TADEUSZ BINEK – 1.03.2015 r.
Rewolucja i wojna domowa na Ukrainie. Cz. I
widziane w telewizorze polskiej TV


Rewolucja na kijowskim Majdanie
W listopadzie 2013 r. w Kijowie na centralnym Placu Niepodległości (tzw. Majdan) rozpoczął się długotrwały wiecprotest przeciwko urzędującemu od 2010 r. prezydentowi Wiktorowi Janukowi­czowi. Powodem protestów było niepodpisanie przez niego wstępnego porozumienia o przystąpieniu Ukrainy do Unii Europejskiej i zerwaniu rokowań w Wilnie. Przed Janukowyczem prezydentem był Wiktor Juszczenko, a premierem Julia Tymoszenko, którzy doszli do władzy w 2005 r. w wyniku „Po­marańczowej rewolucji” zwolenników Unii Europejskiej i USA, wrogich wobec Rosji. W czasie ich rzą­dów miały miejsce w kraju recesja gospodarcza, inflacja hrywny oraz ostra kłótnia w obozie rządzą­cym. Natomiast w okresie prezydentury Janukowycza nastąpił na Ukrainie wzrost gospodarczy, zli­kwidowana została inflacja cenowa, poprawiły się również stosunki z Federacją Rosyjską. Januko­wycz uchylił także dekret przednika o uznaniu bohaterem narodowym Stepana Bandery, ideologa i twórcy nacjonalizmu ukraińskiego, współpracującego z Niemcami w czasie II wojny światowej.
Początkowo „rewolucja” na Majdanie ograniczała się do nieustającego wiecowania tłumu uczestników na placu i przemówień liderów opozycji, głównie Witalija Kliczki (bokser, 2 m wzrostu). Zgłaszali oni coraz to nowe oskarżenia i żądania wobec prezydenta Janukowycza, a także apele do państw za­chodnioeuropejskich o wsparcie. Faktycznie na estradach Majdanu roiło się od przedstawi­cieli rzą­dów i partii, oraz zespołów wokalnych z ościennych państw, którzy zgodnie dopingowali ma­nifestujących i złorzeczyli na Rosję. Najwięcej było gości z Polski, w tym premier Tusk, prezes PiS Kaczyński, minister Sikorski oraz politycy partii PO, PiS, Twój Ruch, Solidarna Polska, wśród których najbardziej aktywnie zaprezentowali się: Kowal, Kamiński, SaryuszWolski, Wildstein, Ziobro, Kurski...
Majdan w zasadzie otoczony był przez zwarte szeregi milicji, wyposażonej w aluminiowe tar­cze i gumowe palki, blokujących wyjścia z placu manifestujących, którzy z kolei coraz bardziej agre­sywnie występowali przeciw milicji, posługując się kamieniami brukowymi, granatami hukowymi (?) i koktajlami Mołotowa. Telewizja TVN zainstalowała na Majdanie swe kamery i nadawała obraz na żywo z wydarzeń na placu oraz obszerne wywiady i komentarze ze studia.
Nie miałem tyle czasu, ani ochoty, aby oglądać to wszystko, przy czym wielomiesięczny wiec wyraźnie zmienił swój początkowy charakter. Flagi unijne poznikały, zastąpione zostały przez ukraiń­skie i banderowskie z okresu wojny, a także portrety Stepana Bandery. Wyjaśniło się, że organizatrzy Majdanu, którymi były głównie dwie radykalne partie prawicowe Batkiwszczyzna i Swoboda, chcą nie tyle przyłączeniem Ukrainy do UE, co przejęcia władzy w państwie.
Nie mogłem jednakże nie interesować się wydarzeniami na Ukrainie, które jako historyk do­datkowo widziałem i oceniałem w szerokim kontek­ście historycznym, a także nawet biograficznym, bo w Tarnopolskiem mieszkałem w czasie wojny, a urodzi­łem się na Huculszczyźnie. Zachodnia Ukraina jest mi więc bezpośrednio znana, a byliśmy też tury­stycznie na Krymie i w Kijowie. Zresztą nasza TVN prawie non stop od listopada pokazywała i eks­cytowała ludzi tą „rewolucją” na Majdanie Kijow­skim. Jednak starałem się minimalizować oglą­danie i słuchanie tych relacji TVN, zwłaszcza, że towa­rzyszyła im zwykle absurdalna i zakłamana agitacja antyrosyj­ska. Z reguły widziałem też na ekranie co innego, niż gadali komentujący wydarzenia nasi politycy i spikerzy. Zaś jeden z mych responden­tów z Rze­szowa przysłał mi dziesiątki linków internetowych z artykułami i zdjęciami, też odmiennymi od oficjalnej telewizji. To i owo zanotowałem i te luźne notatki i uwagi przedstawiam poniżej, w miarę chronologicznie.
Rewolucja na Majdanie od początku mocno popierana była przez państwa UE, NATO, a zwłaszcza USA. Przy czym Zachód cały czas popisywał się swoją rażącą hipokryzją oraz wrogością do osoby Janukowycza i do Ro­sji w ogóle. Np. szef NATO bez mała codziennie groził i ostrzegał pre­zydenta Janukowycza przed wprowadzeniem stanu wojennego i użyciem wojska przeciwko „pokojo­wym” protestom i manifestacji na Majdanie. Równocześnie 21 lutego na ekra­nach TV widzieliśmy, jak ten „pokojowy” tłum obrzucał ka­mieniami, granatami hukowymi(?) i butelkami z benzyną parter budynku Związku Zawodowego, oble­ganego przez nich prawie całą noc. Ponoć bronili się w ten sposób przed spodziewanym rano ata­kiem na Majdan stu milicjantów, jacy schronili się w budynku, uzbrojeni w tarcze i pałki gumowe. Tę maniakalną argumentację Zachód ochoczo przyjmował. Gdy milicjanci w nocy się poddali i wyszli z gmachu, jego pomieszczenia zostały splądrowane a ich wnętrza oblewane ben­zyną i podpalane. Podobno były jakieś ofiary tego pożaru, ale żadnych konkretnych informacji na ten te­mat ni podano.
W nocy 21 lutego podpisane zostało też porozumienie między Janukowyczem a trzema lide­rami opozycji z Majdanu, przy obecności i gwarancji ministrów spraw zagranicznych Niemiec, Polski i Fran­cji. Już następnego dnia strona rządowa zaczęła realizować wynegocjowane ustępstwa ze swej strony: zwolnienie więźniów politycznych, uchwalenie przez parlament powrotu do konstytucji z 2004 r., z rozpę­du zwolniono Julię Tymoszenko z więzienia itd. Pierwszym krokiem ugody ze strony Majda­nu miało być zdanie broni i zaprzestanie okupacji gmachów publicznych oraz zgoda na przyśpieszone wybory prezydenckie w grudniu 2013 r. Okazało się, że Majdan na nic się nie godzi, jak tylko na pełną kapitulację strony rządowej. Więc po cóż pro­wadzono te rokowania, dla oszukania Janukowycza i opi­nii światowej? Od południa 21 lutego TVN pokazywała pożar wielkiej barykady na ul. Hruszewskiego, będą­cej głównym wylotem z Majdanu. Patrzyłem w telewizor przez dłuższy czas. Przed barykadą stal tłum ludzi, z którego co chwilę ktoś podbiegał bliżej do niej, rzucając kamienie brukowe i butelki z benzyną ponad barykadą, a na nią opony i jakieś drewniane elementy. Pod obrazkiem napis, że „Berkut ataku­je Majdan”, ale żadnych milicjantów nie widziałem, widocznie stali oni za tą ściana ognia i dymu. Zaś tam co chwilę rozbłyskiwały wybuchy ognia tych koktajli Mołotowa, rzucanych przez „atakowanych” manifestantów. Dopiero w Interne­cie oglądnąłem galerię zdjęć: ściana tarcz milicyjnych, częściowo palących się i jakby palących się ludzi. Oglądałem to o północy, pomyślałem, że rano chyba liczba ofiar milicjantów się znacznie zwiększy.
