Strach
Historia moralnej zapaści


Przeczytałem ostatnio książkę pt. „Strach – Historia moralnej zapaści”, autorstwa Jana Tomasza Grossa, stron 344, wydanie polskie w 2007 r. Książka traktuje o antysemityzmie w Polsce tuż po II wojnie światowej. Autor urodził się w rodzinie żydowskiej w 1947 r. w Warszawie, gdzie mieszkał i ukończył szkołę średnią ogólnokształcącą. W marcu 1968 r. brał udział w antyrządowych protestach studentów Uniwersytetu Warszawskiego, przeciwko zakazowi wystawiania w teatrach poematu Adama Mickiewicza „Dziady”. Jan Gross został wówczas aresztowany, wraz z organizatorami manifestacji A. Michnikiem, B. Gieremkiem, J. Kuroniem, K. Modzelewskim, Schleicherem, Wildsteinem i innymi. Po zwolnieniu, wraz z rodziną, wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Tam ukończył studia uniwersyteckie, uzyskał doktorat z socjologii i został profesorem na Uniwersytecie w Nowym Jorku.
Równocześnie zajmował się pisarstwem, związanym przeważnie z tematyką Zagłady Żydów w czasie wojny, zaś swe prace publikował głównie w polskim kwartalniku emigracyjnym „Aneks”, o tematyce historycznej, który współtworzył. Wiele jego artykułów i książek antykomunistycznych publikowanych było także w anglojęzycznych mediach na Zachodzie, oraz w Polsce po 1990 roku.
Najważniejszą ze swych książek pt. „Strach” opracowywał przez kilka lat do 2006 r., gdy opublikowana została w języku angielskim. Przy jej pisaniu korzystał z bogatych materiałów archiwalnych, głównie Instytutu Żydowskiego i IPN, oraz korespondencji z historykami polskimi i z wywiadów z wieloma, żyjącymi jeszcze, świadkami wydarzeń antysemickich w Polsce w latach tuż powojennych. Całkowite poświecenie się pracy nad książką umożliwiło mu wsparcie finansowe Fundacji im. Fulbrighta Uniwersytetu Princeton w Nowym Jorku. Szczególną pomoc udzielił mu dr Zbigniew Nawrocki, prokurator IPN, badający intensywnie historię pogromów żydowskich, by wykazać ich sprawstwo przez aparat przemocy w PRL.

Wieczorem 1 lipca 1946 r. na komisariacie MO przy ul Sienkiewicza 30 w Kielcach szewc Walenty Błaszczyk zgłosił zaginięcie swego 9-letniego syna, Henryka. Faktycznie mały Henio, bez wiedzy rodziców, przebywał przez dwa dni u swej babci na wsi pod Kielcami, gdzie zresztą w czasie wojny Błaszczykowie zamieszkiwali. Po dwóch dniach wrócił do domu i, by uniknąć kary za swą samowolę, powiedział ojcu, że porwali go Żydzi i trzymali w piwnicy, wraz z kilkoma innymi dziećmi polskimi, w niedalekim domu, skąd im uciekł.
Nazajutrz rano, tj. 4 lipca, obaj zgłosili się w komisariacie MO. Na polecenie z-cy komendanta, w asyście sześciu milicjantów, udali się do dzielnicy żydowskiej. Chłopiec wskazał najbliższy budynek przy ul. Planty 7, w którego piwnicy był rzekomo przetrzymywany (jak się okazało w domu tym nie było piwnic), i najbliższego Żyda w zielonym kapeluszu, który go miał podstępnie porwać. Równocześnie szybko rozniosła się w okolicy plotka o uwięzieniu polskich dzieci chrześcijańskich w celu dokonania na nich mordu rytualnego, dla pozyskania krwi na macę. Wokół budynku przy ul. Planty 7 zaczęły więc gromadzić się grupy okolicznej ludności polskiej. Był to budynek socjalny-noclegownia, zamieszkały wówczas przez biednych, niepracujących 180 Żydów, licząc wraz z rodzinami, będących na utrzymaniu i pod opieką lokalnego Komitetu Żydowskiego.
