Mam poważne wątpliwości
Powszechne uwłaszczenie i decentralizacja, a niepodległość



NIEUSTANNE NARZEKANIE NA PAŃSTWO I NA ZBYT MAŁE PIENIĄDZE. Jako inżynier architekt przez 40 lat swej pracy zawodowej zajmowałem się projektowaniem i realizacją obiektów mieszkalnych, szkół, przychodni zdrowia, pawilonów handlowych, hoteli itp. Miałem też świadomość, że pracuję dla kraju i dla siebie samego. Oraz uważałem, że pomnożony, m.in. moją pracą, majątek ogólnonarodowy jest własnością całego społeczeństwa, w tym również i moją własnością. Zysk, osiągany z jego eksploatacji stanowił stałą podstawę i gwarancję bezpłatnego szkolnictwa i służby zdrowia (choćby częściowo), funkcjonowania administracji i służb publicznych, ubezpieczeń społecznych (emerytur i rent), bezpieczeństwa publicznego i obrony kraju. Jednym słowem istniejący majątek narodowy był fundamentem własnego, silnego i niepodległego państwa. Niechże tak pozostanie.
Nie widzę żadnej potrzeby i konieczności dzielenia tego sukna państwowości polskiej na drobne kawałeczki i obdzielanie nimi wszystkich obywateli. Niby jak i niby czym? Może to jedynie osłabić nasze państwo i w konsekwencji także nas wszystkich.
Z tych samych powodów jestem też przeciwny radykalnej decentralizacji struktur administracyjnych i decyzyjnych państwa. W szczególności nie uważam za celowe przekazanie całego szkolnictwa i całej służby zdrowia w gestię samorządów gmin i miast. Spowoduje to wiele komplikacji organizacyjnych i społecznych, a na pewno rodzić będzie nieustanne pretensje samorządów pod adresem władz państwowych o przekazywanie za małych środków finansowych, jakiekolwiek by one nie były.

WOJEWÓDZTWA JAK DEPARTAMENTY FRANCUSKIE. Podobnie nie jestem też zwolennikiem odtwarzania powiatów jako dodatkowego trzeciego szczebla zarządzania. Spełniały one dobrze swą rolę w okresie komunikacji konnej, natomiast dla epoki szybkich samochodów lepsze są średniej wielkości województwa, jako podstawowe pośrednie ogniwa zarządzania między gminami i stolicą. Nasze polskie doświadczania w tym zakresie na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat nie są przecież negatywne.
Również zdecydowanie przeciwny jestem propozycjom utworzenia dużych województw-regionów, które zamierza się wyposażyć w część dotychczasowych kompetencji władz centralnych. Mianowicie dopatruję się w tym zagrożenia dla jedności, stabilności, a nawet w dłuższej perspektywie czasowej niepodległości państwa polskiego.
Aktualny podział państwa na 49 średniej wielkości województw przyjęty został w 1975 r. w oparciu o wzorzec administracyjnego podziału Francji na 90 podobnej wielkości departamentów. A tam struktura departamentów dobrze służy stabilnej, zintegrowanej państwowości Francji niezmiennie od czasów panowania Ludwika XIV. Wprowadził on ten podział kraju, wbrew ówczesnym podziałom narodowościowym, aspiracjom dynastycznym i ambicjom lokalnych elit szlachty. Potem przez 300 lat Francja utrzymywała status sprawnie zarządzanego mocarstwa europejskiego, dominując gospodarczo, kulturowo i militarnie w zachodniej Europie. Jest w tym spora zasługa właściwych struktur zarządzania tego państwa, w tym właściwego podziału administracyjnego kraju.

