Powstanie Warszawskie wg Normana Davies'a.
Słaby wywiad * Niecna zdrada Sowietów * Niemieckie dywizje pancerne ruszyły * Wycofanie wojsk gen. Berlinga * Sowieccy żołnierze opalają się na drugim brzegu * Najważniejsze książki o Powstaniu.


Za oknami sierpień mieni się dojrzałymi kolorami unijnego lata, a w polskich mediach jak co roku, od 59. już lat wspomnienia, rozliczenia, wywiady i dywagacje o Powstaniu Warszawskim '44. Można by się więc spodziewać, że w temacie tegoż Powstania wszystko już powiedziano, wyjaśniono, osądzono, a w każdym bądź razie zestawiono i poukładano już wszelkie fakty, oraz zbilansowano wynikłe zyski i straty. Nic podobnego.
Powstanie Warszawskie jest moim hobby, od dnia jego poczęcia, gdy swymi chłopięcymi oczyma zobaczyłem na tle błękitnego nieba ponad 100 srebrzystych punkcików-samolotów alianckich, lecących powoli, z monotonnym łoskotem, w kierunku płonącej Warszawy. Interesowało mnie więc i przeczytałem wszystko, co było mi dostępne, obecnie także w "nieskończonym" Internecie, a co wiązało się z tymże Powstaniem.
A pojawiają się wciąż nowe i nowe teksty. Mogę autorytatywnie stwierdzić, że w tym perpetum-mobile publikacji nie ma już niestety żadnych nowych faktów. Pojawiają się jedynie coraz "głębsze" rozważania i interpretacje, sięgające niekiedy także dzisiejszych wydarzeń. Np. wyczytałem ostatnio, że "Powstanie Warszawskie uratowało Unię Europejską". Autor, emigrant meksykański, dowodzi swej tezy twierdzeniem, że Powstanie zatrzymało Czerwoną Armię na kilka miesięcy na linii Wisły. Pozwoliło to, wg niego, Niemcom na konsolidacje sił, ufortyfikowanie Odry i in., dzięki czemu Rosjanie potem dotarli już tylko do Łaby, a nie do Renu i Holandii.
Argumentacja ta jest porażająco infantylna, jeśli uwzględnić choćby takie realia wojenne, że miesiące lipiec-sierpień-wrzesień '44 były okresem największych zwycięstw Stalina, gdyż w tym czasie rozbite zostały północne fronty niemieckie, aż po Finlandię, i opanowane przez wojska radzieckie prawie całe Bałkany. Wyłączone zostały z wojny po stronie niemieckiej Rumunia, Bułgaria oraz Finlandia, a Niemcom pozostał w Europie już tylko jeden sojusznik - Węgry. A więc, oceniając całościowo, żadnego zatrzymania się Rosjan nie było. A nawiasem mówiąc Niemcy bite były w tym czasie również na froncie zachodnim, tracąc prawie całą Francję. Powstanie Warszawskie w tym towarzystwie zwycięstw alianckich, było absolutnym dysonansem.
Oczywiście wymienionego gdybania o tym, że Powstanie Warszawskie uratowało Unię Europejską nie można traktować na poważnie, da się ono jedynie wkomponować w wielki Mit Powstania Warszawskiego. W jego bogobojnych, patriotycznych zaklęciach możliwe jest dowolne traktowanie faktów i kalendarza, byle tylko nie uchybić Apoteozie Powstania. Powstania, z którym wiąże się zagłada polskiej stolicy Warszawy i śmierć jej 200 tys. mieszkańców, w tym 16 tys. młodych żołnierzy, walczących bohatersko na jej barykadach. Gorzej gdy Mit plącze się z Historią i przenika do dzieł uznanych autorów, stając się obiektem zafałszowanej edukacji młodych pokoleń. A takich sytuacji zaobserwować można wiele. Przytoczę tylko jeden przykład, za to ciężkiego kalibru. Dotyczy historyka brytyjskiego Normana Daviesa i jego książki "Europa".
