzbrojeni w tarcze i pałki gumowe. Tę maniakalną argumentację Zachód ochoczo przyjmował. Gdy milicjanci w nocy się poddali i wyszli z gmachu, jego pomieszczenia zostały splądrowane a ich wnętrza oblewane benzyną i podpalane. Podobno były jakieś ofiary tego pożaru, ale żadnych konkretnych informacji na ten temat ni podano.
W nocy 21 lutego podpisane zostało też porozumienie między Janukowyczem a trzema liderami opozycji z Majdanu, przy obecności i gwarancji ministrów spraw zagranicznych Niemiec, Polski i Francji. Już następnego dnia strona rządowa zaczęła realizować wynegocjowane ustępstwa ze swej strony: zwolnienie więźniów politycznych, uchwalenie przez parlament powrotu do konstytucji z 2004 r., z rozpędu zwolniono Julię Tymoszenko z więzienia itd. Pierwszym krokiem ugody ze strony Majdanu miało być zdanie broni i zaprzestanie okupacji gmachów publicznych oraz zgoda na przyśpieszone wybory prezydenckie w grudniu 2013 r. Okazało się, że Majdan na nic się nie godzi, jak tylko na pełną kapitulację strony rządowej. Więc po cóż prowadzono te rokowania, dla oszukania Janukowycza i opinii światowej?
Od południa 21 lutego TVN pokazywała pożar wielkiej barykady na ul. Hruszewskiego, będącej głównym wylotem z Majdanu. Patrzyłem w telewizor przez dłuższy czas. Przed barykadą stal tłum ludzi, z którego co chwilę ktoś podbiegał bliżej do niej, rzucając kamienie brukowe i butelki z benzyną ponad barykadą, a na nią opony i jakieś drewniane elementy. Pod obrazkiem napis, że „Berkut atakuje Majdan”, ale żadnych milicjantów nie widziałem, widocznie stali oni za tą ściana ognia i dymu. Zaś tam co chwilę rozbłyskiwały wybuchy ognia tych koktajli Mołotowa, rzucanych przez „atakowanych” manifestantów. Dopiero w Internecie oglądnąłem galerię zdjęć: ściana tarcz milicyjnych, częściowo palących się i jakby palących się ludzi. Oglądałem to o północy, pomyślałem, że rano chyba liczba ofiar milicjantów się znacznie zwiększy.
Faktycznie rano liczba zabitych milicjantów urosła z 3 do 9, a cywili z 13 do 25. Intrygowało mnie jacy to cywile zginęli, bo na ekranie TVN manifestantów, stojących i nadal rzucających swoje „Mołotowy”, nikt nie niepokoił. Niewiele znalazłem: 3 osoby zastrzelili manifestanci w nocy, a kilku uprowadzili, przy opanowaniu budynku Partii Regionów. TVP nie dociekała tych ofiar, zaliczając je hurtem do zbrodni Janukowycza. Ale podano też jego oskarżenie o współpracy opozycji z radykałami nacjonalistycznej partii Swoboda i wzywanie manifestujących do użycia broni. Lecz to wyjątek.
Generalnie nasi politycy z PiS, czy PO, patrzyli w telewizor jak manifestanci obrzucają granatami „hukowymi"(?) i ogniem milicjantów i mówili bez żenady, że to milicja strzela do manifestujących. Że oblewa się ludzi wodą z armatek, a na ekranie widać było jak nieudolnie armatki wodne z daleka gasiły pożar barykady, czemu manifestujący na Majdanie się tylko przyglądali itd. Zaś wprost niepojętą była podana liczba rannych do 1000 osób? Czyżby Janukowycz poświecił aż tylu swych funkcjonariuszy, zabraniając im aktywnej obrony, żeby tylko nie narazić się na zarzut "zbrodni" ze strony państw zachodnich? Przecież oni i tak mogą wymyślić co zechcą, choćby i magazynowanie broni bakteriologicznej, atomowej, czy innego łamania praw człowieka i zagrożenia dla całego świata, jak w Iraku, Libii, Syrii itd.
Zaś 22 lutego kordon tarcz milicyjnych na ul. Hruszewskiego został przerwany w ogniu koktajli Mołotowa. Bezbronni milicjanci zaczęli się cofać i właściwie uciekać w głąb ulicy, potem dalej. Kamera okazywała jak manifestanci doskakiwali z drewnianymi pałami, bili nimi w tarcze i plecy uciekających oraz rzucali w nich kamieniami brukowymi i butelkami z benzyną. Kilku miało także karabiny, z których strzelali przed kamerą na wiwat. Sytuacja zmieniła się po godz 10:00, gdy milicjanci otrzymali wreszcie broń palną. Zaczęli się ostrzeliwać, dystans się zwiększył, to goniący zaczęli się chronić pod tarczami i murkami. Wówczas majdanowcy ponieśli zapewne największe straty. TV podała w jakimś momencie 70 zabitych ogółem, rannych 250 milicjantów i 350 cywili. Chyba nie było później żadnego oficjalnego bilansu strat ludzkich z wyszczególnieniem stron walki.
Potem po kilku dniach oglądałem (z przymrużonych oczu) filmik, na którym pokazano tortury (odrąbanie ręki i wykłucie prawego oka) jednego milicjanta z Berkutu, prawdopodobnie ochroniarza z budynku Partii Regionów, uprowadzonego w nocy 21 lutego.
Po swym zbrojnym zwycięstwie, opanowaniu dzielnicy rządowej i ucieczcewyjeździe prezydenta Janukowycza z Kijowa, partie opozycyjne postarały się o większość w parlamencie i utworzyły nowy rząd krajowy, obsadzając swymi ludźmi z partii Batkiwszczyzna i Swoboda wszystkie stanowiska ministerialne. Rozpoczął on od razu intensywne zabiegi, by jak najszybciej Ukraina stała się członkiem UE i NATO, które wydatnie wspierały rewolucję na Majdanie. Liczył przy tym na znaczną pomoc finansową i wielkie pożyczki oraz wciągnięcie USA i NATO do konfrontacji z Rosją. Mocno wspierał go w tym rząd Polski, choć przyłączenie Ukrainy do UE nie byłoby dla niej korzystne z uwagi na konkurencję w węglu, zbożu i taniej robociźnie. Od razu też zaczęto ogłaszać dekrety i uchwały sejmowe, próbując wprowadzić liczne zmiany ustrojowe i polityczne w państwie, m.in. likwidację języka rosyjskiego jako 2 języka urzędowego na Ukrainie.
Przeciwko tym zmianom i nowemu rządowi, wykreowanemu w drodze oczywistego zamachu stanu, zaczęli z kolei protestować mieszkańcy regionów wschodnich i południowych Ukrainy. Zamieszkuje tam kilkanaście milionów Rosjan, a ludność ukraińska posługuje się językiem rosyjskim. Od galicyjskiej Zachodniej Ukrainy różni ich też m. in. nienawiść do upowcówbanderowców, którzy ich tak samo „rizali”: jak Lachiw i Żydów w czasie wojny. To też w licznych miastach rozpoczęły się manifestacje, wiece, protesty i tworzenie lokalnych grup samoobrony. Nowe władze Kijowa przyjęły te wystąpienia jako wrogą prowokację i zagrożenie integralności Ukrainy ze strony Rosji. Taką samą postawę przyjęły media i rządy USA i państw UE, w tym zwłaszcza Polski i Litwy.