Faktycznie rano liczba zabitych milicjantów urosła z 3 do 9, a cywili z 13 do 25. Intrygowało mnie jacy to cywile zginęli, bo na ekranie TVN manifestantów, stojących i nadal rzucających swoje „Mołotowy”, nikt nie niepokoił. Niewiele znalazłem: 3 osoby zastrzelili manifestanci w nocy, a kilku uprowadzili, przy opanowaniu budynku Partii Regionów. TVP nie dociekała tych ofiar, zaliczając je hurtem do zbrodni Janukowycza. Ale podano też jego oskarżenie o współpracy opozycji z radykałami nacjonalistycznej partii Swoboda i wzywanie manifestujących do użycia broni. Lecz to wy­jątek.
Generalnie nasi politycy z PiS, czy PO, patrzyli w telewizor jak manifestanci obrzu­cają grana­tami „hukowymi"(?) i ogniem milicjantów i mówili bez żenady, że to milicja strzela do mani­festujących. Że oblewa się ludzi wodą z armatek, a na ekranie widać było jak nieudolnie armatki wodne z daleka gasiły pożar barykady, czemu manifestujący na Majdanie się tylko przyglądali itd. Zaś wprost niepoję­tą była podana liczba rannych do 1000 osób? Czyżby Janukowycz poświecił aż tylu swych funkcjo­nariuszy, zabraniając im aktywnej obrony, żeby tylko nie narazić się na zarzut "zbrodni" ze strony państw zachodnich? Przecież oni i tak mogą wymyślić co zechcą, choćby i magazynowanie broni bakteriologicznej, atomowej, czy innego łamania praw człowieka i zagrożenia dla całego świata, jak w Iraku, Libii, Syrii itd.
Zaś 22 lutego kordon tarcz milicyjnych na ul. Hruszewskiego został przerwany w ogniu kok­tajli Mołotowa. Bezbronni milicjanci zaczęli się cofać i właściwie uciekać w głąb ulicy, potem dalej. Ka­mera okazywała jak manifestanci doskakiwali z drewnianymi pałami, bili nimi w tarcze i plecy ucieka­jących oraz rzucali w nich kamieniami brukowymi i butelkami z benzyną. Kilku miało także karabiny, z któ­rych strzelali przed kamerą na wiwat. Sytuacja zmieniła się po godz 10:00, gdy milicjanci otrzymali wreszcie broń palną. Zaczęli się ostrzeliwać, dystans się zwiększył, to goniący zaczęli się chronić pod tarczami i murkami. Wówczas majdanowcy ponieśli zapewne naj­większe straty. TV podała w jakimś momencie 70 zabitych ogółem, rannych 250 milicjantów i 350 cy­wili. Chyba nie było później żadnego oficjalnego bilansu strat ludzkich z wyszczególnieniem stron walki. Potem po kilku dniach oglądałem (z przymrużonych oczu) filmik, na którym pokazano tor­tury (odrąbanie ręki i wykłucie prawego oka) jednego milicjanta z Berkutu, prawdopodobnie ochro­niarza z budynku Partii Regionów, uprowadzonego w nocy 21 lutego.
Po swym zbrojnym zwycięstwie, opanowaniu dzielnicy rządowej i ucieczcewyjeździe prezy­denta Janukowycza z Kijowa, partie opozycyjne postarały się o większość w parlamencie i utworzyły nowy rząd krajowy, obsadzając swymi ludźmi z partii Batkiwszczyzna i Swoboda wszystkie stanowi­ska ministerialne. Rozpoczął on od razu intensywne zabiegi, by jak najszybciej Ukraina stała się członkiem UE i NATO, które wydatnie wspierały rewo­lucję na Majdanie. Liczył przy tym na znaczną pomoc finansową i wielkie pożyczki oraz wciągnięcie USA i NATO do konfrontacji z Rosją. Mocno wspierał go w tym rząd Polski, choć przyłączenie Ukrainy do UE nie byłoby dla niej korzystne z uwagi na konkurencję w węglu, zbożu i taniej ro­bociźnie. Od razu też zaczęto ogłaszać dekrety i uchwały sejmowe, próbując wprowadzić liczne zmiany ustrojowe i polityczne w państwie, m.in. likwidację języka rosyjskiego jako 2 języka urzędowego na Ukrainie.
Przeciwko tym zmianom i nowemu rządowi, wykreowanemu w drodze oczywistego zamachu stanu, zaczęli z kolei protestować mieszkańcy regionów wschodnich i południowych Ukrainy. Za­mieszkuje tam kilkanaście milionów Rosjan, a ludność ukraińska posługuje się językiem rosyjskim. Od galicyjskiej Zachodniej Ukrainy różni ich też m. in. nienawiść do upowcówbanderowców, którzy ich tak samo „rizali”: jak Lachiw i Żydów w czasie wojny. To też w licznych miastach rozpoczęły się manifestacje, wiece, protesty i tworzenie lokalnych grup samoobrony. Nowe władze Kijowa przyjęły te wystąpienia jako wrogą prowokację i zagrożenie integralności Ukrainy ze strony Rosji. Taką samą postawę przyjęły media i rządy USA i państw UE, w tym zwłaszcza Polski i Litwy.
Tytuły naszych (nie)polskich mediów wprost zapowiadały, groziły, judziły, jakby prowo­kowały wojnę ukraińskorosyjską, a nawet III wojnę światową. Jestem realistą, przeczytałem i śledzę na bieżąco książki o konfliktach, wojnach, w ogóle geopolityce ostatnich dziesięcioleci (ale także historię dalszą) i rzeczywiście chyba czas na dużą wojnę, USA zadłużyły się niebotycznie, wojna może roz­wiązać wiele z ich kłopotów finansowych, zwiększyć popyt na broń na świecie, wyeliminować czy osłabić i podporządkować sobie przeciwników.
Ale wojna szykuje się nie o Ukrainę, lecz o Rosję. W marcu już nikt nie wspominał nawet prezydenta Ukrainy Janukowycza, choć podobno jego polityka miała być powodem rewolucji na Maj­danie. Teraz prezydent Władymir Putin jest na wokandzie. O nim wszyscy piszą wszystko: co knuje, planuje, w jakim celu, kogo chce zgnębić i co mu się śniło ostatniej nocy….
Byli już sobie tacy prezydenci, szefowie państw: Miloszewić w Jugosławii, Hussajn w Iraku, Kadafi w Libii, Mubarak w Egipcie, Asad w Syrii i jeszcze wielu innych, zwłaszcza w Ameryce Połu­dniowej wszyscy tym byli podobni, że długo rządzili w swych krajach i że za ich panowania one jako tako się rozwijały, były w miarę stabilne, bez wewnętrznych niepokojów. Wreszcie tym, że w od­powiednim momencie uznani zostali przez USA za wrogów ludzkości, łamiących prawa człowieka, morderców własnego narodu, doszczętnie skorumpowanych, nieprawnie wzbogaconych, z kontami w bankach szwajcarskich itd itp. Demokratyczne media światowe prześcigały się w demonizowaniu i oskarżaniu tych ludzi o przygotowywanie podbojów, posiadanie broni masowej zagłady, stosowanie przemocy i obozów koncentracyjnych, strzelanie do własnego narodu, o ich kryminalnej przeszłości i w ogóle o wszystko, co tylko pismacy mogli wymyślić. Fakty się nie liczyły, a liczyło się zwłaszcza straszenie i granie na emocjach i uczuciach przeciętnych niezorientowanych w niczym obywateli.
Potem następowały wewnętrzne niepokoje w tych krajach, protesty antyrządowe, manife­stacje, następnie zbrojne powstania, wreszcie pojawiały się piękne samoloty i rakiety samosterujące USA i NATO, bombardując co potrzeba. W taki czy inny sposób likwidowano też strasznego przywód­cę i następował amerykański ład i porządek, czyli chaos i wewnętrzne wojny religijne, plemienne, ter­rorystyczne zamachy, w ogóle zażarte walki o władzę i pieniądze.