Wpierw kilka słów o autorze. Studiował w latach 60. na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, w Polsce też się ożenił. Od 1971 był wykładowcą uniwersyteckim na uniwersytecie w Londynie, obecnie na emeryturze, zajmuje się już tylko piśmiennictwem. Wyspecjalizował się w historii Polski, twierdzi też, że ma trzy ojczyzny: Anglię, Walię i Polskę. Za swe liczne książki, traktujące o historii Polski, otrzymał wiele polskich odznaczeń i honorowe obywatelstwa Krakowa, Lublina i Wrocławia.
O Powstaniu Warszawskim napisał m.in. w swym najważniejszym dziele "Europa", przedstawiającym syntetycznie dzieje narodów i państw Europy od prehistorii do końca XX w. Jestem jednym, zapewne z bardzo niewielu, którzy przeczytali całe 3 kilogramy tego historycznego eseju. Książka jest świetna, bo autor operuje dobrym stylem narracyjnym, zwłaszcza ciekawe są liczne "kapsułki" jednotematyczne. Ale w sprawach najnowszej historii Polski to mu teksty podrzucili polscy solidarnościowi przyjaciele, prawicowej proweniencji, znani ze swej kombatanckiej politycznej działalności, nawet domyślam się kto. I wykołowali go dokładnie. Np. o Powstaniu Warszawskim to jest niespełna strona, same tendencyjne komentarze. Co zdanie to fantasmagorie od Sasa do Lasa. Przytaczam ok.2/3 tego tekstu:
-"Warszawa rozpoczęła powstanie 1 sierpnia - prawie 3 tygodnie wcześniej niż Paryż. Plan polegał na skoordynowaniu ataków w obrębie miasta, z ostatnim uderzeniem Sowietów. Ale Warszawiakom nie było dane podzielić sukcesu Paryżan. Wywiad polskiego Ruchu Oporu był słaby; zbyt późno odkryto, że dowództwo sowieckie nie ma zamiaru pomóc. Sowieccy generałowie wykorzystywali polskie podziemie we wszystkich walkach od momentu przekroczenia polskiej granicy. Ale Stalin nie uznawał niezależnych sił zbrojnych; nie miał też zamiaru pozwolić, aby Polska odzyskała niepodległość. Atakowany ze wszystkich stron garnizon niemiecki zaczął się wycofywać. Ale wtedy nagle Sowieci zatrzymali się na samej granicy miasta. Zaczęto realizować plan niecnej zdrady. Radio moskiewskie, które dotąd wzywało Warszawę do powstania, teraz zdyskredytowało jego przywódców, nazywając ich "bandą zbrodniarzy".
Dwie niemieckie dywizje pancerne ruszyły w stronę miasta; garnizon uzyskał czas na sprowadzenie licznych posiłków spośród najbardziej zajadłych formacji hitlerowskich rezerw. Polskie wojsko generała Berlinga, które walczyło pod sowieckimi rozkazami zostało wycofane z linii frontu za odmowę wykonywania rozkazów i próbę udzielenia pomocy powstaniu. Samego Berlinga zdegradowano. Podejmowane przez Zachód próby zrzutów dla Warszawy z Włoch hamował opór Sowietów, którzy utrudniali lądowanie i tankowanie samolotów. Ulica za ulicą, dom za domem, kanał za kanałem powstańców bombardowano, ostrzeliwano i wysadzano w powietrze na jednym brzegu rzeki, gdy tymczasem na drugim opalali się sowieccy żołnierze. ...."

