Lew Lechistanu
Bitwy Chocimska i Wiedeńska

Po pokoju polsko-rosyjskim zawartym w 1667 r w Andruszowie, hetman kozacki, Doroszenko, poddał się sułtanowi tureckiemu, który wysłał przeciw Rzeczypospolitej Tatarów krymskich. Wojskami koronnymi dowodził wtedy pułkownik Jan Sobieski. Rozproszył on swe szczupłe oddziały i nękał czambuły tatarskie, sam z częścią wojska zamknął się w naturalnej twierdzy Podhajce, jaką Tatarzy oblegli, ponosząc duże straty w nieudanych szturmach. Nieposłuszne Doroszence oddziały kozackie wtargnęły wówczas na Krym, co stało się przyczyną zawarcia przez Turków pokoju z Polakami.
W wieku XVII Turcja Osmańska była ciągle wielkim imperium. Obejmowała swymi granicami prawie cały Bliski Wschód, Anatolię w Azji Mniejszej, Egipt, a w Europie Bałkany i prawie całe Węgry. Dodatkowo pod jej kontrolą w Europie znajdowały się liczne państwa wasalne: Mołdawia, Wołoszczyzna, Siedmiogród i Chanat Krymski. Tak więc Turcja graniczyła od strony południowo-wschodniej z Rzeczypospolitą i od dziesięcioleci oba państwa rywalizowały o wpływy w księstwach Mołdawii, Wołoszczyzny i Bukowiny.
W drugiej połowie XVII w. nowy władca Imperium Osmańskiego, sułtan Mehmed IV zaktywizował swą politykę w Europie i w pierwszym rzędzie, w 1672 r., Turcja wypowiedziała wojnę Rzeczypospolitej. W czerwcu 100-tysięczna armia turecka, dowodzona przez samego sułtana Mehmeda IV, obległa Kamieniec Podolski, który po dwu miesiącach skapitulował. Natomiast Lwów okupił się po 10 dniach oblężenia i w październiku zawarty został traktat pokojowy w Buczaczu, oddający Turcji Podole, zaś Ukrainę Kozakom, jako poddanym Wielkiej Porty. Rzeczypospolita nie mogła pogodzić się jednakże z tą klęską, sejm w 1673 r. uchwalił nowy zaciąg do wojska, za pieniądze papieskie została też znacznie wzmocniona artyleria, po czym wojna została wznowiona.

Bitwa Chocimska 11 listopada 1673 r. W pierwszych dniach listopada 1673 r. Wojska polskie i litewskie, liczące ok. 30 tys. żołnierzy, dowodzone przez hetmana wielkiego koronnego Jana Sobieskiego obległy kluczową twierdzę turecką w Chocimiu. Posiadała ona duże naturalne walory obronne, gdyż położona była w zakolu rzeki Dniestru, a od strony lądu zabezpieczona była wałami ziemnymi i licznymi szańcami obronnymi.
Pierwsze ataki na pozycje tureckie przeprowadził Sobieski w dniu 10 listopada. Miały one jednakże na celu jedynie rozpoznanie pola walki i rozmieszczenia sił przeciwnika. Właściwa bitwa rozegrana została następnego dnia, przy czym Sobieski “wziął” Turków pogodą, zmęczeniem i bezsennością. Mianowicie przez cała noc markował atak, przy śnieżnej zadymce, silnym wietrze i morderczym dla Turków zimnie. Zaś o brzasku 11 listopada 1673 r. Sobieski osobiście poprowadził swe wojska do szturmu na twierdzę chocimską. Po salwie armatniej piechota i spieszeni dragoni wdarli się na wały, spychając nieprzyjaciela i wyrównując teren dla kawalerii. Po czym przez wyłomy w wałach i szańcach runęła husaria hetmana Jabłonowskiego. Turcy odpowiedzieli kontratakiem kawalerii spahisów, lecz nie wytrzymali oni brawurowej szarży ciężkozbrojnej husarii i wkrótce walki rozgorzały wewnątrz twierdzy i obozu tureckiego, wśród gęstwy namiotów.
Wobec paniki, jaka opanowała oddziały tureckie, Hussein-pasza zarządził wtedy ich ewakuację na drugi brzeg Dniestru. Lecz jedyny w Chocimiu most runął na skutek ognia polskiej artylerii i pod ciężarem uciekających. To też tylko kilku tysiącom Turków, spośród 35-tysięcznej załogi twierdzy, udało się przedostać do Kamieńca Podolskiego. Reszta wojsk tureckich poległa, bądź dostała się do niewoli. Polacy ponieśli znacznie mniejsze straty, zdobywając silnie umocnioną twierdzę z wielkimi zapasami żywności i zaopatrzenia wojennego.
Bitwa chocimska uwieńczona została więc pełnym zwycięstwem Polaków, nie przyniosło ono jednak przełomu w wojnie i nie doprowadziło do odzyskania Kamieńca Podolskiego. Natomiast wzrósł niepomiernie prestiż Rzeczypospolitej w Europie, a zwłaszcza respekt dla hetmana Jana Sobieskiego u Turków, którzy odtąd zwali Sobieskiego „Lwem Lechistanu”.