Tytuły naszych (nie)polskich mediów wprost zapowiadały, groziły, judziły, jakby prowokowały wojnę ukraińskorosyjską, a nawet III wojnę światową. Jestem realistą, przeczytałem i śledzę na bieżąco książki o konfliktach, wojnach, w ogóle geopolityce ostatnich dziesięcioleci (ale także historię dalszą) i rzeczywiście chyba czas na dużą wojnę, USA zadłużyły się niebotycznie, wojna może rozwiązać wiele z ich kłopotów finansowych, zwiększyć popyt na broń na świecie, wyeliminować czy osłabić i podporządkować sobie przeciwników.
Ale wojna szykuje się nie o Ukrainę, lecz o Rosję. W marcu już nikt nie wspominał nawet prezydenta Ukrainy Janukowycza, choć podobno jego polityka miała być powodem rewolucji na Majdanie. Teraz prezydent Władymir Putin jest na wokandzie. O nim wszyscy piszą wszystko: co knuje, planuje, w jakim celu, kogo chce zgnębić i co mu się śniło ostatniej nocy….
Byli już sobie tacy prezydenci, szefowie państw: Miloszewić w Jugosławii, Hussajn w Iraku, Kadafi w Libii, Mubarak w Egipcie, Asad w Syrii i jeszcze wielu innych, zwłaszcza w Ameryce Południowej wszyscy tym byli podobni, że długo rządzili w swych krajach i że za ich panowania one jako tako się rozwijały, były w miarę stabilne, bez wewnętrznych niepokojów. Wreszcie tym, że w odpowiednim momencie uznani zostali przez USA za wrogów ludzkości, łamiących prawa człowieka, morderców własnego narodu, doszczętnie skorumpowanych, nieprawnie wzbogaconych, z kontami w bankach szwajcarskich itd itp. Demokratyczne media światowe prześcigały się w demonizowaniu i oskarżaniu tych ludzi o przygotowywanie podbojów, posiadanie broni masowej zagłady, stosowanie przemocy i obozów koncentracyjnych, strzelanie do własnego narodu, o ich kryminalnej przeszłości i w ogóle o wszystko, co tylko pismacy mogli wymyślić. Fakty się nie liczyły, a liczyło się zwłaszcza straszenie i granie na emocjach i uczuciach przeciętnych niezorientowanych w niczym obywateli.
Potem następowały wewnętrzne niepokoje w tych krajach, protesty antyrządowe, manifestacje, następnie zbrojne powstania, wreszcie pojawiały się piękne samoloty i rakiety samosterujące USA i NATO, bombardując co potrzeba. W taki czy inny sposób likwidowano też strasznego przywódcę i następował amerykański ład i porządek, czyli chaos i wewnętrzne wojny religijne, plemienne, terrorystyczne zamachy, w ogóle zażarte walki o władzę i pieniądze.
Mniej więcej w tym samym stylu od listopada 2013 r. na celowniku znalazła się Ukraina. Ogłoszono polowanie z nagonką na prezydenta Janukowycza. Lecz sprawy się rozwinęły we właściwym kierunku, władzę na Ukrainie przejęli właściwi ludzie, czyli upraszczając: galicyjscy nacjonaliści, hołdujący ideologii Bandery, więc zaczęło się polowanie na grubszego zwierza, czyli Putina. Bo Rosja rośnie w siłę, ma wzrost gospodarczy większy niż UE i USA, prawie brak bezrobocia. Mimo, że rozczłonkowana w 1991 r., pozbawiona znacznej części przemysłu, zlikwidowanego lub sprzedanego za bezcen przez Jelcyna, jednak trzyma się krzepko. Wygrała rozgrywkę z proamerykańską Gruzją Saakaszwilego o Osetię i Abchazję, miała czelność zorganizowania w Soczi w lutym 2014 r. imponującej Olimpiady Zimowej za 50 mld dol., nie akceptowała upowskiego przewrotu na Ukrainie. Więc najwyższa pora na okiełznanie tego imperium zła (po raz wtóry). Najpierw sankcje i urobienie „światowej opinii publicznej”, potem wojenna pomoc dla Ukraińców w odparciu agresji rosyjskiej.
Obecnie więc Putin jest zbrodniarzem świata nr 1, dyktatorem, oprawcą, agentem KGB, superbogaczem (60 mld dol). Kto chce niech wierzy, niech się boi i modli, żeby odstrzelić tego potwora. Wtedy będzie spokój, a szczęście i dobrobyt zapanują na świecie. Na mój nos to się jednak nie uda, z tej prostej przyczyny, że Rosja jest potęgą atomową. Stworzyło to tzw. „równowagę strachu”, dzięki której w Europie przez 45 lat, do czasu rozbicia Jugosławii, nie było żadnej wojny.
Teraz się obawiam, ze może jednak będzie, bo UE też jest na progu bankructwa finansowego, szefowie NATO grożą i ostrzegają, zaś najwyżsi przedstawiciele Polski: premier Tusk i ministrowie Sikorski, Sienkiewicz i Siemoniak oficjalnie oświadczyli w TVP, że wojna na Ukrainie już trwa. Również w internecie tłum „prawdziwych” Polaków, nawołuje usilnie USA i NATO do wojny z Rosją. Nie wiem, ale być może, że staropolskim zwyczajem modlą się o wojnę też w kościołach.
Nic nowego pod słońcem, Jak się zna i czyta książki w temacie to ma się wrażenie, że Stany Zjednoczone AP konsekwentnie, już od kilku dziesięcioleci, budują swój nowy światowy porządek „Pax Americana”, zwany też potocznie i eufemistycznie „globalnym rynkiem światowym”. Akurat przeczytałem ostatnio książkę Pawła Jasienicy pt. „Ślady potyczek”, wydanej w styczniu 1957 r. M. in. jest w niej zamieszczona jego recenzjaostra krytyka amerykańskiej książki, propagującej wojenny kurs wobec „komunizmu”. Zrobiłem skrót tej książki, cytuję fragment:”
….”Jasienica zrecenzował książkę "Bierny opór czy wyzwolenie" amerykańskiego pisarza J. Burnhama. Napisał on w niej, że Stany Zjednoczone, do momentu wciągnięcia ich do II wojny światowej, nie miały w ogóle żadnej polityki zagranicznej. W trakcie wojny polityka USA polegała tylko na wygraniu wojny za wszelka cenę. Zaś po jej zakończeniu prowadzą one politykę "biernego oporu" przed groźbą komunizmu, polegającą na zawieraniu sojuszy wojskowych przeciw ZSRR i otaczaniu tego państwa i jego sojuszników kordonem baz wojskowych. Według Burnhama działania te nie mają agresywnego charakteru i są jedynie przejawem biernego oporu, nie prowadząc do rozbicia systemu politycznego między Łabą a Pacyfikiem. To też proponuje zmianę tej bezskutecznej polityki na politykę wyzwalania, która miałaby polegać na prowadzeniu dywersji i szpiegostwa, uznawaniu różnych emigracyjnych "komitetów" i rządów, aż do prowadzenia otwartych wojen.