Mniej więcej w tym samym stylu od listopada 2013 r. na celowniku znalazła się Ukra­ina. Ogłoszono polowanie z nagonką na prezydenta Janukowycza. Lecz sprawy się rozwinęły we wła­ściwym kierunku, władzę na Ukrainie przejęli właściwi ludzie, czyli upraszczając: galicyjscy nacjona­liści, hołdujący ideologii Bandery, więc zaczęło się polowanie na grubszego zwierza, czyli Putina. Bo Rosja rośnie w siłę, ma wzrost gospodarczy większy niż UE i USA, prawie brak bezrobocia. Mimo, że rozczłonkowana w 1991 r., pozbawiona znacznej części przemysłu, zlikwidowanego lub sprzedanego za bezcen przez Jelcyna, jednak trzyma się krzepko. Wygrała rozgrywkę z proamerykańską Gruzją Saakaszwilego o Osetię i Abchazję, miała czelność zorganizowania w Soczi w lutym 2014 r. imponującej Olimpiady Zimowej za 50 mld dol., nie akceptowała upowskiego przewrotu na Ukrainie. Więc najwyższa pora na okiełznanie tego imperium zła (po raz wtóry). Najpierw sankcje i urobienie „światowej opinii publicz­nej”, potem wojenna pomoc dla Ukraińców w odparciu agresji rosyjskiej.
Obecnie więc Putin jest zbrodniarzem świata nr 1, dyktatorem, oprawcą, agentem KGB, super­bogaczem (60 mld dol). Kto chce niech wierzy, niech się boi i modli, żeby odstrzelić tego potwora. Wtedy będzie spokój, a szczęście i dobrobyt zapanują na świecie. Na mój nos to się jednak nie uda, z tej prostej przyczyny, że Rosja jest potęgą atomową. Stworzyło to tzw. „równowagę strachu”, dzięki której w Europie przez 45 lat, do czasu rozbicia Jugo­sławii, nie było żadnej wojny.
Teraz się obawiam, ze może jednak będzie, bo UE też jest na progu bankructwa finansowe­go, szefowie NATO grożą i ostrzegają, zaś najwyżsi przedstawiciele Polski: premier Tusk i ministrowie Sikorski, Sienkiewicz i Siemoniak oficjalnie oświadczyli w TVP, że wojna na Ukrainie już trwa. Rów­nież w internecie tłum „prawdziwych” Polaków, nawołuje usilnie USA i NATO do wojny z Rosją. Nie wiem, ale być może, że staropolskim zwyczajem modlą się o wojnę też w kościołach.
Nic nowego pod słońcem, Jak się zna i czyta książki w temacie to ma się wrażenie, że Stany Zjednoczone AP konsekwentnie, już od kilku dziesięcioleci, budują swój nowy światowy porządek „Pax Americana”, zwany też potocznie i eufemistycznie „globalnym rynkiem światowym”. Akurat prze­czytałem ostatnio książkę Pawła Jasienicy pt. „Ślady potyczek”, wydanej w styczniu 1957 r. M. in. jest w niej zamieszczona jego recenzjaostra krytyka amerykańskiej książki, propagującej wojenny kurs wobec „komunizmu”. Zrobiłem skrót tej książki, cytuję fragment:”
….”Jasienica zrecenzował książkę "Bierny opór czy wyzwolenie" amerykańskiego pisarza J. Burnhama. Napisał on w niej, że Stany Zjed­noczone, do momentu wciągnięcia ich do II wojny świa­towej, nie miały w ogóle żadnej poli­tyki zagranicznej. W trakcie wojny polityka USA polegała tylko na wygraniu wojny za wszel­ka cenę. Zaś po jej za­kończeniu prowadzą one politykę "biernego oporu" przed groźbą ko­munizmu, polegającą na zawieraniu sojuszy wojskowych przeciw ZSRR i otaczaniu tego państwa i jego sojuszników kordonem baz wojskowych. Według Burnhama działania te nie mają agresywnego charakte­ru i są jedynie przeja­wem biernego oporu, nie prowadząc do rozbicia systemu politycznego między Łabą a Pacy­fikiem. To też proponuje zmianę tej bezskutecznej polityki na polity­kę wyzwalania, która mia­łaby polegać na pro­wadzeniu dywersji i szpiegostwa, uznawaniu róż­nych emigracyjnych "komitetów" i rządów, aż do prowadzenia otwartych wojen.
W ich wyni­ku powstałyby w Eu­ropie Wschodniej tuziny niezależnych państw. Następnie dla utrzymania równowagi i pokoju w Europie należałoby je skupić w Federacji Wschodnioeuropejskiej, któ­ra skłócona z Niem­cami i białą Rosją, wraz z innymi państwami narodowymi, stanowiłaby o "rów­nowadze" w Europie, co dla USA jest celem najważniejszym, jak przez stulecia dla wy­spiarskiej Wiel­kiej Brytanii. Główne role w tym "oswobadzaniu" Burnham wyznaczał Niem­com i Japonii, gratu­lując im, że nie zostały zniszczone i od 1945 r., przy pomocy amerykań­skiej, wzmocniły sie gospo­darczo i społecznie najbardziej.”.....
Taką właśnie politykę „Pax Americana” USA realizują mniej więcej od czasów prezyden­tury Re­agana.I kontynuują, mimo, ze nie ma już ZSRR, ani „komunizmu”. W czasie pierwszej kaden­cji Obamy tę politykę wyzwalania jakby spowolniono, teraz wszak ulega wyraźnemu przyspiesze­niu?

Aneksja Krymu przez Rosję
Nowy zreformowany, po zwycięskiej rewolucji na kijowskim Majdanie, parlament ukraiński za­powiedział m.in. szybkie przystąpienie Ukrainy do UE i NATO, zniesienie języka rosyjskiego jako drugiego języka urzędowego, aresztowanie Ukraińców o podwójnym obywatelstwie rosyjskim, zbu­rzenie pomników wojennych poświęconych wyzwoleniu Ukrainy od nazistów oraz zlikwidowanie baz rosyjskich w Sewastopolu. Plany te w szczególny sposób godziły w ludność Półwyspu Krymskiego, zamieszkałego w 58% przez Rosjan i w 24% przez rosyjskojęzycznych Ukraińców. To też regionalne władze Krymu zapowiedziały przeprowadzenie powszech­nego referendum ludności w sprawie sepa­racji Półwyspu od Ukrainy i utworzenia własnego niepodle­głego państwa.
Faktycznie 16 marca na Krymie odbyło się referendum w sprawie secesji obwodu od Ukrainy przy niebotycznej frekwencji 83% i 97% głosujących za secesją. Lokalne władze na Krymie ogłosiły więc niepodległość i zwróciły się do przydenta Federacji Rosyjskiej o włączenie Krymu na powrót do Rosji. Po czym Obwód Krymski wraz z Sewastopolem zostały bezzwłocznie, przy zachowaniu wszelkich formalnych procedur, anektowane i włączone do Federacji Rosyjskiej. Stało się to bez jednej ofiary i praktycznie bez jednego strzału, co zapew­ne jest swoistym rekordem wszechczasów. USA i UE, jak i nowy rząd ukraiński, nie uznały legalności referendum, choć to przecież najwyższa forma demokracji, a nasz mi­nister Sikorski nawet ogłosił, że odbyły się pod karabinami. Nie przeszkadzało mu, że ludność na Kry­mie całą noc wiwatowała, festy­ny, ognie sztuczne. Radowała się, że już nie będzie jej grozić likwida­cja urzędowego języka rosyj­skiego, nowe upowskie pomniki, lustracje, dyskryminacja narodowościo­wa i beznadzieja gospodar­cza. A także zdominowanie przez UE i NATO przeciwko bratniej Rosji.