I w tym duchu cała reszta, z której o samym Powstaniu czytelnik nic się nie dowie (prócz daty rozpoczęcia i zakończenia). Pozna tylko wydmuchany komentarz piszącego o zdradzie sowieckiej i opalaniu się sowieckich żołnierzy na drugim brzegu Wisły w Warszawie. Wstyd się nawet na takie wydumane opowiastki powoływać. Jako hobbysta historii Powstania Warszawskiego postanowiłem więc napisać replikę do tej tendencyjnej relacji o Powstaniu, by przesłać ją autorowi "Europy". Co uczyniłem, a poniżej przedstawiam pełną treść tej repliki:


1. Nikt nie koordynował Powstania z uderzeniem Sowietów; a obwinianie akowskiego wywiadu, że nie odkrył przed wybuchem walk, iż dowództwo I Frontu Białoruskiego, nie wiedzące zresztą nic o zamierzonym powstaniu, nie przyjdzie mu z pomocą, jest wprost śmieszne. Zresztą takiej koordynacji organizatorzy Powstania, tj. oficerowie Komendy Głównej AK absolutnie nie planowali. Świadczyć o tym mogą ich zgodne relacje, że celem Powstania Warszawskiego był zamiar uwolnienia Warszawy od okupanta niemieckiego własnymi siłami powstańczymi, by ubiec Armię Czerwoną w opanowaniu stolicy, a potem ujawnić własną administrację i nie dopuścić do miasta przedstawicieli PKWN w pierwszych dniach po wyzwoleniu.
Organizatorzy widzieli w powstaniu ostatnią możliwość realizacji - "dziejowego posłannictwa narodu polskiego w jego historycznej walce o pełną niezawisłość" (od Rosji oczywiście). - "Miało być ono przejawem niezłomnej woli i ducha narodu, kierującego się wyznawanymi i świętymi, a niezniszczalnymi wartościami moralnymi". Zaś gen. Leopold Okulicki w przeddzień decyzji o powstaniu, argumentując gorąco za jego nieodzownością, wywodził że nawet klęska powstania jawi się korzystnie, bo - "Powstanie Warszawskie będzie jako pożar, którego blask poprowadzi przez ciemności przyszłe pokolenia Polaków", - "Warszawa swoją śmiercią da dowód perfidii sowieckiej" oraz - "Wykopany zostanie rów, który skutecznie na 300 lat odgrodzi Polaków i Rosjan".
Jak więc można było koordynować z Rosjanami poczynań, które wprawdzie wojskowo były wymierzone przeciwko niemieckiemu okupantowi, ale politycznie i ideologicznie przede wszystkim w Rosję. Oczywiście takie rozumowanie nie było udziałem zwykłych, normalnych mieszkańców Warszawy, pałających wówczas zrozumiałą żądzą odwetu i walki z bronią w ręku przeciwko znienawidzonym Niemców, ze strony których tyle nieszczęść i upokorzenia doznali w ciągu pięciu długich lat.

2. Warszawski garnizon niemiecki ze swych bunkrów i obiektów nigdzie się nie wycofywał. Niemcy nie zostali bynajmniej zaskoczeni momentem powstania. Już od początku lata 1944 przygotowywali Warszawę do długotrwałej obrony. Miasto, położone nad naturalną przeszkodą wodną, miało stanowić silny węzeł obrony, ryglujący środkowy odcinek frontu wschodniego. Lewobrzeżną część podzielono na 4 odcinki, wyznaczając dowódców i oddziały przewidziane do walki w poszczególnych sektorach. Znacznie wzmocniono obsadę obiektów o znaczeniu strategicznym - mosty, lotniska, dworce i linie kolejowe, centrale telefoniczne. Zaś siedziby niemieckich urzędów, szpitali, koszar i in. wzmocniono naprędce budowanymi bunkrami i zasiekami z drutu kolczastego. Nie było też zaskoczenia taktycznego, gdyż na godzinę przed rozpoczęciem powstania cały garnizon został zaalarmowany i Niemcy zdążyli przed godz. 17,00 obsadzić pozycje koncentracji i stanowiska bojowe.

