Spółdzielczy Dom Handlowy w Krakowie
M Ó J   S D H   ”J U B I L A T ”



W lutym 1965 r. zjawił się w Krakowskim Biurze Projektów Budownictwa Ogólnego, w którym pracowałem, mój przyjaciel Igor Stachniak z prośbą o przyjęcie zlecenia na opracowanie dokumentacji technicznej na budowę dużego domu towarowego dla Powszechnej Spółdzielni Spożywców “Społem” w Krakowie. Miała ona w mieście setki swych sklepów, kantorów sprzedażnych w zakładach pracy, magazynów i hurtowni. Spółdzielnia postanowiła też wybudować dla siebie w mieście duży dom handlowy, przyjmując dla niego nazwę Spółdzielczy Dom Handlowy “Jubilat”, a to w związku ze zbliżającą się setną rocznicą spółdzielczości spożywców w Polsce. Igor był pełnomocnikiem Zarządu PSS “Społem” do spraw budowy tego domu handlowego i należały do niego wszystkie zagadnienia związane z przygotowaniem i realizacją inwestycji.
Poinformował mnie, że w 1962 r. przeprowadzony został konkurs na projekt koncepcyjny, w jakim wzięły udział 3 biura projektowe. Wygrał go nieduży Spółdzielczy Zespół Projektowy, który po roku przystąpił do wykonywania projektu technicznego. W międzyczasie trwały roboty związane z przygotowaniem placu budowy, to jest usunięciem ruin budynku piętrowej drukarni, zniszczonej w czasie wojny podczas wysadzenia w powietrze przez Niemców pobliskiego mostu Dębnickiego na Wiśle, oraz z przebudową istniejącej na działce rejonowej stacji transformatorowej. Roboty ziemne wykazały bardzo niekorzystne warunki gruntowo-wodne, konieczne stało się więc posadowienie budynku na tzw. wannie szczelnej oraz podmurowanie fundamentów ścian sąsiednich istniejących 5-kondygnacyjnych budynków mieszkalnych. Również te prace zostały rozpoczęte w oparciu o fragmentaryczne rysunki konstrukcyjne, po czym je przerwano na okres prawie dwu lat, wobec braku pełnego projektu technicznego.
Mianowicie przestał pracować w “Społem” dotychczasowy koordynator inwestycji inż. S. Łysoń, a co gorsza, główny projektant-architekt wyemigrował do Izraela, zmieniając sobie ojczyznę. Cały dotychczasowy zespół projektowy się wtedy rozsypał, a samo biuro spółdzielcze wkrótce uległo likwidacji. Tak więc Igor przyjechał do mego biura, a właściwie do mnie osobiście, z jednym błagalnym przesłaniem “ratujcie!”.
Poprosiłem go, by na drugi dzień przywiózł mi projekt wstępny i wszystkie opracowane już fragmenty projektów technicznych, pojechałem na plac budowy, oraz udałem się do dyrekcji Krakowskiego Przedsiębiorstwa Miejskiego, gdzie poinformowano mnie, że przedsiębiorstwo to wystąpiło już do Komisji Arbitrażu Gospodarczego o odszkodowanie od inwestora za poniesione straty.

Po przeglądnięciu całego dotychczasowego materiału projektowego powiedziałem Igorowi, że podejmuję się kontynuacji projektu technicznego, ale wcześniej konieczne jest wykonanie nowego zamiennego projektu wstępnego. Chodziło mi przede wszystkim o szersze potraktowanie opracowań instalacyjnych, zwłaszcza wentylacji mechanicznej. Ponad to obowiązywał od stycznia nowy normatyw projektowania, zgodnie z którym m.in. należało zwiększyć wysokość kondygnacji biurowych. Inwestor szybko się zgodził, dorzucając ze swej strony nieco zmian programowych, to jest zamianę restauracji na kawiarnię, likwidację pralni i inne. Prosił tylko o szybkie terminy opracowania.
Skompletowałem faktycznie bardzo mocny zespół projektowy. Konstrukcję miał kontynuować dotychczasowy projektant Henryk Schoen, który zaimponował mi śmiałością i nowatorstwem swych konstrukcji (siatka filigranowych, grzybkowych słupów 7,20 * 8,40, prefabrykowane stropy). Opracowania wszystkich licznych instalacji sanitarnych, grzewczych i wentylacji podjął się Ryszard Flisowski, bardzo ambitny, wszechstronny specjalista w swej branży. Instalacje oświetleniowe, sygnalizacyjne, telefoniczne, przebudowy trafostacji przypadły Aleksandrowi Schillerowi, doświadczonemu, bezapelacyjnie najlepszemu projektantowi w swej branży w naszym biurze projektowym.