Aneksja Krymu przez FR spotkała się z ostrą reakcją, potępieniem i sankcjami USA i państw UE, które zarzuciły Rosji pogwałcenie układu budapeszteńskiego z 1994 r., na którym ustalono i zagwarantowano granice niepodległych republik, powstałych po rozpadzie ZSRR. Rosja powoływała się zaś na precedens Jugosławii i utworzenia państwa Kosowo oraz względy historyczne. Mianowicie Krym od XVIII wieku, po wyparciu Turków przez Rosjan, został przez nich zasiedlony i zagospodaro­wany. Dopiero w 1954 r. z kaprysu Chruszczowa został podarowany Związkowej Republice Ukraiń­skiej, gdy Rosja i Ukraina były częścią tego samego państwa ZSRR. Podczas ostatniego spotkania Putin przekazał ponoć Obamie tłumaczenie angielskie tego dokumentu. Jest w nim klauzula Chrusz­czowa, ze w przypadku odejścia Ukrainy od komunizmu i oddzieleniu od Rosji – musi ona zwrócić Krym Rosji. Ale żadnych oficjalnych informacji o tym co powiedział, czy przekazał, Putin podczas tego spotkania, media nie podały.
W ogóle w dniach aneksji Krymu przez Rosję prawie wyraźnie zapachniało gorącą wojną. Od miesięcy trwa­ła już wstępna jej faza, polegająca na psychicznym przygotowaniu społeczeństw do wojny, przez za­sianie nienawiści do wroga. Zwykle głównym jej elementem jest straszenie własnego społeczeństwa i przekonanie go, ze wróg zagraża jego wolności, wartościom, pokojowi i w ogóle całe­mu światu. Więc np. przed napaścią USA na Irak w 2003 r. dość skutecznie przestraszono światową społeczność, że potwór Hussajn gromadzi bronie masowej zagłady, którymi zagraża całemu światu. Dodatkowo miał ponoć kilkanaście wspaniałych pałaców i konta w bankach szwajcarskich (to już kla­syka propagandy USA), że ma nawet karabin (piękne zdjęcie, które wielokrotnie obiegło cały glob) i inne podobne bzdury.
W przypadku Rosji straszak z bronią atomową jest bez sensu, bo ma ją już ponad 60 lat i nie próbowała użyć ani razu. To też z braku armat harcownicy USA zaczęli strzelali z wiatrówek, często pudłując i ośmieszając się wobec uważnego obserwatora, ale apologeci USA łykali ze smakiem naj­większą nawet głupotę. Przykłady tych propagandowych salw, z miesiąca kwietnia:
Sekretarz Obrony(?) USA ogłosił w TV, ze Putin koncentruje wojska tuż przy wschodniej gra­nicy Ukrainy, z zamiarem zajęcia Naddniestrza i Mołdawii wg wzorca krymskiego. Szeroko to dokumento­wał i groził Rosji odpowiednimi sankcjami. Najwidoczniej nie miał przed sobą mapy, i nie zda­wał sobie sprawy z tego, że te kraje położone są na drugim końcu Ukrainy, odległe od jej wschod­nich granic o 1000 km. Wielkie oburzenie wywołały prowokacyjne przeloty samolotu rosyjskiego (kilkanaście razy) nad krążownikiem USA na otwartych wodach Morza Czarnego. Znów ze strony USA posypały się groźby poszerzenia sankcji, oskarżania Rosji o agresję, internauci w „Interii” domagali się nawet bombardo­wania Krymu. I tylko, jakby przez pomyłkę, podano też komunikat komandora tegoż krą­żownika, że sa­molot rosyjski przelatywał nie bliżej jak 900 m od okrętu i nie był uzbrojony. A nazajutrz, już bez ja­kichkolwiek komentarzy i wrzawy medialnej, krążownik odpłynął jednak z Morza Czarnego do swej bazy we Włoszech.
25 kwietnia sekretarz Stanu USA ogłosił, że samoloty rosyjskie naruszyły przestrzeń po­wietrzną nad Ukrainą, a jej premier Jaceniuk uściślił, ze dokonały to 7 razy. Więc USA znów zapo­wiedziały, że przygotowywane są dalsze surowsze sankcje wobec Rosji. Zaś następnego dnia mini­ster obrony ki­jowskiego rządu również grzmiał, że Rosja przygotowuje agresję na Ukrainę, ale będzie ona zbrojnie odparta. Przy okazji stwierdził też, że poprzedniego dnia nie było żadnych lotów wojsko­wych samolo­tów rosyjskich nad Ukrainą. Gdyby więc chodziło o prawdę to USA powinny w tej sytuacji wycofać swe poprzednie oskarżenia i groźby. Ale nic z tych rzeczy, opinia światowa przyjęła i zapa­miętała o kolejnej prowokacji ze strony Rosji, wypowiedzi ministra kijowskiego nikt nie słuchał.
Przez kilka dni media karmiły się sprawą „porwania” i uwięzienia 12 obserwatorów OBWE (w tym 1 Polaka) w Słowiańsku przez separatystów rosyjskich. Informowały, że aresztowani przetrzymy­wani są w nieludz­kich warunkach, jeden z nich wymaga opieki szpitalnej, że separatyści chcą ich użyć jako tarcz ochronnych, że porwani zostali na polecenie Putina, że dąży on do III wojny świato­wej, że złamał konwencję międzynarodową. Tym wszystkim oskarżeniom towarzyszyły groźby ostrych sankcji, domaganie się politycznej izolacji Rosji, uznanie porwania za zbrodnię wojenną i rozpatrzenie jej przez Trybunał Międzynarodowy. A np. Kaczyński objawił, że Polska jest wszędzie tam gdzie są Polacy i zarzucił Tuskowi, że jest za mało energiczny wobec Rosjan. Więc MON zażądało też natych­miastowego zwolnienia Polaka, zagrzmiał też prezydent Komorowski, a minister MSW uznał, że to porwanie to akt skrajnego terroryzmu itd.
Nic mi się nie zgadzało od początku incydentu. OBWE powstała w 1994 r. z KBWE (Konferenc­ja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie), utworzonej w ramach ONZ 14.12.1964 r. (na wnio­sek ministra A. Rapackiego) w celu pokojowego rozwiązywania sporów i konfliktów etnicznych w Eu­ropie. Ma cha­rakter neutralny i opiera się na współpracy głównie pomiędzy UE, NATO i WNP. A tu na za­proszenie rządu ukraińskiego przybyło 7 oficerów z państw UE i razem z 5 oficerami sztabu ukraiń­skiego autobusem pojechali do Słowiańska, niby jako obserwatorzy OBWE. Gdy ich aresztowano z podejrzeniem szpiegostwa od razu wrzask, że ich porwano i niesłusznie uwięziono. Np. w „Interii” la­wina artykułów, komentarzy, protestów, oskarżeń, gromów na Putina ze strony rusofobicznych polity­ków i pismaków. Znów tylko boczkiem, jakby przypadkowo, oświadczenie sekreta­riatu OBWE we Wiedniu, że autobusowa grupa oficerów jest mu nieznana i nie stanowi żadnej misji OBWE. Według mera Słowiańska nie zwracano się do Moskwy w sprawie aresztowania grupy, wg ambasadora pol­skiego mają oni dobre warunki bytowe w Słowiańsku, a cukrzyk ma potrzebne lekar­stwa. Zresztą po trzech dniach cukrzyka zwolniono, a wkrótce całą resztę.