Dzień przed bitwą pod Chocimiem zmarł król Michał Korybut Wiśniowiecki. Nowym królem na sejmie elekcyjnym obrany został 19 maja 1674 r. Jan III Sobieski. Jesienią 1674 r. Rzeczpospolita wznowiła działania wojenne na froncie tureckim, zdobyty został Bar i Reszków, a zablokowany Kamieniec Podolski. Na więcej Sobieskiego nie było stać, gdyż hetman litewski Michał Pac zabrał wojska litewskie i wrócił na Litwę. Była to oczywista zdrada, jaką Pac ukartował w porozumieniu z Brandenburgią, której Sobieski zamierzał odebrać Prusy Książęce po zawarciu pokoju z Turkami. Wkrótce też Tatarzy Krymscy nowymi siłami przekroczyli Dniestr, ale nie potrafili zdobyć Żórawna. W tej patowej sytuacji zawarty został rozejm z Turcją, po którym Kamieniec Podolski pozostał przy Turcji, lecz zwróciła ona Białą Cerkiew. Rozejm ten utrzymał się przez osiem lat.
W kwietniu 1683 r. król Jan III Sobieski zawarł sojusz wojskowy z cesarzem Austrii Leopoldem I przeciwko Turcji. Turcja bowiem zbroiła się i szykowała wtedy do nowej wielkiej wyprawy wojennej. Sobieski mógł spodziewać się, że uderzenie nastąpi z terenu Podola na Rzeczypospolitę. Zgromadził więc w Małopolsce 36 tys. wojska koronnego, fortyfikował Lwów i Kraków. Turcy w tymże samym miesiącu zaatakowali jednakże Austrię i omijając forteczne punkty oporu, po trzech miesiącach olbrzymia armia wielkiego wezyra Kara Mustafy, określana przez historyków na 90-140 tys. ludzi, obległa Wiedeń.
Realizując warunki świeżo podpisanego sojuszu z Cesarstwem Austriackim, Sobieski zabrał z Krakowa ok. 27 tys. wojsk koronnych, w tym 25 pułków husarii, i 29 lipca, nie czekając na spóźniających się Litwinów, pomaszerował śpiesznie przez Górny Śląsk, Morawy i Czechy na odsiecz Wiedniowi. W dniu 3 września wojska sprzymierzone spotkały się w miejscowości Tulln nad Dunajem. Tam Jan III Sobieski przejął komendę nad całością wojsk austriackich, niemieckich i polskich. Wojska austriackie, dowodzone przez księcia Karola Lotaryńskiego, miały 18 tys. żołnierzy i 70 armat, a oddziały niemieckie, szwabskie i frankońskie, pod wodzą feldmarszałka Waldecka, 27 tys. żołnierzy i 38 armat. Łącznie pod komendą Sobieskiego znalazło się więc 72 tys. wojska, w tym 29,5 tys. jazdy. Przyjęty też został jego plan operacyjny.
Koncentracja wszystkich wojsk nastąpiła na prawym brzegu Dunaju na równinach pod Tulln, 40 kilometrów na płn-zachód od Wiednia, po przeprawieniu 6-8 września wszystkich wojsk przez rzekę. Poczym wojska austriacko-niemieckie otrzymały rozkaz nacierania na Turków poprzez pagórkowaty teren wzdłuż prawego brzegu Dunaju. Ich głównym zadaniem było angażowanie jak największych sił przeciwnika i spychanie go wprost w kierunku broniącego się w oblężeniu Wiednia. Natomiast całość polskich wojsk koronnych, w tym 14 tys. jazdy, Sobieski poprowadził skrycie, korzystając z miejscowych przewodników węgierskich, okrężną drogą przez bezdroża Lasu Wiedeńskiego. Ta przeprawa wielkiej masy ludzi i koni, objuczonych rozebranymi 26 armatami, przez leśne gęstwiny wzgórz podwiedeńskich trwała dwa dni.

