(Obszerne fragmenty listu opublikowane zostały w “Gazecie Wyborczej”)

List do redaktora Dawida Warszawskiego
Dezinformacja antyserbska



Ostatnio uważnie śledzę tragiczne wydarzenia dziejące się na terytorium b. Jugosławii. Pana korespondencja w "Gazecie Wyborczej", której byłem czytelnikiem, była dotąd dla mnie jednym z podstawowych źródeł informacji i komentarzy o tych wydarzeniach. Ale mając trochę własnej orientacji, bez trudu zauważałem, że pańskie artykuły są bardzo jednostronne i nieobiektywnie antyserbskie. Również polska telewizja wyspecjalizowała się w tendencyjnym prezentowaniu zdarzeń w b. Jugosławii. Lecz w TVP częściej, być może przez pośpiech, przeciekają jednak obrazy i informacje niekoniecznie antyserbskie. W kolejnych wydaniach dzienników tych informacji się nie podaje, ale co wyemitowano to jest już nieodwracalnym faktem. Pan ma więcej czasu na redakcję swych artykułów, a i mniej skrupułów. Nawet jak Pan napisze, że Muzułmanie przerwali rozejm, to i tak w komentarzu winą za to obarcza Pan Serbów.

Dawno więc zamierzałem napisać do pana list z krytycznymi uwagami. Oceniałem jednakże że również "GW" jest winna tej tendencyjności i że ewentualny mój list wyląduje w koszu. Aż tu nagle całkowicie odmienny artykuł pt. Krzywda zadana Serbom, autorstwa p.Jóźwiak-Dragovic. Podpisuję się w pełni pod uwagami p. Jóźwiak - moje odczucia są podobne, na skalę mych ograniczonych znajomości tamtych realiów. Zastanawiałem się przez chwilę nad prawdopodobną treścią Pana redakcyjnej odpowiedzi, zamieszczonej na sąsiedniej stronie. Oceniłem, że będzie ta odpowiedź obracać się wokół szczegółów z pomijaniem spraw zasadniczych dla zrozumienia dramatu jugosłowiańskiego. Typowałem, iż nie napisze Pan przynajmniej o trzech sprawach:

  1. O roli i istnieniu w czasie drugiej wojny światowej Niezależnego Państwa Chorwackiego;
  2. O przypadkowym, z narodowościowego punktu widzenia, wytyczeniu w 1945 r. republikańskich granic przez marszałka Tito;
  3. O nieistnieniu, historycznie biorąc, narodu bośniackich Muzułmanów.

Faktycznie "musnął" Pan jedynie wymienione tematy po swojemu, koncentrując się w swej odredakcyjnej replice tylko na udowadnianiu, że z samej natury rzeczy wszystkiemu winni są Serbowie. Brzydzi mnie takie tendencyjne stanowisko i chciałbym sprzeciwić się Panu, przynajmniej w tych trzech wymienionych kwestiach.

Ad a)   Pisze Pan łaskawie, cytuję: Wroga reakcja Serbów na chorwackie symbole byłaby zrozumiała .... Co czytelnik z tego ma rozumieć ? Co to takiego te chorwackie symbole. Tyle Pan napisał o b. Jugosławii w "GW", ale dotąd ani słowa o jakichś symbolach chorwackich. I Pan nie napisze, bo by to przedstawiło reakcję Serbów na chorwacką secesję w zupełnie innym świetle, sprzecznie z tym, co Pan czytelnikom “sprzedaje”. Te symbole, jak Pan wie doskonale, to:

Poznanie tych chorwackich symboli pozwala zrozumieć dlaczego Serbowie boją się i nie chcą żyć w nowo-starej Chorwacji. Mnie osobiście, mówiąc oczywiście skrótowo, ustasze kojarzą się bardzo wyraziście z ukraińskimi banderowcami z UPA, likwidującymi Polaków w walce o swą wymarzoną Samostijną. I też nie chciałbym żyć, nawet po tylu latach, w tej Samostijnej z tryzubem w herbie.

Ad b)   Co do granic, to pisze Pan, cytuję: Na całym świecie są narody sztucznie podzielone przez państwowe granice i jest to złem. Wygląda na to, że za państwowe granice uważa Pan te wewnętrzne republikańskie, a więc głównie administracyjne granice b. Federacyjnej Republiki Jugosławii i ubolewa, że narody FRJ były nimi sztucznie podzielone. Wstrząsająca diagnoza. Jeśli Pan w to wierzy, to proponuję Panu kapitalny temat do pracy doktorskiej np. pt. "Sztuczne granice Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej". Wytyczone tam granice stanowe nijak nie uwzględniają podziału ludności na setkę narodowości, tyleż religii i na dodatek kilka ras. Jeśli temat za obszerny to może być np. "Złe granice Polski". Oczywiście wojewódzkie - podział na narodowości do dowolnego uznania. Tylko jak Pan przeprowadzi dobre granice między mieszanymi rodzinami?
Właściwie z zacytowanego zdania tylko dwa wyrazy zestawione razem mają jakiś sens i są prawdziwe w kontekście narodowościowym b. Jugosławii, mianowicie "sztuczne granice". Np. Krajina, obecnie opanowana przez Serbów, nie należała ongiś do Austro-Węgier, jak Chorwacja, czy Słowenia. Zamieszkała jest prawie wyłącznie przez Serbów, a przyłączona została do Chorwacji w czasie II wojny światowej. Tito ten stan rzeczy pozostawił, bo w SFRJ granice republikańskie nie miały większego znaczenia, przynajmniej z punktu widzenia narodowościowego. Ważniejszy był przebieg granic według stref geograficznych, gospodarczych itp. Tak, na przykład, całą Dalmację włączono do Chorwacji, żeby mieć jednego gospodarza na wybrzeżu adriatyckim.
Nie przebieg granic wewnętrznych jest złem samym w sobie, lecz szowinistyczne idee nacjonalistyczne, pogarda i głoszenie nienawiści do innych nacji, religii, zwyczajów i historii. A jak to było w b. Jugosławii? Ano, jeszcze w latach 80. ludzie pracowali, mieszkali i żyli obok siebie, często nie rozróżniając, kto jest jakiej narodowości, jakiego wyznania. Nie miało to praktycznie żadnego znaczenia dla poziomu życia, kariery zawodowej, wykształcenia, praw obywatelskich itd.