W sumie zabawa raczej z wynikiem minusowym dla rządu kijowskiego. Ale nie, nikt przecież nie przeprosił i nie zdementował kłamstw, insynuacji i oskarżeń wobec separatystów, Rosji, Putina, na­wet nie wyjaśniono kto i w jaki celu stworzył grupę autobusową, którą nadal bezczelnie media okre­ślały jako „misję OBWE”, lub częściej jako „międzynarodowych obserwatorów wojskowych” (co to takiego?) W powszechnym odbiorze utrwaliło się raczej przekonanie o Rosji, jako wrogu OBWEEuro­py. I ta wiara ważniejsza jest od faktów, podobnie jak wiara w posiadanie broni masowej zagłady przez Sad­dama Hussajna w Iraku, czy przeprowadzenie w Smoleńsku zamachu na samolot prezy­denta pospo­łu przez Tuska i Putina.

Masakra w Odessie
Przez kilka dni starałem się nie oglądać ani słuchać (nie)polskiej telewizji, a przynajmniej rusof­obicznych komentarzy o wydarzeniach na Ukrainie. Jednak chciałem zobaczyć jak obchodzono tam Święto Pracy 1 Maja. Lecz TVP tych imprez i pochodów 1Majowych nie relacjonowała, prócz składan­ia kwiatów na grobach(?) przez premiera Jaceniuka. Zresztą zakazał on wszelkich obchodów, 1Majowych, obawiając się ponoć prowokacji.
Za to w dniu 2 maja wszystkie telewizje przez wiele godzin relacjonowały wydarzenia w Ode­ssie. Wg relacji medialnych, w tym wielkim mieście w godzinach popołudniowych kilkuset zwolenni­ków rosyjskich zaatakowało pochód ponad 1500 zwolenników jedności Ukrainy, złożony z mieszkań­ców miasta i kibiców, po meczu piłkarskim klubów Odessy i Charkowa. Byli uzbrojeni w broń palną i koktajle Mołotowa, lecz musieli uciekać przed przeważającym tłumem kibiców i ostatni z nich schronili się w Domu Związkowym, skąd się ostrzeliwali. Zginęły 4 osoby, 200 było rannych, policja była bez­radna, ale aresztowano 150 ludzi. W Domu Związkowym, obrzuconym butelkami z benzyną wybuchł pożar. W jego wyniku spaliło się i zaczadziło 38 separatystów. Było wśród nich 15 obywateli Federacji Rosyjskiej i 5 mieszkańców Republiki Naddniestrzańskiej. Taka była pokrótce relacja naszej telewizji i internetowej „Interii” TVN, już nieco uładzona, gdyż niektórzy redaktorzy dodawali, że separatyści sami podpalili barykadę przed wejściem do Domu Związkowego, co spowodowało pożar obiektu, że strzelali oni z okien do oblegających, że znajdował się tam sztab sił prorosyjskich i że winni za masa­krę są rosyjscy wojskowi, którzy podobno zamierzali zabić kilkaset osób w Odessie, by uzyskać pre­tekst do błyskawicznego zajęcia wschodniej Ukrainy (wg „Ukraińskiej Prawdy”).
Znowu nic mi nie pasowało, zwłaszcza że na ekranie telewizora widziałem zupełnie co inne­go. Starć na ulicach nie pokazano, tylko zabitych, przykrytych flagami. Mało wiarygodne, żeby kilku­setosobowa grupa zaatakowała półtoratysięczny tłum. Dlaczego nie podano która ze stron poniosła ofiary w zabitych i rannych? Jeśli zwolennicy Rosji mieli broń, to czemu uciekali? Nie było też obrazu, że strzelają czy rzucają koktajlami Mołotowa. Za to pokazywano jak (wcześniej) młode dziewczęta Ukrainki, siedząc w kółku na ulicy, przygotowują butelki z benzyną. Weteranki z Majdanu kijowskiego?
Wielokrotnie, przez całe kwadranse, kamera pokazywała też 5piętrowy gmach Związkowy, przed którego wejściem paliły się jakieś namioty czy barykada, także opony, dające czarne chmury dymu, ogień był również w kilku pokojach na parterze i na piętrze nad głównym wej­ściem. Do budyn­ku doskakiwali wciąć oblegający, dorzucając opony i miotając koktajle Mołotowa. Nie kryli się, stali swobodnie, więc nikt ich z gmachu nie ostrzeliwał. Natomiast kamera w bezpośrednim zbliżeniu poka­zywała cywila z pistoletem, który celował i strzelał do wyskakujących z okien. W „Interii” była infor­macja, że 30 separatystów się zaczadziło lub spaliło, a ośmiu, ratując się, wyskoczyło przez okna. Też zginęli, więc oblegający zastrzelili 8 osób (?). Nie podano czy były wśród nich kobiety, dzieci?
Jak to możliwe, że wszyscy znajdujący się ludzie w masywnym 5piętrowym gmachu, z beto­nowymi stropami, zginęli od pożaru, gdy ogień był tylko w kilku pomieszczeniach na dole i straż uga­siła go szybko, gdy przybyła (dopiero) po półgodzinie. Mogli przecież uciec na górne piętra, nawet na płaski dach. Na jakiej podstawie podano narodowość spalonych, gdy kilka ofiar na I pietrze spłonęło „doszczętnie” (na pewno wraz z dokumentami), od wrzucanych butelek z benzyną, a może dolewanej również od wewnątrz?
Tylko wyjątkowo naiwnych zmylić mogły sugestie, że separatyści przybyli z zewnątrz. Rosjan w Odessie mieszka więcej niż Ukraińców, których znaczna część też posiada obywatelstwo FR. Zaś dla 550 tys. mieszkańców Republiki Naddniestrzańskiej (głównie Rosjan), odległej o ok. 20 km, to po­nad milionowe miasto jest głównym centrum pracy, handlu i wyższych uczelni.
Szukałem więc w internecie innych relacji ze strony bezpośrednich świadków, czy nawet uczestników. Oczywiście znalazłem takowe, wyjaśniły mi część wątpliwości, choć nie do końca. Zresztą nie angażowałem się zbytnio, bo to żadna przyjemność śledzić banderowskie ludobójstwo, ja­kie może cieszyć tylko polskich „patriotów”, chorych nieuleczalnie na ostrą rusofobię.
Do dnia 20 maja, głównie z internetowej „Interii” udało mi się zestawić znacznie wiarygodniej­szy opis ponurych wydarzeń w Odessie, niż serwowane informacje przez nasze oficjalne media. Otóż w tym mieście w dniu 2 maja po południu były dwa pochody: duży kibiców piłkarskich miejscowego klubu „Czarnomoriec” i klubu „Metalist” z Charkowa, oraz mniejszy aktywistów „Prawego Sektora” z kijowskiego Majdanu. Ci drudzy zorganizowani, uzbrojeni i planowo sterowani. By zatrzymać ten po­chód kiboli i narodowców wyszła „cała” Odessa wraz z grupą zwolenników rosyjskich z miasteczka namiotowego na placu Kulikowe Pole, przed Domem Związku Zawodowego. Faktycznie doszło do bójek, narodowcy użyli broni palnej, straty w zabitych i rannych były wyłącznie po stronie mieszkań­ców Odessy. Policja była bezradna, zresztą sympatyzowała z mieszkańcami. Już wcześniej narodowcy podpalili miasteczko namiotowe na Kulikowym Polu, następnie udało im się skierować część uciekających ludzi do Domu Związkowego. Tam zabrano im i sprawdzo­no dokumenty osobiste, kilkadziesiąt osób zagoniono do piwnic, gzie ich bez świadków wymordowa­no. Rozproszonych po budynku wyszukiwano i zabijano, podrzucając zwłoki do gabinetu na I pietrze nad głównym wejściem. Pożar jaki wywołano przed budynkiem i w tych gabinetach, miał na celu za­maskowanie dokonanych morderstw. Do tych, którzy wyskakiwali przez okna strzelano z rewolwerów, a dobijało ich dwóch oprawców pod ścianą gmachu, w dymie palących się opon (nie mogłem na to patrzeć na Video Youtube).