W ich wyniku powstałyby w Europie Wschodniej tuziny niezależnych państw. Następnie dla utrzymania równowagi i pokoju w Europie należałoby je skupić w Federacji Wschodnioeuropejskiej, która skłócona z Niemcami i białą Rosją, wraz z innymi państwami narodowymi, stanowiłaby o "równowadze" w Europie, co dla USA jest celem najważniejszym, jak przez stulecia dla wyspiarskiej Wielkiej Brytanii. Główne role w tym "oswobadzaniu" Burnham wyznaczał Niemcom i Japonii, gratulując im, że nie zostały zniszczone i od 1945 r., przy pomocy amerykańskiej, wzmocniły sie gospodarczo i społecznie najbardziej.”.....
Taką właśnie politykę „Pax Americana” USA realizują mniej więcej od czasów prezydentury Reagana.I kontynuują, mimo, ze nie ma już ZSRR, ani „komunizmu”. W czasie pierwszej kadencji Obamy tę politykę wyzwalania jakby spowolniono, teraz wszak ulega wyraźnemu przyspieszeniu?
Aneksja Krymu przez Rosję
Nowy zreformowany, po zwycięskiej rewolucji na kijowskim Majdanie, parlament ukraiński zapowiedział m.in. szybkie przystąpienie Ukrainy do UE i NATO, zniesienie języka rosyjskiego jako drugiego języka urzędowego, aresztowanie Ukraińców o podwójnym obywatelstwie rosyjskim, zburzenie pomników wojennych poświęconych wyzwoleniu Ukrainy od nazistów oraz zlikwidowanie baz rosyjskich w Sewastopolu. Plany te w szczególny sposób godziły w ludność Półwyspu Krymskiego, zamieszkałego w 58% przez Rosjan i w 24% przez rosyjskojęzycznych Ukraińców. To też regionalne władze Krymu zapowiedziały przeprowadzenie powszechnego referendum ludności w sprawie separacji Półwyspu od Ukrainy i utworzenia własnego niepodległego państwa.
Faktycznie 16 marca na Krymie odbyło się referendum w sprawie secesji obwodu od Ukrainy przy niebotycznej frekwencji 83% i 97% głosujących za secesją. Lokalne władze na Krymie ogłosiły więc niepodległość i zwróciły się do przydenta Federacji Rosyjskiej o włączenie Krymu na powrót do Rosji. Po czym Obwód Krymski wraz z Sewastopolem zostały bezzwłocznie, przy zachowaniu wszelkich formalnych procedur, anektowane i włączone do Federacji Rosyjskiej. Stało się to bez jednej ofiary i praktycznie bez jednego strzału, co zapewne jest swoistym rekordem wszechczasów. USA i UE, jak i nowy rząd ukraiński, nie uznały legalności referendum, choć to przecież najwyższa forma demokracji, a nasz minister Sikorski nawet ogłosił, że odbyły się pod karabinami. Nie przeszkadzało mu, że ludność na Krymie całą noc wiwatowała, festyny, ognie sztuczne. Radowała się, że już nie będzie jej grozić likwidacja urzędowego języka rosyjskiego, nowe upowskie pomniki, lustracje, dyskryminacja narodowościowa i beznadzieja gospodarcza. A także zdominowanie przez UE i NATO przeciwko bratniej Rosji.
Aneksja Krymu przez FR spotkała się z ostrą reakcją, potępieniem i sankcjami USA i państw UE, które zarzuciły Rosji pogwałcenie układu budapeszteńskiego z 1994 r., na którym ustalono i zagwarantowano granice niepodległych republik, powstałych po rozpadzie ZSRR. Rosja powoływała się zaś na precedens Jugosławii i utworzenia państwa Kosowo oraz względy historyczne. Mianowicie Krym od XVIII wieku, po wyparciu Turków przez Rosjan, został przez nich zasiedlony i zagospodarowany. Dopiero w 1954 r. z kaprysu Chruszczowa został podarowany Związkowej Republice Ukraińskiej, gdy Rosja i Ukraina były częścią tego samego państwa ZSRR. Podczas ostatniego spotkania Putin przekazał ponoć Obamie tłumaczenie angielskie tego dokumentu. Jest w nim klauzula Chruszczowa, ze w przypadku odejścia Ukrainy od komunizmu i oddzieleniu od Rosji – musi ona zwrócić Krym Rosji. Ale żadnych oficjalnych informacji o tym co powiedział, czy przekazał, Putin podczas tego spotkania, media nie podały.
W ogóle w dniach aneksji Krymu przez Rosję prawie wyraźnie zapachniało gorącą wojną. Od miesięcy trwała już wstępna jej faza, polegająca na psychicznym przygotowaniu społeczeństw do wojny, przez zasianie nienawiści do wroga. Zwykle głównym jej elementem jest straszenie własnego społeczeństwa i przekonanie go, ze wróg zagraża jego wolności, wartościom, pokojowi i w ogóle całemu światu. Więc np. przed napaścią USA na Irak w 2003 r. dość skutecznie przestraszono światową społeczność, że potwór Hussajn gromadzi bronie masowej zagłady, którymi zagraża całemu światu. Dodatkowo miał ponoć kilkanaście wspaniałych pałaców i konta w bankach szwajcarskich (to już klasyka propagandy USA), że ma nawet karabin (piękne zdjęcie, które wielokrotnie obiegło cały glob) i inne podobne bzdury.
W przypadku Rosji straszak z bronią atomową jest bez sensu, bo ma ją już ponad 60 lat i nie próbowała użyć ani razu. To też z braku armat harcownicy USA zaczęli strzelali z wiatrówek, często pudłując i ośmieszając się wobec uważnego obserwatora, ale apologeci USA łykali ze smakiem największą nawet głupotę. Przykłady tych propagandowych salw, z miesiąca kwietnia:
Sekretarz Obrony(?) USA ogłosił w TV, ze Putin koncentruje wojska tuż przy wschodniej granicy Ukrainy, z zamiarem zajęcia Naddniestrza i Mołdawii wg wzorca krymskiego. Szeroko to dokumentował i groził Rosji odpowiednimi sankcjami. Najwidoczniej nie miał przed sobą mapy, i nie zdawał sobie sprawy z tego, że te kraje położone są na drugim końcu Ukrainy, odległe od jej wschodnich granic o 1000 km.
Wielkie oburzenie wywołały prowokacyjne przeloty samolotu rosyjskiego (kilkanaście razy) nad krążownikiem USA na otwartych wodach Morza Czarnego. Znów ze strony USA posypały się groźby poszerzenia sankcji, oskarżania Rosji o agresję, internauci w „Interii” domagali się nawet bombardowania Krymu. I tylko, jakby przez pomyłkę, podano też komunikat komandora tegoż krążownika, że samolot rosyjski przelatywał nie bliżej jak 900 m od okrętu i nie był uzbrojony. A nazajutrz, już bez jakichkolwiek komentarzy i wrzawy medialnej, krążownik odpłynął jednak z Morza Czarnego do swej bazy we Włoszech.
