Przyszłość pokaże ... wspomnienia
Marii Tarnowskiej


W 2001 r. ukazało się w Polsce pierwsze wydanie, zaś w 2008 r, drugie, książki pt. „Przyszłość pokaże ... wspomnienia”, napisanej przez Marię Tarnowską, stron 296. Autorka pochodziła z rodziny ziemiańskiej, staroszlacheckiego rodu Czetwertyńskich, wywodzącego się (według legendy) od Ruryka, wodza normańskiego i założyciela Rusi.
Maria, urodzona w 1880 r., była piątym dzieckiem w rodzinie księcia Włodzimierza Świętopełka-Czetwertyńskiego i Marii z Uruskich, również bogatego rodu staroszlacheckiego. Młody Włodzimierz za udział w powstaniu styczniowym został skazany na 8 lat ciężkich robót na Sybirze i całkowitą konfiskatę jego majątku. Lecz po dwóch latach został ułaskawiony przez cara i wrócił z zesłania, a żona odziedziczyła po swej mamie wielki posag, m.in. kilka folwarków i pałac w Milanowie.
Ich córka Maria napisała swe wspomnienia w latach 1950-56 na emigracji w Brazylii, w języku angielskim, dla czytelnika amerykańskiego, lecz nie zostały one wtedy opublikowane w formie książkowej, lecz dopiero w 2001 r. w Polsce, po przetłumaczeniu z języka angielskiego. Pod tym względem historia książki jest podobna do losu książki biograficznej Karoliny Lanckorońskiej, napisanej tuż po II wojnie światowej w Londynie, a wydanej też dopiero w 2001 r. w Polsce. Zaskakująco podobne są też same życiorysy obu wybitnych polskich arystokratek.

Życiorys Marii Tarnowskiej podzielić można na wyraźnie zarysowane etapy. Pierwszy to sielsko-anielskie dzieciństwo w pałacu rodzinnym w Milanowie pod Parczewem na Lubelszczyźnie. Dom był pełen służby. Wyróżniał się wśród nich stary kamerdyner Karol, kawaler, od młodości zatrudniony w pałacu, który był gotów na wszystko dla panienki Marysi. W ogóle służba była bardzo oddana i przyjazna dla państwa. Np. Marysia jeździła z mamą na folwarki i gdy, pokazując na las, czy pola, pytała: czyje to? – to oni nie mówili, że księżnej pani, czy milanowskie, lecz: Nasze!
Marysia, jak i reszta rodzeństwa, nie chodzili do szkoły, za to przychodziły do nich guwernantki, udzielając wszelkich lekcji. Po Nowym Roku i polowaniach, rodzina jeździła co roku na dwa-trzy miesiące do Warszawy, do swego pałacu na Krakowskim Przedmieściu. Najpierw jechała grupa sprzątaczek, by zrobić generalne porządki i przygotować pokoje dla państwa. Pobyt w stolicy wypełniały wyjścia do teatrów i opery, spacery po parkach i nudne wizyty u licznych ciotek. Natomiast późnym latem–jesienią księżna zabierała swe córki na wakacje zagraniczne do uzdrowisk szwajcarskich, francuskich lub włoskich. Dużo czasu poświęcali wtedy na zwiedzanie muzeów, galerii obrazów, kościołów.

Ten dziecięcy etap życiorysu zakończył się dla Marysi, gdy osiągnęła 18 lat i uznana została za dorosłą. Nastał dla niej wówczas czas zabaw i rozrywek. Bawiła się beztrosko, niczym skowronek, przez całe dwa lata. W karnawale 2000 r. zakochała się jednakże i wkrótce wyszła za mąż za hrabiego Adama Tarnowskiego, również ze znanego i bogatego rodu arystokratycznego w austriackiej Galicji. Młody Adam przebywał aktualnie w Ameryce, gdzie rozpoczynał swą wielką karierę dyplomatyczną, jako sekretarz ambasady austriackiej w Waszyngtonie. Już wkrótce, po ślubie, Maria Tarnowska opuściła więc rodzinny Milanów, wyjeżdżając wraz z mężem do Paryża, który dla niej był pierwszym miejscem pobytu na zagranicznych placówkach dyplomatycznych męża.
Po krótkim zakwaterowaniu w hotelu, młode małżeństwo przeniosło się do mieszkania wynajętego w Centrum miasta, przy Łuku Tryumfalnym, zakupując do niego gustowne antyczne meble. Pobyt Tarnowskich w Paryżu obfitował w liczne spotkania towarzyskie z ciekawymi ludźmi z kręgu dyplomatów, polityków i arystokracji. Spotkania te organizowane były głównie w salonach ambasady austriackiej. Ale Tarnowscy uczęszczali też na kolacje i bale urządzane przez inne przedstawicielstwa dyplomatyczne, a także w pałacach starej arystokracji francuskiej, które cieszyły się największym splendorem i wystawnością.