Do godz. 10 w okolicy zgromadził się już tłum ok. 4 tysięcy ludzi, żądających ukarania żydowskich oprawców, wykrzykujących groźby i hasła antyżydowskie np. „Bij Żydów!”, rzucających kamieniami w okna budynku. Ponieważ zanosiło się na samosądy, by im zapobiec komendant miejski MO przysłał dodatkowy oddział milicji, przybyła też straż pożarna, 2 samochody UB, wreszcie o godz. 10:30 oddział żołnierzy Wojska Polskiego i KBW. Wszystko odbywało się bez wzajemnych uzgodnień, w powszechnym bałaganie, nie było jednolitego kierownictwa. Np. wojsko, nie mając jasnych rozkazów otoczyło budynek, ale nie rozproszyło tłumu i nie przeciwdziałało agresywnym wystąpieniom sfanatyzowanych cywili. Wówczas jako pierwsi zaczęli strzelać milicjanci, wśród których byli też zadeklarowani antysemici. Właśnie od kul zginęły pierwsze ofiary.
Druga część pogromu miała miejsce po południu, gdy po zakończeniu pracy przybyły spore grupy robotników z sąsiedniego tartaku i Huty Ludwików. Również oni zachowywali się agresywnie i wrogo wobec Żydów, mieszkających w otoczonym budynku, których wywlekano na plac przed nim i bito prętami metalowymi, kijami, obrzucano kamieniami. Na telefoniczne relacje i zapytania, skierowane do władz miasta, MON, czy Centrali UB w Warszawie, przez dowódców interwencyjnych oddziałów wojskowych, otrzymywali oni jedynie zakazy używania broni i strzelania do tłumu, co w książce przedstawione jest jako sprzyjanie pogromowi.
Napastowani Żydzi próbowali się bronić i też użyli pistoletów, jakie kilku z nich legalnie posiadali. Ostatecznie w czasie kieleckiego pogromu 4 lipca 1946 r. zabitych zostało 37, a rannych 35 osób narodowości żydowskiej, zginęło tez 3 Polaków. Wieczorem dopiero pogromy zostały opanowane i aresztowanych zostało ponad 100 jej uczestników, w tym 34 żołnierzy Wojska Polskiego, 6 żołnierzy KBW i wielu milicjantów. Odbyło się później, w różnym czasie, 10 oddzielnych procesów sądowych, dotyczących także zabójstw na dworcu kolejowym i w okolicy Kielc. W pierwszym procesie, przeprowadzonym jeszcze w lipcu, a obejmującym grupę cywilów, 9 osób skazanych zostało na karę śmierci. Lecz Gross nie relacjonuje już szerzej przebiegu i wyników tych procesów.
Po pogromie kieleckim w większych zakładach pracy organizowane były przez PPR wiece potępiające wydarzenia. Autor książki je krytykuje, jako własną partyjną propagandę obozu „postępu i demokracji”, walczącego z „zacofaniem i reakcją”. Przy czym w niektórych zakładach pracy robotnicy sprzeciwiali się uchwalaniu rezolucji, potępiających pogrom.
W dalszym ciągu omawia i krytykuje postawę hierarchów Kościoła katolickiego. Kardynał August Hlond w ogóle wzbraniał się od zajęcia stanowiska, zaś Kuria biskupia w Kielcach wydała dwa listy, odczytane bez komentarzy z ambon na mszach niedzielnych. Stwierdzano w nich, że „w Kielcach wydarzyły się tragiczne wypadki, godne ubolewania i potępienia przez wszystkich katolików. Działy się one na oczach młodzieży i nieletnich dzieci.” Ani słowa o śmiertelnych ofiarach, bez wzmianki, że zginęli Żydzi.
Jedynie biskup częstochowski Teodor Kubina, w porozumieniu z władzami cywilnymi, wydał odezwę na terenie swej diecezji, w której jasno potępił dokonane w Kielcach zbrodnie na obywatelach polskich narodowości żydowskiej, czego przyczyną był zbrodniczy fanatyzm i niewiarygodna ciemnota. Dodatkowo w kazaniu na Jasnej Górze wszelkie twierdzenia o istnieniu mordów rytualnych potępił jako wierutne kłamstwo. Za te wystąpienia spotkały go potem dotkliwe reprymendy ze strony Episkopatu Polskiego.
