Sarmatyzm a Prusy

Dariusz Łukasiewicz
Więcej piersi czyli kapitalistyczna rzeź niewiniatek
Sarmatyzm a Prusy 1772 - 1815


W lipcu 2015 r. na XIX Zjeździe Historyków Polskich w Szczecinie wygłosiłem referat "Sarmatyzm a Prusy 1772-1815". Wystąpienie było niezwykle udane i zakończyło się równie wielkimi brawami, jak i mającą po nich miejsce dziką awanturą, zwieńczoną prawie bójką. Czyli zaiskrzyło. Wzburzenie ma oczywiste powody. Prusy wychwalałem z entuzjazmem oraz wydawałem nawet okrzyki zachwytu, a Sarmatyzm krytykowałem i nawet w miarę możności lżyłem z lekceważeniem i wzgardą, wywracając oczami dla podkreślenia niechęci przy pomocy mowy ciała.

Sarmaci versus Prusacy
W ocenie państwa pruskiego polska historiografia jest zróżnicowana. Od lat 70-tych pojawia się coraz więcej pozytywnych ocen pruskiego absolutyzmu ze względu na jego rozległe cywilizacyjne osiągnięcia. Szczególnie ważny jest tu głos profesora Stanisława Salmonowicza z Instytutu Historii PAN i Uniwersytetu Toruńskiego, który, nie negując cieniów, wydobył też wcześniej skrywane blaski. O ile jednak do dzisiaj na temat owych mankamentów w historii Prus powiedziano już zdecydowanie więcej niż wszystko, to o urokach i wdziękach ciągle niewiele.
Dla lewicy jest to sprawa kluczowa, bo chodzi o ukazanie historycznej roli różnych instytucji państwa w kształtowaniu możliwie egalitarnego ładu instytucjonalnego Europy, co przez neoliberałów jest przemilczane, albo zamiatane pod dywan. Trzeba powiedzieć więcej o fundamentalnej roli instytucji państwa w Prusach w tworzeniu szkolnictwa, służby zdrowia, emerytur, ubezpieczeń, proporcjonalnych podatków, mieszkalnictwa, unifikacji i egalitaryzacji prawa i zrównania wobec prawa, nie tylko klas społecznych, ale i kobiet. Wszystko to jest szczególnie dobrze widoczne na tle mizerii sarmackiego „liberalizmu” czyli słabości państwa, zatopionej w oligarchicznym klientelizmie, zdradzie kraju, zwanej dawniej jurgieletnictwem, i złodziejstwie.
Ogrom zmian, jaki nastąpił w Prusach w XVIII w., szczególnie w dobie rządów króla Fryderyka II, jest imponujący. Zbliżyły one kraj ten do nowoczesnych, bardziej egalitarnych relacji międzyludzkich, profesjonalizmu, odrzucenia zasady urodzenia na rzecz kwalifikacji i edukacji. Oczywiście ciemna strona autorytaryzmu, militaryzmu i rządów junkrów jest oczywista i nie trzeba o tym przypominać, bo robi się to u nas bez przerwy od dwustu lat.
Tak więc wychwalałem i opiewałem ile się dało, łącznie z uwłaszczeniem chłopów w majątkach państwowych dużo wcześniej niż w prywatnych, bo zachwalana u nas szlachta, także w Prusach, do uwalniania chłopów się nie garnęła i robiła co mogła, aby ich uwolnienie powstrzymać. Tak też naigrawałem się z niej w miarę możliwości, oczywiście obiektywnie, z dystansem oraz bez anachronicznego wymagania, aby była za gejami i lesbijkami.
Moi konserwatywni adwersarze w dyskusji zapewniali, że szlachta pupki chłopom podcierała, podtykała pod dziubek frykasy i było im jak u Pana Boga za piecem, chociaż żadnych większych nowych prac weryfikujących bardziej minorowe interpretacje w Polsce nie ma. Bada się u nas głównie dzieje szlachty i, co znamienne, na zjeździe były tylko panele na temat ziemiaństwa i elit miejskich, o warstwach niższych nic. Ani o chłopach, ani o robotnikach, ani o warstwie psów z kulawą nogą. Komuś jeszcze przyszło standardowo do głowy zarzucić mi, że wracam do teorii walki klasowej, gdyż ten zwrot jest dzisiaj właściwie uważany za obelżywy i nieprzyzwoity i nieużywany w dobrym towarzystwie. Chyba że po spożyciu ogromnej ilości alkoholu.
Gładko też i metodologicznie bez sensu dyskredytowano znaną książkę profesora Jana Sowy z UJ, jako pozbawioną bazy archiwalnej. Fetyszyzowano przy tym i mitologizowano źródła archiwalne i pozytywistyczny kult nieistniejących przecież, oderwanych od kontekstu i całości struktury faktów bazowych. Ze źródłami archiwalnymi można pisać równie głupio jak bez źródeł, co nie znaczy, że ja z nich nie korzystam.