A WŁOCHY WIECZNIE PODZIELONE. Przykładem odmiennego wpływu podziałów administracyjnych na losy państw jest Półwysep Apeniński. Otóż po rozpadzie Cesarstwa Zachodniorzymskiego w 476 roku i po krótkich, kilkudziesięcioletnich rządach Cesarstwa Wschodniorzymskiego (Bizancjum) na Półwyspie Apenińskim powstało kilkanaście minipaństw: księstw, królestw, republik. Ich wielkość, granice, znaczenie, wpływy gospodarcze czy polityczne, zmieniały się jak w kalejdoskopie. Co raz to któreś z tych państewek przez koneksje rodzin panujących, lub w drodze wojen, aliansów itp. dostawało się pod wpływy innego. A najbardziej charakterystyczne, iż wszystkie one stały się terenem rywalizacji i podboju dla scentralizowanych państw ościennych: Francji, Hiszpanii, Niemiec, a później Austrii. Dopiero risorgimento połowy XIX w. doprowadziło w latach 1860-70 do zjednoczenia państewek półwyspu w jedno państwo włoskie. Ale do dziś nadal utrzymuje się we Włoszech znaczne zróżnicowanie gospodarcze i społeczne pomiędzy poszczególnymi regionami. I dziś, podobnie jak Kanada, Włochy stają w kolejce do dobrowolnego rozbicia scentralizowanego państwa na mniejsze organizmy. Konkretnie bogata Północ nie chce dotować i pracować na biedne regiony południa kraju itp.

RZECZPOSPOLITA DZIELNICOWA. Państwo polskie wtedy coś znaczyło, błyszczało gospodarką i kulturą, gdy było zjednoczone i miało silną, zcentralizowaną władzę. Fatalny w skutkach podział Królestwa w 1135 r. przez Bolesława Krzywoustego pomiędzy czterech jego synów, stał się jedynie główną przyczyną ich swarów i dalszego podziału państwa na drobne księstwa, wzajem zwalczające się. Szerzyły się wtedy anarchia, bunty i samowola możnowładców, zaś Pomorze i Śląsk dostały się pod obce panowanie. Nie był to dobry okres dla państwowości polskiej. Dopiero Henryk Brodaty, a ostatecznie Władysław Łokietek (1320) odzyskał i scalił prawie wszystkie utracone dzielnice w jednym organiźmie państwowym. Potem Kazimierz III Wielki usprawnił centralną administrację i skodyfikował prawo, co zaowocowało znacznym rozwojem handlu, rzemiosła, rozbudową miast, wzmocnieniem obronności i siły kraju. Wielkie zwycięstwo pod Grunwaldem nad Zakonem Krzyżackim również zaistniało tylko dzięki połączeniu sił Polski i Litwy przez Władysława Jagiełłę. Dobrym przykładem skutecznej centralnej władzy może być też okres panowania ostatnich Jagiellonów, uwieńczony rozkwitem nauki, sztuki i literatury renesansowej. Warto też przypomnieć, że szybka odbudowa i szeroka industrializacja zniszczonego Polski po II wojnie światowej możliwa była własnymi siłami i środkami jedynie w warunkach zcentralizowanego, silnego państwa. Pozwoliło to na koncentrację własnych kapitałów, środków technicznych i zasobów ludzkich na wybranych podstawowych kierunkach rozwojowych.

UPADKI MOCARSTW. Natomiast osłabienie władzy centralnej, waśnie dynastyczne, wojny religijne, niepokoje społeczne i destrukcja od wewnątrz struktur państwowych były wielokrotnie podstawowymi przyczynami upadku nawet dużych państw. Oczywiście często decydujące w tym względzie znaczenie miały także przegrane wojny, upadek gospodarczy i niedorozwój społeczny, a od ok. 150 lat również nacjonalizmy wewnętrzne. Takie przypadki rozpadu państw i ich podziału na mniejsze, lub wchłonięcie ich w całości, względnie w części, przez inne organizmy państwowe, zdarzały się często w całej długiej historii cywilizacji ludzkich. Gdyby ograniczyć się tylko do drugiej połowy naszego tysiąclecia i tylko do państw europejskich, to przykładów takich, w większej i średniej skali, doliczyć się można około tuzina. Oto one:

Z drugiej strony trwał proces kształtowania się nowych państw narodowych , jaki nasilił się po obu wojnach światowych, a bynajmniej dotąd się nie zakończył. Po I wojnie światowej w Europie powstało dziewięć nowych państw, a to: - Polska, Czechosłowacja, Austria, Węgry, Jugosławia, Finlandia, Litwa, Łotwa i Estonia - w wyniku rozpadu Austro-Węgier i upadku carskiej Rosji. A po II wojnie światowej, na przestrzeni tylko 20 lat (1946-65) powstało w świecie 48 nowych niepodległych państw, głównie w wyniku rozpadu kolonialnych imperiów Francji i W. Brytanii.