Z kolei Gross analizuje reakcję na pogromy kieleckie ze strony polskiej inteligencji. Pisze, że tylko elita inteligencji autentycznie porażona była falą powojennych mordów na Żydach, oceniając przy tym ten powojenny antysemityzm już nawet nie jako problem ekonomiczny, czy polityczny, ale moralny. Jako groźbę nędzy moralnej i śmierci duchowej Polaków. Tę opinię uzasadnia poprzez cytaty fragmentów licznych tekstów publicystycznych Mieczysława Jastruna, Kazimierza Wyki, Jerzego Andrzejewskiego, Jacka Bocheńskiego, Stefana Ossowskiego, zamieszczonych w czasopismach „Odrodzenie” i „Kuźnica”, a będących ich refleksjami na pogromy w Krakowie, Ostrowcu i Kielcach.
Autor książki rozważa również zarzut sprowokowania pogromu kieleckiego przez komunistyczne władze państwowe, co było też pretekstem, wszczętego po 1992 r. i prowadzonego przez 12 lat, śledztwa Instytutu Pamięci Narodowej (IPN). Ostatecznie potwierdziło ono tylko, że wydarzenia w Kielcach miały absolutnie spontaniczny charakter i zostało umorzone przez IPN w 2004 r. Tym nie mniej w książce przytoczone zostały współczesne i bieżące różne teorie spiskowo-prowokacyjne. Najbardziej prestiżowa była autorstwa wicepremiera Stanisława Mikołajczyka, opublikowana po angielsku na Zachodzie. Według niego pogrom był prowokacją: „zarządzono ataki na ludność żydowską w nadziei, że w ten sposób uda się odwrócić uwagę zachodu od nachalnie sfałszowanego Referendum 6 czerwca 1946 r.”. Równie nonsensowne było objaśnienie Mikołajczyka przebiegu pogromu, co Gross usprawiedliwia tym, że Mikołajczyka pogrom kielecki w ogóle nie interesował, chodziło mu tylko o własne korzyści polityczne.
Późniejsze opinie spiskowe katoendeków są, wg Grossa, bardziej stonowane i bardziej liczą się z faktami. Do takich zaliczył m.in. raport docenta Żaryna z IPN, w którym uważa on pogrom kielecki jako instrument ugruntowania władzy, a także jako planowe działanie komunistów-antysemitów, by pozbyć się Żydów z aparatu władzy. Zaś inny prokurator z IPN dowodzi, że inspiratorami pogromu byli żydowscy działacze syjonistyczni, którzy w ten sposób chcieli wśród społeczeństwa żydowskiego rozbudzić poczucie lęku i nakłonić kolejne tysiące Żydów do wyjazdu do Palestyny.
Dalej w książce o stosunku Polaków do Żydów w czasie okupacji niemieckiej i w latach powojennych. W podręcznikach i encyklopediach straty ludności Polski określane są na 6 milionów osób, zwykle jednak bez wzmianki, że obejmują one 3 mln Polaków i 3 mln Żydów, najwidoczniej potraktowanych prawidłowo jako obywateli społeczeństwa polskiego. Lecz w czasie wojny Żydzi uważani byli przez Polaków jednoznacznie jako inni, obcy.
Gdy w 1942 r. Niemcy przystąpili do zagłady ludności żydowskiej, ZWZ-AK nie podjęła żadnej akcji w jej obronie. Zaś Delegatura Rządu na Kraj wysłała depeszę informacyjną do rządu londyńskiego, że z Warszawy wywieziono od lipca 1942 r. 300 tysięcy Żydów do Treblinki i tam się ich morduje, dopiero w październiku, gdy już było po wszystkim. Gdy Niemcy w kwietniu 1943 r. mordowali Żydów w likwidowanym getcie i słychać było stamtąd strzały i wybuchy, Warszawiacy powtarzali sobie dla uspokojenia: „To nic, to w getcie”. To znaczy, że nie dotyczy to samych Polaków i że z płonącego getta ogień nie dojdzie do naszej ulicy i podwórka.