Do akcji wchodzą piersi
Wspomnę też tylko jeden wątek dyskusji, bo interesujący i oryginalny, a znamienny politycznie. Panowie na naszym panelu bardzo żywo dyskutowali na temat kobiecych piersi. Kolega, dla zilustrowania tematu dziejów karmienia piersią, puścił całą serię slajdów damskiego biustu multikulti i ponadklasowo, a więc indyjskich, indiańskich, cygańskich, wiejskich, miejskich i plebejskich. Także biusty z Modlina i Pruszkowa oraz z Ziem Odzyskanych. Były też biusty według grup zawodowych i wiekowych, naturalne oraz sztuczne. Męska część słuchaczy wydawała głębokie westchnienia, a żeńska ziewała, albo siedziała coraz bardziej wkuta, purpurowa i naindyczona. Piersizm! Nagle z rogu dobiegło zawodzenie adiunkta, bo ukazała się pierś ze stojącym sutkiem, co prowadzący skomentował uspokajająco - to z zimna. Mi też z zimna - wrzasnął doktorant z środka sali. Skandal! -krzyknęła pani profesor i ze zdenerwowania zamiast z sali wyjść, weszła. A pani adiunkt, wprost przeciwnie, oświadczyła - Mam nie gorsze!
Oczywiście wszystko to o piersiach zmyślam na poczekaniu. Zamiast kolorowych panoram biustów w rzeczywistości była nudna abstrakcjonistyczno-kubistyczna prezentacja z wykresami, tabelami, naciapanymi kwadracikami, strzałkami, kulkami i trójkącikami, co ilustrowało dane statystyczne.