Po dwu latach pobytu we Francji, Adam przeniesiony został na placówkę w Dreźnie. Życie towarzyskie w stolicy Bawarii nie było tak swobodne, jak w Paryżu, gdyż podporządkowane było sztywnej etykiecie dworskiej. Z powodu skąpstwa króla, przyjęcia dworskie nie były też tak wystawne, jak w Paryżu. Zimą 1903 r. Tarnowscy wzięli udział w wielkim przyjęciu na dworze cesarskim we Wiedniu, na którym przedstawieni zostali cesarzowi Franciszkowi Józefowi. Niedługo potem urodził im się im jedyny syn, Andrzej.
Po Dreźnie Adam Tarnowski przeniesiony został do Brukseli, stolicy Belgii. Miasto było nowoczesne, miało wspaniałe teatry i znakomite restauracje. Zakupili wtedy dom dla siebie i pierwszy samochód, jaki wykorzystywali na liczne wycieczki do Holandii, także do Rzymu, gdzie przebywał młodszy brat Marii, Ludwik. Po dalszych dwóch latach Tarnowski wysłany został na kolejną placówkę dyplomatyczną w Madrycie. W Hiszpanii również zwiedzili wiele miast i zabytków. W książce „Przyszłość pokaże” jest wiele barwnych opisów kraju, obyczajów, historii i aktualnych wydarzeń i problemów mieszkańców. Również wtedy Adam kupił willę w Biarritz, uzdrowisku francuskim, tuż przy granicy hiszpańskiej.

Zaś wiosną 1909 r. Adam posłany został na stanowisko radcy ambasady austriackiej w Londynie, co było ważnym krokiem w jego karierze zawodowej. Ponieważ ambasador był kawalerem, więc Maria, jako żona radcy ambasady, zwykle pełniła honory domu, podczas przyjęć w ambasadzie. Wielokrotnym ich gościem był król Edward z rodzina królewską, z którymi się Tarnowscy serdecznie zaprzyjaźnili. Król Edward odwiedzał ich także w Biarritz.
Kolejną placówką dyplomatyczną męża były Bałkany. Gdy wyjeżdżali do Sofii, zostawili jednak swego siedmioletniego syna, Andrzeja, w Londynie, w celu kontynuowania przez niego nauki w szkole angielskiej. Na wszystkie dłuższe wakacje Maria jeździła, wraz z synem, do kraju. Bawiła wówczas u swych rodziców w Milanowie, lub u rodziców męża w Dzikowie pod Tarnobrzegiem, gdzie mieli oni większy pałac od milanowskiego.

Okres pobytu na Bałkanach to jakby trzeci etap życiorysu Marii Tarnowskiej. Mąż kierował placówką w Sofii samodzielnie, jako poseł nadzwyczajny. Lecz na Bałkanach sytuacja polityczna była napięta, zanosiło się na wojnę pomiędzy młodymi państwami bałkańskimi a Turcją, celem jej wyparcia z resztek terytoriów europejskich. Równocześnie trwała rywalizacja o wpływy na Bałkanach pomiędzy Austro-Węgrami i Rosją, a także Wielką Brytanią i Francją. Faktycznie jesienią 1912 r. wybuchła pierwsza wojna bałkańska, zakończona zwycięstwem Bułgarii i sprzymierzonych Serbii, Grecji i Czarnogóry nad Turcją, która utrzymała tylko region Konstantynopola. Pokój zawarty w maju w Londynie nie trwał jednakże długo, gdyż sprzymierzeńcy szybko skłócili się o podział „łupów” i rozpoczęła się wojna między nimi. Ta druga wojna bałkańska zakończyła się we wrześniu 1913 r. pokojem bukareszteńskim.
W czasie pierwszej wojny bałkańskiej Maria zaangażowała się ochotniczo do pracy w wojskowym szpitalu bułgarskim w charakterze pielęgniarki. Decyzja ta zaowocowała jej późniejszą szeroką działalnością charytatywną w organizacji Czerwonego Krzyża. W lipcu 1914 r., po zabójstwie austriackiego arcyksięcia Ferdynanda przez terrorystę serbskiego, Maria przebywała w Dzikowie, Adam we Wiedniu, ich syn Andrzej w Londynie. Ale na żądanie męża, Maria pojechała do Anglii i z synem wróciła zaraz do Dzikowa. Dzięki temu byli razem w czasie wielkiej wojny europejskiej, jaka wkrótce się rozpoczęła atakiem Niemiec na Francję i na Rosję, wspólnie z Austro-Węgrami.