W pierwszą rocznicę pogromu na cmentarzu żydowskim w Kielcach odsłonięta został płyta pamiątkowa, a potem praktycznie przez cały czas istnienia Polski Ludowej temat pogromu stał się tematem tabu. Kurtyna milczenia objęła równocześnie wszystkie polskie mordy, dokonane na Żydach także w latach wojennych. Gross przytacza w tym miejscu fragmenty swej książki „Sąsiedzi” o pogromie ludności żydowskiej we wsi Jedwabne i na całym Podlasiu w lipcu 1941 r., po zajęciu tych terenów Białostocczyzny przez wojska niemieckie. Polscy mieszkańcy witali wówczas Niemców z entuzjazmem, jako wyzwolicieli spod okupacji bolszewickiej.
Z zachowanej dokumentacji archiwalnej, związanej z tymi wydarzeniami, a zgromadzonej przez IPN, wynika, że ich zasięg i przebieg był dobrze znany instytucjom Podziemnego Państwa Polskiego. Autorami większości informacji i sprawozdań byli pracownicy Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK (BIIP). To tez autor książki stawia pytanie, jak to było możliwe, że ten temat zbrodni ludności polskiej na ludności żydowskiej nie wzbudził żadnego zainteresowania, ani wówczas w Państwie Podziemnym, ani refleksji i badań potem, właściwe do dziś. I sam na nie odpowiada:
Mianowicie od czasów Średniowiecza polskie społeczeństwo było hierarchiczne, podzielone na struktury stanowo-klasowe. W XIX wieku główną rolę spełniała w nim warstwa ziemiańsko-urzędnicza i inteligencka, która stanowiła elitę władzy, ona też pisała historię, tworząc heroiczny mit swej walki, czyli narodu polskiego, z zaborcami i okupantami, dążącymi do jego wyniszczenia. W tym romantycznym misterium walki o narodową wolność i niezależność „chamy i Żydy” nie brali udziału i się nie liczyli. Tym bardziej nie warte były uwagi rozróby wśród „chamów”, tj. mordowanie Żydów przez ciemny lud, to też je konsekwentnie ignorowano i przemilczano.
Jednym z koronnych epitetów antysemickich, wprowadzonych na początku XX wieku w prowokacyjnych fałszywkach carskiej Ochrony „Protokoły mędrców syjonu”, były wyrażenia „judeobolszewizm”, przekształcone później w „żydokomuna”, które zrobiły wielką karierę i służyły do określania wszystkich Żydów jako bolszewików i komunistów. Gross rozprawia się z tym stereotypowym zarzutem. W II RP partia komunistyczna była w ogóle zdelegalizowana, a znaczna część jej członków uwięziona. Liczyła wg szacunków do 30 tysięcy członków, jedna czwarta z tej ilości była pochodzenia żydowskiego, czyli raptem do 3 promili populacji żydowskiej, która stanowiła 30% ludności miast, wśród której PPK funkcjonowała.
Ostrym antysemityzmem posługiwali się w II RP głównie katoendecy, którzy sami faktycznie anarchizowali proces odbudowy polskiej państwowości. Świadczyły o tym: zabójstwo pierwszego prezydenta Gabriela Narutowicza, zwalczanie marszałka Piłsudskiego, nawet po jego śmierci i obsesyjne dążenie do utworzenia państwa narodowego, nie licząc się z faktem, że 1/3 mieszkańców Polski mówiła innymi językami, wyznawała inne religie i miała swe odrębne tradycje i kulturę, niż sami Polacy. Natomiast Żydzi w XX-leciu międzywojennym byli najbardziej propaństwowi. Świadczyły o tym choćby sukcesy wyborcze Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem (BBWR), większe w tych okręgach wyborczych, gdzie mieszkało więcej ludności żydowskiej.