3. Radio moskiewskie nie wzywało do powstania, tylko rutynowo przez całą wojnę nadawało wezwania do walki, sabotażu i samoobrony ludności polskiej (i nie tylko) przeciwko "germańskim zachwatczikam". Po to głównie istniało. Trudno przypuszczać, że Bór-Komorowski, podejmując decyzję o powstaniu, powodował się tymi apelami. Zaś, gdyby powstanie było zwycięskie, na pewno nikt z jego organizatorów nie wspomniał by nawet o jakiejś inspiracji radia moskiewskiego, czy Stalina osobiście. Ale za klęskę powstania warto ich obarczyć odpowiedzialnością - kto zechce uwierzy nawet w takie naiwności. Zresztą radia Moskwa i "Kościuszko" nie nawoływały wprost do jakiegoś wielkiego powstania, a np. 30.07 wielokrotnie powtarzały: -" ...Udaremniajcie plany niemieckie zburzenia budowli publicznych. Pomóżcie Czerwonej Armii w przeprawie przez Wisłę. Dosyłajcie wiadomości, pokazujcie drogę. ..." itp.

4.Rosjanie nie zatrzymali się na granicy miasta, lecz odrzuceni zostali na odległość kilkudziesięciu kilometrów przez silny kontratak, rozpoczęty 31 lipca przez niemieckie wojska 9.A feldm. W. Modela, z użyciem doborowych dywizji pancernych DPanc 19, SS-Totenkopf i SS-Wiking. Po przegranej wielkiej bitwie pancernej pod Wołominem 8 armia gwardyjska i 2 armia pancerna Bogdanowa zmuszone zostały do cofnięcia się w pierwszych dniach sierpnia, wobec zaistniałej groźby okrążenia. W ogóle najprostsza analiza ówczesnych działań wojennych wykazuje, że wielka letnia ofensywa wojsk rosyjskich na frontach środkowych w lipcu już się skończyła, po przebyciu 500-kilometrowego szlaku bojowego od Dniepru i Berezyny. Odczuwały one też wtedy dotkliwie brak paliwa i amunicji. Zaś od wieczora 31 lipca inicjatywa na praskim odcinku frontu wyraźnie przeszła w ręce niemieckie. Jeszcze tylko jakby z rozpędu, a z wielkim trudem, Rosjanie starali się o uchwycenie i utrzymanie przyczółków na Wiśle pod Sandomierzem, Dęblinem i Magnuszewem, zaś potem na początku września wyrównali front na Narwi i Wiśle w rejonie Warszawy.

5. Do tłumienia Powstania nie zostały użyte żadne wielkie dywizje frontowe. Gdy wybuchło powstanie, Warszawa znajdowała sie tuż za frontem 9. Armii gen. Vormanna, należącej do Grupy Armii "Środek". To też szef sztabu Generalnego Wojsk Lądowych gen. Guderian zwrócił się do Hitlera z wnioskiem o włączenie Warszawy do obszaru operacyjnego 9. Armii, obawiając się, że moze dojść do współpracy powstańców z wojskami rosyjskimi. Lecz Hitler obaw tych nie podzielał i stłumienie powstania pozostawił policji i władzom Generalnego Gubernatorstwa, a osobiście reichsfuehrerowi SS Himmlerowi i gubernatorowi GG Hans Frankowi. Pacyfikacja Warszawy nie obciązyła więc w ogóle wojsk frontowych.
Przeciwko powstańcom walczył przede wszystkim 10-tys. garnizon gen Stahela, rozlokowany w koszarach, dworcach kolejowych, szkołach i gmachach publicznych, osłoniętych bunkrami, zasiekami z drutu kolczastego i gniazdami broni maszynowej. Licząc wraz z innymi jednostkami, jak obsada lotniska Okęcie, osłona mostów, oddziały minerów, straże kolejowe i fabryczne - siły niemieckie, z którymi mieli do czynienia w pierwszym dniu swych działań powstańcy w lewobrzeżnej Warszawie, wynosiły ok. 15-16 tys. żołnierzy. Od 4 sierpnia wsparte one zostały wpierw przez kilka jednostek policji pod dowództwem SS-Brigadeführera Geibla, i grup bojowych SS gen. H.Reinefartha, a potem przez oddziały własowców z brygady "RONA" M.Kamińskiego, które skierowano do Warszawy z rejonu Gliwic, gdzie były akurat koncentrowane w celu przerzutu do Jugosławii. Zaś w Poznaniu z więźniów kryminalnych sformowany został naprędce pułk O.Dirlewangera. Wyznaczony przez Himmlera na dowódcę tego "śmiecia" gen. SS Erich von dem Bach wyżebrał jeszcze od dowódcy 9. Armii tylko niewielkie pododdziały lotnictwa bombowego (Ju 88), czołgów, dział, sześciolufowych moździerzy rakietowych (ryczące krowy), tworząc z tego wszystkiego 25-tys. korpus, którym sprawnie dowodził.
Już 2 sierpnia załamało się powstanie na Pradze, obsadzonej przez przyfrontowe jednostki niemieckiej 9. Armii.. Niemcom udało się też zachować kontrolę nad wszystkimi liniami kolejowymi i mostami na Wiśle, a 5 sierpnia przejęli inicjatywę w walkach, rozpoczynając uderzenie na Wolę i Ochotę, dla połączenie się z walczącymi w okrążeniu w rejonie ratusza i Ogrodu Saskiego oddziałami generała R. Stahela.