Maria bezzwłocznie zgłosiła się we Wiedniu jako sanitariuszka Czerwonego Krzyża, otrzymując przydział do Zespołu Chirurgicznego, jaki skierowany został na front pod Lublinem. Po ofensywie rosyjskiej wróciła do Wiednia, następnie do Krakowa, zatrudniając się w szpitalu, zorganizowanym przez Uniwersytet Jagielloński dla I Korpusu Krakowskiego. Po wyparciu Rosjan z Warszawy, odwiedziła rodziców w Milanowie, a późnym latem 1915 r., gdy Bułgaria przystąpiła do wojny po stronie państw centralnych, pojechała z synem do Sofii, gdzie mąż kontynuował swą pracę w ambasadzie austriackiej.
Niespodziewanie w listopadzie 1916 r. Adam mianowany został ambasadorem w Stanach Zjednoczonych. Pojechał więc do Nowego Jorku, lecz po wypowiedzeniu Austrii wojny przez Stany, musiał wrócić, wraz z całym personelem swej ambasady. Maria w tym czasie przebywała w Krakowie, gdzie wynajęła mieszkanie dla siebie, syna i guwernera. Adam przyjechał z Ameryki w czasie wybuchu rewolucji w Rosji. Na wielu stronach książki autorka opisuje przebieg działań wojennych na frontach europejskich do jesieni 1918 r., sytuację społeczno-gospodarczą na ziemiach polskich oraz organizowanie się społeczeństwa polskiego w celu odbudowy niepodległego państwa polskiego.
Sama w tym czasie współorganizowała w Warszawie, w oparciu o prywatne darowizny, szpital polowy PCK, w którym została kwalifikowaną pielęgniarką. Szpital w marcu 1919 r. rozlokowany został w twierdzy brzeskiej nad Bugiem. Maria, jako siostra przełożona oraz naczelny lekarz, mieli po 40 lat, reszta personelu to była młodzież do 20 roku życia. Do końca 1919 r. szpital kilka razy przemieszczany był na wschodnich Kresach Polski, gdzie Piłsudski prowadził wojnę z bolszewikami. Największym problemem w tym czasie dla personelu, były choroby, głównie tyfus. Gdy po świątecznym urlopie Maria wróciła z urlopu, spędzonym w rodzinnym Milanowie, szpital został przejęty przez armię, a personel zmobilizowany, co odbiło się raczej korzystnie na jego pracy.
W marcu 1920 r, szpital Tarnowskiej, będący w składzie XVIII Dywizji Piechoty, otrzymał rozkaz wymarszu w kierunku Kijowa. Następnie autorka opisuje przebieg całej wojny polsko-bolszewickiej 1920-go roku od zajęcia Kijowa po bitwę warszawską i traktat ryski. Np. opisując pomoc, jaką w uzbrojeniu, doradcach i pieniądzach dostarczały Francja i Anglia, równocześnie ubolewa, że społeczeństwa tych krajów, nie zdając sobie sprawy z zagrożenia rewolucją światową, strajkowały i sabotowały dostarczanie tej pomocy dla Piłsudskiego.
Po wycofaniu się do Warszawy, Maria Tarnowska otrzymała polecenie zorganizowania nowych polowych szpitali z konnym personelem, zdolnych do szybkiego przemieszczania się. W czasie sierpniowej ofensywy była siostrą przełożoną w jednym z tych szpitali przy VI Brygadzie Jazdy, w której jednym z pułków dowodził syn Andrzej. W listopadzie, gdy Brygada zbliżała się do Dniepru, wojna się skończyła zawieszeniem broni, a Tarnowska została odznaczona Krzyżem Walecznych.

Z rozpadem Austro-Węgier w trakcie I wojny światowej, skończyła się kariera dyplomatyczna Adama Tarnowskiego i pobyty na zagranicznych placówkach poselskich. Tarnowscy, rozpoczynając swój nowy etap życia w niepodległej Polsce, osiedli na stałe w swym majątku w Milanowie. Pierwsze powojenne lata były dla nich bardzo trudne, gdyż majątek, żeby przynosić dochód, wymagał wpierw dofinansowania, a pieniądze ulokowane przez nich przed wojną w bankach wiedeńskich uległy znacznej dewaluacji. Wsparła ich jednakże finansowo jej matka, Maria księżna Światopełk-Czetwertyńska. Lato spędzali na wsi, a zimę w Warszawie. Adam zarządzał folwarkami, Maria zajęła się pielęgniarstwem w Czerwonym Krzyżu, syn Andrzej studiował na uniwersytecie w Belgii.