WSZYSCY CHCĄ NIEPODLEGŁOŚCI. O swą niepodległość i wolność od obcej zależności walczą od dziesiątków lat: - Irlandia Północna, Baskonia, Kurdystan, Palestyńczycy w Izraelu, Tamilowie w Sri Lance, mieszkańcy Timoru w Indonezji, Pusztunowie i Uzbecy w Afganistanie, Hutu i Tutsi w Rwandzie. Od kilku lat do walk o swą niepodległość dołączyli Czeczeńcy w Rosji. A lista ta bynajmniej nie jest pełna. Wszędzie w tych krajach leje się krew, zaś prowadzona działalność wyzwoleńcza ma niestety często charakter terroryzmu, a nawet ludobójstwa. Prezentowana jest, dzięki telewizji, na oczach całego świata i w związku z tym każdy z nas (niejako z konieczności) ma określony stosunek do tych wydarzeń. Najczęściej kształtowany jest on bezpośrednio właśnie przez środki masowego przekazu. Generalnie biorąc, odczucia te są coraz bardziej negatywne: obojętne ze względów ludzkich i skrajnie różne ze względów politycznych i światopoglądowych. Oczywiście wszystkie te konflikty mają zwykle swe głębokie historyczne podłoża i są uwikłane w różnorakie sprzeczności religijne, rasowe, społeczne. Ale historyczne zaszłości są zewnętrznemu obserwatorowi słabo lub w ogóle nie znane. Zaś środki masowego przekazu, przynajmniej u nas w Polsce, na ogół nie dokładają większych starań, aby nam historię i uwarunkowania tych konfliktów obiektywnie przedstawić i przybliżyć. U podłoża tych konfliktów leżą także prawie zawsze: egoizm narodowy, nieufność i podejrzliwość do obcych nacji, wyolbrzymianie własnych zalet, żądanie specjalnych przywilejów dla siebie, mity, indywidualne frustracje, wygórowane ambicje elit. Cechy te sumują się w różnym stopniu, w efekcie dając mieszankę nietolerancji, pogardy i wrogości do innych społeczności, czy narodów. Posłużę się przykładem Jugosławii dla zilustrowania historycznego tła konfliktu narodowościowego, jakiego od kilku lat jesteśmy świadkami na Półwyspie Bałkańskim.