6. Dygresja, że Stalin nie chciał (w 1944 r.) niepodległej Polski i powodował się niechęcią, czy zgoła wrogim stosunkiem do Polaków to domniemanie z kategorii odwoływania się do spiskowej teorii dziejów, według której my jesteśmy zawsze piękni i szlachetni, a faktyczni, czy domniemani przeciwnicy zawsze obrzydliwi, źli i podstępni. A jednak istnieje wiele real-nych przesłanek, by uznać, że Stalin, mimo wszystko, w ówczesnej sytuacji geopolitycznej, niewątpliwie reprezentując interes swego państwa, po prostu chciał jednak niepodległej i silnej Polski (oczywiście przyjaznej dla ZSRR). Głównie jako bariery przed ewentualnym ponownym zagrożeniem ze strony Niemiec. Dlatego też, między innymi, tak bardzo zabiegał potem o nasze nowe granice na Odrze i Nysie Łużyckiej.


7. Desant oddziałów Wojska Polskiego w rejonie Czerniakowa nastąpił 16 września, to jest w dwa dni po zajęciu prawobrzeżnej Pragi przez I Front Białoruski. Dokonany został wprost z marszu, bez odpowiedniego przygotowania i bez właściwe-go rozpoznania operacyjnego. Decydując się na natychmiastową przeprawę przez Wisłę, dowódca I Armii WP, gen. dywizji Zygmunt Berling powodował się oczywiście chęcią pilnego wsparcia powstańców. W sumie przez Wisłę przeprawiło się 5 batalionów żołnierzy 2 i 3 dywizji piechoty, które utworzyły przyczółki na Czerniakowie, potem także na Żoliborzu i na Powislu między mostami St. Poniatowskiego i średnicowym kolejowym, nie zdołały ich jednak utrzymać. Wtedy powstanie już dogorywało i desantującym żołnierzom nie udało się połączyć z jakimiś większym oddziałem powstańczym. Dowództwo AK nie dysponowało już odpowiednimi siłami i nie przejawiało zresztą woli współdziałania z berlingowcami. Wówczas lewy brzeg Wisły w Warszawie obsadzony był przez frontowe doskonale wyposażone wojska niemieckie (m.in 19 Dywizja Pancerna) , a nie przez zbieraninę własowców i kryminalistów. Pod ich naporem 23 września Czerniaków skapitulował, przy stratach prawie 3 tys. żołnierzy I Armii WP i po wycofaniu się większości oddziału AK płk. Radosława kanałami do Mokotowa. Zaś gen. Z. Berling, po tych nieudanych akcjach, został skierowany na studia w Akademii Wojsk Sztabu Gen. im. K. Woroszyłowa w Moskwie, gdzie przebywał do 1947 r. Ten fakt, obok klęski obu wrześniowych desantów w lewobrzeżnej Warszawie, jest od lat kanwą cynicznych deliberacji i oskarżeń ze strony niektórych prawicowych "historyków". Przemycili oni je także do "Europy" N. Davies'a. A faktycznie na Czerniakowie było piekło....-"Stan Wisły był niski, pontony trzeba było spychać do wody, a ładunki donosić na plecach... Żołnierze, pochodzący głównie ze wsi, i dopiero co wcieleni do wojska, nie potrafili walczyć w labiryncie domów i gruzów... Po utracie Zagórnej, Idzikowskiego i Wilanowskiej sytuacja była beznadziejna... Zginął dowódca mjr. Kononko ... Zerwana została łączność telefoniczna... Zaprzestano zrzutów, bo powstańczy skrawek był na to za mały, zwłaszcza przy wietrze... Artyleria z Pragi odpędziła po pewnym czasie czołgi, ale Niemcy uruchomili znów moździerze... Nad Czerniakowem odbywał się pojedynek rosyjskich katiusz z niem. artylerią... Nikt nie zbierał zwłok, żywności brakowało, kończyła się amunicja."... To wszystko ze wspomnieniowej książki uczestnika tych walk.