Maria udzielała też porady z zakresu pielęgniarstwa i higieny mieszkańcom swej wsi. Przerażały ją wówczas trudne warunki bytowe oraz zacofanie ludności wiejskiej, zwłaszcza w zakresie wychowania dzieci i higieny. Wystąpiła więc z projektem zorganizowania w ramach Czerwonego Krzyża sieci wiejskich ośrodków zdrowie w całym kraju. Propagując tę ideę pisała artykuły w prasie, wygłaszała pogadanki radiowe. Projekt zyskał faktycznie duże poparcie i pierwszy taki ośrodek utworzony został w posiadłości Tarnowskich. Przeznaczyli nań jeden z budynków mieszkalnych dla administracji, wyposażyli i doprowadzili wodę i energię elektryczną. Do 1939 r. w Polsce uruchomiono ok. 300 takich obiektów.
O okresie międzywojennym w książce Tarnowskiej tylko 6 stron. W 1931 r. zmarła jej matka, w 1935 r. jedyny syn Andrzej ożenił się z hrabianką Heleną Larisch-Monnich. Prócz zapisów o losach licznych rodzin swojej i męża, w książce tylko krótkie rozważania o sytuacji politycznej i gospodarczej odradzającej się niepodległej II Rzeczpospolitej. W tym o zasługach i znaczeniu Józefa Piłsudskiego, którego uwielbiała, oraz o zagrożeniu, zaistniałym dla Polski, po dojściu w 1933 r. do władzy w Niemczech Hitlera i jego partii nazistowskiej.

Gdy we wrześniu 1939 r. Niemcy napadły na Polskę, rozpoczynając II wojnę światową, Maria Tarnowska miała 59 lat. Była to już piąta wojna w jej bogatym życiorysie, która znów radykalnie odmieniła jej losy. Tarnowscy przebywali wtedy w swym pałacu w Warszawie. Gdy w pierwszych dniach września szpital, w którym pracowała, ewakuowany został do Lublina, po niewielu dniach Maria znalazła się wraz z mężem w rodzinnym Milanowie. Tuż przed zajęciem wsi i majątku przez Armię Czerwoną oboje wrócili do Warszawy. Zaś syn Andrzej, jak wielu innych wojskowych, opuścił kraj, udając się na emigrację wojenną do Francji.
Lecz w październiku Rosjanie wycofali się za Bug i Tarnowska mogła pojechać do Milanowa. Zastała swój pałac całkowicie splądrowany i ogołocony z mebli i innego wyposażenia. Była przerażona, gdy poznała nazwiska służby folwarcznej i mieszkańców wsi, którzy dokonali grabieży. Bowiem dotąd była o ich lojalności i przywiązaniu głęboko przekonana. Próba uzyskania pomocy w odzyskaniu skradzionych mebli i przedmiotów ze strony oficera niemieckiego, kwaterującego w pałacu, była całkowicie chybiona. Wróciła więc do Warszawy.
W dniu 1 listopada 1939 r. utworzone zostało Generalne Gubernatorstwo, pod bezpośrednim zarządem gen. SS Franka. W książce wiele o niszczeniu polskich pomników, likwidacji bibliotek, rekwizycjach arcydzieł z muzeów, aresztowaniach, utworzeniu obozów koncentracyjnych. Represje ze strony okupanta dotknęły zwłaszcza inteligencję polską i ogół ludności żydowskiej.
Maria nadal pracowała w Polskim Czerwonym Krzyżu, jako zastępca prezesa organizacji. PCK borykało się z wieloma trudnościami, głównie finansowymi i szykanami ze strony władz niemieckich. Między innymi, po utworzeniu charytatywnej organizacji Rady Głównej Opiekuńczej (RGO), zamierzano PCK jej podporządkować, na co się Zarząd PCK nie zgodził, powołując się na swój ogólnoświatowy statut Czerwonego Krzyża. Jedynie przez pewien czas Maria pełniła w krakowskiej Centrali RGO funkcję przedstawiciela PCK. W tym czasie po raz pierwszy zetknęła się z tajną działalnością polskiego podziemia. Między innymi przejęła od przedstawiciela RGO na potrzeby PCK znaczną kwotę, przesłaną w rzeczywistości przez londyński rząd emigracyjny.