25 kwietnia sekretarz Stanu USA ogłosił, że samoloty rosyjskie naruszyły przestrzeń powietrzną nad Ukrainą, a jej premier Jaceniuk uściślił, ze dokonały to 7 razy. Więc USA znów zapowiedziały, że przygotowywane są dalsze surowsze sankcje wobec Rosji. Zaś następnego dnia minister obrony kijowskiego rządu również grzmiał, że Rosja przygotowuje agresję na Ukrainę, ale będzie ona zbrojnie odparta. Przy okazji stwierdził też, że poprzedniego dnia nie było żadnych lotów wojskowych samolotów rosyjskich nad Ukrainą. Gdyby więc chodziło o prawdę to USA powinny w tej sytuacji wycofać swe poprzednie oskarżenia i groźby. Ale nic z tych rzeczy, opinia światowa przyjęła i zapamiętała o kolejnej prowokacji ze strony Rosji, wypowiedzi ministra kijowskiego nikt nie słuchał.
Przez kilka dni media karmiły się sprawą „porwania” i uwięzienia 12 obserwatorów OBWE (w tym 1 Polaka) w Słowiańsku przez separatystów rosyjskich. Informowały, że aresztowani przetrzymywani są w nieludzkich warunkach, jeden z nich wymaga opieki szpitalnej, że separatyści chcą ich użyć jako tarcz ochronnych, że porwani zostali na polecenie Putina, że dąży on do III wojny światowej, że złamał konwencję międzynarodową. Tym wszystkim oskarżeniom towarzyszyły groźby ostrych sankcji, domaganie się politycznej izolacji Rosji, uznanie porwania za zbrodnię wojenną i rozpatrzenie jej przez Trybunał Międzynarodowy. A np. Kaczyński objawił, że Polska jest wszędzie tam gdzie są Polacy i zarzucił Tuskowi, że jest za mało energiczny wobec Rosjan. Więc MON zażądało też natychmiastowego zwolnienia Polaka, zagrzmiał też prezydent Komorowski, a minister MSW uznał, że to porwanie to akt skrajnego terroryzmu itd.
Nic mi się nie zgadzało od początku incydentu. OBWE powstała w 1994 r. z KBWE (Konferencja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie), utworzonej w ramach ONZ 14.12.1964 r. (na wniosek ministra A. Rapackiego) w celu pokojowego rozwiązywania sporów i konfliktów etnicznych w Europie. Ma charakter neutralny i opiera się na współpracy głównie pomiędzy UE, NATO i WNP. A tu na zaproszenie rządu ukraińskiego przybyło 7 oficerów z państw UE i razem z 5 oficerami sztabu ukraińskiego autobusem pojechali do Słowiańska, niby jako obserwatorzy OBWE. Gdy ich aresztowano z podejrzeniem szpiegostwa od razu wrzask, że ich porwano i niesłusznie uwięziono. Np. w „Interii” lawina artykułów, komentarzy, protestów, oskarżeń, gromów na Putina ze strony rusofobicznych polityków i pismaków. Znów tylko boczkiem, jakby przypadkowo, oświadczenie sekretariatu OBWE we Wiedniu, że autobusowa grupa oficerów jest mu nieznana i nie stanowi żadnej misji OBWE. Według mera Słowiańska nie zwracano się do Moskwy w sprawie aresztowania grupy, wg ambasadora polskiego mają oni dobre warunki bytowe w Słowiańsku, a cukrzyk ma potrzebne lekarstwa. Zresztą po trzech dniach cukrzyka zwolniono, a wkrótce całą resztę.
W sumie zabawa raczej z wynikiem minusowym dla rządu kijowskiego. Ale nie, nikt przecież nie przeprosił i nie zdementował kłamstw, insynuacji i oskarżeń wobec separatystów, Rosji, Putina, nawet nie wyjaśniono kto i w jaki celu stworzył grupę autobusową, którą nadal bezczelnie media określały jako „misję OBWE”, lub częściej jako „międzynarodowych obserwatorów wojskowych” (co to takiego?) W powszechnym odbiorze utrwaliło się raczej przekonanie o Rosji, jako wrogu OBWEEuropy. I ta wiara ważniejsza jest od faktów, podobnie jak wiara w posiadanie broni masowej zagłady przez Saddama Hussajna w Iraku, czy przeprowadzenie w Smoleńsku zamachu na samolot prezydenta pospołu przez Tuska i Putina.
Masakra w Odessie
Przez kilka dni starałem się nie oglądać ani słuchać (nie)polskiej telewizji, a przynajmniej rusofobicznych komentarzy o wydarzeniach na Ukrainie. Jednak chciałem zobaczyć jak obchodzono tam Święto Pracy 1 Maja. Lecz TVP tych imprez i pochodów 1Majowych nie relacjonowała, prócz składania kwiatów na grobach(?) przez premiera Jaceniuka. Zresztą zakazał on wszelkich obchodów, 1Majowych, obawiając się ponoć prowokacji.
Za to w dniu 2 maja wszystkie telewizje przez wiele godzin relacjonowały wydarzenia w Odessie. Wg relacji medialnych, w tym wielkim mieście w godzinach popołudniowych kilkuset zwolenników rosyjskich zaatakowało pochód ponad 1500 zwolenników jedności Ukrainy, złożony z mieszkańców miasta i kibiców, po meczu piłkarskim klubów Odessy i Charkowa. Byli uzbrojeni w broń palną i koktajle Mołotowa, lecz musieli uciekać przed przeważającym tłumem kibiców i ostatni z nich schronili się w Domu Związkowym, skąd się ostrzeliwali. Zginęły 4 osoby, 200 było rannych, policja była bezradna, ale aresztowano 150 ludzi. W Domu Związkowym, obrzuconym butelkami z benzyną wybuchł pożar. W jego wyniku spaliło się i zaczadziło 38 separatystów. Było wśród nich 15 obywateli Federacji Rosyjskiej i 5 mieszkańców Republiki Naddniestrzańskiej. Taka była pokrótce relacja naszej telewizji i internetowej „Interii” TVN, już nieco uładzona, gdyż niektórzy redaktorzy dodawali, że separatyści sami podpalili barykadę przed wejściem do Domu Związkowego, co spowodowało pożar obiektu, że strzelali oni z okien do oblegających, że znajdował się tam sztab sił prorosyjskich i że winni za masakrę są rosyjscy wojskowi, którzy podobno zamierzali zabić kilkaset osób w Odessie, by uzyskać pretekst do błyskawicznego zajęcia wschodniej Ukrainy (wg „Ukraińskiej Prawdy”).
