Wybory prezydenckie w USA

Wiele dziwnych wydarzeń dzieje się w geopolityce światowej. Polskie media o wielu wydarzeniach w ogóle nie informują, lub tylko ograniczają się do komentarzy własnych redaktorów, nie informujących o ich meritum. A liczne fakty są zaskakujące i nieprzewidziane, gdyż żyjemy najwidoczniej na jakimś znaczącym zakręcie historii, gdy świat zmienia swą geopolitykę, porzucając globalny neoliberalizm na rzecz narodowych gospodarek? W każdym razie, żeby te zmiany zrozumieć i właściwie je ocenić, trzeba je wpierw zanalizować. Stąd poniższe przemyślenia, Czas pokaże na ile trafne.

Świat bardzo się nam zmienił w ostatniej dekadzie lat. Szczególnie wyraźnym tego dowodem są wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych z 8 listopada bieżącego roku. Odtąd różne rządy, sprawy, wydarzenia, dziejące się w świecie prezentują się zgoła odmiennie, niż dotychczas były postrzegane. Przede wszystkim dotyczy to samych Stanów Zjednoczonych, które dotąd chyba wszyscy uważaliśmy za jednolity monolit, supermocarstwo, hegemona i żandarma światowego, budującego swoisty Pax Americana na wszystkich kontynentach.
A tu nagle okazało się, że są dwie różne i wzajemnie skonfliktowane Ameryki. Jedna obejmująca ludzi pracy najemnej, miasta i wsie,a druga to elity polityczne i finansowe, banki, media i korporacje przemysłowe. Ta druga rządzi pierwszą, przekształciła ją w ostatnich 30 latach w ramach globalnej neoliberalnej gospodarki rynkowej z kraju wysoko uprzemysłowionego w kraj postindustrialny.
Tego typu przemiany dokonane zostały w całym świecie, co dobrze opisane zostało w książce „Doktryna szoku” Naomi Klein, obejmującej neoliberalną destrukcję istniejących gospodarek państw od Chile (1973) po Irak (2007). Niewiele w niej o samych Stanach Zjednoczonych. Dopiero obecnie dowiadujemy się o rozmiarach destrukcji „pierwszej” Ameryki, dokonanej przez tenże globalny neoliberalizm. Jej najbardziej wyrazistym przykładem może być miasto Detroit, niedawno dwumilionowa metropolia przemysłowa USA, zwłaszcza słynna z produkcji samochodów. Otóż w 2013 roku miasto formalnie zbankrut0owało. W sytuacji likwidacji większości zakładów przemysłowych, wyludnienia do 700 tysięcy mieszkańców, paraliżu służb porządkowych, komunikacji publicznej, szpitalnictwa oraz wielomiliardowego zadłużenia.
I oto ta „pierwsza” Ameryka jakby zbuntowała się wobec rządzącej elity liberalnej Ameryki, głosując przeciwko Hillary Clinton, która tę elitę reprezentowała. Paradoksem jest, ze prezydentem wybrany został akurat miliarder biznesowy Donald Trump. Co zresztą łatwo można wytłumaczyć tym, że kampania wyborcza w USA wymaga milionów dolarów, jakich normalnie „goły”, najbardziej nawet mądry i ideowy lewicowiec, nie posiada.
Nie ma jeszcze pewności, czy Trump będzie realizować konsekwentnie swe obietnice, programy i hasła wyborcze. Jak dotąd, wszystko wskazuje na to, że raczej tak, choć niektóre drugorzędne postulaty zapewne złagodzi, lub z nich zrezygnuje, jak np. budowa muru na granicach USA z Meksykiem. Najważniejsze, że zmiany w geopolityce USA , jakie rysują się za kadencji Trumpa to zwrot od geoliberalizmu do narodowej gospodarki Stanów, rezygnacja, lub ograniczenie funkcji światowego żandarma, w tym swego udziału w NATO, oraz poprawa stosunków z Rosją, z którą Trump chce korzystnie handlować i robić interesy, a nie wojować. Jeśli te 3 warunki będą faktycznie realizowane, to zdecydowanie oddali się groźba trzeciej wojny światowej, o której od kilku lat media światowe piszą i głoszą powszechnie.