W książce Tarnowska opisuje również historię powstania i rozwoju struktur podziemnych państwa polskiego, administracyjnych i wojskowych tj. Armii Krajowej, oraz ich działalność konspiracyjną. Niemiecka policja i SS przeprowadzały w Warszawie i całym GG masowe łapanki, wysyłając po selekcji, tysiące zatrzymanych Polaków w głąb Rzeszy, do pracy w fabrykach lub gospodarstwach rolnych. Podziemie wykorzystywało tę sytuacje, organizując szeroką akcję wywiadowczą na terenach Rzeszy, głównie w zakładach zbrojeniowych. W książce wiele opisów różnych takich akcji szpiegowsko-dywersyjnych. Również o działaniach wojennych na Bałkanach oraz na zachodzie Europy i o wciąż narastających represjach wobec Polaków w 1941 roku.
W marcu aresztowani zostali przez gestapo książę Seweryn i Ludwik Czetwertyńscy, bracia Marii Tarnowskiej. Osadzono ich w więzieniu w Lublinie, gdzie Maria pojechała, starając się bezskutecznie o ich uwolnienie. Wkrótce, po miesięcznym pobycie w obozie oświęcimskim, schorowany Ludwik zmarł. Zaś Seweryn w styczniu 1944 r. został przewieziony do obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. Jak się później okazało, te aresztowania związane były z zamiarem przejęcia pałaców i majątków obu książąt przez organizację Liegenschaft, powołaną w GG dla zarządzania skonfiskowanymi polskimi majątkami ziemskimi. W 1945 r., po wyzwoleniu obozu w Buchenwaldzie przez Amerykanów, Seweryn pojechał do Londynu, gdzie wkrótce zmarł w szpitalu. W książce jeszcze wiele relacji o aresztowaniach i losach innych członków rodzin autorki i jej męża.
Najazd Niemiec na Związek Radziecki w czerwcu 1941 r. nie zmienił sytuacji w Generalnym Gubernatorstwie. W 1942 r, gestapo przystąpiło do likwidacji Żydów, wpierw urządzając dla nich getta, to jest wydzielone dzielnice, otoczone murami. Maria była często w getcie warszawskim, gdyż Czerwony Krzyż utrzymywał tam medyczny ośrodek pierwszej pomocy. Była więc świadkiem cierpień i śmierci zagłodzonych mieszkańców getta, zwłaszcza dzieci.
W połowie 1942 r. zachorował też poważnie Adam Tarnowski na niewydolność układu krążenia, w którego naczyniach wieńcowych powstawały skrzepy. Wymagał w związku z tym stałej opieki, podczas jej nieobecności przychodziła, mieszkająca w sąsiedztwie, pielęgniarka Czerwonego Krzyża.
Niedługo potem Maria została aresztowana przez gestapo pod zarzutem nielegalnego przyjęcia pieniędzy dla PCK z zagranicy. Przetrzymywana i przesłuchiwana była w więzieniu na Pawiaku przez kilka miesięcy. Nie była jednak źle traktowana i ostatecznie starania jej męża doprowadziły do jej uwolnienia, gdyż Gestapo nie było w stanie przedstawić i udowodnić jej konkretnego oskarżenia. Jednak prawdopodobnie, gdyby była zwykłą więźniarką, wysłana zostałaby zapewne do Oświęcimia.
Po uwolnieniu zdecydowała się na podjęcie działalności konspiracyjnej, zgłaszając się do Korpusu Służby Pomocniczej Kobiet Armii Krajowej. Zaprzysiężona została w stopniu porucznika i otrzymała zadanie szkolenia sanitariuszek w oddziałach partyzanckich AK.

Praca w konspiracji otwarła kolejny, chyba szósty już, nowy etap życia Marii Tarnowskiej. W książce opisuje ona szereg zamachów na niemieckich dygnitarzy, którzy wyróżniali się sadystycznym, bezwzględnym stosunkiem do Polaków, i którzy w związku z tym zostali skazani przez dowództwo AK na karę śmierci. Należał do nich przede wszystkim dowódca SS i policji w Warszawie Franz Kutscher, z którego rozkazów dokonywane były liczne uliczne łapanki i egzekucje Polaków, obwieszczane następnie w plakatach z listami ofiar i jego podpisem. Ten wyrok śmierci udało się zrealizować ochotniczym bojówkom partyzanckim dopiero w trzecim zamachu. W książce jeszcze kilka opisów zamachów na oprawców niemieckich, efektem ich było faktyczne ograniczenie ilości i zakresu ulicznych łapanek i egzekucji w Warszawie.