Znowu nic mi nie pasowało, zwłaszcza że na ekranie telewizora widziałem zupełnie co innego. Starć na ulicach nie pokazano, tylko zabitych, przykrytych flagami. Mało wiarygodne, żeby kilkusetosobowa grupa zaatakowała półtoratysięczny tłum. Dlaczego nie podano która ze stron poniosła ofiary w zabitych i rannych? Jeśli zwolennicy Rosji mieli broń, to czemu uciekali? Nie było też obrazu, że strzelają czy rzucają koktajlami Mołotowa. Za to pokazywano jak (wcześniej) młode dziewczęta Ukrainki, siedząc w kółku na ulicy, przygotowują butelki z benzyną. Weteranki z Majdanu kijowskiego?
Wielokrotnie, przez całe kwadranse, kamera pokazywała też 5piętrowy gmach Związkowy, przed którego wejściem paliły się jakieś namioty czy barykada, także opony, dające czarne chmury dymu, ogień był również w kilku pokojach na parterze i na piętrze nad głównym wejściem. Do budynku doskakiwali wciąć oblegający, dorzucając opony i miotając koktajle Mołotowa. Nie kryli się, stali swobodnie, więc nikt ich z gmachu nie ostrzeliwał. Natomiast kamera w bezpośrednim zbliżeniu pokazywała cywila z pistoletem, który celował i strzelał do wyskakujących z okien. W „Interii” była informacja, że 30 separatystów się zaczadziło lub spaliło, a ośmiu, ratując się, wyskoczyło przez okna. Też zginęli, więc oblegający zastrzelili 8 osób (?). Nie podano czy były wśród nich kobiety, dzieci?
Jak to możliwe, że wszyscy znajdujący się ludzie w masywnym 5piętrowym gmachu, z betonowymi stropami, zginęli od pożaru, gdy ogień był tylko w kilku pomieszczeniach na dole i straż ugasiła go szybko, gdy przybyła (dopiero) po półgodzinie. Mogli przecież uciec na górne piętra, nawet na płaski dach. Na jakiej podstawie podano narodowość spalonych, gdy kilka ofiar na I pietrze spłonęło „doszczętnie” (na pewno wraz z dokumentami), od wrzucanych butelek z benzyną, a może dolewanej również od wewnątrz?
Tylko wyjątkowo naiwnych zmylić mogły sugestie, że separatyści przybyli z zewnątrz. Rosjan w Odessie mieszka więcej niż Ukraińców, których znaczna część też posiada obywatelstwo FR. Zaś dla 550 tys. mieszkańców Republiki Naddniestrzańskiej (głównie Rosjan), odległej o ok. 20 km, to ponad milionowe miasto jest głównym centrum pracy, handlu i wyższych uczelni.
Szukałem więc w internecie innych relacji ze strony bezpośrednich świadków, czy nawet uczestników. Oczywiście znalazłem takowe, wyjaśniły mi część wątpliwości, choć nie do końca. Zresztą nie angażowałem się zbytnio, bo to żadna przyjemność śledzić banderowskie ludobójstwo, jakie może cieszyć tylko polskich „patriotów”, chorych nieuleczalnie na ostrą rusofobię.
Do dnia 20 maja, głównie z internetowej „Interii” udało mi się zestawić znacznie wiarygodniejszy opis ponurych wydarzeń w Odessie, niż serwowane informacje przez nasze oficjalne media. Otóż w tym mieście w dniu 2 maja po południu były dwa pochody: duży kibiców piłkarskich miejscowego klubu „Czarnomoriec” i klubu „Metalist” z Charkowa, oraz mniejszy aktywistów „Prawego Sektora” z kijowskiego Majdanu. Ci drudzy zorganizowani, uzbrojeni i planowo sterowani. By zatrzymać ten pochód kiboli i narodowców wyszła „cała” Odessa wraz z grupą zwolenników rosyjskich z miasteczka namiotowego na placu Kulikowe Pole, przed Domem Związku Zawodowego. Faktycznie doszło do bójek, narodowcy użyli broni palnej, straty w zabitych i rannych były wyłącznie po stronie mieszkańców Odessy. Policja była bezradna, zresztą sympatyzowała z mieszkańcami.
Już wcześniej narodowcy podpalili miasteczko namiotowe na Kulikowym Polu, następnie udało im się skierować część uciekających ludzi do Domu Związkowego. Tam zabrano im i sprawdzono dokumenty osobiste, kilkadziesiąt osób zagoniono do piwnic, gzie ich bez świadków wymordowano. Rozproszonych po budynku wyszukiwano i zabijano, podrzucając zwłoki do gabinetu na I pietrze nad głównym wejściem. Pożar jaki wywołano przed budynkiem i w tych gabinetach, miał na celu zamaskowanie dokonanych morderstw. Do tych, którzy wyskakiwali przez okna strzelano z rewolwerów, a dobijało ich dwóch oprawców pod ścianą gmachu, w dymie palących się opon (nie mogłem na to patrzeć na Video Youtube).
Już po napisaniu powyższego przeczytałem w Interii późniejszą relację, zestawioną z kilku zeznań, mieszkańców Odessy, świadków wydarzeń z 2 maja. Już tytuł tego artykułu jest przerażający, wprost niewiarygodny: „Pomordowanych może być nawet do 300! większą część, zwłaszcza dzieci i kobiety, rąbano toporami i zabijano w piwnicach.” Ale relacja ta zawiera kilkadziesiąt fotografii skrajnie drastycznych, wprost makabrycznych, nie nadających się do oglądania przez ludzi, potocznie mówiąc, wrażliwych. Ja do takich należę i musiałem mrużyć oczy, by nie widzieć szczegółów (odrąbane głowy itp.). Zdjęcia te to jakby firmowe wizytówki banderowców, zakonserwowanych starannie na emigracji powojennej w Kanadzie i USA pod opiekuńczymi skrzydłami zimnej wojny. Nie będę ich też opisywać, ani tym bardziej kopiować. Przytoczę tylko fragmenty tekstów tej makabrycznej relacji, która składa się na trzecią wersję opisu „rzezi” w Odessie”.
Po podsumowaniu ilości zatrzymanych przez milicję mieszkańców Odessy, znajdujących się w szpitalach i „spalonych” w Domu Związkowym, okazało się, że zaginionych jest jeszcze znacznie ponad 100 osób. Ta tajemnica wyjaśniła się następnego dnia (3 maja), gdy do miasta przybyła grupa ok. 2 tys. prawoseków („Prawy Sektor”), żeby posprzątać po robocie swoich kamratów. Otoczyli oni Dom Związkowy i zaczęli wywozić trupy w workach foliowych. Było ich dużo więcej niż 40, „deklarowanych” oficjalnie. W piwnicach znaleziono dodatkowo 160 trupów. Ludzi zabito strzałami lub zarąbano siekierami. W rzeczywistości od zaczadzenia nikt nie zginął, a spalono na pierwszym piętrze już wcześniej zabitych.