Już po napisaniu powyższego przeczytałem w Interii późniejszą relację, zestawioną z kilku zeznań, mieszkańców Odessy, świadków wydarzeń z 2 maja. Już tytuł tego artykułu jest przerażający, wprost niewiarygodny: „Pomordowanych może być nawet do 300! większą część, zwłaszcza dzieci i kobiety, rąbano toporami i zabijano w piwnicach.” Ale relacja ta zawiera kilkadziesiąt fotografii skrajnie drastycznych, wprost makabrycznych, nie nadających się do oglądania przez ludzi, potocznie mó­wiąc, wrażliwych. Ja do takich należę i musiałem mrużyć oczy, by nie widzieć szczegółów (odrąbane głowy itp.). Zdjęcia te to jakby firmowe wizytówki banderowców, zakonserwowanych starannie na emi­gracji powojennej w Kanadzie i USA pod opiekuńczymi skrzydłami zimnej wojny. Nie będę ich też opisywać, ani tym bardziej kopiować. Przytoczę tylko fragmenty tekstów tej makabrycznej relacji, któ­ra składa się na trzecią wersję opisu „rzezi” w Odessie”.
Po podsumowaniu ilości zatrzymanych przez milicję mieszkańców Odessy, znajdujących się w szpitalach i „spalonych” w Domu Związkowym, okazało się, że zaginionych jest jeszcze znacznie ponad 100 osób. Ta tajemnica wyjaśniła się następnego dnia (3 maja), gdy do miasta przybyła grupa ok. 2 tys. prawoseków („Prawy Sektor”), żeby posprzątać po robocie swoich kamratów. Otoczyli oni Dom Związkowy i zaczęli wywozić trupy w workach foliowych. Było ich dużo więcej niż 40, „deklaro­wanych” oficjalnie. W piwnicach znaleziono dodatkowo 160 trupów. Ludzi zabito strzałami lub zarą­bano siekierami. W rzeczywistości od zaczadzenia nikt nie zginął, a spalono na pierwszym piętrze już wcześniej zabitych.
Oto relacja bezpośredniego świadka, chyba uczestniczki ukraińskiej grupy, dokonywującej pogromu: …„Prawy Sektor i “fanatyczni kibice piłkarscy”, którzy wtargnęli do budynku, zabijali ludzi natychmiast, bez dyskusji. Mężczyzn zabijano na miejscu, kobiety dzielono na „tę do gwałcenia, tę do piwnic”. W piwnicach ludzi zabijano. Zaszokowało – “nie trać naboi, tak dawaj”, ludzi bito na śmierć, bito nawet martwych, chociaż kobiety krzyczały, że oni już nie oddychają. Broni u tych, co byli we­wnątrz, nie widziałam u żadnego. Ludzi zabijano z broni palnej, którą mieli praktycznie wszyscy ci, którzy „bronili”.... Dodatkowo z tej relacji można wysnuć, że wśród uczestników rzezi były też kobiety.
Ostateczna ilość trupów w piwnicy ustalona została nieco później na 217. Były wśród nich też trupy dzieci, zabitych wraz z matkami. Łącznie w Domu Związkowym mogło zginąć do 300 osób.
Nawet przedstawiona trzecia wersja nie jest pełnym opisem dokonanego zabójstwa ponad 200 bezbronnych osób cywilnych, głównie studentów, w dniu 2 maja 2014 r. w Odessie. Oczywiście powinno być przeprowadzone szczegółowe śledztwo eksperckie. Faktycznie władze kijowskie zarzą­dziły takie śledztwo, lecz miało ono tylko ustalić kto zorganizował i zgodził się na te równoczesne po­chody 2 maja w Odessie, a nie wyjaśnić przebiegu zajść i wykryć sprawców rzezi. Według kijowskie­go rządu i SBU, zapewne faktycznych ich organizatorów, sprawcą jest Putin i separatyści rosyjscy. Na pewno wszystkie nasze rusofoby przyklasnęły tej najprawdziwszej prawdzie, a USA i UE odpowiednio wynagrodzą. Zapewne dopiero po latach pełny opis i prawda o „rzezi w Odessie” odkryte i ujawnione zostaną na forum opinii światowej.

Ludowe Republiki Ługańska i Doniecka
W kwietniu protesty i manifestacje, organiz
owane na wschodzie i południu Ukrainy przeciwko nowemu rządowi, utworzonemu przez kijowski Majdan, wsparte zostały przez strajki robotnicze, głów­nie w Donbasie, wielkim zagłębiu górniczohutniczym, np. strajki górników 4 maja w Doniecku. Zgła­szane przez strajkujących postulaty dotyczyły zwłaszcza wycofania wojsk rządowych z regionu i orga­nizacji referendum w sprawie statusu Donbasu. Zaś ochotnicze oddziały samoobrony, zorganizowały blokady i kontrolę ruchu na drogach wokół miast, jak również zajmowały ważniejsze obiekty admini­stracji publicznej, zarządy fabryk, posterunki milicji, koszary wojskowe, stacje telewizyjne itp.
Rząd Jaceniuka uznał protestujących jako separatystów, terrorystów, bojówkarzy, agentów Putina, interweniujących z terenu Rosji i odmówił wszelkich rokowań z nimi. W połowie kwietnia za­rządził przeprowadzenie specjalnych operacji sił milicyjnych i wojska, przy użyciu lotnictwa i broni pancernej, celem odzyskania miast i władzy w zbuntowanych obwodach. Jednak prawie wszystkie kolejne ekspedycje pacyfikacyjne i próby odbicia obiektów z rąk separatystów, kończyły się niepowo­dzeniem. Milicja w całości (19 tys.) przeszła na stronę separatystów, zaś wojsko w znacznej części odmawiało użycia broni przeciwko cywilnej ludności i poddawało się bez oporu separatystom, przekazując nawet swe opancerzone transportery.
Sytuacja się częściowo zmieniła, gdy ekipy pacyfikacyjne zaczęto formować z oddziałów Gwardii Narodowej, tworzonej pospiesznie z galicyjskich bojowników Majdanu. Wprowadzili oni swe bezwzględne neobanderowskie metody walki. Najbardziej odrażającym tego przykładem było odbicie 9 maja posterunku milicji portowej w Mariupolu. Według danych polskich mediów siły Gwardii Naro­dowej, i jednostki specjalnej MSW „Azow”, wyposażone w opancerzone transportery, okrążyły i zablo­kowały budynek milicji portowej, zajęty wcześniej przez 60 uzbrojonych cywilnych separatystów. Za­barykado­wa­li się oni we­wnątrz i ostrze­li­wali się. Wojsko otrzymało rozkaz, by nie brać żywych. Telewizja TVN przez godziny pokazywała różne ujęcia palącego się piętrowego budynku i blokujących go transporterów opancerzonych oraz żołnierzy ukraińskich, ostrzeliwujących komendę. W wyniku starć budynek spłonął, zginęło w nim 20 osób, czterech wcześniej pojmano. Po stronie ukraińskiej zgi­nął jeden żołnierz, a pięciu zo­sta­ło ran­nych.
Zupełnie inaczej przedstawiała się relacja na portalu „Onet”, napisana na postawie telefoniczne­go wywiadu z czterema świadkami wydarzenia, mieszkańcami Mariupola. Mianowicie 9 maja miesz­kańcy miasta urządzili obchody Dnia Zwycięstwa. Wszak celebracja zwycięstwa nad faszyzmem nie podo­bała się Prawemu Sektorowi. Kazali miejscowej milicji ją rozpędzić. Milicja odmówiła, twierdząc, że manifestujący nie robią nic złego, nie chcieli też robić krzywdy swoim ziomkom. Wtedy do akcji wkro­czył Prawy Sektor, zaczęli strzelać do bezbronnych ludzi. Zginęło i rannych było kilka osób cywil­nych. Potem otoczyli ze wszystkich stron komendę portową i budynek podpalono. W pożarze i od ostrzału zginęło 20 milicjantów i cywili, nikt nie ocalał.