W 1943 r. armie niemieckie cofały się na wszystkich frontach i co raz bardziej stawało się widoczne, że Niemcy wojnę przegrają. Szczególnie szybko przybliżał się do Polski front wschodni, co niepokoiło Tarnowską, bo marzyło jej się, że wyzwolenie przyjdzie do Polski z zachodu lub południa, wraz z zachodnimi aliantami. Dla Tarnowskich bardzo uciążliwa była zwłaszcza zima 1943/44, gdyż były tęgie mrozy, a brakowało im opału, opalali tylko jeden pokoik chorującego Adama.
Jak grom z jasnego nieba poraziła ich wiadomość o odkryciu przez Niemców zbiorowych mogił polskich oficerów w Katyniu pod Smoleńskiem, wielu z nich było im znanych. W lipcu w katastrofie lotniczej w Gibraltarze zginął gen. Władysław Sikorski, premier rządu emigracyjnego. Zaś w dniu 1 sierpnia 1944 r., z rozkazu dowództwa AK, rozpoczęło się zbrojne powstanie w Warszawie.
Z racji pełnienia swych funkcji w PCK i AK, Maria wiedziała kilka godzin wcześniej o terminie rozpoczęcia powstania, ale z powodu zamieszania nie została powiadomiona o miejscu koncentracji. Przez pierwszy tydzień walk przebywała więc przy chorym mężu, w swym mieszkaniu. Wokół toczyły się walki, paliły się kamienice, nacierały czołgi niemieckie, na które chłopcy rzucali butelki z benzyną. Ich budynek znalazł się na pierwszej linii walk i obsadzony został przez kilkunastu powstańców. Wtedy, korzystając z sieci przejść, przebitych w piwnicach budynków, Maria dotarła wreszcie do dowództwa Wojskowej Służby Kobiet, gdzie została mianowana komendantką wszystkich sanitariuszek w rejonie i otrzymała rozkaz organizowania punktów pierwszej pomocy i szpitali polowych.
W książce wiele wiadomości o przebiegu powstania, o cierpieniach ludności cywilnej, dyskusjach i komentarze ogólne, na 28 stronach. Przez szereg dni Maria miała kontakt z jednym z członków podziemnego rządu, który informował ją o zewnętrznej sytuacji politycznej, o działaniach Stalina i zachodnich sojuszników, związanych z powstaniem warszawskim. Więc przede wszystkim Stalin wstrzymał celowo ofensywę na Wiśle, zostawiając Warszawę na pastwę Niemców, natomiast zachodni alianci nie kwapili się z pomocą i już wtedy wspólnie ustalili, że wschodnią granicą Polski będzie rzeka Bug, a nowe państwo polskie oddane zostanie pod wpływy ZSRR itp. Wiele z tych dywagacji książkowych dotyczyło też decyzji i działań w ogóle znacznie późniejszych. Równocześnie w książce przytoczone są krytyczne uwagi i złorzeczenia cywilnej ludności na dowództwo AK za beztroskie i nieodpowiedzialne skazanie Warszawy i jej mieszkańców na zagładę.
Właśnie w związku z tą narastającą falą nastrojów wrogości cywilnej ludności do decydentów powstania, Maria zaproponowała przeprowadzenie pertraktacji z dowództwem niemieckim w sprawie ewakuacji części ludności cywilnej. Sama wzięła udział w delegacji parlamentariuszy, która przeprowadziła odpowiednie rokowania z gen. Rohrem. Dowództwo niemieckie zgodziło się od razu na zaproponowaną ewakuację, która doszła do skutku w pierwszych dniach września. Wyszło wtedy z Warszawy ok. 15 tys. ludzi, którzy zgłosili się ochotniczo, akcja przebiegła w sposób planowy i bez zakłóceń. Ewakuowanych było niewiele, ale Tarnowska była zadowolona, gdyż pozbyto się w ten sposób osób, które nie potrafiły znieść stanu oblężenia, przy tym w sytuacji braku zapasów żywności w mieście.
Jeszcze przez cały wrzesień trwały walki, bombardowanie i ostrzeliwanie artyleryjskie Warszawy, a nowe oddziały Wehrmachtu wypierały powstańców z kolejnych osiedli i dzielnic. Nie zmieniło sytuacji zajęcie Pragi 14 września przez Armię Czerwoną, ani desant dwóch batalionów polskiej dywizji gen. Berlinga w Czerniakowie, które poniosły wielkie straty i po kilku dniach walk zmuszone zostały do wycofania się z powrotem za Wisłę. Tragiczny był też dzień 18 września, w którym wielka flotylla amerykańskich superbombowców zrzuciła nad Warszawą na spadochronach setki pojemników z zaopatrzeniem dla powstańców, jakie wiatr zniósł na pozycje niemieckie.