Rzeź niewiniątek
Ale sprawa karmienia piersią jest bardzo poważna - nie mniej od powstania warszawskiego 1944. Mianowicie przy całkowitym braku stosownej przetworzonej żywności dla niemowląt w przeszłości i nieznajomości dietetyki rezygnacja z karmienia piersią powodowała masowe choroby przewodu pokarmowego i ogromną śmiertelność niemowląt - nawet 20-40% do 1-go roku życia. Zgroza, dzisiaj to są promile. Zdrowo było więc karmić piersią możliwie jak najdłużej, do 2-3 roku życia dziecka, chociaż i wówczas śmiertelność pozostawała dosyć wysoka. Przyczyny rezygnacji z naturalnego sposobu karmienia są złożone, ale w różnych epokach był to problem bardzo poważny. Prawica konserwatywna chce jednak, instrumentalnie i propagandowo wykorzystując fakty, chwycić kobietę za biust i karmieniem piersią i nieślubnymi dziećmi odciągnąć ją od pracy na stałe do domu, przynajmniej w przyszłości. Wepchnąć kobietę z powrotem w rolę jedynie żony i matki, by rodziła jednego dzieciaka za drugim i tak, do menopauzy oraz śmierci z powodu komplikacji porodowych, jako chodząca darmowa mleczarnia.
Prawica wskazuje, że karmienie piersią jest „tradycyjne”, chociaż lepiej powiedzieć „naturalne”. Wiąże je z siedzeniem kobiety w domu i katolicyzmem. A natomiast niezdrowe sztuczne żywienie wynikać miało z laicyzującego się i poddającego łatwiej nowoczesności protestantyzmu, z industrializacji i masowej pracy kobiet z warstw niższych. Czyli są to dramatyczne skutki pójścia kobiety do pracy.
Trochę to prawda, ale nie całkiem tak to wyglądało. Przede wszystkim kobieta pracująca była wcześniej i jest dzisiaj na wsi. Chłopka pracowała nie mniej niż miastowa robotnica i w różnych rejonach rezygnacja z karmienia przed industrializacją występowała na dużą skalę. Wskazuje na to 700-stronicowa praca Hansa Medicka „Weben und Überleben. Laichingen 1650-1900” (1997) i szereg innych analiz, przede wszystkim znanego austriackiego historyka, profesora Uniwersytetu Wiedeńskiego Michaela Mitterauera (Ledige Mutter. Zur Geschichte unehelicher Geburten in Europa,  München, 1979; Grundtypen alteuropäischer Sozialformen. Haus und Gemeinde in vorindustriellen Gesellschaft, 1977; Vom Patriarchat zur Partnerschaft. Zum Strukturwandel Familie, 1991).
Jak wskazuje Cezary Kuklo czy ostatnio Agnieszka Zielińska rejestracje wcześniejsze miały ogromne luki – nie odnotowywano wielu zgonów niemowląt. Jednak posiadane rejestracje wskazują na narastanie śmiertelności dzieci do pierwszego roku życia na ogromną skalę: od sytuacji źle do sytuacji tragicznie. Według dokładnych rejestracji z Laichingen w latach 1660-69 do pierwszego roku życia umierało 24% dzieci, sto lat później 35%, a w 1860 r. 40%. Trudno tę masakrę nazywać postępem. Trudno też łatwo scedować wszystko na luki w rejestracji zgonów. Nie robi tego w każdym razie Hans Medick, który nie ukrywa, że śmiertelność w luterańskim Laichingen była nawet jak na ówczesne warunki wysoka i porównywalna z brazylijskimi slumsami jeszcze w XX w. Bywało jednak i gorzej, jak w XVIII w. w Paryżu, Genewie, Hamburgu i Lipsku. Znamienne, że ryzyko śmierci dzieci starszych malało.
Jak wskazuje Medick nie było tu systematycznego wzrostu, ale kryzysy pogodowe powiązane z nieurodzajami i infekcjami. Śmiertelność była też najwyższa wśród biedoty. Wielką śmiertelność w Laichingen zauważali już obserwatorzy w wieku XVIII, gdzie przypisywali ją złej opiece nad dziećmi i niedbałości matek. Pastor Rüdiger (1827-1900) zwracał uwagę na złe karmienie i szybką rezygnację z karmienia piersią na rzecz niedpowiedniego dla dzieci nieodtłuszczonego, i to zimnego, mleka krowiego, papek, brei, wody z cukrem, anyżkowej herbatki, kawy jęczmiennej. Były to głęboko zakorzenione w mentalności tutejszego ludu praktyki. Wynikało z dużego zaangażowania kobiet w pracę, co uniemożliwiało im zajęcie się karmieniem.
Poza tym jednak, jak wskazuje ostatnio antropolożka poznańska Grażyna Liczbińska, powody zgonów niemowląt były złożone i należały do nich również warunki higieniczno-sanitarne. Umieralność niemowląt z tego względu wyższa była w miejskich czynszowych norach biedoty i biedzie sanitarnej aglomeracji niż na wsi. W Szczecinie w II poł. XIX w. wynosiła np. aż 28%, w Poznaniu 23-25%, Gdańsku 30%, a we Wrocławiu 25%.