W dniach 11-12 maja separatyści prorosyjscy przeprowadzili w obwodach Ługańskim i Do­nieckim referendum ludności w sprawie niezawisłości obwodów. Przy bardzo wysokiej frekwencji, od­powiednio 81 i 74,5%, za odłączeniem od Ukrainy opowiedziało się 96 i 89% głosujących. Już w na­stępnym dniu separatyści ogłosili więc utworzenie niezawisłych Donieckiej Republiki Ludowej i Ługań­skiej Republiki Ludowej. Po kilku dalszych dniach w Doniecku zorganizowany został Kongres Ludowy z udziałem przedstawicieli miast i 8 regionów Ukrainy, na którym ogłoszono manifest w sprawie powo­łania Zjednoczonego Frontu Narodowego, z zadaniem jednoczenia wysiłków wszystkich zwolenników Federacji Ukrainy oraz ochrony ludności cywilnej przed terrorem rządu kijowskiego i gangami, finan­sowanymi przez ukraińskich oligarchów i zachodnie służby wywiadowcze. Równocześnie w hotelu „Szachtar Plaza” w Doniecku przedstawiciele obu Republik podpisali stosowny dokument połączenia ich w jedno państwo, pod nazwą „Noworosja”. Wcześniej przesłano do Moskwy propozycję prośbę o przyłączenie do Federacji Rosyjskiej.
Faktycznie ujawnione zostały fakty finansowania przez oligarchę Kołomojskiego z Dniepro­pietrowska dwóch prywatnych batalionów wojskowych i podejrzenia, że na wschodzie Ukrainy działa­ją najemnicy wojskowi z USA, Izraela, Niemiec i Polski(?). Dziennik niemiecki „Bild am Sonntag” już 12 maja ujawnił, ze takich najemnikówżołnierzy amerykańskich jest czterystu. Zaangażowani zostali poprzez prywatną agencję amerykańską, działającej wcześniej pod szyldem „Blackwater” na Bliskim Wschodzie i w Azji Centralnej, wyręczając tam amerykańskie wojsko w niewygodnych wizerunkowo ak­cjach. Walczą oni w mundurach ukraińskich żołnierzy, ale bez żadnych odznaczeń.

Wojna domowa na wschodzie Ukrainy
W maju 2014 r. samozwańczy rząd Jaceniuka wzmógł akcje pacyfikacyjne na terenie zbuntowanych obwodów Doniecka i Ługańska, angażując w walkach ciężki sprzęt bojowy, w tym heli­koptery i samoloty szturmowe. W trakcie rewolucji na Majdanie kijowskim nieomal codziennie szef NATO przestrzegał prezydenta Janukowycza przed użyciem siły wobec manifestujących. Faktycznie do ostatniego dnia milicjanci, blokujący Majdan, dysponowali jedynie aluminiowymi tarczami, którymi osłaniali się przed koktajlami Mołotowa i kamieniami brukowymi, miotanymi przez „pokojowych” mani­festantów. Natomiast użycie broni, nawet ciężkiej, przeciw przeciwnikom nowego reżymu, jaki powstał w Kijowie w drodze zamachu stanu, zostało przyjęte przez NATO, USA i UE z aprobatą. W tym nawet pogromy w Odessie i Mariupolu, przy stwierdzeniu szefa NATO, że rząd Jaceniuka ma prawo robić „porządek” na swoim terenie i może w tym liczyć na pomoc Zachodu. Jaskrawa hipokryzja i cynizm politycz­ny. O cóż więc w rzeczywistości chodziło?
W najmniejszym stopniu nie o włączenie do Unii Europejskiej, rozwój, postęp, dobrobyt Ukra­iny. Rzecz w tym natomiast, by oba słowiańskie narody, przez kilka wieków złączone, poróżnić między sobą. By razem lub oddzielnie nie wyrosły znów na potęgę w Europie, mogącą zagrozić interesom USA. Nic nowego pod słońcem. Taką politykę prowadziła Wielka Brytania w Europie przez setki lat. Stany Zjednoczone robią to teraz systematycznie i konsekwentnie w skali całego globu po II wojnie światowej („Doktryna szoku” – Naomi Klein).
Okazja znakomita, bo na Majdanie kijowskim zwyciężyła rewolucja neobanderowska, a w no­wym rządzie prawie wyłącznie swoi, czyli obywatele ukraińscy, pochodzenia żydowskiego. Wypełnią oni swoją misję niezawodnie, postbanderowcy z ochotą zaczęli już „rizat” Rosjan, swych najwięk­szych wrogów (po Polakach), media demokratyczne sączą swą zakłamaną propagandę i szczują w miarę skutecznie, Kongres uchwalił pieniądze na wsparcie rządu kijowskiego, a najemnikówpsów wojny na Ukrainie coraz więcej. Trzeba było jeszcze tylko sprowokować Putina, by wreszcie wysłał swoje wojska do obrony palonych i bombardowanych separatystów prorosyjskich....
Dnia 25 maja odbyły się wybory prezydenckie na Ukrainie. Liczyłem, że pewny zwycięzca Petro Poroszenko ostudzi atmosferę, wymieni radykała premiera Jaceniuka itp. Ale szybko utraciłem ta nadzieję, gdy okazalo się szybko, że Poroszenko najwidoczniej opowiada się za pełną wojną z Ro­sją, ze nie będzie kierować się jakimiś tam interesami ukraińskimi, a nawet własnych firm czekola­dowych w Rosji, lecz podporządkuje się dyrektywom CIA i Izraela, jako Walzman (Poroszenko to na­zwisko po żonie) i wraz z innymi oligarchami pochodzenia żydowskiego przystąpi do ostrej, cynicznej, bezwzględnej wojennej destabilizacji Rosji przy użyciu galicyjskiej pobanderowskiej Ukrainy.
Rano w poniedziałek 26 maja rząd kijowski zaatakował lotnisko w Doniecku. Wylądował tam de­sant spadochronowy z helikopterów, samoloty szturmowe ostrzeliwały rejon lotniska i wybrane cele w mieście (ponad milion mieszkańców). Wieczorem podano, że zginęło 400 „separatystów”, że stosy trupów zalegają w prosektoriach, prawie żadnych strat własnych, ucieczka tysięcy ludzi z miasta. Ale we wto­rek rano strajk wszystkich kopalni węgla w Doniecku i żądanie przerwania bombardowań, w przeciw­nym razie generalny strajk w całym zagłębiu Donbasu (to więcej niż nasz Górny Śląsk). O tym wszystkim polska telewizja informowała wybiórczo i nie pokazała np. kilkugodzinnego po­chodu strajkujących, idącego głównymi ulicami Doniecka. Zamiast tych zdarzeń przez kilka dni infor­mowała o losach księdza Witka z Kazachstanu. Przyjechał on w poniedziałek do Doniecka w odwie­dziny do Towarzystwa Jezusowego a w południe we wtorek gdzieś poszedł i wieczorem w Towarzy­stwie wzniecono alarm, że zaginął, zaś polska TVN, że został porwany przez separatystów. Minister MSZ Sikorski polecił generalnemu konsulowi polskiemu w Doniecku, żeby odszukał zaginionego, zaś z Charkowa przyjechał biskup, żeby rokować z porywaczami. Wreszcie znaleziono go, przesiedział gdzieś noc zatrzymany, bo nie miał żadnych dokumentów. Po zwolnieniu redaktor TVN przeprowadził z nim wywiad. Potem powtarzano co pół godziny informację, że separatyści więzili go w kazamatach i grozili mu obcięciem ręki, rozstrzelaniem i powieszeniem. Był też fragmencik wywiadu z nim. Nawet nie używał określenia separatyści, tylko że przesłuchiwał go jakiś człowiek, który mu groził, nie mógł sobie przypomnieć, czym. Powiedział też, że chłopiec, który go o 10tej zaprosił na śniadanie, dał mu też swój kask, gdy zaczęło się ostrzeliwanie sąsiednich budynków przez samoloty myśliwskie. „Prze­mycił” w ten sposób informację, że miasto było ostrzeliwane przez samoloty i tego się bał i ubrał kask na głowę. Gdyby oglądał TVN na pewno mocno by się zdziwił, że służy polskiej propagandzie antyro­syjskiej jako męczennik, któremu Putin chciał coś tam uciąć.