8.Zachodnia pomoc lotnicza dla powstańczej Warszawy została podjęta już po kilku dniach od wybuchu Powstania. Pierwszy lot ze zrzutami zaopatrzenia dokonany został przez cztery ochotnicze załogi polskiej eskadry ciężkich bombowców w dniu 4.08 z lotniska w Brindisi w południowych Włoszech. Samoloty tej eskadry latały potem jeszcze kilkadziesiąt razy (do 27.09), dokonując zwykle nocnych zrzutów zasobników z uzbrojeniem, amunicją i żywnością. Eskadra ta straciła wtedy łącznie 17 samolotów. Fakt wywołania Powstania Warszawskiego od początku spotkał się ze zdecydowaną niechęcią ze strony sojuszników zachodnich. Churchill i Roosevelt dawali temu wyraz w wielu swych wypowiedziach. Po prostu szybko zorientowali się, że powstanie nie skróci wojny ani o jeden dzień. Nie mieli też możliwości udzielenia szerszej pomocy, o co byli rozpaczliwie błagani już od 1.08 przez dowództwo powstania i polski rząd londyński. Warszawa była bowiem na granicy zasięgu bombowców z lotnisk W. Brytanii (1570 km, 6,5 godz. lotu) i Włoch (Brindisi - 1350 km , 5 godz. lotu). Przy tym przelot przez całe Niemcy był bardzo niebezpieczny, więc ostatecznie wykorzystano tylko jedyną dużą bazę lotniczą w Brindisi. Od połowy sierpnia loty nad Warszawę podjęły też brytyjski dywizjon RAF-u i Dywizjon Południowoafrykański. Łączyły się one z wielkimi stratami, za co Churchill był potem mocno krytykowany przez swych wojskowych.
Oczywiście również Stalin odniósł się bardzo negatywie do Powstania Warszawskiego. W swym liście z 16.08 do Churchilla, zwracającego się o pomoc dla samolotów alianckich, dokonujących zrzutów nad Warszawą, napisał: - "... akcja warszawska stanowi nierozsądną, straszną awanturę, która kosztuje ludność wielkie ofiary. ... W wytworzonej sytuacji dowództwo radzieckie doszło do wniosku, że powinno odgrodzić się od warszawskiej awantury, ponieważ nie może ponosić ani bezpośredniej, ani pośredniej odpowiedzialności za akcję warszawską ...". Dopiero 11.09 Rosjanie udzieli swej zgody na międzylądowanie samolotów w swych bazach. Nie mieli jednak w bliskości Warszawy dużych lotnisk, dostosowanych do ciężkich 4-silnikowych maszyn. Sami w tym czasie na środkowym froncie prawie nie używali bombowców, a jedynie samoloty szturmowe i osławione kukuruźniki, startujące z byle łączki. Ostatni, największy rajd samolotów alianckich, dokonany 18.09 przez 107 fortec B-17 skończył się więc międzylądowaniem aż na lotnisku w Połtawie, odległym od Warszawy prawie o 1000 km. Dokonany wtedy zrzut, z wys. 5000 m przy silnym wietrze, liczył 1284 zasobników. Dowództwo AK pokwitowało jednak przejęcie jedynie 228 zasobników, reszta dostała się w ręce niemieckie.