Oto relacja bezpośredniego świadka, chyba uczestniczki ukraińskiej grupy, dokonywującej pogromu: …„Prawy Sektor i “fanatyczni kibice piłkarscy”, którzy wtargnęli do budynku, zabijali ludzi natychmiast, bez dyskusji. Mężczyzn zabijano na miejscu, kobiety dzielono na „tę do gwałcenia, tę do piwnic”. W piwnicach ludzi zabijano. Zaszokowało – “nie trać naboi, tak dawaj”, ludzi bito na śmierć, bito nawet martwych, chociaż kobiety krzyczały, że oni już nie oddychają. Broni u tych, co byli wewnątrz, nie widziałam u żadnego. Ludzi zabijano z broni palnej, którą mieli praktycznie wszyscy ci, którzy „bronili”.... Dodatkowo z tej relacji można wysnuć, że wśród uczestników rzezi były też kobiety.
Ostateczna ilość trupów w piwnicy ustalona została nieco później na 217. Były wśród nich też trupy dzieci, zabitych wraz z matkami. Łącznie w Domu Związkowym mogło zginąć do 300 osób.
Nawet przedstawiona trzecia wersja nie jest pełnym opisem dokonanego zabójstwa ponad 200 bezbronnych osób cywilnych, głównie studentów, w dniu 2 maja 2014 r. w Odessie. Oczywiście powinno być przeprowadzone szczegółowe śledztwo eksperckie. Faktycznie władze kijowskie zarządziły takie śledztwo, lecz miało ono tylko ustalić kto zorganizował i zgodził się na te równoczesne pochody 2 maja w Odessie, a nie wyjaśnić przebiegu zajść i wykryć sprawców rzezi. Według kijowskiego rządu i SBU, zapewne faktycznych ich organizatorów, sprawcą jest Putin i separatyści rosyjscy. Na pewno wszystkie nasze rusofoby przyklasnęły tej najprawdziwszej prawdzie, a USA i UE odpowiednio wynagrodzą. Zapewne dopiero po latach pełny opis i prawda o „rzezi w Odessie” odkryte i ujawnione zostaną na forum opinii światowej.
Ludowe Republiki Ługańska i Doniecka
W kwietniu protesty i manifestacje, organiz
owane na wschodzie i południu Ukrainy przeciwko nowemu rządowi, utworzonemu przez kijowski Majdan, wsparte zostały przez strajki robotnicze, głównie w Donbasie, wielkim zagłębiu górniczohutniczym, np. strajki górników 4 maja w Doniecku. Zgłaszane przez strajkujących postulaty dotyczyły zwłaszcza wycofania wojsk rządowych z regionu i organizacji referendum w sprawie statusu Donbasu. Zaś ochotnicze oddziały samoobrony, zorganizowały blokady i kontrolę ruchu na drogach wokół miast, jak również zajmowały ważniejsze obiekty administracji publicznej, zarządy fabryk, posterunki milicji, koszary wojskowe, stacje telewizyjne itp.
Rząd Jaceniuka uznał protestujących jako separatystów, terrorystów, bojówkarzy, agentów Putina, interweniujących z terenu Rosji i odmówił wszelkich rokowań z nimi. W połowie kwietnia zarządził przeprowadzenie specjalnych operacji sił milicyjnych i wojska, przy użyciu lotnictwa i broni pancernej, celem odzyskania miast i władzy w zbuntowanych obwodach. Jednak prawie wszystkie kolejne ekspedycje pacyfikacyjne i próby odbicia obiektów z rąk separatystów, kończyły się niepowodzeniem. Milicja w całości (19 tys.) przeszła na stronę separatystów, zaś wojsko w znacznej części odmawiało użycia broni przeciwko cywilnej ludności i poddawało się bez oporu separatystom, przekazując nawet swe opancerzone transportery.
Sytuacja się częściowo zmieniła, gdy ekipy pacyfikacyjne zaczęto formować z oddziałów Gwardii Narodowej, tworzonej pospiesznie z galicyjskich bojowników Majdanu. Wprowadzili oni swe bezwzględne neobanderowskie metody walki. Najbardziej odrażającym tego przykładem było odbicie 9 maja posterunku milicji portowej w Mariupolu. Według danych polskich mediów siły Gwardii Narodowej, i jednostki specjalnej MSW „Azow”, wyposażone w opancerzone transportery, okrążyły i zablokowały budynek milicji portowej, zajęty wcześniej przez 60 uzbrojonych cywilnych separatystów. Zabarykadowali się oni wewnątrz i ostrzeliwali się. Wojsko otrzymało rozkaz, by nie brać żywych. Telewizja TVN przez godziny pokazywała różne ujęcia palącego się piętrowego budynku i blokujących go transporterów opancerzonych oraz żołnierzy ukraińskich, ostrzeliwujących komendę. W wyniku starć budynek spłonął, zginęło w nim 20 osób, czterech wcześniej pojmano. Po stronie ukraińskiej zginął jeden żołnierz, a pięciu zostało rannych.
Zupełnie inaczej przedstawiała się relacja na portalu „Onet”, napisana na postawie telefonicznego wywiadu z czterema świadkami wydarzenia, mieszkańcami Mariupola. Mianowicie 9 maja mieszkańcy miasta urządzili obchody Dnia Zwycięstwa. Wszak celebracja zwycięstwa nad faszyzmem nie podobała się Prawemu Sektorowi. Kazali miejscowej milicji ją rozpędzić. Milicja odmówiła, twierdząc, że manifestujący nie robią nic złego, nie chcieli też robić krzywdy swoim ziomkom. Wtedy do akcji wkroczył Prawy Sektor, zaczęli strzelać do bezbronnych ludzi. Zginęło i rannych było kilka osób cywilnych. Potem otoczyli ze wszystkich stron komendę portową i budynek podpalono. W pożarze i od ostrzału zginęło 20 milicjantów i cywili, nikt nie ocalał.
W dniach 11-12 maja separatyści prorosyjscy przeprowadzili w obwodach Ługańskim i Donieckim referendum ludności w sprawie niezawisłości obwodów. Przy bardzo wysokiej frekwencji, odpowiednio 81 i 74,5%, za odłączeniem od Ukrainy opowiedziało się 96 i 89% głosujących. Już w następnym dniu separatyści ogłosili więc utworzenie niezawisłych Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej. Po kilku dalszych dniach w Doniecku zorganizowany został Kongres Ludowy z udziałem przedstawicieli miast i 8 regionów Ukrainy, na którym ogłoszono manifest w sprawie powołania Zjednoczonego Frontu Narodowego, z zadaniem jednoczenia wysiłków wszystkich zwolenników Federacji Ukrainy oraz ochrony ludności cywilnej przed terrorem rządu kijowskiego i gangami, finansowanymi przez ukraińskich oligarchów i zachodnie służby wywiadowcze. Równocześnie w hotelu „Szachtar Plaza” w Doniecku przedstawiciele obu Republik podpisali stosowny dokument połączenia ich w jedno państwo, pod nazwą „Noworosja”. Wcześniej przesłano do Moskwy propozycję prośbę o przyłączenie do Federacji Rosyjskiej.
