Kariery nowohuckie
Józef Tejchma - refleksje

Tejchma.jpg (23396 octets)

W dniu 15 marca 1952 r., zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, zgłosiłem się do Dyrekcji Budowy Miasta Nowa Huta, gdzie jako świeżo "upieczony" inżynier architekt, szybko i sprawnie zaangażowany zostałem do pracy na stanowisku inspektora nadzoru inwestycyjnego. Zostałem poinformowany o zakresie swych obowiązków, otrzymałem swój “kąt” z biurkiem w pokoju inspektorów, a następnie decyzję o zakwaterowaniu w hotelu inżynieryjnym, będącym w dyspozycji Dyrekcji.
Odniosłem wrażenie, że kierownictwo przedsiębiorstwa było wyraźnie zainteresowane przyjęciem mnie do pracy, podobnie jak kilku innych absolwentów wyższych uczelni. Był to okres, gdy do zakładów pracy całej Polski zaczęła napływać pierwsza duża fala inżynierów i magistrów, wykształconych już po wojnie. Przy czym przedwojennych pracowników z wyższym wykształceniem było jak na lekarstwo.
Zresztą wszystkie liczne krakowskie przedsiębiorstwa budowlane przyjmowały wówczas wciąż nowych pracowników, prowadząc ich werbunek po przez szeroką sieć agentów w całej Polsce południowej. Na stanowiska robotnicze zatrudniano głównie młodzież wiejską, nie posiadającą w większości żadnych kwalifikacji zawodowych, dla której organizowano rozliczne kursy, zwłaszcza budowlane. Zaś do pracy w n owohuckim Kombinacie stalowym ściągano również hutników z Górnego Śląska.
Równolegle w nowym mieście w szybkim tempie przybywało nowych budynków szkolnych, przedszkoli, żłobków, obiektów handlowo-usługowych, bibliotek, biur administracyjnych i innych. Rosły więc również szybko kadry pracowników umysłowych o wykształceniu humanistycznym. Również oni poszerzali swe wiadomości zawodowe, uzyskiwali stosowne awanse i robili swe kariery zawodowe.
Znakomita większość mieszkańców Nowej Huty to byli ludzie młodzi. Ja sam wraz z upływem lat, uświadamiałem sobie też coraz bardziej, że b. wielu z pośród mych współpracowników, kolegów, znajomych, mieszkańców Nowej Huty - mieliśmy podobne życiorysy. Zamierzałem ongiś zebrać i zestawić kilka takich biografii, porównać je i ocenić. Pomysł się rozmył, lecz jeden biogram przytoczę.
Skojarzyły nas nasze książki wspomnieniowe, napisane w tym samym 1996 r. Obaj zaczynaliśmy swe zawodowe kariery w Nowej Hucie, wiekiem różnimy się tylko o kilka miesięcy, uczył nas historii ten sam profesor Pohorille (choć zupełnie w innym czasie i miejscu), a upodabniają jeszcze: zapamiętanie w pracy; zawały serca w Zakopanem i 41 lat pracy zawodowej, liczonej do emerytury. Różniły nas jednoznacznie tylko uprawiane przez nas profesje: ja pracowałem jako architekt w zawodzie inspektora nadzoru inwestycyjnego i projektanta, on był zawodowym politykiem, w latach 1972-77 na stanowisku wicepremiera i ministra kultury i sztuki. Chodzi oczywiście o znanego powszechnie, odnotowanego w encyklopedii powszechnej - Józefa Tejchmę.
W 1996 r. Józef Tejchma, będąc już na emeryturze, napisał książkę biograficzną Pożegnanie z władzą. Jest ona zapisem wspomnień od lat dziecięcych po kres pracy zawodowej. W książce wiele o najważniejszych wydarzeniach w powojennej Polsce, w której autor przez wiele lat był działaczem politycznym najwyższego szczebla. Sporo stron poświęcił też J. Tejchma na opis swej nietuzinkowej wsi rodzinnej i bardzo przeciętnego domu rodzinnego. Oto fragmenty tych opisów:

O Markowej -
.............Ludzie w Markowej byli nosicielami postępu w całym okresie międzywojennym. Już tylko ewidencja organizacji, które działały w Markowej, wystarczy, aby mieć wyobrażenie o jej niezwykłym rozbudzeniu społecznym. Była tam pierwsza w Polsce Spółdzielnia Zdrowia, Kółko Rolnicze, Kasa Stefczyka, Spółdzielnia "Społem", Spółdzielnia Mleczarska. W dziedzinie kultury niemal od samych początków naszego wieku działały Teatr Ludowy, orkiestra dęta, kapela ludowa, chór, ognisko muzyczne, świetlica, biblioteka publiczna. Siłą poruszającą, inicjującą i podtrzymującą niemal wszystkie przejawy aktywności było Koło Związku Młodzieży Wiejskiej "Wici", skupiającej większość pokolenia, skazanego na urządzanie sobie życia samodzielnie, bez czyjegokolwiek patronatu. ........
.............W okresie okupacji Markowa stała się czynnym ośrodkiem życia państwa podziemnego, miała silne oddziały Batalionów Chłopskich, konspiracyjną oświatę, "bibułę", czyli prasę informacyjną. Wieś dała schronienie znanemu po wojnie w Krakowie czasopismu "Wieści". Była też punktem kontaktowym żołnierzy, którzy we wrześniu 1939 r. przebijali się w stronę Rumunii, aby dostać się do polskiej armii we Francji....
.............Po wojnie w Markowej wybuchła nowoczesna cywilizacja, toczyła się jak lawina. Zapanowała gorączka zmian. Na początku była elektryfikacja. Przed wojną mama krzyczała do mnie: nie czytaj tak stale, bo oczy zepsujesz przy nafcie. Następnie wodociąg, potem gazociąg, no i lepsza droga. W ciągu kilkunastu lat powstała w Markowej cała nowoczesna struktura cywilizacyjna: nowy ośrodek zdrowia, lecznica dla zwierząt, szkoła, pawilon handlowy. Wokół każdej z tych spraw rozwijała się aktywność dziesiątków ludzi, przywykłych od dziesięcioleci do tego, że nic nie może się stawać bez ich udziału. .........

O domu rodzinnym -
.............Wchodziło się do maleńkiej sieni. Po prawej stronie stały żarna, po lewej - od 1946 r. - wielkie marzenie mamy, centryfuga. Na wprost wchodziło się do komory. Po prawej stronie była gruba, otwarta nie oszalowana ziemianka o wymiarach 2 m * 1 m, głębokości 1 m. Nazywaliśmy ją też sklepem. Trzymało się tu ziemniaki, buraki, rzepę, marchew. Na ścianach tej gruby pełno było mysich dziur, a prowadzona stała, zażarta walka z nimi za pomocą pułapek i kota nie dawała żadnego rezultatu. Myszy po prostu były. Po lewej stronie, przy przewodzie kominowym, wisiała cebula, susz kwiatu lipowego, jakieś ziela, wyżej stały na półce gomułki suszonego sera. W komorze stała zawsze beczka z kiszoną kapustą, skrzynia na zboże, worki z mąką. Pod ścianą korytko do wyrobu chleba, jakieś sita, rzeszota, gliniaki siwe i ozdobne, koszyki wiklinowe, jabłka, jajka, soki i czasem zamarynowane mięso.
Z sieni wychodziło się na lewo do izby, czyli chałupy. Po prawej stronie, wykonana z gliny i cegły, kuchnia z blachą oraz piec chlebowy, czynny do dzisiaj. Na blasze stały żeliwne garnki i najważniejszy z nich - kociołek wsadzany w palenisko po wyjęciu krążka z blachy. Na blasze piekło się placki i wypalało jęczmienne ziarno, które po zmieleniu w drewnianym młynku i dodaniu cykorii udawało kawę, a w niedzielę kawę z mlekiem. Kawa i herbata z kwiatu lipowego słodzone były melasą wyrabianą na patelni z buraków cukrowych.
Po lewej stronie stały cebrzyk, szaflik, wiadro z wodą i nieodłączną chochlą, maselnica, drabinka i kamień do wyciskania białego sera. Na piętrowej ławie stały gliniane, drewniane i żeliwne garnki. Na ścianie wisiały montewki, łyżki, w tym jedna duża drewniana do kociołka. Naprzeciw, pod oknem, stał stół ze śladami dużego zużycia, który służył do jedzenia, prania, prasowania, czytania, grania w karty. Obok ława skrzyniowa, która służyła do spania, zydelki. Na ścianie wisiał obraz z Matką Boską oraz corocznie zostawiane przez księdza obrazki świętych. Były też zdjęcia komunijne i trudne dziś do zapamiętania kalendarze niedzielnych i rolniczych gazetek. Wisiał wiejski zegar z kolorowym cyferblatem i wiszącymi na łańcuchach wagami, tj. ciężarkami w kształcie wydłużonego wisioru z czarnego żelaza. W ścianach były dwa małe okienka na jedną szybę. Zawsze w zimie szyby te pokrywały się wzorzystym lodem - tak jak to dziś można oglądać tylko w ekskluzywnie wydanych bajkach o złej czarownicy. ........

W swej książce wspomnieniowej Pożegnanie z władzą Józef Tejchma zamieścił wiele indywidualnych refleksji, głównie natury społeczno-humanistycznych, w formie krótkich aforyzmów, maksym i sentencji. Zostały one zebrane i wydane w małej książeczce pt. Refleksje w ograniczonym nakładzie do użytku rodzinnego. Poniżej przedstawiam przedruk tych "złotych myśli" w układzie tematycznym.

Pożegnanie z władzą - refleksje

Markowa -

Kształcenie charakteru -

Polityka i historiozofia -

Polska

Kultura

Życie

Powrót do poprzedniej strony