Po dwu miesiącach zamienny projekt wstępny był gotowy i natychmiast po jego rozpatrzeniu i zatwierdzeniu przystąpiliśmy do opracowania projektów techniczno-roboczych. Ja to nawet nie czekałem na formalne zatwierdzenie fazy wstępnej i przygotowywałem swe podkłady architektoniczne non stop. Zamierzałem początkowo, celem przyśpieszenia prac projektowych, wykonać rysunki robocze dla całego budynku w skali 1:100. Po konsultacji z branżowymi kolegami okazało się to niemożliwe ze względu na skomplikowanie, zwłaszcza instalacji elektrycznych. To też jedynie elewacje rysowałem w skali 1:100, zaś rzuty wszystkich kondygnacji oraz przekroje w skali 1:50. Trzeba było rzuty ciąć przez połowę, bo rysunki całego budynku nie mieściły się na desce rysunkowej. Ostatecznie narysowaliśmy także w zespole wszystkie rzuty w skali 1:100 w uproszczonej formie, jako podkłady dla projektów instalacji wod.-kan, gazowej i centralnego ogrzewania, ale wykonali je moi asystenci.
W międzyczasie odbyło się posiedzenie Komisji Arbitrażowej w związku z roszczeniami generalnego wykonawcy za niedotrzymanie umownych terminów dostarczenia dokumentacji realizacyjnej przez PSS “Społem”. Na prośbę inwestora wziąłem udział w tym posiedzeniu arbitrażowym, przedstawiając zakres prac już wykonanych przez biuro i bardzo szybkie ich tempo. Przy zgodzie przedstawicieli przedsiębiorstwa ustalono, że odbędzie się drugie posiedzenie arbitrażowe po terminie, w jakim obiecywałem dostarczenie projektów budowlanych. W ten sposób wplątałem się ambicjonalnie w spór przedsiębiorstwa wykonawczego i inwestora SDH “Jubilat”, choć na dobrą sprawę, mógłby mnie ten spór w ogóle nie interesować. Oczywiście jedną z przyczyn takiego mego postępowania była osobista przyjaźń do Igora Stachniaka, który był głównym pozwanym w procesie. Ale w ten sposób wydałem wyrok na swoje prywatne życie na okres kilku miesięcy.
Nie mogłem na przykład pojechać na planowany wcześniej urlop wypoczynkowy w miesiącu kwietniu. Żona zabrała więc obu synków i pojechała beze mnie na dwutygodniowe wczasy do Szklarskiej Poręby Górnej w Karkonoszach. Mieli piękną pogodę i wypoczęli znakomicie. Ja zostałem sam w Krakowie i wzorem lat kawalerskich tylko na dwa dni Świąt Wielkanocnych pojechałem do Kępna do mych rodziców, którzy bardzo mnie zapraszali.

Wszystkie rzuty i przekroje dla SDH “Jubilat”, a potem prawie wszystkie szczegóły i detale budowlane, rysowałem sam, nie korzystając z pomocy asystentów i kreślarzy, którzy w tym czasie pracowali dla innych zespołów architektonicznych w biurze. Po prostu ten mój “Jubilat” był bardzo skomplikowany pod względem funkcjonalnym a także rysunkowo. Mianowicie poszczególne części budynku nachylone były do siebie pod różnymi kątami i występowały w nim wykusze, prześwity, nadwieszenia, tarasy, mury oporowe, rampy, zadaszenia, diafragmy aluminiowe na elewacjach, kilka typów wind, maszynownie, trafostacje, liczne wentylatornie z tunelami i kanałami czerpnymi, nawiewnymi i wyrzutowymi itd.
Prawie nic nie dawało się przerysować i powtórzyć, jak to, na przykład, czyni się przy poszczególnych kondygnacjach w projektach budynków mieszkalnych. To też napracowałem się wtedy jak nigdy przedtem i właściwie jak już nigdy potem. Pracowałem w uproszczonym cyklu: przyjazd do biura na godzinę siódmą rano, obiad o trzeciej w pobliskiej restauracji, powrót taksówką na nocleg do domu o 22-giej (bo po tej godzinie obowiązywała nocna taryfa).
Mimo tak forsownej pracy, faktycznie po 15 godzin dziennie, nie odczuwałem bynajmniej jakiegoś większego przemęczenia fizycznego, czy choćby psychicznego. Wystarczał mi twardy, głęboki 7-godzinny sen, by rano czuć się rześko, w pełni wypoczętym i gotowym do dalszej intensywnej roboty. Można to chyba wytłumaczyć przede wszystkim tym, że swą pracę projektanta bardzo lubiłem, w jakimś sensie ona sama była dla mnie właściwie relaksem. I nie miały tu znaczenia nawet poważne trudności i komplikacje projektowe, musiałem się wtedy tylko bardziej koncentrować.
W podobnym, acz nieco spokojniejszym trybie, pracowali moi branżowi koledzy od konstrukcji, instalacji sanitarnych i elektrycznych. Dzięki temu mogłem w swoim projekcie architektonicznym uwzględnić bez dodatkowego wyczekiwania, niejako w biegu, wszystkie niuanse wynikające z ich opracowań. W rezultacie w sierpniu, w terminie przyobiecanym przeze mnie na arbitrażu, biuro dostarczyło inwestorowi kilka tomów architektury i konstrukcji, które niezwłocznie przekazane zostały także generalnemu wykonawcy. Mógł on więc wznowić prace budowlane, co też niedługo nastąpiło. Wykonawca odstąpił też wtedy od swych dalszych roszczeń arbitrażowych.