Faktycznie ujawnione zostały fakty finansowania przez oligarchę Kołomojskiego z Dniepropietrowska dwóch prywatnych batalionów wojskowych i podejrzenia, że na wschodzie Ukrainy działają najemnicy wojskowi z USA, Izraela, Niemiec i Polski(?). Dziennik niemiecki „Bild am Sonntag” już 12 maja ujawnił, ze takich najemnikówżołnierzy amerykańskich jest czterystu. Zaangażowani zostali poprzez prywatną agencję amerykańską, działającej wcześniej pod szyldem „Blackwater” na Bliskim Wschodzie i w Azji Centralnej, wyręczając tam amerykańskie wojsko w niewygodnych wizerunkowo akcjach. Walczą oni w mundurach ukraińskich żołnierzy, ale bez żadnych odznaczeń.
Wojna domowa na wschodzie Ukrainy
W maju 2014 r. samozwańczy rząd Jaceniuka wzmógł akcje pacyfikacyjne na terenie zbuntowanych obwodów Doniecka i Ługańska, angażując w walkach ciężki sprzęt bojowy, w tym helikoptery i samoloty szturmowe. W trakcie rewolucji na Majdanie kijowskim nieomal codziennie szef NATO przestrzegał prezydenta Janukowycza przed użyciem siły wobec manifestujących. Faktycznie do ostatniego dnia milicjanci, blokujący Majdan, dysponowali jedynie aluminiowymi tarczami, którymi osłaniali się przed koktajlami Mołotowa i kamieniami brukowymi, miotanymi przez „pokojowych” manifestantów. Natomiast użycie broni, nawet ciężkiej, przeciw przeciwnikom nowego reżymu, jaki powstał w Kijowie w drodze zamachu stanu, zostało przyjęte przez NATO, USA i UE z aprobatą. W tym nawet pogromy w Odessie i Mariupolu, przy stwierdzeniu szefa NATO, że rząd Jaceniuka ma prawo robić „porządek” na swoim terenie i może w tym liczyć na pomoc Zachodu. Jaskrawa hipokryzja i cynizm polityczny. O cóż więc w rzeczywistości chodziło?
W najmniejszym stopniu nie o włączenie do Unii Europejskiej, rozwój, postęp, dobrobyt Ukrainy. Rzecz w tym natomiast, by oba słowiańskie narody, przez kilka wieków złączone, poróżnić między sobą. By razem lub oddzielnie nie wyrosły znów na potęgę w Europie, mogącą zagrozić interesom USA. Nic nowego pod słońcem. Taką politykę prowadziła Wielka Brytania w Europie przez setki lat. Stany Zjednoczone robią to teraz systematycznie i konsekwentnie w skali całego globu po II wojnie światowej („Doktryna szoku” – Naomi Klein).
Okazja znakomita, bo na Majdanie kijowskim zwyciężyła rewolucja neobanderowska, a w nowym rządzie prawie wyłącznie swoi, czyli obywatele ukraińscy, pochodzenia żydowskiego. Wypełnią oni swoją misję niezawodnie, postbanderowcy z ochotą zaczęli już „rizat” Rosjan, swych największych wrogów (po Polakach), media demokratyczne sączą swą zakłamaną propagandę i szczują w miarę skutecznie, Kongres uchwalił pieniądze na wsparcie rządu kijowskiego, a najemnikówpsów wojny na Ukrainie coraz więcej. Trzeba było jeszcze tylko sprowokować Putina, by wreszcie wysłał swoje wojska do obrony palonych i bombardowanych separatystów prorosyjskich....
Dnia 25 maja odbyły się wybory prezydenckie na Ukrainie. Liczyłem, że pewny zwycięzca Petro Poroszenko ostudzi atmosferę, wymieni radykała premiera Jaceniuka itp. Ale szybko utraciłem ta nadzieję, gdy okazalo się szybko, że Poroszenko najwidoczniej opowiada się za pełną wojną z Rosją, ze nie będzie kierować się jakimiś tam interesami ukraińskimi, a nawet własnych firm czekoladowych w Rosji, lecz podporządkuje się dyrektywom CIA i Izraela, jako Walzman (Poroszenko to nazwisko po żonie) i wraz z innymi oligarchami pochodzenia żydowskiego przystąpi do ostrej, cynicznej, bezwzględnej wojennej destabilizacji Rosji przy użyciu galicyjskiej pobanderowskiej Ukrainy.
Rano w poniedziałek 26 maja rząd kijowski zaatakował lotnisko w Doniecku. Wylądował tam desant spadochronowy z helikopterów, samoloty szturmowe ostrzeliwały rejon lotniska i wybrane cele w mieście (ponad milion mieszkańców). Wieczorem podano, że zginęło 400 „separatystów”, że stosy trupów zalegają w prosektoriach, prawie żadnych strat własnych, ucieczka tysięcy ludzi z miasta. Ale we wtorek rano strajk wszystkich kopalni węgla w Doniecku i żądanie przerwania bombardowań, w przeciwnym razie generalny strajk w całym zagłębiu Donbasu (to więcej niż nasz Górny Śląsk).
O tym wszystkim polska telewizja informowała wybiórczo i nie pokazała np. kilkugodzinnego pochodu strajkujących, idącego głównymi ulicami Doniecka. Zamiast tych zdarzeń przez kilka dni informowała o losach księdza Witka z Kazachstanu. Przyjechał on w poniedziałek do Doniecka w odwiedziny do Towarzystwa Jezusowego a w południe we wtorek gdzieś poszedł i wieczorem w Towarzystwie wzniecono alarm, że zaginął, zaś polska TVN, że został porwany przez separatystów. Minister MSZ Sikorski polecił generalnemu konsulowi polskiemu w Doniecku, żeby odszukał zaginionego, zaś z Charkowa przyjechał biskup, żeby rokować z porywaczami. Wreszcie znaleziono go, przesiedział gdzieś noc zatrzymany, bo nie miał żadnych dokumentów. Po zwolnieniu redaktor TVN przeprowadził z nim wywiad. Potem powtarzano co pół godziny informację, że separatyści więzili go w kazamatach i grozili mu obcięciem ręki, rozstrzelaniem i powieszeniem. Był też fragmencik wywiadu z nim. Nawet nie używał określenia separatyści, tylko że przesłuchiwał go jakiś człowiek, który mu groził, nie mógł sobie przypomnieć, czym. Powiedział też, że chłopiec, który go o 10tej zaprosił na śniadanie, dał mu też swój kask, gdy zaczęło się ostrzeliwanie sąsiednich budynków przez samoloty myśliwskie. „Przemycił” w ten sposób informację, że miasto było ostrzeliwane przez samoloty i tego się bał i ubrał kask na głowę. Gdyby oglądał TVN na pewno mocno by się zdziwił, że służy polskiej propagandzie antyrosyjskiej jako męczennik, któremu Putin chciał coś tam uciąć.