Wkrótce po agresji niemieckiej na Związek Radziecki, grupa intelektualistów żydowskich utworzyła w Moskwie Żydowski Komitet Antyfaszystowski, mający na celu mobilizację społeczeństw państw zachodnich przeciw faszyzmowi. Swe działania Komitet rozwinął głównie w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, Wielkiej Brytanii i Palestynie, zbierając tam m.in. fundusze na pomoc dla walczącej Rosji. Jednym z poważniejszych, zaplanowanych przez Komitet zamierzeń, było opracowanie „Czarnej Księgi Rosyjskiego Żydostwa”. Obejmowała ona martyrologię ludności żydowskiej na obszarach ZSRR, opanowanych przez hitlerowską III Rzeszę. Ostatecznie Stalin nie wyraził zgody na jej opublikowanie pod pretekstem, że faszystowskie Niemcy w równej mierze dążyły do unicestwienia Rosjan, Białorusinów, Łotyszy i Ukraińców co Żydów. Zaś po zakończeniu II wojny światowej w radzieckich publikacjach o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej w ogóle przemilczano o bohaterskiej walce żołnierzy i partyzantów pochodzenia żydowskiego. Równocześnie Żydzi uznani zostali za wrogów, współpracujących ze Stanami Zjednoczonymi, w rozpoczynającej się zimnej wojnie między kapitalistycznym Zachodem a komunistycznym Wschodem.
Podobnie prawie we wszystkich krajach Wschodniej Europy, ludność odnosiła się do mniejszości żydowskiej nieufnie, często wręcz wrogo. Co pragmatyczne rządy często ignorowały i lekceważyły, walcząc o zdobycie i utrwalenie swej własnej władzy. Przy tym tolerancyjnie pozwalały i nie przeszkadzały Żydom w emigracji. Faktycznie z Polski Ludowej, tuż po wojnie, ludność żydowska, przerażona antysemickimi napaściami lokalnej ludności polskiej, gwałtownie uciekała z kraju. Oficjalnie głównie do Palestyny, a faktycznie w większości do Stanów Zjednoczonych i niektórych państw Zachodniej Europy.
Szacuje się, że Holocaust czasu okupacji niemieckiej przetrwało jedynie około 100 tys. Żydów, zamieszkałych na terytorium Polski, zaś bezpośrednio po zakończeniu działań wojennych repatriowało się z ZSRR ok. 150 tysięcy obywateli polskich narodowości żydowskiej. Znaleźli się oni tam w wyniku deportacji w czerwcu 1940 r. rodzin żydowskich, uciekinierów z zachodniej Polski w czasie wojny wrześniowej 1939 r., oraz w wyniku ucieczki w lipcu 1941 r. przed agresją niemiecką na Związek Radziecki. Łącznie tuż po wojnie znalazło się w nowych granicach Polski Ludowej ok. ćwierć miliona ludności narodowości żydowskiej. Z tego ponad połowa wyemigrowała do 1948 r. na Zachód.
Proporcjonalnie zmniejszył się też udział Żydów w Polskiej Partii Robotniczej, która głównie przejęła władzę w PRL. Mianowicie w lipcu 1944 r. PPR liczyła w ogóle 20 tys. członków, w grudniu 1945 r. – 235 tys., a na początku 1947 r, - 535 tysięcy. Natomiast Żydowska Frakcja PPR pod koniec 1946 r. liczyła 4 tys., a w maju 1947 r. – 7 tysięcy członków.
W końcu książki Gross rozważa udział Żydów w organach represji władzy tuż po wojnie, by wykazać, że koronny argument-epitet antysemitów o istnieniu „żydokomuny” jest nietrafny. Przede wszystkim więc, opisuje dość szczegółowo ten aparat przemocy, jego kierownictwo i zadania. Stanowiły go Urząd Bezpieczeństwa, Milicja Obywatelska, KBW, Straż Kolejowa (sokiści), straż więzienna, regularne jednostki Wojska Polskiego i ORMO. Byli to przeważnie młodzi mężczyźni z nizin społecznych, półanalfabeci, nie różniący się nastawieniem do Żydów od reszty społeczeństwa, z którego się wywodzili. Wysokie stanowiska w aparacie przemocy obsadzane były przez komunistów, nie Żydów, ale Polaków, którzy dbali o interesy narodowego proletariatu. Wypełniali zadania, jakie stawiała im partia, a nie ich polskie czy żydowskie sumienie. Wg Grossa komuniści doprowadzili też do końca czystkę etniczną, realizowaną w czasie wojny przez Niemców.