Bitwa Wiedeńska 12 września 1683 r. W sobotę 11 września, przed zmrokiem, król Jan III Sobieski wszedł na szczyt wzgórza Kahlenberg, by obejrzeć pole przyszłej bitwy. Przed nim rozciągała się obszerna dolina rzeczki Wiedenki, na lewo widoczne były tereny walki Austriaków i Niemców z Turkami, za nimi rzeka Dunaj. Na wprost krzewy, ogrody i zabudowania wioski Wienhaus, w dali zaś mury i wieże Wiednia, ostrzeliwanego przez artylerię turecką, zaś na prawo gęsty Las Wiedeński. Następnego dnia, skoro świt, w kościółku na wzgórzu odbyła się msza święta, do której król posługiwał. Zaraz potem Sobieski spiesznie odjechał w głąb Lasu Wiedeńskiego do polskich oddziałów.
Bitwa rozpoczęła się rankiem 12 września. Kara Mustafa był tak pewien wartości swoich wojsk, że nie poczynił większych przygotowań do obrony głównego obozu tureckiego. Jedynie na północ od Wienhaus. Turcy wznieśli lokalne, kiepskiej jakości, umocnienia, tzw. Turkenschanz. Austriacy przełamywali je powoli, walcząc na lewym skrzydle na stokach wzgórz, między Kahlenbergiem i Leopoldsbergiem, w bezpośrednim sąsiedztwie Dunaju. W południe do akcji weszły wojska niemieckie w centrum frontu, angażując od razu znaczne siły tureckie. Natomiast Polacy przedzierali się dalej ławą przez Las Wiedeński, a następnie na przestrzeni kilku kilometrów przez pagórkowaty teren pokryty zaroślami, winnicami, rowami, luźno zabudowany, spychając nieliczne oddziały tureckie. Turcy na swym lewym skrzydle nie mieli większych sił i zabezpieczeń, gdyż z tej strony nie spodziewali się ataku.
Z Lasu Wiedeńskiego wojska Sobieskiego wyszły dopiero w późnych godzinach popołudniowych. Wpierw piechota, montując na skraju lasu, przetransportowane w wielkim trudem, 26 armat. Za nimi wychodziła z gęstwiny leśnej kawaleria, ustawiając się wielkim łukiem na linii lasu. Oczom Polaków ukazał się rozległy teren doliny rzeczki Wiedenki, opadający łagodnie w kierunku Wiednia, błyskającego na horyzoncie ogniami dział. Zaś na lewo, w oddali, widoczny był ogień bitewny, nacierających na Wiedeń wzdłuż Dunaju, sojuszniczych wojsk austriacko-niemieckich. Bliżej na wprost były wielkie obozowiska i oddziały tureckie. Natomiast prawie 6-kilometrowa linia husarii polskiej, formująca się na tle ciemnego lasu, pod słońcem świecącym nisko w oczy Turkom, zdawała się dla nich być niewidoczna.
Pierwszą decyzją Sobieskiego było wysłanie jednej chorągwi husarskiej na rozpoznanie terenu, czy nie kryje rowów, wilczych dołów itp. Chorągiew ta przebiegła w cwał wielkim łukiem między stanowiskami tureckimi, siejąc popłoch, ale i ponosząc duże straty. Kara Mustafa, sądząc, że to główny atak wroga, posłał przeciwko niej wielką masę swej kawalerii, która goniąc zuchwalców, dotarła przed skraj lasu, gdzie Polacy zdążyli już wytoczyć swe armaty. Zamieszanie jakie powstało w szeregach jazdy tureckiej, gdy polski szwadron schował się w lesie, a artyleria polska otworzyła do niej ogień, Sobieski wykorzystał, dając buławą znaki do rozpoczęcia generalnego szturmu. Równocześnie ruszyły do szarży pułki husarii Jabłonowskiego, Sobieskiego i Sieniawskiego.