9. Na drugim brzegu Wisły (do 14.09) nie było żołnierzy rosyjskich, jak to pisze N.Davies w swej "Europie". Więc nie mogli oni stamtąd obserwować palącą się Warszawę lewobrzeżną i opalać się równocześnie. Zresztą żołnierze rosyjscy to i owszem walczyli ochoczo "za Rodinu i Stalina", ale nigdy nie widziałem, ni czytałem, by się opalali. Nie mieli też tak dobrego wzroku, żeby przyglądać się Warszawie (1.08-14.09) z odległego o 40 km frontu na płd.-wschód od stolicy. Tak myślę, że może za kilka lat być może przeczytam jeszcze, że jedli oni hamburgery i popijali Coca-Colę.

Prawdopodobnie nie będzie już żadnych nowych książek o Powstaniu Warszawskim, prócz obejmujących indywidualne wspomnienia ostatnich żyjących jeszcze uczestników tamtych zdarzeń. Publicystyka popowstaniowa jednak nie zaniknie. Będzie to jednakże już tylko przetrawianie istniejących opracowań. Czyli będą to książki i artykuły o książkach i artykułach, już wcześniej napisanych. Pisanych w intencji przedstawienia przez autora własnej interpretacji, wyjaśnienia jakichś szczegółów, bądź korygowania wcześniejszych tekstów. Tak jak np. niniejsza replika.
Warto więc postawić pytanie, jakie dotąd wydane zostały poważniejsze publikacje, oparte bezpośrednio o źródłowe materiały, relacje bezpośrednich ważniejszych uczestników Powstania i ewentualnie osobiste obserwacje autorów książek. Według mnie książek, poświęconych wyłącznie i całościowo problematyce Powstania Warszawskiego, pomijając publikacje wspomnieniowe, jest tylko kilka. Próbuję je poniżej zestawić:

Najważniejsze książki o Powstaniu Warszawskim:
Najwierniejszy obraz Powstania przedstawił niewątpliwie Jerzy Kirchmayer w swym "Powstaniu Warszawskim" z 1959 r. Jako generał i historyk, działający w latach okupacji w Oddziale Operacyjnym KG AK, stworzył wielkie dzieło o uwarunkowaniach i przebiegu Powstania nieomal dzień po dniu, dzielnica po dzielnicy. W oddzielnym rozdziale szeroko zaprezentował także niemieckie działania i ocenę Powstania ze strony niemieckiej na podstawie dokumentów i rozkazów sztabowych gen. von dem Bacha. Kirchmayer skoncentrował się na aspektach wojskowych, ludzkich, materialnych, topograficznych, statystycznych, natomiast komentarzem politycznym operuje w bardzo ograniczonym stopniu. To też książka jego jest bogato ilustrowana, z licznymi mapkami sytuacyjnymi, tabelami, kopiami różnych dokumentów itp. Natomiast komentarzem politycznym operuje w bardzo ograniczonym stopniu. W pierwszym akapicie ostatniego dwustronicowego rozdziału "Klęska" pisze: - "Faktem najbardziej ogólnym i bezspornym jest, że powstanie zakończyło się całkowitą klęską wojskową, polityczną i materialną. Nie trzeba przysłaniać tego faktu zwalaniem winy na innych - na Armię Radziecką, na rządy i dowództwa anglosaskie, na PKWN i I Armię Polską. Trzeba stanąć na stanowisku, że kto poniósł klęskę, ten jest winien, ponieważ jego przewidywania były mylne, ponieważ nie obliczył swoich sił, powziął zły plan działania, nie uwzględnił warunków czasu, nie wytrzymał nerwowo itp." i dalej -"....operacyjnie powstanie nie miało prawie żadnego znaczenia i trzeba to sobie wyraźnie powiedzieć. (...) Powstanie nie przyspieszyło ani o jedną godzinę wyzwolenia Warszawy..."
Drugą co do wagi merytorycznej, według mej oceny, jest wydana w Londynie w 1971 r. książka "Powstanie Warszawskie" Jana M. Ciechanowskiego, byłego ambasadora polskiego w Waszyngtonie. Autor analizuje je wyłącznie w kategoriach politycznych i dyplomatycznych. Przy czym korzystał jedynie z materiałów archiwalnych w Londynie (bardzo bogatych) oraz relacji m.in. osób, zajmujących kierownicze stanowiska w rządzie emigracyjnym. Mimo tego jednostronnego materiału źródłowego, Ciechanowski starał się zachować obiektywizm ocen politycznych, co mu się w dużej mierze udało. W sumie książka jest ostrą krytyką poglądów i działań autorów Powstania, również rządu londyńskiego i całej jego reprezentacji krajowej, których jednoznacznie obarcza odpowiedzialnością za tragedię, jaka spotkała stolicę i jej mieszkańców.
Na trzecim miejscu usytuowałbym książkę "Warszawa 1944" J. F. Steinera, napisaną w latach 1971-73. Autor ograniczył się tematycznie tylko do analizy przyczyn, okoliczności i sposobu podjęcia decyzji o rozpoczęciu Powstania. Przy czym książka obejmuje wyłącznie oryginalny zbiór relacji i wywiadów, zebranych i częściowo przeprowadzonych przez samego Steinera w Polsce i zagranicą z kilkudziesięciu znaczącymi uczestnikami Powstania, w tym ze ścisłego jego kierownictwa. Wiarygodnie prezentuje nastroje, charaktery i poglądy ludzi, którzy Powstanie przygotowali, zainicjowali i poprowadzili. Dopiero ta właśnie książka wyjaśniła mi przebieg ostatnich kilku godzin popołudnia 31 lipca 1944 r., poprzedzających podjęcie przez gen. "Bora" - Komorowskiego rozkazu o rozpoczęciu Powstania w dniu następnym. Po prostu wymusił go gen. Leopold Okulicki krzykiem na przemęczonym dowódcy AK, po nieco wcześniejszym fałszywym meldunku (sprokurowanym?) "Montera" tj. gen. A.Chruściela o "pojawieniu się kilku czołgów sowieckich na przyczółku mostowym na Pradze".
Na dalszym miejscu, już poza podium, ustawiłbym wydane w 1978 r. "Powstanie Warszawskie w walce i dyplomacji" Janusza K. Zawodnego. Książka, podobnie jak opracowanie J. M. Ciechanowskiego, oparta jest wyłącznie o materiały zachodnie (głównie londyńskie) i relacje polskiej emigracji. Natomiast całkowicie odmiennie ocenia decydentów Powstania, ustawiając ich czołobitnie na piedestale narodowym, poczynając już od motta książki: "Bierność szlachetnych ludzi gwarantuje zwycięstwo zła". Autor konsekwentnie kończy książkę stwierdzeniem, że Powstanie było elementem "gry aliantów fałszywymi kartami, w której Polacy ofiarowali jako sztony - krew i egzystencje narodu". Winni wg niego są więc wszyscy naokoło, lecz w żadnym wypadku nie bezpośredni autorzy Powstania. Właściwie to w książce jest więcej o historycznych i współczesnych waśniach i konfliktach pomiędzy Rosją i Polakami, oraz o wiarołomstwie ze strony W. Brytanii i USA, niż o samych walkach z Niemcami. Ale podaje też wiele faktów, przytacza dokumenty i opinie mało znane lub zapomniane. W sumie jest więc znaczącym przyczynkiem do poznania historii Powstania Warszawskiego.
Oczywiście jest jeszcze morze publikacji, głównie wspomnieniowej i faktograficznej, dotyczących Powstania i z nim związanych, a traktujących o losach pojedynczych ludzi, rodzin, zbiorowisk, oddziałów powstańczych, różnych organizacji, obiektów materialnych itd. Przeczytałem ich wiele, bo jak się rzekło: temat powstania Warszawskiego to moje hobby od dni jego zaistnienia.

Kraków, 3.07.2003.

Powrót do poprzedniej strony