Po kolejnych 3-4 miesiącach przekazaliśmy inwestorowi również projekty wszystkich podstawowych branż instalacyjnych, rysunki detali architektonicznych, kosztorysy. Różne prace projektowe trwały jednakże jeszcze nadal przez około dwa lata, ale dotyczyły one już tylko pewnych robót specjalistycznych, jak ślusarki aluminiowej okien wystawowych, aluminiowych diafragm elewacyjnych, instalacji telefonicznych i przeciwpożarowych, reklam neonowych, wystroju wnętrz kawiarni itp. Oddzielnie opracowany też został projekt na przebicie prześwitu komunikacyjnego w istniejącym budynku mieszkalnym od strony ul. Morawskiego, celem umożliwienia dojazdu dla samochodów dostawczych.
Ja we wrześniu – październiku wykonałem jeszcze rysunki detali architektonicznych. Były to autorskie opracowania, w ciągu 60 dni narysowałem 60 dużych arkuszy, znów mniej więcej w trybie kilkunastogodzinnego dnia pracy. Obejmowały one całą indywidualną stolarszczyznę, to jest okna, drzwi, szafy wbudowane, gabloty; bogatą ślusarkę – balustrady, kraty, różnorodne stalowe drzwi i bramy, przegrody z siatki, schody na taras; różne szczegóły budowlane – izolacje akustyczne, czerpnie powietrza, wyrzutnie dachowe, żaluzje trafostacji, ścianki luksferowe, koryta kwiatowe itd.
Natomiast do końca listopada opracowałem projekt technologiczny zaplecza kawiarni, wraz z rysunkami wyposażenia, to jest szafek, regałów, stołów roboczych, okienek podawczych, koryt zmywakowych itp. Koordynowałem też wtedy opracowywanie ostatnich branżowych projektów technicznych, szczególnie instalacji wentylacji mechanicznej.
Od grudnia wykonywałem już inne prace, nie związane z SDH “Jubilat”, i miałem więcej wolnego czasu dla siebie. Ponieważ zarówno żona, jak i ja, nie wykorzystaliśmy jeszcze całego urlopu wypoczynkowego, przysługującego nam w roku 1965, postanowiliśmy więc pojechać w ostatnich dwu tygodniach grudnia na wczasy rodzinne.

Uroczyste otwarcie "JUBILATA"

W dniu 19 lipca 1969 roku odbyło się formalne przekazanie do użytku największego w Krakowie domu towarowego SDH "Jubilat". Uroczystość tę powiązano dodatkowo z obchodami jubileuszu 100-lecia spółdzielczości spożywców w Polsce i 60-lecia tej spółdzielczości w Krakowie. Wziąłem w niej udział jako główny projektant i z satysfakcją przyjmowałem podziękowania, składane przez Radę i Zarząd PSS "Społem" za sprawne opracowanie dokumentacji projektowej na budowę obiektu przez Krakowskie Biuro Projektów Budownictwa Ogólnego. Po kilku tygodniach Zarząd "Społem" przekazał dwie nagrody pieniężne, w wysokości po 5000 złotych każda, za opracowanie dokumentacji projektowej "Jubilata", dla mnie i kol. Kazia Morawca, który wykonał projekty wnętrz kawiarni.
Od pierwszych dni działania "Jubilat" cieszył się wielką popularnością i na zakupy do niego przyjeżdżali klienci nawet z dalszych dzielnic miasta. Do końca lat osiemdziesiątych był to bezsprzecznie największy obiekt handlowy w Krakowie, tak co do posiadanej powierzchni sprzedażowej, jak i uzyskiwanych obrotów handlowych. A po roku funkcjonowania domu towarowego prezes Zarządu M. Rudzki poinformował mnie, przy jakiejś okazji, że roczne zyski osiągnięte w działalności handlowej "Jubilata" przewyższyły nakłady finansowe, poniesione na jego kilkuletnią budowę. Była to więc bardzo udana inwestycja, służy zresztą z wielkim powodzeniem mieszkańcom Krakowa do dzisiaj.

Kraków, 19.07.1999 r.


 "JUBILAT" - lata siedemdziesiąte

Jubilat.jpg (37734 octets)
 Widok ogólny SDH "JUBILAT" - 1999 r.


 "JUBILAT" nocą

Powrót do poprzedniej strony