W dniu 29 września Maria Tarnowska pośredniczyła w przekazaniu przez dowódcę garnizonu warszawskiego gen von dem Bacha gen. Borowi propozycji kapitulacji powstańców. Propozycja została przyjęta po rokowaniach, w których, w grupie czterech polskich parlamentariuszy, wzięła udział także major Maria Tarnowska. Do 5 października oddziały powstańcze i cała ludność cywilna Warszawy została ewakuowana do przejściowego obozu w Pruszkowie.
Rozdział o powstaniu warszawskim Tarnowska zakończyła rozważaniami o powodach powstania i przyczynach jego klęski. Za powstaniem przemawiały - cytaty: „ Wszyscy Polacy chcieli powstania i czekali na nie”, „Każdy żołnierz AK miał powody, by szukać odwetu”, „By wykazać, że Polska ma prawo być państwem niezależnym i wolnym”, „Planując powstanie polscy dowódcy brali pod uwagę możliwość błyskawicznej ofensywy aliantów przez Francję oraz niewielką liczebność niemieckich oddziałów w Warszawie”. Natomiast za klęskę powstania odpowiedzialny jest głównie Stalin, gdyż – „Komunistyczna radiostacja ‘Kościuszko’ nadająca z Moskwy, codziennie ogłaszała apele do Polaków, by chwycili za broń przeciwko Niemcom”, „Sowieckie działa umilkły, gdy wybuchło powstanie.”, „Stalin torpedował wszelkie usiłowania rządu londyńskiego w celu osiągnięcia porozumienia”, „Rosjanie nie pozwolili aliantom wykorzystać lotnisk na zdobytych już terenach Polski”.
Rozdział zakończyła dywagacją: „Gdyby Stalin uznał za stosowne przyjść w sukurs Polakom, by zjednać ich dla swych politycznych zamierzeń, dotarłby do Berlina sześć miesięcy wcześniej”. Takie zakończenie, jaki cały rozdział. Nierealny, oderwany od rzeczywistości geopolitycznej, dziejącej się w Europie i świecie, wprost absurdalny.

Po wyjeździe niemiecką ciężarówką z Warszawy, Tarnowscy z kilkoma walizkami dotarli do Pruszkowa, a po paru dniach znaleźli schronienie w willi kuzyna Marii w Ojcowie. Przebywali w Krakowie w styczniu 1945 r., gdy miasto zajęte zostało przez Armię Czerwoną prawie bez walk i bez zniszczeń. Najgorszym było rozgrabienie sklepów i urzędów przez szabrowników, gwałtowny wzrost cen żywności i ograniczona, niekorzystna wymiana marek niemieckich na nowe złote polskie.
Już po kilku dniach reaktywowana została działalność krakowskiego oddziału Czerwonego Krzyża i Tarnowska miała dużo roboty. Zajmowała się głównie jeńcami z obozów niemieckich, ich ewidencją, wyżywieniem i zakwaterowaniem. Po kilku tygodniach udało się jej załatwić przelot rosyjskim samolotem wojskowym do Warszawy. Prawobrzeżna Warszawa była całkowicie zburzona i bezludna. Ale Warszawiacy wracali już masowo na gruzy swych domostw. Dom Tarnowskich w połowie ocalał i kilka mieszkań w nim nadawało się do zamieszkania. Była już w nim jedna rodzina i dawny kucharz Tarnowskich, który zabezpieczył dla Marii jeden pokój. Uzyskała następnie potwierdzenie własności całej kamienicy, zorientowała się też w możliwościach i kosztach jej remontu, po czym wróciła do Krakowa. Tam wkrótce została aresztowana przez Milicję Obywatelską i przewieziona do więzienia w Olkuszu, gdzie przebywała grupa kobiet-ziemianek. Zostały one aresztowane w ich majątkach ziemskich, jakie zostały znacjonalizowane, a właścicielom nakazano opuszczenie powiatu w którym mieli ziemię. Po wielu dniach oczekiwania na przesłuchanie, Maria została zwolniona i na furmance z węglem powróciła do Ojcowa.
W dniu końca wojny, 9 maja 1945 r., Tarnowscy zamieszkali na stałe w Warszawie. Maria znów pracowała w Czerwonym Krzyżu, do którego napływały obficie dary narodowych organizacji Czerwonego Krzyża Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Szwecji i Szwajcarii. Została jednak w 1946 r., podobnie jak wielu innych starszych pracowników, zwolniona, prawdopodobnie z powodu przekroczenia wieku emerytalnego 65 lat, choć o tym nie napisała.