W czerwcu sprawy ukraińskie się nieco skomplikowały, a równocześnie zmienił się ich zewnętrzny wizerunek i znaczenie. Mianowicie na Bliskim Wschodzie powstało państwo Iraku i Lewantu, utworzone przez radykalnych islamistów, wspieranych dotąd przez USA w wojnie z Asadem w Syrii. Zajęli oni Mosul i ruszyli na Bagdad przeciw „demokratycznemu” rządowi, skleconemu przez Amerykanów. Trzeba więc było wysłać doradców, broń i pieniądze oraz pomoc lotniczą dla tego rządu. Równocześnie USA mediowały w konflikcie o jakieś wysepki na Pacyfiku między Wietnamem i Chinami, także między Japonią i Chinami. Cały czas wiodły też spór z Iranem i Koreą Północną oraz uwikłane były w wojnach i rozruchach w Libii, Egipcie, Nigerii, Somalii i kilku krajach Ameryki Łacińskiej. Trudno było im więc było budować nowe fronty na Ukrainie przeciw Rosji. Poza tym na Ukrainie jeszcze inne interesy miała UE, Polska, zaś Putin nie objawiał najmniejszej ochoty na bezpośrednią militarną interwencję, a Kijów zagrożony finansowym bankrutem potrzebował wielkich pieniędzy itd.
W tej sytuacji można się było spodziewać jakiegoś przełomu na wschodzie Ukrainy. Były symptomy, że UE nakłania rząd w Kijowie do rozmów rozejmowych z separatystami. Dotąd ogłaszał on tylko co najwyżej jednostronne „rozejmy”. które miały polegać na bezdyskusyjnym poddaniu się i złożeniu broni przez separatystów prorosyjskich. Faktycznie w czasie tych „rozejmów” przygotowywano koncentrację nowych wojsk, Gwardii Narodowej i oddziałów najemników zagranicznych, organizowanych przez oligarchów, by następnie przystąpić do kolejnych silniejszych ”akcji antyterrorystycznych”.
Rzeczywiście zaistniały pewne zmiany. Szef NATO przestał nawoływać Putina prawie codziennie do wycofania wojsk rosyjskich znad granicy, Obama w ogóle zamilkł, zelżały jakby pogróżki UE pod adresem Moskwy. Jednak Poroszenko znów wznowił swoją akcję antyterrorystyczną przeciw własnym obywatelom na wschodzie Ukrainy, z użyciem najcięższego uzbrojenia: lotnictwa, w tym bombowego, artylerii i ciężkich czołgów. Trwała ona kilka tygodni, w czasie których separatyści utracili dwa półmilionowe miasta Słowiańsk i Mariupol oraz znaczne terytoria Donbasu.
W polskich mediach właściwie nie było rzeczowych informacji o walkach i ich skutkach, przytaczano jedynie wybiórczo różne epizody i komentarze, z reguły zakłamujące zaistniałe realia. Na przykład: Że dwa czołgi rosyjskie z zamalowanymi napisami „Na Kijów” i ukraińskimi flagami jeździ po ulicach Ługańska i strzela do okien domów, by wzbudzić nienawiść do armii ukraińskiej, która oczywiście nie walczy z ludnością cywilną. Zaraz potem na ekranach widzieliśmy kolumnę czołgów zajmująca tereny separatystów. Że w Ługańsku grupa dzieci wygrzebała gdzieś ze schowka terrorystów pocisk armatni, który wybuchł, gdy bawili się nim na podwórku. Między innymi 1roczny chłopiec stracił ręce i nogi. A potem, żeby utrwalić w pamięci tę rewelację, pokazano w TVP baterię ciężkich dział, ostrzeliwujących coś tam daleko. Że armia utworzyła korytarze humanitarne dla ewakuacji ludności cywilnej z oblężonych miast. Po raz pierwszy 26 czerwca TVP pokazała też obozy pod Rostowem i tłumy uchodźców, których 750 tys. uciekło przed tą armią i ich „korytarzami” do Rosji.
`
W dniu 17 lipca nad wschodnią Ukrainą został zestrzelony malezyjski samolot pasażerski Boeing 707 z 298 osobami na pokładzie. Szczątki samolotu spadły w w pobliżu miasta Torez na terenie obwodu donieckiego, zajętego przez separatystów prorosyjskich. Prawie natychmiast po katastrofie rząd kijowski opublikował zdjęcie rosyjskiego zestawu rakietowego BUK, z którego rzekomo zestrzelono samolot oraz meldunek o jego zestrzeleniu, złożony przez dowódcę BUKa swemu rosyjskiemu przełożonemu. Ale szybko okazało się, że te nagrania dokonane zostały przed katastrofą, wywiad amerykański także je zdementował. SBU kijowska ogłosiła jednak w kolejnej swej wersji, że wg jej śledztwa, separatyści zestrzelili samolot malezyjski przez pomyłkę, zamiast samolotu Aeroflotu, jaki w tym czasie miał tam też przelatywać. Chcieli mianowicie w ten sposób sprowokować Rosję do włączenia się do wojny domowej na Ukrainie.
Natomiast media rosyjskie opublikowały zdjęcie satelitarne z 2ma myśliwcami SU25 w pobliżu samolotu malezyjskiego, także w tygodniku „NIE”, publikowana była informacja malezyjskich mediów, że z badania wraku wynika, iż boeing został trafiony przez rakietę z myśliwca i dobity serią z karabinu maszynowego. Później Rosjanie umieścili w internecie nagranie rozmowy między oligarchą Kołomojskim i ministrem obrony Ukrainy Walerym Geletejem, w której omawiają zestrzelenie lotu MH17. Z rozmowy jasno wynikało, że zestrzelenie było celowe, przygotowane i wykonane przez obecne władze kijowskie. Znamienne, że również Amerykanie nie oskarżyli oficjalnie separatystów o zestrzelenie samolotu malezyjskiego i wokół jego katastrofy zapadła w mediach światowych prawie całkowita cisza. Natomiast ukraiński SU25 faktycznie mógł omyłkowo zestrzelić samolot malezyjski, zamiast rosyjskiego, gdyż właśnie dla rządu kijowskiego wciągnięcie bezpośrednio Rosji do wojny jest głównym celem,
wprost wymogiem mocodawców USA i Izraela.
Dopiero 9 września opublikowany został pierwszy raport komisji holenderskiej, prowadzącej śledztwo w sprawie katastrofy malezyjskiego samolotu 17 lipca br. na Ukrainie. Spodziewałem się, że ten raport przede wszystkim ujawni zapisy ostatnich rozmów załogi samolotu i dźwięków z czarnych skrzynek, jakie ocalały nieuszkodzone i przekazane zostały przez separatystów do Holandii. Znalazłem tylko jego echo w 2 tekstach. W internetowej INTERII raport w kilku akapitach ujawnił wypowiedzi kontrolerów na wieży lotów w Dniepropietrowsku, że samolot znikł im z radarów. Zwrócili się więc do kontrolerów w Rostowie, a następnie do pilotów kilku samolotów przelatujących aktualnie nad Ukrainą, którzy potwierdzili, że oni także nie widzą na swych radarach samolotu malezyjskiego. Druga wzmianka w TVN, że samolot został zestrzelony przez „rój twardych przedmiotów lecących z duża szybkością”. Nie wiadomo meteoryty czy pociski karabinu maszynowego?