Więcej światła! Więcej piersi!
W rzeczywistości to dyskredytowane przez prawicę oświecenie rozpoczęło wielką kampanię propagującą karmienie piersią, ponieważ arystokratki z lenistwa masowo oddawały dzieci do wiejskich mamek, gdzie te często umierały zaniedbane. W Powszechnym Pruskim Prawie Krajowym (1794) państwo nakładało na kobietę nowy obowiązek karmienia piersią i osobistej opieki nad dzieckiem do czwartego roku życia. W Warszawie lekarz Stanisława Augusta Poniatowskiego Leopold Lafontaine wydawał „Dziennik Zdrowia”, w którym poza osobistym karmieniem zachęcał kobiety również do właściwej diety, spacerów i zdrowego trybu życia. O problemie masowego oddawania dzieci do mamek przez bogatych pisał krytycznie paryski dziennikarz Sebastian Mercier. Praca Elisabeth Badinter o historii macierzyństwa analizuje to samo zjawisko w szerszej skali, nie pozostawiając wątpliwości co do jego zakresu.
Wychowywanie i rodzenie dzieci wśród elit nie było w modzie, co miało się zmienić dopiero w epoce romantyzmu w wieku XIX. Uważano, że dzieci, karmienie piersią i ciąża szkodzą urodzie i przeszkadzają w życiu towarzyskim. Już pani de Montespan za czasów Ludwika XIV wynalazła krynolinę, aby ukryć przed światem swój psujący figurę stan błogosławiony. Dzieci urodzone wbrew „ciężkim przeciwnościom losu” w postaci obiadów, wizyt i balów, arystokratki, ale i mieszczki przekazywały natychmiast mamkom – było to zbadane zjawisko masowe, a potem guwernantkom. Kontakt z nimi miały bardzo ograniczony. Talleyrand na starość z żalem wspominał ten deficyt uczuć rodzinnych: „Za mego dzieciństwa moda na troskę rodzicielską jeszcze nie nadeszła, panowała zaś moda nawet zupełnie przeciwna, toteż przez parę lat pozostawiono mnie na jednym z przedmieść Paryża. Byłem tam jeszcze w wieku czterech lat.” W wieku ośmiu lat zjawił się po niego kamerdyner, który bez wizyty w domu rodzinnym i spotkania z matką i ojcem odstawił go bezpośrednio do szkoły. Do wieku 8 lat rodzice nie widzieli ani razu syna.

Bieda zabijała dzieci
Wiadomo o większej niż małżeńska śmiertelności dzieci nieślubnych z powodu wykluczenia, hańby i biedy. Grażyna Liczbińska stwierdziła jasno, że w biednych parafiach poznańskich marło znacznie więcej niemowląt niż w bogatych, a biedne były katolickie. W biednej parafii św. Małgorzaty – Chwaliszewo i Śródka z fatalnymi warunkami mieszkaniowymi - aż 39%! W płytkich studniach znajdowały się tam często nieczystości, rynsztoki nie miały odpływów. W tym samym czasie w bogatej parafii św. Marii Magdaleny śmiertelność wynosiła 26%. Już w 1832 r. powstał tu drewniany wodociąg, była opieka medyczna – dwa szpitale.
Nasi historycy-konserwatyści, podobnie jak lewica dostrzegają często koszmar industrializacji dla robotników w miastach i dramatyczne konsekwencje kapitalizmu industrialnego dla rodziny, jednak przesadnie idealizują feudalną przeszłość, anachronicznie widzą feudalną rodzinę i przeceniają empatię chrześcijańską szlachty. Ale przecież nawet Karol Marks wskazywał nie bez racji, że feudał w porównaniu do kapitalisty był czułym opiekunem. Badania Rene Schillera nad wsią brandenburską po uwłaszczeniu pozwalają podejrzewać, że kapitalistyczni ziemianie pochodzenia mieszczańskiego traktowali swoje majątki inaczej niż szlachta. Nie było tu uczuć, osobistego zaangażowania, relacji z chłopami, - traktowanymi zimno, jedynie jako źródło zysku. Szlachta była może wyniosła, paternalistyczna i hierarchiczna, ale była z nią osobista emocjonalna relacja.