Ale już obecnie wybory prezydenckie w USA z 8 listopada, zmieniają optykę widzenia geopolityki światowej. Dotąd prawie wszystkie wojny, rewolucje, powstania ostatnich kilku dziesięcioleci zaliczane były na konto USA. Ich media je inspirowały i przygotowywały propagandowo, rządy finansowały, siły zbrojne realizowały, a korporacje przenysłowo-biznesowe penetrowały i eksploatowały. Teraz widać jak na dłoni, że stanowiąca 1% populacji USA, najbogatsza, rządząca elita polityków, bankierów, generałów i władców medialnych, to bardziej jakiś ponadnarodowy, światowy, mglisty, nieformalny rząd. Zaś Stany Zjednoczone to tylko wielkie, realne państwo, jak wszystkie inne będące eksploatowane i wykorzystywane w wielkiej światowej geopolityce przez ów światowy rząd mitycznych banksterów.
Tymczasem trwają różne próby zwolenników Clintonowej, by obalić wyniki wyborów z 8 listopada. W piątek, 25 listopada, portal Interii podał jako główną swą informację o 2 raportach rzeczoznawców amerykańskiego wywiadu, że odpowiedzialną za przegranie wyborów przez Hillary jest Rosja. W szczególności media rosyjskie RT i Sputnik, ukazujące się w USA. Czytałem cierpliwie ten dość długi artykuł, którego więcej niż połowa treści to były oskarżenia, że intryga Rosji, hakerzy rosyjscy, kłamstwa, nie pierwsze zresztą, przygotowywane przez specjalne służby, przy udziale KGB, wg instrukcji Putina, w interesie Rosji itp.
Wreszcie kilka zdań o tych kłamstwach. Jako najważniejsze to szerokie poinformowanie opinii światowej o zasłabnięciu Hillary podczas wiecu 11 września w Nowym Jorku, a następnie kłamliwe informowanie, że źle się czuje i jest chora, gdy przez kilkanaście godzin potem nie było żadnych oficjalnych informacji o stanie jej zdrowia. I jeszcze jakieś zarzuty, które chciałem odczytać na drugi dzień, ale rzeczonego artykułu w internecie już nie znalazłem. Sam oglądałem pobyt Clintonowej na wiecu w NY, jaki przez TFN nadawany był na żywo, z równoczesnym tłumaczeniem na język polski. I oczywiście widziałem zasłabnięcie i wyprowadzenie Clinton do ambulansu.
Domniemam, że przebieg wiecu na żywo, na swych telewizorach, oglądało miliony osób na świecie. Więc jak RT mogło pierwsze informować o zdarzeniu? Czyste debilne kłamstwo. Jaki mogło mieć ono cel? Otóż Trump jeszcze nie został formalnie prezydentem USA, zadecyduje o tym głosowanie elektorów w dniu 15 grudnia. Może się zdarzyć, że niektórzy, wygrani przez Trumpa, zagłosują na Hillary Clinton. Oczywiście, te zarzuty o obcej ingerencji w wyborach, przeliczanie głosów, szeroka krytyka i dyskwalifikacja Trumpa, skierowana jest do tych elektorów, by nie głosowali na niego. Nie wiem czy konstytucja przewiduje jakieś dodatkowe procedury w takich wypadkach. Ale wiem, że białe można uważać za czarne i odwrotnie i że jest to kwestią przede wszystkim wiary, a nie rzeczywistych faktów. Co świetnie potwierdza np. mit zamachu smoleńskiego.

Kraków, 30.11.2016 r.

Powrót do poprzedniej strony