W czerwcu sprawy ukraińskie się nieco skomplikowały, a równocześnie zmienił się ich ze­wnętrzny wizerunek i znaczenie. Mianowicie na Bliskim Wschodzie powstało państwo Iraku i Lewan­tu, utworzone przez radykalnych islamistów, wspieranych dotąd przez USA w wojnie z Asadem w Sy­rii. Zajęli oni Mosul i ruszyli na Bagdad przeciw „demokratycznemu” rządowi, skleconemu przez Ame­rykanów. Trzeba więc było wysłać doradców, broń i pieniądze oraz pomoc lotniczą dla tego rządu. Równocześnie USA mediowały w konflikcie o jakieś wysepki na Pacyfiku między Wietnamem i China­mi, także między Japonią i Chinami. Cały czas wiodły też spór z Iranem i Koreą Północną oraz uwi­kłane były w wojnach i rozruchach w Libii, Egipcie, Nigerii, Somalii i kilku krajach Ameryki Łacińskiej. Trudno było im więc było budować nowe fronty na Ukrainie przeciw Rosji. Poza tym na Ukrainie jesz­cze inne interesy miała UE, Polska, zaś Putin nie objawiał najmniejszej ochoty na bezpośrednią mili­tarną interwencję, a Kijów zagrożony finansowym bankrutem potrzebował wielkich pieniędzy itd.
W tej sytuacji można się było spodziewać jakiegoś przełomu na wschodzie Ukrainy. Były symp­tomy, że UE nakłania rząd w Kijowie do rozmów rozejmowych z separatystami. Dotąd ogłaszał on tyl­ko co najwyżej jednostronne „rozejmy”. które miały polegać na bezdyskusyjnym poddaniu się i złoże­niu broni przez separatystów prorosyjskich. Faktycznie w czasie tych „rozejmów” przygotowywano koncentrację nowych wojsk, Gwardii Narodowej i oddziałów najemników zagra­nicznych, organizowa­nych przez oligarchów, by następnie przystąpić do kolejnych silniejszych ”akcji antyterrorystycznych”.
Rzeczywiście zaistniały pewne zmiany. Szef NATO przestał nawoływać Putina prawie codzien­nie do wycofania wojsk rosyjskich znad granicy, Obama w ogóle zamilkł, zelżały jakby pogróżki UE pod adresem Moskwy. Jednak Poroszenko znów wznowił swoją akcję antyterrorystyczną przeciw wła­snym obywatelom na wschodzie Ukrainy, z użyciem najcięższego uzbrojenia: lotnictwa, w tym bom­bowego, artylerii i ciężkich czołgów. Trwała ona kilka tygodni, w czasie których separatyści utracili dwa półmilionowe miasta Słowiańsk i Mariupol oraz znaczne terytoria Donbasu.
W polskich mediach właściwie nie było rzeczowych informacji o walkach i ich skutkach, przytaczano jedynie wybiórczo różne epizody i komentarze, z reguły zakłamujące zaistniałe realia. Na przykład: Że dwa czołgi rosyjskie z zamalowanymi napisami „Na Kijów” i ukraińskimi flagami jeździ po ulicach Ługańska i strzela do okien domów, by wzbudzić nienawiść do armii ukraińskiej, która oczywi­ście nie walczy z ludnością cywilną. Zaraz potem na ekranach widzieliśmy kolumnę czołgów zajmują­ca tereny separatystów. Że w Ługańsku grupa dzieci wygrzebała gdzieś ze schowka terrory­stów po­cisk armatni, który wybuchł, gdy bawili się nim na podwórku. Między innymi 1roczny chłopiec stracił ręce i nogi. A potem, żeby utrwalić w pamięci tę rewelację, pokazano w TVP baterię ciężkich dział, ostrzeliwujących coś tam daleko. Że armia utworzyła korytarze humanitarne dla ewakuacji lud­ności cywilnej z oblężonych miast. Po raz pierwszy 26 czerwca TVP pokazała też obozy pod Rostow­em i tłumy uchodźców, których 750 tys. uciekło przed tą armią i ich „korytarzami” do Ro­sji.
` W dniu 17 lipca nad wschodnią Ukrainą został zestrzelony malezyjski samolot pasażerski Bo­eing 707 z 298 osobami na pokładzie. Szczątki samolotu spadły w w pobliżu miasta Torez na terenie obwodu donieckiego, zajętego przez separatystów prorosyjskich. Prawie natychmiast po katastrofie rząd kijowski opublikował zdjęcie rosyjskiego zestawu rakietowego BUK, z którego rzekomo zestrze­lono samo­lot oraz meldunek o jego zestrzeleniu, złożony przez dowódcę BUKa swemu rosyjskiemu przeło­żonemu. Ale szybko okazało się, że te nagrania dokonane zostały przed katastrofą, wywiad amery­kański także je zdementował. SBU kijowska ogłosiła jednak w kolejnej swej wersji, że wg jej śledztwa, separatyści zestrzelili samolot malezyjski przez pomyłkę, zamiast samolotu Aeroflotu, jaki w tym cza­sie miał tam też przelatywać. Chcieli mianowicie w ten sposób sprowokować Rosję do włą­czenia się do wojny domowej na Ukrainie.
Natomiast media rosyjskie opublikowały zdjęcie satelitarne z 2ma myśliwcami SU25 w pobli­żu samolotu malezyjskiego, także w tygodniku „NIE”, publikowana była informacja malezyjskich me­diów, że z badania wraku wynika, iż boeing został trafiony przez rakietę z myśliwca i dobity serią z ka­rabinu maszynowego. Później Rosjanie umieścili w internecie nagranie rozmowy między oligarchą Kołomojskim i ministrem obrony Ukrainy Walerym Geletejem, w której omawiają zestrzelenie lotu MH17. Z rozmowy jasno wynikało, że zestrzelenie było celowe, przygotowane i wykonane przez obec­ne władze kijowskie. Znamienne, że również Amerykanie nie oskarżyli oficjalnie separatystów o ze­strzelenie samolotu malezyjskiego i wokół jego katastrofy zapadła w mediach światowych prawie cał­kowita cisza. Natomiast ukraiński SU25 faktycznie mógł omyłkowo zestrzelić samolot malezyjski, za­miast rosyjskiego, gdyż właśnie dla rządu kijowskiego wciągnięcie bezpośrednio Rosji do wojny jest głównym celem, wprost wymogiem mocodawców USA i Izraela.
Dopiero 9 września opublikowany został pierwszy raport komisji holenderskiej, prowadzącej śledztwo w sprawie katastrofy malezyjskiego samolotu 17 lipca br. na Ukrainie. Spodziewałem się, że ten raport przede wszystkim ujawni zapisy ostatnich rozmów załogi samolotu i dźwięków z czarnych skrzynek, jakie ocalały nieuszkodzone i przekazane zostały przez separatystów do Holandii. Znala­złem tylko jego echo w 2 tekstach. W internetowej INTERII raport w kilku akapitach ujawnił wypowie­dzi kontrolerów na wieży lotów w Dniepropietrowsku, że samolot znikł im z radarów. Zwrócili się więc do kontrolerów w Rostowie, a następnie do pilotów kilku samolotów przelatujących aktualnie nad Ukrainą, którzy potwierdzili, że oni także nie widzą na swych radarach samolotu malezyjskiego. Dru­ga wzmianka w TVN, że samolot został zestrzelony przez „rój twardych przedmiotów lecących z duża szybkością”. Nie wiadomo meteoryty czy pociski karabinu maszynowego?

Powrót do poprzedniej strony