Dzieci nieślubne
Konserwatyści twierdzą też, że wśród katoliczek urodzeń nieślubnych było mniej, a karmienie piersią dłuższe, bo rzekomo rzadziej pracowały i stąd śmiertelność niemowląt mniejsza. Jednak to tylko do pewnego stopnia i połowicznie znajduje pokrycie w faktach, mimo że Kościół rzeczywiście rodzinę wspierał i wspiera, jakkolwiek patriarchalnie i paternalistycznie.
Michael Mitterauer wskazuje jednak na ogromną ilość nieślubnych urodzeń w dawnym katolickim Wiedniu II połowie XIX w. – ponad 50%. Horror. Także jednak w wiejskich okolicach części Austrii, przede wszystkim w Karyntii, nazywanej „Jamajką Europy”, w niektórych parafiach katolickich w II połowie XIX i początku XX w. liczba dzieci nieślubnych dochodziła do 80% urodzonych. W Klagenfurcie wynosiła 70%, podobnie w górnej Styrii i biskupstwie salzburskim i innych obszarach Austrii. Bardzo wysoka była stopa urodzeń nieślubnych w katolickiej Bawarii, Badenii (do 67%!). Rainer Beck, który badał zachowania seksualne w Bawarii 1671-1770 (Illegitimität und voreheliche Sexualität auf dem Land, 1983) stwierdził występowanie w tym czasie bardzo niskiej stopy urodzeń na wsi ok 1%, gdy w XIX w. do połowy stulecia wzrosła ona na badanych obszarach do 23%. Wzrost nie był skutkiem religii, ale przede wszystkim przemian związanych z kształtowaniem się laicyzującego się społeczeństwa industrialnego. Podobnie we Wiedniu umierało nawet 66% niemowląt katolickich, w Alzacji więcej niemowląt umierało wśród katolików (23%) niż wśród ewangelików (19%), a najmniej wśród Żydów (13-15%), podobnie było w dziewiętnastowiecznym Toruniu, co ostatnio zbadała Agnieszka Zielińska (2012). Umieralność niemowląt spadała następnie w pocz. XX w. m.in. dzięki podnoszeniu poziomu medycyny i działaniom państwa.
W Prusach ilość dzieci nieślubnych była zdecydowanie mniejsza niż w większości krajów Niemiec, jak przede wszystkim Bawaria, Saksonia, Brunszwik, Wirtembergia i Badenia. Wskazuje się, że jednym z powodów były zakazy zawierania małżeństw przy zbyt małych dochodach małżonka - występujące w tych krajach, a zniesione w Prusach na wzór napoleońskiej Francji. Kolejnym powodem wysokiej stopy urodzeń nieślubnych w miastach była sytuacja żeńskiej służby, która pochodziła ze wsi i żyła w miastach bez krewnych i pomocy, i liczyła na zmianę swego statusu przez małżeństwo. W ścisłym związku z problemem służby żeńskiej i dzieci nieślubnych w miastach pozostawał też problem prostytucji.
Jeszcze ważniejszy był, jak pisze Michael Mitterauer, wynikający z rewolucji agrarnej znaczny wzrost liczby ludności bezrolnej, parobków i robotników dniówkowych na wsi, potem w miastach w pierwszym rzędzie służących i pozbawionych środków coraz liczniejszych robotnic, prządek, szwaczek, które nie miały warunków do założenia rodziny, a następnie przy pomocy ciąży próbowały doprowadzić do małżeństwa. Ojcami tych dzieci byli najczęściej czeladnicy. Kolejnymi elementami wpływającymi na wzrost liczby dzieci nieślubnych była narastająca gwałtownie prostytucja i konkubinaty oraz bardzo zła sytuacja mieszkaniowa warstw niższych. Dzieci nieślubne były też jednak bardzo poważnym problemem w środowiskach robotniczych. W Poznaniu już przed 1848 r. profesor Krzysztof Makowski z UAM odkrył wzrost liczby konkubinatów, czyli tzw. „dzikich związków”. Mówi się też o związanym z ekspansją kapitalizmu, laicyzacją, industrializacją i urbanizacją upadku obyczajów i wzroście liczby prostytutek, co wymagałoby oczywiście osobnego wyjaśnienia.