Ten wywód zakończył zdaniem (poety), że ... „Partia stała się spadkobiercą ONR-u”. Co jest wielkim skrótem historii PRL, wykoncypowanym przez ksenofobiczną optykę żydowską. Bo jeśli faktycznie Polska po II wojnie światowej stała się państwem praktycznie jednonarodowym, to dotyczyło to pozytywnie głównie mniejszości ukraińskiej, niemieckiej i białoruskiej, jakie rościły sobie prawo do własnej niezawisłości, a nie „państwowotwórczej” mniejszości żydowskiej.
W Epilogu Gross podsumował społeczno-polityczne i gospodarcze skutki zagłady ludności żydowskiej w Polsce. Przede wszystkim stwierdził, że antysemityzm rozpowszechniony był w chrześcijańskiej Europie od wieków, był też wyraźnie częścią katolicyzmu polskiego w pierwszej połowie XX wieku. Gdy wraz z okupacją hitlerowskich Niemiec nastąpiła szybka brutalizacja prześladowań Żydów, przybierając ostatecznie formę planowych, masowych czystek etnicznych, znaczna część społeczeństwa polskiego akceptowała antyżydowską politykę i działalność okupanta. Wprawdzie religia katolicka nakazuje „miłować bliźniego swego jak siebie samego”, ale przeważały nienawiść, mroczne przesądy, chęć wzbogacenia się i narodowa ideologia endecka.
To też miejscowa ludność polska szybko przejęła domy i mienie pozostałe po sąsiadach żydowskich, wywiezionych do obozów zagłady, oraz ich miejsca pracy: handel, pośrednictwo, dostawy, lokalną wytwórczość. Sprawozdania i meldunki różnych agend Podziemnego Państwa Polskiego z całego obszaru okupacji niemieckiej, od początku Holocaustu podawały pozytywną ocenę rugowania Żydów z życia gospodarczego. Głoszone w nich było przekonanie, że powrót Żydów do ich miejsc pracy i zamieszkania jest zupełnie wykluczony. Faktycznie, takie przekonanie żywiła prawie cała polska ludność „oczyszczonych” z Żydów miast i miasteczek. Stąd gdy później, już po wojnie, zaczęli oni wracać, chociaż w znikomej ilości, spotkał ich mur narastającego antysemityzmu i wrogości.
Pod koniec rozdziału Gross zacytował fragment pamiętnika ziemianina z Podlasia J.G. z jego rozmowy z zaprzyjaźnionym Niemcem:.. „Hołdując ideologii Dmowskiego zawsze uważałem Żydów za wewnętrznego zaborcę. To też nie mogłem żywić uczucia zadowolenia, że się tego okupanta pozbawiamy i to rękami nie własnymi, ale drugiego okupanta, zewnętrznego zaborcy. Nie mogłem ukryć zadowolenia (...) Zapytany przez znajomego Niemca: „Czy Polacy postrzegają uwolnienie od Żydów jako błogosławieństwo?” odpowiedziałem: „Jasne!”, będąc przekonany, iż jestem wyrazicielem przeważającej części swych rodaków”. Ziemianin ten był oczywiście katolikiem, tylko gdzie jego katolickie sumienie?
Szczególnie wobec zbrodni Zagłady milionów obywateli polskich narodowości żydowskiej powinien wystąpić i protestować polski Kościół katolicki. Tymczasem hierarchowie katoliccy, nawet prymas kardynał Adam Sapieha, mający poprawne stosunki formalne z gubernatorem Frankiem, nie interweniowali w sprawie Holocaustu ani razu i nie przejawiali publicznie swej troski czy współczucia mordowanym masowo ofiarom cywilnej ludności żydowskiej. Przez swe milczenie i zaniechanie protestów duchowni stawiali Kościół katolicki w roli kolaboranta niemieckiego okupanta.
Podobnie bardzo negatywnie autor książki „Strach” określił postawę polskiego społeczeństwa wobec Holocaustu jako czarną, wstydliwą skazę na tysiącletniej historii polskiego narodu.

Kraków, 15.01.2014 r.

Powrót do poprzedniej strony