Na wielu stronach książki Tarnowska krytykuje działalność nowych komunistycznych władz, za prześladowanie b. członków AK, wysługiwanie się Moskwie, uważała, że z jednej okupacji Polska wpadła w drugą i że rządzi w kraju ambasador Lebiediew. Napisała: „Warszawa nie przestała być polem bitwy, Armia Krajowa działa nadal, a jej oddziały zbrojne rozpoczęły likwidację komunistycznych agentów, podobnie jak wcześniej usuwano niemieckich informatorów.”
Tarnowscy żyli z wyprzedaży biżuterii, zaś po jej odejściu z Czerwonego Krzyża, do spółki z przyjaciółką Z. Potocką, kupili kawiarenkę przy Placu Trzech Krzyży. Mieściła się ona w drewnianej szopie, ale urządzona była gustownie i cieszyła się dużym powodzeniem, przynosząc pewien dochód. Lecz po 6 miesiącach otrzymali z Rady Miejskiej nakaz likwidacji kawiarenki, podobnie jak wszystkich sąsiednich kramów handlowych. W zimie 1945/46 r. Adam Tarnowski często chorował na zapalenie płuc, czuł się coraz gorzej.
Oboje marzyli też, by spotkać się z synem Andrzejem, który od 1939 r. przebywał zagranicą i od kilku lat mieszkał w Brazylii. Po uzyskaniu paszportów, ich wyjazd doszedł do skutku w styczniu 1946 r. Spotkali się z synem i jego żoną w Lozannie w Szwajcarii. Zamierzali wrócić do kraju, lecz Adam znów ciężko zachorował. Leczył się przez kilka tygodni w szpitalu w Lozannie, ale bez zdecydowanej poprawy zdrowia i wkrótce potem zmarł. Maria zdecydowała wówczas nie wracać do Polski, zwłaszcza, że dotarła do niej informacja, że grozi jej aresztowanie pod zarzutem kolaboracji z Niemcami w czasie lat okupacji. Po krótkim pobycie we Francji pojechała więc do Brazylii, zamieszkując u swego syna Andrzeja.

**************************************************


Książka „Przyszłość pokaże ...wspomnienia” napisana został przez Marię Tarnowska w 1856 r., , gdy miała 76 lat. Nic w niej nie napisała o podróży i pobycie w Brazylii. O losach autorki po wyjeździe z Europy dowiadujemy się jedynie, bardzo skrótowo, z krótkiego posłowia, zamieszczonego w książce przez jej siostrzeńca, którego staraniem książka została wydana. Jedyny jej syn Andrzej, u którego zamieszkiwała, zginął w 1949 r. w wypadku samochodowym. Być może, że ten tragiczny wypadek zadecydował, iż jego matka postanowiła ostatecznie wrócić do Polski. Do Warszawy przyjechała w 1958 r., i zamieszkała w jednopokojowym mieszkaniu przy ul. Poznańskiej, jakie przydzielone jej zostało staraniem Warszawskiego Zarządu PCK. Zmarła w 1965 r. w wieku 85 lat.

Przeczytałem wiele książek wspomnieniowych polskich ziemian, głownie z kresów wschodnich Rzeczypospolitej. Były to m.in. książki: „Znad Dniepru nad Odrę” Jana Jackowskiego, „Między Bohem a Słuczą” Anny Pruszyńskiej (1991), „Migawki wspomnień” Mieczysława Pruszyńskiego (2002), „Tak było –Wspomnienia” Eustachego Sapiehy (2000), „Wspomnienia wojenne” Karoliny Lanckorońskiej (2009}. „Przyszłość pokaże... wspomnienia” Marii Tarnowskiej (2008).
Wszyscy byli patriotami, sami to podkreślali, chwalili się i wywyższali. Faktycznie, trzeba to przyznać, ich patriotyzm był bardzo silny. Na tej prostej zasadzie, że Polskę traktowali jako swoje ziemie, swoje pałace, swoje kolekcje mebli, obrazów i w ogóle kulturę. Dosłownie. To też wszyscy, którzy dożyli do zmian ustrojowych w 1989 r., lub ich dzieci, albo wnuki, wrócili do swego kraju i upomnieli się o swe majątki, dobra, pałace, obrazy i dzieła sztuki. Jedni, jak Braniccy odebrali nawet więcej, niż stracili przez wojnę, zaś np. hrabina Lanckorońska odebrała kolekcję obrazów i podarowała polskiemu państwu (z braku potomków), czym zasłużyła się bezspornie na miano patrioty. Inni jak np. wnukowie Tarnowskich, czy Eustachego Sapiehy starają się usilnie o zwrot dóbr swych protoplastów, ale niewiele dotąd odzyskali.

Marzec, 2013 r.

Powrót do poprzedniej strony