Tak było .... wspomnienia
Eustachego Sapiehy


Przeczytałem książkę biograficzną kolejnego polskiego arystokraty-ziemianina księcia Eustachego Sapiehy pt. „Tak było .... wspomnienia”. wydanie 2000 r. Gdy zacząłem czytać, to zdziwiło mnie, że urodził się w 1916 r. Przecież Eustachy Sapieha to znaczący polityk w latach I wojny światowej, w styczniu 1919 r. zorganizował nieudany zamach stanu, wraz z płk Januszajtisem, który aresztował kilku członków socjalistycznego rządu Moraczewskiego, w tym gen. Szeptyckiego. Mimo to potem przez Piłsudskiego mianowany został posłem w Wielkiej Brytanii, a w 1920 r. był ministrem spraw zagranicznych w rządzie Grabskiego. Oczywiście to był jego ojciec, też Eustachy. Syn, autor książki, takich stanowisk się nie dorobił, jego karierze polityczno-wojskowej przeszkodziła wojna. Książką napisana została w 1998 r., gdy Eustachy Sapieha miał 83 lata, zmarł w 2004 roku.

Rodzina Sapiehów mieszkała w swym skromnym pałacu w Spuszy, przy granicy z Białorusią, gdzie mieli też rozległe majątki. Tam mały Eustachy się wychowywał, widywał jak białoruscy chłopi z folwarków całują w rękę jego ojca i obserwował bogate życie towarzyskie tamtejszych kresowych rodów arystokratycznych: Radziwiłów, Zamoyskich, Czetwertyńskich i Lubomirskich, z których wywodziła się matka. Wszystkie rody były zresztą mocno skoligacone ze sobą.
Gimnazjum ukończył w Pszczynie na Górnym Śląsku, ze względu na klimat i wysoki poziom nauczania. Dla ośmiu arystokratycznych chłopców urządzono tam internat w wynajętej 3-piętrowej willi z ogrodem, wybudowano kort tenisowy itp. Gdy miał 17 lat zgłosił się do wojska i został uczniem podchorążówki kawalerii w Grudziądzu, bo dobrze jeździł konno i dobrze strzelał, biorąc udział w polowaniach, jakie ojciec urządzał w swych lasach. Potem studia w Belgii w Wyższej Szkole Handlowej w Antwerpii, po jej ukończeniu zamieszkał w Warszawie, wojna 1939 r., udział w walkach pod Kockiem nad Narwią i offlag w Woldenbergu oraz Lubece do maja 1945 r.
Po wielu przygodach przedostał się do Belgii, ze względu na znajomości, zawarte tam w czasie studiów, i pobyt jego brata w Brukseli. Był komendantem okupacyjnym w niemieckim miasteczku Grabau, gdzie przejął opiekę nad stadniną koni. Wtedy ożenił się z Warszawianką, dorobił się też nieco na handlu papierosami na dużą skalę. W 1947 r. na krótko wyjechali do Francji, gdyż w Paryżu przebywała matka i siostra Eustachego, poczym wrócili do Belgii i zamieszkali w zamku zaprzyjaźnionej magnatki, potem w hoteliku w centrum Brukseli. W tym czasie ojciec od kilku lat przebywał w Kenii, gdzie sprawował jakieś kierownicze funkcje z ramienia rządu londyńskiego, w obozach Polaków, przewiezionych z Kazachstanu. Ściągnął on najpierw żonę i córkę z Paryża, a następnie namawiał też syna Eustachego do przyjazdu do Afryki. Faktycznie młode małżeństwo Sapiehów z Belgii emigrowało jesienią 1947 r. do Kenii.

Książka biograficzna Eustachego Sapiehy dzieli się więc na dwie części, zatytułowane: Europa i Afryka. Druga afrykańska część obfituje w liczne egzotyczne przygody, opisy krajów Kenii, Ugandy, Republiki Płd. Afryki, Sudanu, masajów i innych plemion murzyńskich, ich obyczajów, dokonywującej się wówczas dekolonizacji itd. Eustachy imał się różnych zajęć, w tym poszukiwania diamentów, z biegiem lat został zawodowym myśliwym, organizatorem i przewodnikiem safari – polowań na bawoły, słonie, lwy itp. dla zagranicznych turystów. W Nairobi się pobudowali, mieli trzy córki, które wychowali w języku polskim.
Ciekawe to przeobrażenie się arystokraty-księcia, spadkobiercy wielkich posiadłości rodowych, w człowieka, żyjącego z własnej pracy zawodowej, co udało się Eustachemu Sapiesze znakomicie. Oczywiście tytuł książęcy przydawał mu się okazjonalnie od czasu do czasu. Na przykład w Belgii i Wielkiej Brytanii miał dostęp do dworów królewskich, był zapraszany przez tamtejszych arystokratów do ich siedzib, nawet na dłuższe okresy, był wspomagany i protegowany w różnych przypadkach.
Charakterystyczny był przypadek starania się o wizę do kraju w 1964 r. Wtedy po raz pierwszy zdecydował się na przyjazd do nie lubianej PRL, którą potem odwiedził jeszcze kilka razy. Mianowicie, mając paszport brytyjski, potrzebował jeszcze polskiej wizy i w tym celu zadzwonił do polskiego konsulatu w Dar es-Salaam w Tanzanii, gdyż w Kenii nie było placówki dyplomatycznej PRL. Pani z konsulatu poinformowała go, że musi złożyć wniosek o wizę i wypełnić odpowiedni formularz, jaki następnie przesłany zostanie do Warszawy, celem uzyskania zgody na wydanie wizy. Mogło to potrwać kilka miesięcy i zezłoszczony Sapieha powiedział jej, że 25 lat nie był w ojczyźnie, może nie jechać jeszcze przez dalsze 25 lat. I przedstawił się jako książę Eugeniusz Sapieha. Wtedy ta pani poprosiła, by chwilę zaczekał i odezwał się konsul. Stwierdził on, że może sam zdecydować o wizie, i prosił by dostarczył swój paszport Polce, pracującej dla Air France na lotnisku w Nairobi. Rano w następnym dniu miał być lot do Dar es-Salaam, a paszport dostarczony przez pilota do polskiego konsulatu. Przy powrotnym locie do Nairobi przesłana została dla księcia już gotowa wiza, co trwało w sumie tylko 36 godzin.

Kraków, 02.04.2013 r.

Powrót do poprzedniej strony