CASUS JUGOSŁAWII. Zachodnie tereny Półwyspu Bałkańskiego od tysiąca lat przed naszą erą zamieszkane były przez indoeuropejskie plemiona Ilirów i Traków. Od III wieku p.n.e. stanowiły rzymską prowincję Dalmatia. W tym też mniej więcej czasie zasiedlone zostały przez tureckie plemiona Awarów. Z kolei Awarowie zostali zdominowani i wchłonięci przez Słowian, którzy przywędrowali w VI w. z nad Łaby i Odry. Z tychże słowiańskich plemion zorganizowały się Księstwo Serbskie od IX w., zależne od Bizancjum, zaś nieco później Księstwo Kroackie, zależne od Rzymu, a potem od Węgier.
Dlatego też Serbowie przyjęli wiarę prawosławną, a Chorwaci katolicyzm. Ta odmienność religijna, to bardzo poważna różnica, dzieląca niestety do dziś oba narody. Drugą poważną różnicę stanowią odmienne doświadczenia historyczne, związane z panowaniem tureckim na Bałkanach. Serbię i Bośnię zajęli Turcy na początku XV w., a Węgry, w tym Chorwację, nieco później. Natomiast Słowenia i Dalmacja nigdy nie doświadczyły panowania tureckiego. To wówczas część szlachty serbskiej w Bośni przyjęła islam w zamian za ekonomiczne przywileje. Dzisiaj ich potomków określa się jako bośniackich Muzułmanów.
W połowie XVIII w. Chorwacja i Krajina zajęte zostały przez Cesarstwo Austrii. Natomiast Serbia wywalczyła sama, w zbrojnych powstaniach, najpierw autonomię, potem wasalne księstwo, wreszcie pełną niepodległość państwową. Po przegranej przez Turcję wojny z Rosją (1878), po wielowiekowej niewoli, na prawie całym Półwyspie Bałkańskim powstały państwa narodowe, Bośnia i Chorwacja wchłonięte zostały przez Austro-Węgry, a Serbia powiększyła się o Macedonię. W I wojnę światową wszystkie narody bałkańskie weszły w dwóch wrogich blokach, m.in. Chorwaci walczyli w szeregach wojsk austro-węgierskich, zaś Serbowie byli sojusznikami państw Ententy. W 1918 r. po rozpadzie Austro-Węgier powstało Królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców, zmieniło ono nazwę w 1928 r. na Królestwo Jugosławii.
Integrację narodowościową w Jugosławii przerwał w 1941 r. faszyzm, który wraz z podbojem kraju przez Niemcy, zagościł w Niepodległym Państwie Chorwackim, powołanym przez nacjonalistyczną partię A. Pavelica. W wojnie z partyzancką armią Tity, chorwaccy Ustasze, przy boku Niemców, wymordowali w okrutny sposób 600-800 tys. ludności Jugosławii, głównie Serbów.
Po drugiej wojnie światowej Republika Jugosławii szybko dźwignęła się z ruin i niewyobrażalnej nędzy. W miejsce dotychczasowych antagonizmów i walk bratobójczych nastąpiła wspólna budowa nowoczesnej gospodarki, infrastruktury turystycznej, rozwój oświaty i kultury na równych prawach dla wszystkich narodowości.
Po 1988 r. głównie na skutek ambicji lokalnych elit opozycji, wspartych przez ośrodki zagraniczne, rozpoczęła się decentralizacja i demontaż FSRJ. Wskrzeszono w tym celu duchy nacjonalizmów, szowinizm religijny, a nawet echa średniowiecznych podziałów na wpływy kultury rzymsko-niemieckiej i bizantyjskiej. I oto po kolei, najpierw Słowenia, potem Chorwacja, wreszcie Bośnia i Macedonia w 1991 r. ogłosiły swą secesję z Federacyjnej Republiki Jugosławii oraz niepodległość swych republik związkowych. Ich następstwem są kolejne krwawe wojny domowe z Serbią, jako rzeczniczką zcentralizowanej Jugosławii.

TRZY KORONNE GWOŹDZIE DO TRUMNY I RP. Wracając na “własne podwórko” spróbujmy prześledzić jakie były przyczyny upadku i utraty państwowej niepodległości przez Polską w XVIII w. Ograniczając się do trzech najważniejszych, były to według mnie:

Otóż wojny o Inflanty i w ogóle ze Szwecją i Rosją, prowadzone z przerwami w latach 1563-82 i 1601-29, wysysały skutecznie energię i zasoby gospodarcze I Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Zwieńczeniem tych zmagań był wyniszczający kraj “potop szwedzki” (1655-60) i podbój Rzeczypospolitej w latach 1701-09 przez Karola XII.
Pogrom Turków pod Wiedniem sprawił, że od tego momentu Turcja w Europie się już tylko cofała, zaś Austria rosła w siłę i rósł też jej apetyt na ościenne terytoria. Zmaterializowało się to m.in. w jej propozycji wobec Prus i Rosji pierwszego rozbioru Polski w 1772 r. Austrii przypadł wtedy najsmakowitszy kąsek I RP w postaci całego południa kraju po rzekę Zbrucz.
Sobiepaństwo i opozycja wobec centralnej władzy królewskiej, sprawowanej zresztą w okresie 1697-1763 r. przez elektorów saskich, oraz warcholstwo i walka magnaterii i szlachty o coraz to większe przywileje (lub ich utrzymanie) kosztem innych stanów, owocowało zaciekłymi swarami, paraliżem Sejmu (liberum weto), rokoszami i zbrojnymi konfederacjami, powodującymi nieustającą degradacją wszystkich struktur państwowych.
Reasumując można powiedzieć, iż dorobiliśmy się rozbiorów i likwidacji państwa polskiego w XVIII w. niejako na własne życzenie. Przedstawione trzy główne powody, to jakby przysłowiowe trzy koronne gwoździe do trumny tamtej naszej państwowości.