Miasto i wieś
że w polskich prowincjach katolickich Prus, jak np. w prowincji poznańskiej, odsetek dzieci nieślubnych był niższy niż w rdzennych prowincjach pruskich (6% w latach 1815-1848). W samym Poznaniu jednak, podobnie jak w innych większych miastach wskaźnik był jednak dosyć wysoki i wynosił 14,9% w roku 1816 i 16,4% w 1848. Jak pisze Mitterauer: „Podobnie jak zróżnicowanie regionalne, podział na miasto i wieś odgrywał rolę decydującą dla wyjaśnienia modelu urodzeń nieślubnych.” I rzeczywiście wg badań wybitnego znawcy rodziny, Cezarego Kukli, w Warszawie w XVIII w. nieślubnych urodzeń było aż 15%, gdy na wsi nie więcej jak kilka. W 1816 r. na 100 urodzonych w Berlinie 18,3% urodzonych stanowiły dzieci nieślubne (w 1871 r. – 13,7%), w całych Prusach wskaźnik ten wynosił zdecydowanie mniej, bo 7,1% (w 1871 – 7,5%), co oznaczało niski wskaźnik urodzeń nieślubnych na wsi. Problem polega jednak na tym, że ten wskaźnik wcześniej, czyli przed industrializacją, wynosił dla wsi tylko 1%. Po prostu na wsi był lepszy nadzór w małych wspólnotach, tańsza żywność i łatwiej o przeżycie, w miastach więcej swobody i stąd liczniejsze urodzenia nieślubne. Do miast przybywały też dziewczęta ze wsi całkiem często, aby uniknąć napiętnowania we własnej społeczności.

Protestantyzm i katolicyzm
Oczywiście jest prawdą, że protestantyzm był bardziej chłodny, nieczuły dla biednych i bliżej związany z wymaganiami kapitalizmu niż katolicyzm zanurzony w średniowieczu przyjaznym słabym. Był wprawdzie patriarchalny i paternalistyczny, ale też w dzisiejszym rozumieniu socjalny, wspólnotowy, solidarystyczny i lewicowy, bardziej nastawiony na pomoc pana swemu poddanemu. Znamienne są różnice postaw - chłodna i minimalistyczna Marcina Lutra i empatyczna katolika Erazma z Rotterdamu. A jednak sprawa jest złożona, na co wskazałem wyżej, i nie należy naciągać danych do tezy.
Wysoki był odsetek urodzeń nieślubnych w protestanckich krajach skandynawskich, gdzie dosyć rozpowszechniony był seks przed ślubem. Niska natomiast był stopa urodzeń nieślubnych w basenie Morza Śródziemnego, przede wszystkim we Włoszech, w Rosji i na Bałkanach, w Irlandii, Szwajcarii, Niderlandach. W Rosji wszakże, przy niskiej średniej w 1892 r. (11%), stopa urodzeń nieślubnych w mieście była kilkukrotnie wyższa, w Petersburgu nawet ponad 50%.

Stopa urodzeń nieślubnych w Europie 1845/50 i 1865/70
   Kraj / Lata     1845/50     1865/70  
 Bawaria 20,5 19,3
 Austria 11,3 14,7
 Prusy 7,5 8,3
 Włochy - 5,0
 Hiszpania   - 5,8
 Francja 7,4 7,6
 Anglia 6,7 6,5

Mamy do dzisiaj do czynienia z niedobrym pozornym wrażeniem, że znacznie bardziej aktywna we wspieraniu rodziny jest konserwatywna prawica, co wynika z wysuwania przez nią bardziej na plan pierwszy - poza mgłą smoleńską - tematyki rodziny. W rzeczywistości nie pójdą zapewne za tym żadne realne działania socjalne, jest to też wrażenie mylne historycznie. Tak silnego wsparcia dla rodziny, jakie było w PRL-u, już z pewnością się nie doczekamy. Z jednej strony w zakresie zasiłków na dzieci, zapewnienia stałej pracy z niedużą, ale wystarczającą pensją, z drugiej mieszkania, minimalnych form wypoczynku wakacyjnego, bezpłatnej szkoły i opieki zdrowotnej i emerytury. To wszystko zapewniało wysoki przyrost demograficzny, zdumiewający wobec dzisiejszej nędznej rodności. Przy tym polityka rodzinna PRL-u była analogiczna do prowadzonej w tym czasie w zachodniej Europie działalności państwa opiekuńczego, a jedynie musiała być uboższa. Obecnie prawica jedynie opiewa rodzinę jako postulat, grozi, nawołuje, pomstuje nad upadkiem moralnym i obyczajowym, odczynia uroki i egzorcyzmuje prezerwatywę. W sytuacji, kiedy 50% młodych nie ma w Polsce pracy, a mieszkanie jest dobrem luksusowym dla elit, czytamy groteskowe i bezczelne teksty o leniwej i rozrywkowej młodzieży, która mieszka z rodzicami i nie chce się jej założyć własnego stadła.

Powrót do poprzedniej strony