Zrazu wolno, potem nabierając tempa, wreszcie z łoskotem skrzydeł, hukiem bitewnym i drżeniem ziemi husaria przeleciała cały teren od linii Lasu Wiedeńskiego po rzeczkę Wiedenkę, zmiatając wszystko przed sobą po drodze. Pierwsza konnica tatarska, potem załogi obozów, także wielki wezyr rzucili się w popłochu do ucieczki, brodząc wpław przez wody Wiedenki. Sobieski jednakże zatrzymał swe wojska przed tą rzeczką, była już bowiem zbyt późna pora, by gonić dalej wroga. Zresztą zwycięstwo było już pełne: Wiedeń ocalony, mieszkańcy miasta witali radośnie swych wyzwolicieli, a wielki obóz turecki otoczony przez żołnierzy Sobieskiego.
W nocy, w zdobycznym namiocie wezyra, król Polski napisał dwa listy. Jeden krótki do papieża ze słowami „Venimus, vidimus, Deus vicit!” (Przybyliśmy, zobaczyliśmy, Bóg zwyciężył), drugi znacznie dłuższy do swojej żony Marysieńki. Do listu papieskiego dołączył zielony sztandar Proroka, natomiast w ślad za listem do Marysienki król Jan III Sobieski odprawił do Krakowa 400 wozów z bronią, siodłami, namiotami, arrasami, tkaninami, ubiorami i innymi cennymi przedmiotami, zdobytymi przez husarię w wielkim obozie tureckim. Część tego bagażu można do dziś oglądać na Wawelu.
Straty Turków w bitwie wyniosły ok. 10 tysięcy zabitych i 5 tysięcy rannych żołnierzy, a sprzymierzeni stracili ok. 1500 zabitych i ponad 2500 rannych. Faktycznie znaczna część armii tureckiej zdołała ujść z pogromu, wszak tracąc część uzbrojenia, wszystkie działa oraz zapasy wojenne i z poczuciem sromotnej klęski. Od pogromu wiedeńskiego tureckie imperium osmańskie już się tylko cofało. A wielki wezyr Kara Mustafa za nieudaną wyprawę wojenną i przegraną bitwę wiedeńską, został z rozkazu sułtana uduszony zielonym sznurem. Absolutnie nic więcej, poza łupami wiedeńskimi, nie uzyskała też Polska. Natomiast Cesarstwo Austriackie, wchłonąwszy całe Węgry, urosło szybko w siłę, by po niespełna 90 latach od wiktorii wiedeńskiej obdzielić się południowymi terytoriami I Rzeczypospolitej, przy okazji jej I rozbioru w 1772 r.

Po upadku w 1795 r. I Rzeczypospolitej Turcja była jedynym znaczącym państwem, które nie uznało rozbiorów państwa polskiego. Bo Turcy bardzo szanowali męstwo i mieli wielki szacunek dla Polaków, którzy na polu walki byli równorzędnymi przeciwnikami i którzy znaleźli “inteligentne” sposoby na Turków. Świadczyły o tym dwa, opisane powyżej, duże polskie zwycięstwa pod Chocimiem i Wiedniem.


Odsiecz pod Wiedniem - Obraz Jana Matejki

Kraków, 12.09.2001

Powrót do poprzedniej strony