CZY MOŻLIWY JEST KOLEJNY POGRZEB III RP. Nieraz w rozważaniach o przyszłości Polski przytaczany jest frazes, że “niepodległość nikomu nie jest dana raz na zawsze”. Faktycznie można bez większego trudu wyobrazić sobie rozpad nowej III Rzeczypospolitej na przykład w następstwie następującego scenariusza:

Oczywiście wszystkie te zmiany dyktowane będą bogoojczyźnianą troską o to, by władza była jak najbliżej obywatela oraz uzasadniane przekonaniami, iż miejscowe władze lepiej wiedzą, co w regionie jest potrzebne, że racjonalniej gospodarować będą lokalnymi zasobami etc.
Jednakże takie zdecentralizowane struktury niechybnie pogłębią różnice i dysproporcje między poszczególnymi województwami. I wystarczy np. jakiś ogólny kryzys (czy koniunktura), by któreś z nich uznało na przykład, że nie chce już dłużej pracować na nierobów w pozostałych regionach. Albo, że ze względów np. światopoglądowych nie po drodze mu z nimi. Akurat taki przykład przeżyliśmy w mini skali w Krakowie, gdy lokalni “superpatrioci” wystawili budki wartownicze na granicy z województwem kieleckim po ostatnich wyborach prezydenckich. A były też oświadczenia miejscowych partii prawicowych o nieuznawaniu nowego prezydenta, o jego bojkotowaniu itd.
Nie trudno wyobrazić sobie dalszą eskalację żądań, pretensji, skarg, pogróżek, zwieńczonych wreszcie demokratycznie przegłosowaną przez lokalny parlament deklaracją ogłoszenia secesji i własnej niepodległości. Przerywam ten przerażający scenariusz.... Ale tak właśnie niewinnie zaczęło się w Słowenii i Chorwacji: od decentralizacji władzy państwowej i przejmowania pełni władzy przez republiki związkowe - po przez patriotyczne łańcuchy przyjaźni i palenie świeczek w oknach domostw i przed kościołami - do zdecentralizowanej niepodległości i ... wojny domowej.

KONIECZNE REFERENDUM. Moim zdaniem, jesteśmy ze swoimi aktualnymi, oficjalnymi planami prywatyzacji majątku narodowego oraz nowego podziału administracyjnego Polski, na najlepszej drodze do naśladowania słonecznej Italii w dążeniach do rozbicia własnego państwa. Z tym, że pogodne charaktery przesympatycznych Włochów z natury rzeczy znacząco łagodzą wszelkie tamtejsze obyczaje i reformy. Zaś zacięte, egoistyczne, sfrustrowane, obdarzone przerośniętymi ambicjami, nasze rodzime elity polityczne potrafią z byle czego zrobić przysłowiowe “polskie piekło”. Więc - co Włochom może się ostatecznie nie udać, lub przerodzić w “ciepłe kluski” (albo raczej makaron) - nam może udać się w pełni, z jak najgorszymi skutkami.
Dlatego w pełni zgadzam się z żądaniami PSL, aby o ewentualnym wprowadzeniu planowanej, radykalnej reformy struktur i nowego podziału administracyjnego naszego kraju wypowiedziało się całe polskie społeczeństwo w ogólnokrajowym referendum. Niech naród sam demokratycznie i odpowiedzialnie zadecyduje w tak istotnej dla przyszłości państwa polskiego sprawach.

Kraków, 1997 r.

Powrót do poprzedniej strony