Pan zakłada, cytuję: Ten pokojowy ład zburzyli Serbowie w rozpaczliwej próbie zachowania jedności Jugosławii. Bo nie daje Pan im tego prawa. Prawo według Pana jest po stronie rozbudzonych sztucznie nacjonalizmów przez lokalne ambitne elity władzy i opozycję antyjugosłowiańską, wspieraną skutecznie przez Zachód na fali antykomunizmu. Po stronie tych, co wyszli na ulice z chorągiewkami i świeczkami, domagając się z dnia na dzień, aby "agresorzy serbsko-jugosłowiańscy" opuścili "okupowaną" od 1918 r. ukochaną ojczyznę chorwacką.
Potem były normalne przepychanki, ktoś kogoś uderzył, ktoś pierwszy wystrzelił, zaczęły bić dzwony pokoju od Rzymu po Bonn, świat otrzymał porcję jedynie słusznych informacji o agresji na Chorwację, dokonanej przez złych Serbów, a patrioci chorwaccy uzyskali wsparcie finansowe i wszelkie inne, łącznie z uzbrojeniem, z życzliwych źródeł, głównie niemieckich. Po czym rozpętała się wojna domowa i w jej wyniku powstały na gruzach wyklętej Jugosławii nowe państwa: Słowenia, Chorwacja, Macedonia - trochę w innym stylu i Bośnia - ze sporymi jeszcze trudnościami. A jednym z głównych argumentów i uzasadnieniem dalszego prowadzenia wojny domowej są te ustalone pół wieku temu granice republikańskie. Nie powinno się ich w żadnym wypadku zmieniać, bo "jatka" mogłaby się skończyć.

Ad c)   Próbując dyskutować z wywodami p. Jóźwiak-Dragovic, że, historycznie biorąc, bośniaccy Muzułmanie nie są narodem w pełnym tego słowa znaczeniu - pisze Pan, cytuję: Naród bośniackich Muzułmanów właśnie się tworzy na naszych oczach, walcząc i ginąc za swój kraj Bardzo to miłe dla świata, jak Pan zapewne mniema, ale rzeczywiście wiarygodne, w przeciwieństwie do Pana dygresji o Białorusinach i Palestyńczykach. Ale chyba bardziej właściwe byłoby przywołanie, jako przykładu, np. cieszyńskich Protestantów.
Niewykluczone przecież, że gdyby nagle ogłosili secesję, a “polscy agresorzy i okupanci” sprzeciwili się temu, to może biliby się i ginęli za swój kraj. Ktoś, im przychylny za granicą, mógłby napisać wtedy o powstaniu nowego narodu Cieszyńskich Protestantów.
Można też dywagować inaczej. Jest taka metoda badawcza, poszukująca sprawców działań wśród tych, którzy w tych działaniach mają swój interes. No więc, kto jest wygranym w tym co się stało i dzieje jeszcze w b. Jugosławii? Osobiście sądzę, że największym wygranym jest nieboszczyk Hitler, który prawie 50 lat po swej śmierci doczekał się realizacji w Jugosławii wszystkich swych wojenno-gospodarczo-narodowościowo-politycznych celów, jakich nie udało mu się sfinalizować za swego życia. Wygrał pośmiertnie swą wojnę w Jugosławii i nie tylko.

Jest też i inny aspekt do rozważenia. Jak to możliwe, że Chińska Republika Ludowa, państwo ponad miliarda ludzi, o najstarszym bycie państwowym, kilkadziesiąt lat czekała na formalne uznanie przez zachodnie Demokracje, zaś Bośnia uznana została praktycznie z dnia na dzień. W tym przez Niemcy w pierwszej kolejności i to bez zbytecznej konsultacji ze swymi sojusznikami. Dziś wprawdzie jest wiele krytycznych na ten temat głosów na Zachodzie, ale Pan tych krytyk nie przytoczy, bo nie pasują do ustalonego przez Pana wizerunku.
Podsumowuje Pan ten wizerunek w ostatnich zdaniach swego artykułu, cytuję: Winna jest polityka prowadzona przez serbskich przywódców w imieniu wszystkich Serbów. Polityka zbrodni, oczywiście.
I obłudnie Pan jeszcze współczuje, pisząc: Rozumiem ból i rozpacz Serbów, bo zostali już osądzeni i potępieni. Ohyda, panie redaktorze D. Warszawski. Powinien Pan być prokuratorem, może politykiem w jakiejś oszołomskiej partii, ale nie korespondentem, dezinformującym wciąż i stale, i tak już długo, o tragicznych, ważnych przecież dla Polski sprawach, dziejących się tak niedaleko, w tak pięknym kraju Słowian Południowych.

Kraków, 22.04.1994 r.

Powrót do poprzedniej strony